Książka
Pawła Gubariewa „Żagiew Noworosji” to źródło niezwykle ważne dla
zrozumienia istoty dramatycznych zmagań politycznych i militarnych,
jakie mają miejsce obecnie na Ukrainie. Mamy bowiem do czynienia nie
tylko ze świadectwem ważnego uczestnika wydarzeń, ale także ze śmiałymi
projekcjami politycznego wizjonera, które jednak nie są bez szans na
realizację.
W Polsce postać 32-letniego Pawła Gubariewa może być
już nieco zapomniana, ale na Ukrainie, a zwłaszcza w Doniecku, wciąż ma
on znaczne grono zwolenników. Przypomnijmy, że autor jest jednym z
inicjatorów powstania w Donbasie, które doprowadziło do proklamacji
Donieckiej Republiki Ludowej (DRL) i wojny domowej na Ukrainie. Po
zwycięstwie Euromajdanu w Kijowie zainicjował powstanie Ludowego
Pospolitego Ruszenia Donbasu, które stało się zalążkiem armii DRL. 1
marca 2014 roku na wielkiej manifestacji w Doniecku wybrany został
ludowym gubernatorem obwodu donieckiego, co dało sygnał do buntu
przeciwko euromajdanowym puczystom z Kijowa.
Zatrzymany już po tygodniu przez Służbę Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU), został uwolniony po dwóch miesiącach z aresztu – w ramach wymiany jeńców, dzięki staraniom dowódcy powstańczego garnizonu w Słowiańsku, legendarnego płk. Igora Striełkowa. W czasie działań wojennych organizował zaplecze logistyczne i posiłki dla obleganego przez wojska kijowskiej junty Słowiańska, stanął na czele ruchu politycznego „Noworosja”. Obecnie należy do krytyków aktualnych władz republik ludowych Donbasu, wciąż jednak wierzy w realizację jego idei Wielkiej Noworosji. Jej sugestywna wizja stanowi jedną z partii omawianej publikacji.
Licząca ponad czterysta stron książka składa się z dwóch odrębnych
części. W pierwszej Paweł Gubariew wspomina wydarzenia tzw. Ruskiej
Wiosny na Ukrainie zapoczątkowane lutowym puczem w Kijowie 2014 roku, w
drugiej rysuje wizję ustroju społeczno-gospodarczego oraz politycznego
postulowanego państwa Noworosja. Omawiając chronologicznie polityczne
wypadki burzliwego roku 2014 wskazuje także na genezę powstańczego
ruchu, na uwarunkowania społeczno-polityczne, które wywołały bunt
mieszkańców Donbasu i innych obwodów Południowego-Wschodu Ukrainy
przeciwko władzom w Kijowie. Bezpośrednią iskrą, która do tego
doprowadziła był oczywiście osławiony Euromajdan i będące jego efektem
siłowe przejęcie władzy w państwie przez prozachodnich oligarchów i
skrajnie nacjonalistycznych banderowców. Była to sytuacja nie do przyjęcia dla prorosyjsko nastawionej ludności Południowego-Wschodu Ukrainy.
Ale autor zwraca też uwagę na głębsze podłoże społeczne buntu.
„Rozpad Związku Radzieckiego i „liberalne reformy rynkowe” przyniosły
piekło. Dezindustrializację, nędzę, dziką korupcję „elit”, szalone
rozwarstwienie społeczne i wymieranie rdzennej ludności” – pisze
Gubariew. Proces ten porównuje do przejścia przez kraj hordy
barbarzyńców. Rzekomo niepodległa Ukraina to dla niego rządy
uzależnionej od Zachodu pasożytniczej klasy oligarchów. „Stając się „niezależną”, Ukraina przekształciła się w nieszczęsny kraj, w terytorium degradacji i zdziczenia” – ocenia. Zwycięstwo Euromajdanu przelało tylko czarę goryczy pokornych dotąd mieszkańców prorosyjsko nastawionych regionów.
