„Kupujemy rzeczy, których nie
potrzebujemy, za pieniądze, których nie mamy, aby zaimponować ludziom,
których nie lubimy” Chuck Palahniuk
Słowa, które widzicie na początku mojego
tekstu, to w rzeczywistości cytat z popularnej książki pt. "Podziemny
Krąg". Doskonale opisuje on proces, który choć stary jak nasz świat, to
jego przejawy w Polsce zaczęły wychodzić dopiero na światło dzienne w
latach następujących po transformacji ustrojowej w roku 1989. Jak
czytelnicy pewnie doskonale sobie zdają sprawę, mam tu na myśli zjawisko
zwane konsumpcjonizmem. Co to właściwie jest?
Upraszczając i parafrazując definicje
słownikowe, chciałbym wskazać jedno, dość proste i jasne wytłumaczenie:
konsumpcjonizm to po prostu materializm praktyczny. Jak dodaje ks. prof.
dr hab. Władysław Piwowarski, omawiając tę sprawę przy okazji istoty
bogactwa i rozwoju, wskazuje, że to materializm, pogląd głoszący
wyższość materii i negację pierwiastków duchowych stał się korzeniem dla
współczesnych systemów gospodarczych. Kapitalizm, choć na pierwszy rzut
oka diametralnie inny od systemu socjalistycznego, w swej istocie jest
zupełnie bliźniaczy, gdyż oba systemy redukują istotę człowieka do
malutkiego ogniwa umieszczonego w samym środku machiny, której tryby są
poruszane przez banksterów w przypadku kapitalizmu, czy też partyjnych „kolesi” w
przypadku socjalizmu czy komunizmu.
Dziś, jak jednak słusznie stwierdził
nestor francuskiego ruchu narodowego Jean-Marie le Pen: zagrożenie
komunistyczne odeszło. Zerwano już „żelazną kurtynę”, dziś komunizm czy
prawdziwy socjalizm w Europie istnieje tylko w głowach nielicznych
pożytecznych idiotów czy przestarzałych funkcjonariuszy dawnego
systemu, którzy do dziś nie mogą się pogodzić z tym, że ich czas minął
już bezpowrotnie. Najpoważniejsze dla nas zagrożenie, przeciwko któremu
dziś powinni zjednoczyć się europejscy nacjonaliści, to kapitalizm i
wszystkie idące w ślad za nim patologie i aberracje. Dlatego i ja w tym
tekście chciałbym się skupić tylko na wspomnianej w tytule kwestii
konsumpcjonizmu. Czym w zasadzie jest to zjawisko? Jak się ono
przejawia? Czym się kończy jego rozwój i jakie straty może poczynić w
tkance społeczeństw? I wreszcie dlaczego jest on śmiertelnym
niebezpieczeństwem i nie możemy pozostać wobec niego bierni?
Jak już wspomniałem, konsumpcjonizm jako
zjawisko zrodził się już bardzo dawno, gdyż jego istota nierozerwalnie
związana jest z zaistnieniem w społeczeństwie bogactwa. To, jak człowiek
patrzy na pieniądze, to, czy uważa je za najważniejsze w życiu i uznaje
za jedyny środek, który może go doprowadzić do pełnego szczęścia,
doskonale zalicza się do kryteriów zaistnienia omawianego przeze mnie
zjawiska. Jak postępuje ta choroba w polskim społeczeństwie?
Głównie ze względu na odmienną od
większości państw Europy drogę historyczną, degeneracja naszego Narodu
była znacznie utrudniona i postępowała wolniej, lecz nie znaczy to, że
te procesy zupełnie nas ominęły. Gdy po zakończeniu II wojny światowej
cały zachodni świat cieszył się i bawił, to Polska ziemia spływała
krwią najlepszych synów naszej Ojczyzny, którą przelewali rosyjscy
najeźdźcy. Po upływie paru lat, gdy Europa zaczęła stawać na nogach,
głównie dzięki amerykańskim pieniądzom wydanym w ramach tak zwanego Planu
Marshala, w Polsce tymczasem sytuacja w ogóle się nie zmieniła. Polacy
byli upokarzani przez stalinowskich aparatczyków, a nieudolny system
gospodarczy i polityczny pchał nasz Naród w coraz to większą i niczym
niezasłużoną biedę. Tak więc, jak można łatwo zauważyć, rozwój bloku
państw zachodnich i rozwój bloku państw zależnych od ZSRR przebiegał
bardzo różnie. Dlatego pochód patologii związanych z nieograniczoną
konsumpcją przebiegał także odmiennie. W czasie, gdy społeczeństwa
zachodnie masowo poddawały się zgubnym tendencjom, PRL był zbyt biedny i
zacofany, by móc wejść w to samo bagno. W naszej historii pierwszy wyłom
pojawił się dopiero w latach 70-tych za rządów Edwarda Gierka, kiedy to
zapanował u nas tzw. socjalizm konsumpcyjny. To właśnie w tym czasie
uczyniono Polakom niezwykle poważną krzywdę. Poprzez nikły, lecz
całkowicie kontrolowany rozwój komuniści złamali ducha naszego
społeczeństwa. Co mam na myśli?
