Wokół sprawy zabójstwa policjanta Michała Kędzierskiego zrobił się niebywały szum. Byłoby dobrze, gdyby media równie chętnie zajmowały się agresją ze strony mundurowych. Tylko w ostatnich latach mieliśmy wszak do czynienia z wieloma kontrowersyjnymi akcjami pań i panów w niebieskich mundurach. W większości wypadków uchodzą im one jednak na sucho, zwłaszcza jeśli działają na typowo polityczne zamówienie.
Wspomniany Kędzierski według doniesień mediów miał marzyć o byciu policjantem, a w nowej roli (wcześniej był między innymi dziennikarzem i DJ-em) miał rzekomo sprawdzać się znakomicie. Aż do feralnej interwencji w bocznej uliczce Raciborza, gdy legitymowany przez niego mężczyzna wyciągnął broń. Policjant miał zginąć na miejscu, zaś rodzina w związku z jego śmiercią otrzymała specjalną rentę od premiera Mateusza Morawieckiego.
Jednocześnie milicja przy okazji jego piątkowego pogrzebu postanowiła zorganizować własną akcję w całej Polsce. Dokładnie w południe zawyły więc syreny milicyjnych samochodów. W ten sposób koledzy po fachu mieli „zaprotestować przeciwko agresji wobec policjantów”.
Można by się i wzruszyć, gdyby nie pewne bardzo ważne szczegóły. Po pierwsze, zakładanie munduru nie wiąże się jedynie z blichtrem, awansami i sowitymi przywilejami emerytalnymi. Czasem trzeba przecież wstać zza biurka, stąd Kędzierski nie jest zapewne ostatnim mundurowym, który zostanie przez kogoś zaatakowany. Po drugie, o podobnych patologiach słyszy się wyjątkowo rzadko, właściwie tylko raz na kilka lat. Zdecydowanie więcej osób ginie każdego roku w budownictwie czy rolnictwie, a o akcjach solidarnościowych jakoś wówczas nie słychać.
Oczywiście to nie jedyna wątpliwość związana z kolejną pokazową akcją naszej kochanej milicji. Wszak każdy, kto trochę w Polsce pożył, wie doskonale do jakich patologii dochodzi w tej służbie. W czasie, gdy w całej Polsce wyły więc policyjne syreny, media poinformowały o policjantce przyłapanej na przeklejaniu metek z cenami. Owszem, mundurowi odpowiedzą na ten przykład, że w każdej grupie społecznej znajdzie się czarna owca.
Problem w tym, że takich czarnych owiec w mundurach jest więcej. W ubiegłym miesiącu w lesie pod Kutnem znaleziono ciało mężczyzny, który miał zostać wcześniej zabrany z domu przez policjantów. Z materiału telewizji TVN wynikało, że mundurowi „już wcześniej lubili wywozić ludzi do lasu”, a o całej sprawie doskonale wiedział ich komendant. Śmierć mężczyzny pobitego przez milicjantów nie zainteresowała jednak szczególnie innych mediów.
Podobnie byłoby zapewne z osławioną sprawą Igora Stachowiaka. Za jej nagłośnienie odpowiadają głównie osoby protestujące przeciwko brutalności milicjantów, które napotykając na problemy ze strony państwa same chciały wymierzyć sprawiedliwość oprawcom w mundurach. Dwa lata temu do podobnych protestów doszło w Koninie, a zatrzymanym wówczas osobom milicjanci odmawiali kontaktu z adwokatem.
Jako nacjonaliści jesteśmy również doskonale zaznajomieni z pracą mundurowych. Po raz kolejny o „agresji wobec policjantów” przekonaliśmy się w listopadzie ubiegłego roku, gdy grupa bandytów w mundurach prewencji urządziła „ścieżkę zdrowia” na stacji kolejowej obok Stadionu Narodowego. W majówkę funkcjonariusze uniemożliwili nam zaś przemarsz ulicami Białegostoku, choć w całym kraju skrajna lewica bez problemu mogła manifestować swoje poglądy. O utrudnieniach w organizacji demonstracji można oczywiście rozprawiać godzinami.
Smutnym panom w mundurach radzimy więc nie przesadzać z używaniem hasła „agresji wobec policjantów”, bo bardzo szybko nawet zwykli, niezaangażowani politycznie ludzie mogą uznać podobne protesty za karykaturalne. Zwłaszcza jeśli przy okazji kolejnych kontrowersji związanych z milicyjnymi interwencjami okaże się, że w przypiętych do mundurów kamerach akurat rozładowały się baterie…