W przypadku Gubariewa czynnikiem, który dodatkowo motywował go do
walki była dręcząca go apokaliptyczna wizja przyszłości światowego
kapitalizmu, której degradacja Ukrainy jest tylko zapowiedzią. „Wszędzie
prości ludzi zderzają się z tym, że degradują ich w zniewolone bydło,
zmuszone do egzystencji w jakimś zaklętym kręgu. Nawet na sławionym
Zachodzie odchodzi w przeszłość tak chwalone państwo dobrobytu. Wszędzie
bogaci stają się coraz bardziej zamkniętą kastą, wszędzie zachodzi
erozja klasy średniej a większość ubożeje. Wszędzie większość odsuwana
jest od władzy. (…) XXI wiek stanie się „gorzkim stuleciem” dla ludowych
mas. Dlatego, że tendencje są oczywiste – bogaci będą stawiać jeszcze
bogatszymi i bardziej wpływowymi. (…) A poddanych czeka postępująca
atomizacja. Po raz pierwszy od wielu wieków będą fizycznie i umysłowo
słabsi od swoich panów. (…) Swoje miejsce w nowej rzeczywistości zajmie i
nieszczęsna Ukraina. Stanie się jednym z biednych, wymierających
państw” – prorokuje autor.
Antyoligarchiczne powstanie
w Donbasie miało uchronić region przed takim losem pogrążającej się
na własne życzenie w przepaść Ukrainy. Jego inicjator zdradza wiele
ciekawych faktów politycznej „kuchni” antymajdanowego ruchu. Podkreśla
przede wszystkim, że do społecznego wybuchu w Donbasie doprowadziła
pełna determinacji akcja garstki działaczy tworzącego się żywiołowo,
niemal od zera ruchu, który objawił się w gorących dniach marca 2014
roku jako Ludowe Pospolite Ruszenie Donbasu.
Rządy oligarchów, w tym ostatniej ekipy Wiktora Janukowycza,
doprowadziły bowiem do niemal całkowitego wyjałowienia kraju z
wszelkich niezależnych grup politycznych, zwłaszcza tych nastawionych
prorosyjsko, reprezentujących bliski autorowi duch ruskiej
(wszechrosyjskiej) idei narodowej. Takie organizacje jak Postępowa
Socjalistyczna Partia Ukrainy, z ramienia której Paweł Gubariew był
przez krótki czas lokalnym radnym, zostały skutecznie zmarginalizowane
za pomocą finansowych i administracyjnych czynników. Jako niepożądani
konkurenci Partii Regionów w walce o głosy prorosyjsko nastawionego
elektoratu.
Według Gubariewa, pełną swobodę działania miały tylko
finansowane z Zachodu, rusofobiczne „organizacje pozarządowe”.
Prowadziły one intensywną pracę z młodzieżą w celu nacjonalistycznej lub
liberalnej indoktrynacji. Także w Donbasie, choć tam natrafiły
na wyjątkowo niewdzięczny grunt. Autor ocenia, że w chwili wybuchu
Euromajdanu zachodnie NGO-sy dysponowały na Ukrainie armią 150 tysięcy
tzw. wolontariuszy, czyli płatnych aktywistów. Po drugiej stronie
zorganizowana była tylko biurokratyczna struktura Partii Regionów, która
po pierwszych ciosach rozpadła się, a większość regionałów dołączyła do
zwycięskiego obozu. „Stało się oczywiste, że „elita” zorganizowana w
Partii Regionów nie zdecydowała się iść na konflikt z konkurencyjną
grupą, zwycięską na Majdanie. Co więcej, czuło się ich niechęć do walki,
bezwolność, słabość, bojaźń” – opisuje swoje wrażenia ze zjazdu
regionałów w Charkowie 22 lutego 2014 roku. „Wówczas dotarło do mnie z całą jasnością: teraz nikt oprócz nas samych nas nie obroni” – podsumowuje decydujący o swoim zaangażowaniu w ruch oporu moment.