Rzecz jest bardzo prosta: ludzie przez
wiele lat cierpieli wielką biedę. Więc naturalnym jest, że za drobną
zmianę, za lepsze możliwości i perspektywy dla swoich rodzin, zrobiliby
oni dosłownie wszystko. Tę zwykłą zależność cechującą każde biedne
społeczeństwo bezwzględnie wykorzystał aparat władzy, zamykając naszych
rodaków w klatce wykreowanych potrzeb. Jak to wyglądało? Było tak:
chciałeś dostać jakiś zwyczajny samochód? Nie wiem, może malucha? No
dobrze, wyjścia są dwa: albo płacisz gotówką (ale na to mało kogo stać), albo dostajesz towar drogą zniżki czy dzięki uzyskanemu talonowi.
A ten talon to skąd? To proste, z zakładu pracy, ale tu zaczynają się
schody. Bo łatwiej było dostać wspomniany bon, gdy było się na wyższym
stanowisku. I tu zatrzaskiwały się sidła, gdyż obowiązujący wówczas
system nomenklatury peerelowskiej całkowicie uzależnił awans zawodowy od
lojalności danej osoby względem obowiązującego wówczas systemu
komunistycznego i panującej partii. To właśnie wtedy zaakceptowano idee
PRL. Pogodzono się z panującą sytuacją i zaciśnięto zęby tylko po to, by
zyskać jakąkolwiek szansę i zwiększyć swój standard życia.
Tama pękła całkowicie dopiero w latach
po transformacji ustrojowej w roku 1989. Choć co prawda zmieniły się
obowiązujące systemy, to aberracje, którymi były one obciążone, nie
znikły, lecz jedynie zamieniły się miejscami. Komunistyczni aparatczycy
doskonale przystosowali się do nowej sytuacji i opletli nasz kraj siecią
układów, które do dziś są dla nas olbrzymim kłopotem. Za zmianami
gospodarczymi naturalnie musiały pójść także zmiany społeczne. Gdy
oparto naszą gospodarkę na wolnym rynku, rozwinął się marketing i
zaczęto na niespotykaną skalę kreować potrzeby. Nie patrząc na opłakane
konsekwencje, nakręcano spiralę konsumpcji, a nasz rynek przez tyle czasu
odcięty od świata, każdy zachodni bzdet chłonął całkowicie i uznawał go
za nowość i kolejną rzecz niezbędną do życia. Powstało wielkie
rozwarstwienie społeczne, te zaistniałej na gruncie patologicznej w swej
istocie alokacji kapitału w rękach nielicznych spowodowało wytworzenie
się warstwy „elity”, która na ten tytuł tak naprawdę nigdy nie
zasłużyła. Jeśli pieniądze, jak mówi konsumpcjonizm, są warunkiem
szczęśliwego życia, to według nowej „arystokracji” stały się one także
jedynym wyznacznikiem pozycji społecznej. Skoro tak, to biedni – nie
zasługują na uwagę, gdyż nie potrafili odnaleźć własnego miejsca. Tak
więc egoizm stał się ulubioną postawą nowego homo capitalisticus, a
dbanie o swój własny interes jego jedynym i najbardziej ulubionym
zajęciem.
Kolejną grupą jest grupa ludzi
średniozamożnych, która choć nie jest bezpośrednim produktem
kapitalizmu, to cierpi przez niego najbardziej. Przez naturalną chęć
zapewnienia najbliższym dobrobytu, starają się oni coraz bardziej i
pracują coraz ciężej. Praca zaczyna wypełniać większość ich życia. Mimo
tego, że pracują, to ich dobrobyt nie wzrasta, bo koszty utrzymania także
wzrastają. Powiększa się więc frustracja. To odbija się negatywnie na
podstawowej komórce Narodu - rodzinie. Rozpadają się one przez pieniądze.
