Cytaty

INTEGRALNY RZYMSKI KATOLICYZM * NACJONALIZM INTEGRALNY * NARODOWY SOLIDARYZM * UNIWERSALIZM * REWOLUCJA KONSERWATYWNA * EUROPA WOLNYCH NARODÓW

PRZECIWKO KOMUNIZMOWI I KAPITALIZMOWI! ZA NARODOWYM SOLIDARYZMEM PAŃSTWA!

PORTAL PUBLICYSTYCZNY FRONTU REX - RNR

Codziennik internetowy (wydarzenia - relacje - artykuły)

„Pro Fide, Rege et Patria” – „Za Wiarę, Króla i Ojczyznę”

PRZEŁOM NARODOWY - jest to projekt polityczny łączący w sobie ideę hierarchiczną z myślą narodową w duchu rzymskiego katolicyzmu, dążący do zmiany obecnego Systemu politycznego w sposób radykalny i trwały

wtorek, 5 kwietnia 2016

Mateusz Wójkiewicz: Państwo Mongolskie Narodu Polskiego


polska-murowana1 
   Dzikość, podziały i brak przywództwa sprawiają, że my, Polacy dalej będziemy trwać w strukturach plemienno-rodowych obok wielkich mocarstw, jak w krainie mongolskiej za Jesugeja i jego syna Temudżyna, zwanego później Czyngis-Chanem do czasu, aż nie wykażemy woli posiadania państwa i scalenia się w jeden naród, jedną myśl i jeden cel.

Łatwo zauważyć okoliczność, jaka dotknęła naród polski. Niejednemu z nas zadano pytanie, „czy każdy naród powinien mieć państwo” i jakże załamującą słychać w oddali odpowiedź „tak”, w której, o ironio, brakuje jeszcze dodać „za wszelką cenę”. Zdając sobie sprawę z naszego doświadczenia historycznego, moja odpowiedź brzmi: „ten naród powinien posiadać państwo, który pokaże, że mu zależy”, ponieważ krzywdzące dla nas jest twierdzenie, że i tak będziemy posiadali granice. Nasz naród przede wszystkim cechuje barbarzyńskość, panuje wśród nas brak wykształcenia w kierunku samodzielnego myślenia, a za to wzorowo przyswajamy przedstawione schematy. W kwestii zobojętnienia nie jesteśmy gorsi niż miało to miejsce przed wiekami. O tym, czy my będziemy w przyszłości posiadać państwo, decyduje nasz charakter narodowy, z którym mamy jako cały naród największy kłopot, a najbardziej brakuje nam determinacji. Niektórzy pewnie spróbowali, jak ciężko jest niestety przekonać ludzi w wieku 20-40 lat do tego, żeby postarać się, żeby mieć. Tu leży pies pogrzebany, gdyż dla tych ludzi hasło „postarać się, żeby mieć” znaczy coś bardziej przyziemnego jak praca i zarobek, ewentualnie przekręt i/lub wyjazd za granicę niż walka o ojczyznę, jak łatwo tu zauważyć – zupełna pustka uczuciowa w stosunku do cech narodowych i ojczystych. Dużo można spotkać odpowiedzi w rodzaju: „co mi dała ojczyzna, co ja z tego będę mieć, jak o nią zawalczę”, ponieważ tak mówi filozofia większości naszego narodu, który woli zalewać gardło niż żądać możliwości zaspokojenia swoich potrzeb, jak np. warunków do założenia rodziny, które co prawda posiadamy, ale w znacznej mierze są utrudnione. Tłumaczymy swoje odejście do szarej codzienności i prostego życia, bazując na w miarę satysfakcjonującej pracy, zarabianiu tyle, aby mieć, na ilość można przy okazji narzekać, bo zarobki wcale nie są zaskakująco wysokie, zabawić się w sobotni wieczór i żyć z dnia na dzień. Osoby te odznaczają się głupotą, najczęściej przejawiają się wśród ich kultury bycia cechy barbarzyńskie, z dala od kościoła, pełne najniższych wartości, nie mniej ignorancji i samolubstwa. To przykład narodu, który się nie stara.