Trzeba bowiem podkreślić, że przez osiem lat poprzedzających
Euromajdan Paweł Gubariew pozostawał z dala od polityki, zajmując się
prowadzeniem firmy z branży reklamowej i życiem rodzinnym. Dopiero ten
przełom spowodował, że zaczął zbierać równie jak on rozproszonych dotąd
ideowych przyjaciół – bazując na osobistych kontaktach i sieciach
społecznościowych w internecie. Pierwsze pieniądze na działalność, 40
tys. dolarów, zdobył ogałacając kasę własnej firmy. Uruchomiona w ten
sposób, ad hoc grupa zaledwie kilkudziesięciu osób w ciągu dosłownie
kilku dni „rozhuśtała” Donbas, eskalując buntownicze nastroje. „To
co nasi wrogowie wypracowywali przez lata i dziesięciolecia nam
przyszło tworzyć w pośpiechu, w ciągu niewielu dni. (…) Propaganda,
propaganda, propaganda. Jak w czasach Lenina i jego „Iskry” –
wspominał. Było to o tyle ułatwione zadanie, że podłoże społeczne dla
takiego ruchu istniało. „Staliśmy się mechanizmem spustowym, który
uruchomił zorganizowany ruch oporu w Donbasie” – podsumowuje ten moment
Gubariew.
Nie ukrywa, że od pierwszych dni jednym z głównych zadań jego grupy
było pozyskanie broni palnej, choć przez długi czas liczył, że uda się
uniknąć konfrontacji zbrojnej z Kijowem. Że z pomocą zbuntowanemu
Donbasowi oraz pozostałym regionom Południowego-Wschodu Ukrainy
przyjdzie Kreml i zrealizowany zostanie krymski wariant pokojowej
aneksji tych terytoriów do Federacji Rosyjskiej. Kalkulacje te oparte
były jednak jedynie na wiedzy wyniesionej z mediów, bo żadnych kontaktów
z Moskwą Gubariew nie miał. Ujawnia, że pierwszy taki kontakt
nawiązał dopiero 5 marca, na dzień przed aresztowaniem, już po
pierwszych szturmach gmachów administracji publicznej, gdy na jego
komórkowy telefon zadzwonił doradca Władimira Putina Siergiej Głazjew.
„Ten telefon mnie dosłownie uskrzydlił. Głazjew powiedział, że popiera
nasze poczynania w antyfaszystowskiej walce. Te proste słowa dodały mi
sił” – wspomina.
Przeciwko „ukrom”
Powstańczy przywódca Donbasu broni jednak decyzji o uzbrojeniu swoich
zwolenników. „Szalejący ukronaziści zaczynają niszczyć radzieckie
pomniki. Czy mieliśmy pokornie czekać aż i do nas przyjdzie to oszalałe
bydło? Czy należało pochylić głowy przed następcami nawet nie
hitlerowców, ale ich tubylczych popleczników? (…) Czas bardzo szybko
dowiódł, że mieliśmy rację. W Odessie, gdzie ruch „Kulikowe Pole”
postanowił nie brać broni do ręki i nie przejmować władzy siłą, mając
nadzieję pokojową drogą zebrać podpisy za autonomią Noworosji, ludzi po
prostu spalili żywcem. W Zaporożu mityng był brutalnie rozbity przy
użyciu siły.
W Charkowie proruski aktyw poszedł na współpracę z merem Gienadijem Kernesem.
Nasi przyjaciele z innych regionów Wielkiej Noworosji popełnili wielki
błąd: poszli na zgodną współpracę z miejscową elitą, która ich wkrótce
sprzedała i chłopaki znaleźli się w kazamatach SBU” – przekonuje. W
Donbasie rzeczywiście decydującym czynnikiem było odrzucenie w
pierwszych dniach jakiejkolwiek współpracy powstańców z miejscowymi
politykami i urzędnikami, zwłaszcza z ekipą „gospodarza” regionu Rinata Achmetowa. Gubariew podkreśla, że marcowe powstanie było równoczesną walką z kijowską juntą i z miejscowymi oligarchami.
Ciekawy wątek przełomu psychologicznego związanego z bronią,
przemocą, walką zbrojną wspomina cytowany w książce współpracownik
Gubariewa Siergiej Cypłakow: „Tak, 7 czy 8 marca
uważałem za niedopuszczalne przeniknięcie do opieczętowanego przez SBU
mieszkania Gubariewa w celu zabrania jego rzeczy osobistych, a już 8 czy
9 kwietnia robiłem zbiórkę na zakup 10 jednostek broni palnej od
bandytów. Tak szybko padały psychologiczne bariery utrudniające
działalność w warunkach bojowych”.