Szybkość życia, ciągła pogoń za dobrami materialnymi nie sprzyja
tradycyjnym rodzinom. Wszelakie zobowiązania są odrzucane jako „zbędne i
archaiczne” w nieskończenie "dobrej" epoce nowoczesności.
Ostatnią grupą i chyba niestety najliczniejszą i najbardziej niebezpieczną są ci, którzy w mojej ocenie wydają się chodzącym uosobieniem konsumpcjonizmu. To ludzie zepsuci, którzy są idealnym pokoleniem dla marketingowców i banksterów. To ludzie, których jedynym bogiem jest pieniądz, a oknem na świat telewizor lub komputer. Żyją jak zaprogramowane zwierzęta, według stałego, prymitywnego planu: żyj, pracuj, kupuj, konsumuj i umieraj. Co bardziej ambitni osobnicy dodają jeszcze do tego: pieprz, ćpaj i pal. Dla nich ideałem jest brak ideału, a szczytem mądrości - jak najwyższy poziom głupoty i chamstwa.
Ostatnią grupą i chyba niestety najliczniejszą i najbardziej niebezpieczną są ci, którzy w mojej ocenie wydają się chodzącym uosobieniem konsumpcjonizmu. To ludzie zepsuci, którzy są idealnym pokoleniem dla marketingowców i banksterów. To ludzie, których jedynym bogiem jest pieniądz, a oknem na świat telewizor lub komputer. Żyją jak zaprogramowane zwierzęta, według stałego, prymitywnego planu: żyj, pracuj, kupuj, konsumuj i umieraj. Co bardziej ambitni osobnicy dodają jeszcze do tego: pieprz, ćpaj i pal. Dla nich ideałem jest brak ideału, a szczytem mądrości - jak najwyższy poziom głupoty i chamstwa.
To właśnie spośród tych ludzi
wyniszczonych i wybrakowanych przez kapitalizm rekrutują się zwolennicy
wszelkich „europoprawności”. W skutek czego korzyść z ciągłego
pobudzania konsumpcjonizmu czerpią wszelakie grupy: prawicowcy – bo
dzięki temu mają stale powiększające się rynki zbytów dla światowych
gospodarek, które mają przecież zapewnić nam dobrobyt. Euroentuzjaści:
no bo jeśli Unia daję nam kasę w dotacjach, to oczywiście musi być ona
dobra, więc poprzyjcie ją, a obiecujemy, że będziecie mogli żreć bez
końca. Lewacy, genderyści: no skoro w połykanych przez was serialach i
filmach, mówimy, że transi, geje i inne dewiacje są ok, to czemu ich nie
poprzecie? Zróbcie to, a damy wam spokój i będziecie mogli do woli
kupować rzeczy, które tak naprawdę nie są wam do niczego potrzebne.
Podsumowując: na materializmie i
rozbuchanej konsumpcji korzystają wszyscy, którzy są przeciw Wolnym
Ludziom i Wolnym Narodom. Konsumpcjonizm działa jak rak i z wielką
łatwością niszczy tkankę Narodów, zwracając rodaków przeciwko sobie i
atakując ich podstawowy składnik budulcowy: tradycyjną rodzinę. Co w
takim razie należy zrobić? Jak temu wszystkiemu można przeciwdziałać?
Nie zamierzam w swoim tekście iść drogą niektórych „oświeconych” i
pisać niesprawdzone i naiwne frazesy o tym, że bieda hartuje ludzi,
albo że globalny kryzys finansowy spowoduje masowy powrót ludzi do
fundamentalnych wartości. W mojej opinii nie jest to prawdopodobne, a
osobiście wolę pisać o tym, na co mogę mieć realny wpływ. Dlatego w tym
miejscu odwołam się bezpośrednio do nas, do nacjonalistów. Musimy
pamiętać, że każdą zmianę, którą proponujemy, musimy zacząć od nas
samych. To w nas zaczyna się rewolucja narodowa, to w nas samych tworzą
się pierwsze przyczółki Wielkiej Polski. Najważniejsze jest to, byśmy my
sami swoim przykładem i swoją postawą świadczyli o swojej idei.
Dziś trzeba jasno powiedzieć, że tak jak
nie ma narodowego radykalizmu bez komponentu socjalnego, tak
nacjonalizm nie może istnieć bez jasnego odrzucenia materializmu i
systemów gospodarczych, które się na nim opierają. Trwając w idealizmie i
bezkompromisowo stojąc przy Świętej Wierze Katolickiej, jesteśmy w
stanie pokonać konsumpcjonizm, a gdy do tego dojdzie, to wtedy droga do
Przełomu Narodowego stanie przed nami otworem!