Przyjaciele!
Wybaczcie mi cięty język niniejszego wpisu, momentami być może
ocierający o nieprzyzwoitość. Cóż, komentuję tu zjawisko rodem z
rynsztoka i trudno mi czynić to nienaganną, elegancką polszczyzną.
Autentyczna szorstkość wymowy jest tu zdecydowanie na miejscu. Tak
przynajmniej uważam.
Dziś w miejsce dynastii królewskich zaimplementowano nam mnogie dynastie celebryckie. Media prześcigają się w publikowaniu "brzuszków ciążowych" notorycznych ladacznic, a potem każą publice zgadywać imiona dopiero co narodzonych bękartów. I tak napędza się spiralę ogłupiania widowni: kolejne lata obfitują w fotki dorastających pokoleń niechybnych lafirynd i żigolaków (w opcji: lesbijek i ciot), "odważnych", "pozbawionych kompleksów", "nie wstydzących się własnego ciała i swoich pragnień", "obalających przesądy", "wyzwolonych z bigoterii" itp., itd. Stają się awangardą moralnego plugastwa i niezawodnym nośnikiem wszelkich zniewoleń, także tych globalnych. To heroldowie śmierci. Śmierci powolnej niczym zapomniany w spiżarni ser. Spleśniały i śmierdzący.
Dziś w miejsce dynastii królewskich zaimplementowano nam mnogie dynastie celebryckie. Media prześcigają się w publikowaniu "brzuszków ciążowych" notorycznych ladacznic, a potem każą publice zgadywać imiona dopiero co narodzonych bękartów. I tak napędza się spiralę ogłupiania widowni: kolejne lata obfitują w fotki dorastających pokoleń niechybnych lafirynd i żigolaków (w opcji: lesbijek i ciot), "odważnych", "pozbawionych kompleksów", "nie wstydzących się własnego ciała i swoich pragnień", "obalających przesądy", "wyzwolonych z bigoterii" itp., itd. Stają się awangardą moralnego plugastwa i niezawodnym nośnikiem wszelkich zniewoleń, także tych globalnych. To heroldowie śmierci. Śmierci powolnej niczym zapomniany w spiżarni ser. Spleśniały i śmierdzący.