Kluczowy dla przebiegu wypadków w Donbasie okres po swoim
aresztowaniu autor opisuje przytaczając wspomnienia swoich
współpracowników. Z dumą podkreśla, że jego wyeliminowanie z akcji nie
złamało ruchu oporu, który nabrał już własnej dynamiki. Szczególnie
eksponuje rolę swoich ludzi w nawiązaniu kontaktu z grupą Striełkowa i
pomoc w przetransportowaniu jej z granicy do Słowiańska, który miał stać
się bastionem powstającej republiki donieckiej. Relację z tej wyprawy
czyta się jak powieść szpiegowską. Samego Striełkowa, postać budzącą
kontrowersje, Gubariew wspomina w samych superlatywach: „Najodważniejszy
i najuczciwszy człowiek. Bezinteresowny patriota. Nie będę przedstawiał
go jako geniusza wszechczasów, ale jako dowódca był on na swoim
miejscu”.
Igor Strełkow
Rosja nas zostawiła
Przez całą partię wspomnieniową przewija się nuta żalu, goryczy
związanej z bezczynnością Rosji wobec powstania w Donbasie. Paweł
Gubariew ocenia, że wariant krymski był na Południowym-Wschodzie Ukrainy
do powtórzenia niewielkim nakładem sił. Twierdzi wręcz, że miejscowe
elity i armię można było po prostu kupić. „Gdyby w tym momencie
Rosja zdecydowała się na „krymski wariant” w Donbasie, czekał ją
oszałamiający sukces. Woli oporu u miejscowych władz nie było. Siły
zbrojne Ukrainy liczyły wszystkiego 17 tysięcy zdolnych do walki
żołnierzy. Nawet specnaz nie umiał porządnie wojować – pokazały to później wydarzenia w Konstantynówce. Miejscowa milicja była gotowa sprzedawać się.
Miasta można było brać za niewielkie – w porównaniu z wojną – pieniądze. Dla poddania jednego miasta miejscowe „siłowe” kierownictwo prosiło od 50 do 200 tysięcy dolarów. Bujnyj prowadził rozmowy, ale tych pieniędzy Pospolite Ruszenie nie miało. Miasta brali więc siłą. (…) Za kilka milionów dolarów można było kupić i milicję, i SBU, i dowództwo miejscowych jednostek wojska. Do walki się oni nie rwali. Można było zrobić tak jak w Iraku w 2003 roku, gdy Amerykanie po prostu kupili generałów Husajna. Wówczas powstałaby nie tylko doniecka i ługańska republiki, ale cała Noworosja” – utrzymuje.
Miasta można było brać za niewielkie – w porównaniu z wojną – pieniądze. Dla poddania jednego miasta miejscowe „siłowe” kierownictwo prosiło od 50 do 200 tysięcy dolarów. Bujnyj prowadził rozmowy, ale tych pieniędzy Pospolite Ruszenie nie miało. Miasta brali więc siłą. (…) Za kilka milionów dolarów można było kupić i milicję, i SBU, i dowództwo miejscowych jednostek wojska. Do walki się oni nie rwali. Można było zrobić tak jak w Iraku w 2003 roku, gdy Amerykanie po prostu kupili generałów Husajna. Wówczas powstałaby nie tylko doniecka i ługańska republiki, ale cała Noworosja” – utrzymuje.
Przyczyn bierności Moskwy upatruje w słabości Rosji, w
półkolonialno-surowcowym charakterze państwa rosyjskiego oraz znaczącej
pozycji we władzach kraju prozachodnio zorientowanych liberałów i
oligarchów. (Choć oczywiście docenia pomoc materiałową Rosji dla
walczącego Donbasu i udział rosyjskich „urlopowiczów” w powodzeniu
letniej kontrofensywy 2014 roku.) Nie ukrywa też rozgoryczenia obecnym
stanem Donieckiej Republiki Ludowej, która nie realizuje pierwotnych
założeń ludowładztwa, powiela biurokratyczny model ustrojowy Federacji
Rosyjskiej, ubolewa, że częściowo odzyskał polityczne wpływy w Doniecku
Achmetow. Ale temu jak zaradzić tym słabościom poświęcona jest właśnie
druga, programowa część książki. Bodaj największą satysfakcję
Gubariewa budzi fakt, że w wyniku powstania „ludność na naszych oczach
zaczęła przekształcać się w lud”.