Na szczęście w całym oceanie narodu oczekującego manny z nieba wychylają się środowiska narodowe, rozumiejące konieczność walki szeroko pojętej i wszelkimi środkami, idąc przeciw stowarzyszeniom i partiom nieprzychylnym naszemu narodowi, rodom, którym na rękę ogłupiony naród odnoszący wrażenie wolności, jakiej pragnie. Ale to, że nas, narodowców jest garstka, wcale nie oznacza, że nie damy rady nic zdziałać, wręcz wykorzystując całą naszą energię, jesteśmy w stanie spełnić cel Wielkiej Polski, jeśli pokażemy, jak bardzo nam na tym zależy. Nawet, jeśli jest nas tylko garstka – jak narodu mongolskiego w Imperium Mongolskim włącznie ze Złotą Ordą tworzącą trójkąt między Wołgą, Uralem i Kaukazem, i Ilchanatem obejmującym między innymi Persję i Khorezm.

W porównaniu do tego imperium Mongołów było naprawdę niewiele, jak nas, narodowców jest niewiele w stosunku do narodu, który nie idzie, ale pójdzie za nami. I nie chcę tu pomijać faktu, że narodowcy posiadają oddzielne obozy, które niezbyt chętnie współpracowałyby ze sobą, to są jakby rody plemienne albo będące w sojuszu, koalicji, albo będące wobec siebie niechętne lub nawet wrogie. Oprócz nich mamy nie tylko popularne partie polityczne znane z telewizji, gazet i Internetu, ale i zwolenników tych partii, które są święcie przekonane do różnych kierunków myślowych wierzących nawet w błędne przekonania o zbawienności UE, o tym, czy konstytucja jest łamana, czy przyjmować imigrantów albo pod kim mamy być i może na zawsze lub nie, pod Niemcem, Amerykaninem albo Rosjaninem, lub w końcu popieranie jednego z dwóch, wcale nie jedynych kierunków gospodarczych – komunistyczny socjalizm i korwinistyczny kapitalizm. Taka rozbieżność myśli wśród aktywistów różnych frakcji prowadzi do atomizacji i tworzenia się plemion o odmiennych wartościach, jakie przyjęły i niejednostronnego myślenia, bardzo podobne do podziału plemiennego, z jakim mieliśmy do czynienia przed wiekami jeszcze nie na tle myślowym i poglądowym, ale etnicznym. Wszystko to jest bardzo charakterystyczne dla omówionego wyżej podziału plemion, które może połączyć tylko federacja posiadająca jedynie cel i skupiająca te rozbicia, a niemająca konkretnej idei, co mogłoby zniechęcić owe różnorodności.

Naczelny kłopot, jaki występuje wśród nas, narodowców to taki, że nie posiadamy konkretnych przywódców politycznych. Swojego czasu ONR popierał Ruch Narodowy. Nie mogą być też przywódcami ludzie, którzy za chwilę kariery posła porzucili swoją partię i nie dość, że oddali przywództwo, to jakby było tego mało - człowiekowi, który z narodowcami nie ma nic wspólnego. Nie może być też naszym zbawcą kandydat, do którego nie mamy pełnego zaufania ze względu na jego pochodzenie, ponieważ właśnie przez swoje korzenie uczuciowo jest związany z inną ojczyzną, a przez to istnieje zagrożenie realizacji obcych, a nie polskich interesów.

W odniesieniu do całości faktycznie panuje chaos, nie tylko na salonach, co w samym narodzie, który przez pół wieku zapomniał, co to walka, co mu się należy, co powinien robić, zupełnie jak na stepach pustyni Gobi. Prowadzona jest aktywna polityka podziału narodu, jak dawniej Chińczycy (co było im na rękę) dzielili północne plemiona koczujące w inne krainy „tam, gdzie da się jeszcze żyć”. To wszystko daje nam do myślenia o strategii walki o lepsze jutro – choćby małym zgrupowaniem przekonać tych, których jeszcze da się przekonać, a tych, których nie da się przekonać, w późniejszym czasie przyjdzie pora zmusić ich do tego, a zdrajców ukarać. Tylko przez stal polskie „plemiona” staną się znowu jednym narodem, będą myśleć jak jeden naród i czcić jedną wiarę. Nasz sztandar będzie niesiony tak wysoko, że sięgnie dachów Bundestagu i Kremla, i zatrzepocze nad nimi, bo jeśli nie staniemy się silni, to silny nas, słabych pobije.