Narodowa lewica
Aby lepiej zrozumieć założenia programu Pawła Gubariewa, trzeba
poznać jego światopogląd i poglądy polityczne. Wykraczają one poza
konwencjonalne podziały na prawicę i lewicę. Lider ruchu politycznego
„Noworosja” deklaruje się jako „czerwono-biały” – prawosławny i
konserwatywny w zakresie obyczajowości, ale radykalnie lewicowy w
kwestii ustroju politycznego i społeczno-gospodarczego. Syntezę tę
oddaje rozpropagowana przez Gubariewa flaga Noworosji zawierająca
niebieski krzyż patrona Rusi św. Andrzeja na czerwonym tle będącym
symbolem ruchów socjalistycznego i komunistycznego.
Choć w znacznym stopniu jego ideową inspiracją są prawosławni,
religijni myśliciele oraz XIX- i XX-wieczni ideolodzy eurazjatyzmu, nie
odrzuca myśli marksistowskiej. Postępowy rys jego światopoglądu wzmacnia
fascynacja rosyjskim kosmizmem – myślą takich pisarzy i teoretyków jak
Konstanty Ciołkowski czy Iwan Jefriemow. „Kosmizm natchnął mnie
płomienną wiarą w nieograniczoność naszych możliwości” - wyznaje.
Dlatego w jego gabinecie wiszą portrety rosyjskich pionierów podboju
kosmosu: Konstantego Ciołkowskiego, Jurija Gagarina i Siergieja Koroliowa. Podkreśla,
że w twórczości Jefriemowa pociąga go „świat wyższych ludzi – żeglarzy
wśród gwiazd, żyjących w społeczeństwie bezgranicznie bardziej
rozwiniętym niż kapitalizm”. Mimo swojego obyczajowego konserwatyzmu
deklaruje: „Trzeba iść naprzód, drogi wstecz, w archaikę nie ma”.
Punktem wyjścia dla politycznej misji Gubariewa jest Noworosja, którą
uważa za swoją najbliższą ojczyznę. Jest to historyczny region carskiej
Rosji, którego granice w przybliżeniu pokrywają się z obszarem
Południowego-Wschodu Ukrainy (choć Gubariew podkreśla, że w jej skład
wchodzą także Naddniestrze oraz rosyjskie regiony obwodu rostowskiego,
Kubania i Kraju Stawropolskiego). Kraj ten powinien, według niego,
zostać wyłączony z terytorium Ukrainy, do której historycznie nie
przynależy, choć jest jej bliski. Dzięki swojemu potencjałowi
ekonomicznemu, mądrze rządzona Noworosja może stać się ośrodkiem
odrodzenia całego Ruskiego Świata, czyli wspólnoty
cywilizacyjno-narodowej „ruskich”ludzi, w skład której wchodzą grupy
etniczne Wielkorusów, Małorusów-Ukraińców i Białorusinów. Gubariew stoi
na stanowisku przedrewolucyjnej jedności narodu ruskiego złożonego z
tych trzech członów.
Oderwania Noworosji od pogrążającej się w kryzysie ekonomicznym i
paroksyzmach antyruskiego nacjonalizmu Ukrainy nie uważa za przejaw
separatyzmu, lecz przeciwnie – dążenia do zjednoczenia ziem dawnego
imperium rosyjskiego i ZSRR. Najpierw przez jakąś formę reintegracji z
Federacją Rosyjską Noworosji, a w dalszej perspektywie reszty Ukrainy.
Jest zwolennikiem odbudowy imperium rosyjskiego, które postrzega jako
przeciwieństwo „chutorowości” – tendencji do tworzenia małych państw
narodowych z ich etnicznymi nacjonalizmami. Imperium zaś to
pluralistyczna wspólnota wielu narodowości, które łączy wspólna, ruska
cywilizacja. „Ruscy zawsze pokojowo żyli i będą żyli z rdzennymi
narodami na tej ogromnej ekumenie. W Federacji Rosyjskiej (Wielkorosji)
wspólnie z nami żyją Turcy, Ugro-Finowie, górskie narody Kaukazu, ludy
Syberii i Północy. W Noworosji – Grecy, Tatarzy, Gagauzowie, Bułgarzy,
Mołdawianie-Besarabowie” - podkreśla Gubariew. Tę ideę zjednoczeniową
określa mianem ruskiego nacjonalizmu cywilizacyjnego.
Jako głównego wroga Gubariew postrzega system kapitalistyczny, który
uważa za antychrześcijański. W charakterze alternatywy dla niego
przedstawia ideę prawosławnego socjalizmu. Dlaczego prawosławnego? Tu
odpowiedź jest prosta: „A jaki ma być? Przecież nie buddyjski i nie
muzułmański, bo Ruscy to ludzie prawosławnej wiary i kultury”. Według Gubariewa zniszczona musi zostać oligarchia – jako „element przestępczy” i „nasz śmiertelny wróg”. Zawłaszczony
przez oligarchów majątek powinien być zwrócony ludowi, ponieważ był
„wypracowany przez ludzi radzieckich”. Nie oznacza to jednak całkowitego
odrzucenia przez noworosyjskiego wizjonera prywatnej własności środków
produkcji – zwłaszcza w wymiarze drobnej i średniej przedsiębiorczości.
Gospodarka powinna być wielosektorowa, strategiczne gałęzie gospodarki
muszą jednak pozostawać w ręku państwa.
Mimo religijnego, uwarunkowanego kulturowo podłoża proponowanego
przez Gubariewa modelu socjalizmu, uważa on, że udana realizacja
socjalistycznych rozwiązań w Noworosji stanowiła będzie pociągający
przykład dla innych – nie tylko dla Ukrainy i Rosji, ale również w skali
globalnej. Ten nowy socjalizm nie ma być odwzorowaniem systemu
istniejącego w ZSRR. Choć ceni on osiągnięcia społeczne i
państwowotwórcze Związku Radzieckiego, uważa, że biurokratyczny system
panujący w tamtym państwie stał się przyczyna jego upadku. Nowe państwo
socjalistyczne oparte będzie na zasadzie ludowładztwa, realizowanego
przez system władzy rad terytorialnych z elementami demokracji
bezpośredniej.
Współczesne wybory parlamentarne w krajach kapitalistycznych Gubariew
określa mianem oszustwa, ponieważ zwyciężają w nich tylko ci, którzy
dysponują wielkimi pieniędzmi. Ludowładztwo w polityce ma być
dopełnione ludowładztwem w gospodarce. „Jedno bez drugiego jest martwe,
efemeryczne, krótkotrwałe” – przekonuje. Fundamentami demokracji
ekonomicznej staną się instytucje samorządności pracowniczej w sektorze
państwowym i prywatnym oraz sektor własności społecznej. „Noworosja
będzie krajem władzy nowych Sowietów, krajem nieustającego ludowładztwa i
przy tym krajem ekonomicznej demokracji. Krajem panującej
Sprawiedliwości” - prorokuje.
Trzecia droga
Paweł Gubariew przedstawia w swojej książce wiele szczegółowych,
interesujących rozwiązań ustrojowych. Przede wszystkim w wymiarze
zarządzania przedsiębiorstwami i w sferze planowania gospodarczego,
którego konieczności broni. W kwestii zarządzania nawiązuje do
interesujących rozwiązań testowanych z powodzeniem w czasach ZSRR – do
formuły autentycznej, nieupaństwowionej kooperatywy Mahomeda Czartajewa z lat 80. XX wieku i systemu „Kompas” Walerija Wodjanowa polegającego
na udzieleniu załogom przedsiębiorstw prawa do decydowania o części
funduszu płac. Planowanie gospodarcze w skali państwa proponuje oprzeć
na systemie cybernetycznym „Cybersyn”, który w czasach rządów Salvadora Allende wprowadzał w Chile brytyjski uczony Stafford Beer. „Podchwycimy sztandar wielkiego Stafforda Beera,
pracującego nad projektem „Cybersyn”. Nad systemem planowania i
ludowładztwa dla Chile, gdzie w 1970 roku zwyciężyły
ludowo-demokratyczne siły na czele z Salvadorem Allende” – deklaruje.
Określając swoje poglądy Paweł Gubariew mówi o syntezie
„białego” i „czerwonego”, jego myśl polityczna sprawia jednak wrażenie
dość eklektycznej. Mimo to stanowi niewątpliwie ciekawą próbę
zaszczepienia idei socjalistycznej w warunkach konserwatywnego
obyczajowo społeczeństwa postradzieckiego. Jest także poszukiwaniem
drogi wyjścia z tragicznej sytuacji ekonomicznej, w jakiej pogrąża się
Ukraina i odpowiedzi dla szamotającej się, szukającej własnej drogi
Rosji. Sama idea prawosławnego socjalizmu z polskiej perspektywy wydawać
się może egzotyczną, dziwaczną, jednak w kręgu moskiewskiego
prawosławia takie myśli są żywe. Prominentny duchowny rosyjskiej Cerkwi
protojeriej Wsiewołod Czaplin twierdzi wręcz, że celem prawosławia jest... socjalizm:
„Zaproponowaliśmy ekonomiczny system socjalizmu i gdyby nie militarny
wpływ na sytuację ze strony Zachodu... (...) Tę sytuację rozstrzygnięto
nie ekonomicznymi metodami, a za pomocą nacisku militarnego i
politycznego. Inaczej socjalizm byłby już na całym świecie, dlatego, bo
to najlepszy ustrój. (...) Oczywiście, socjalizm nam się podoba” –
deklarował w jednym z wywiadów. Rzecz jasna jest to socjalizm bez
marksistowskiego, materialistycznego podłoża. Zresztą podobne próby
powiązania idei socjalistycznej z chrześcijaństwem znajdujemy także w
Ameryce Łacińskiej, gdzie ich najmocniejszym wyrazem jest chavistowska
idea Socjalizmu XXI wieku.
W odniesieniu do części wspomnieniowej można postawić autorowi
zarzut, że nieco przemilcza wysiłki na rzecz antyoligarchicznego
powstania dokonywane przez inne środowiska polityczne, m.in. takie grupy
jak organizacja „Opłot”, postępowi socjaliści, z których wywodził się
pierwszy gubernator ludowy obwodu ługańskiego Aleksandr Charitonow czy
komuniści Donbasu, dzięki którym deklaracja suwerenności Donieckiej
Republiki Ludowej przyjęła tak bliskie Gubariewowi socjalistyczne
oblicze. Można jednak takie podejście zrozumieć, bo w gruncie rzeczy
książka stanowi dość subiektywny zapis wydarzeń widzianych z perspektywy
samego Pawła Gubariewa i jego najbliższych współpracowników. Nie
aspiruje do rangi całościowego ujęcia tego przełomowego historycznego
momentu, jaki miał miejsce w Donbasie w 2014 roku.
Jacek C. Kamiński
Paweł Gubariew „Żagiew Noworosji”. Wydawnictwo „Piter”, 2016. 414 ss.
Myśl Polska, nr 51-52 (20-27.12.2015)
Paweł Gubariew „Żagiew Noworosji”. Wydawnictwo „Piter”, 2016. 414 ss.
Myśl Polska, nr 51-52 (20-27.12.2015)
Za: http://mysl-polska.pl/726
OD REDAKCJI: Nic w tym konflikcie nie jest czarno-białe. Obydwie strony mają w swych szeregach ludzi, których trzeba osądzić i skazać. Nie popieramy banderowskiego Kijowa, ale też nie patrzymy przychylnym okiem na użalanie się Gubariewa na "niszczenie radzieckich pomników". No i przede wszystkim - oczywista zdrada sprawy noworosyjskiej przez Moskwę.
OD REDAKCJI: Nic w tym konflikcie nie jest czarno-białe. Obydwie strony mają w swych szeregach ludzi, których trzeba osądzić i skazać. Nie popieramy banderowskiego Kijowa, ale też nie patrzymy przychylnym okiem na użalanie się Gubariewa na "niszczenie radzieckich pomników". No i przede wszystkim - oczywista zdrada sprawy noworosyjskiej przez Moskwę.