W pogoni za potrzebami
dnia doczesnego nie możemy nie pochylić się nad korzeniami naszej kultury i
cywilizacji, a te są w perfidny sposób podcinane. Ze zgnilizny moralnej i mieszanek
religijno-rasowych uczyniono dogmat założycielski Europy Unii Brukselskiej,
która nigdy nie była prawdziwą Europą, ceniącą wartości wyrosłe z potrzeb
człowieka, który dziedziczy określoną matrycę swego pochodzenia. Jesteśmy
ludźmi o konkretnej przynależności do wspólnot narodowych o białym kolorze
skóry i formach religijności odrzucających chaos w sferze moralności i pozostałych
zasad życia społecznego. Teraz zabiera się nam to wszystko i buduje globalną
stację doświadczalną, gdzie człekokształtne istoty uczy się stadnej reakcji na
tak zwane łamanie praw zboczeńców i odmiennych rasowo grup osiedleńczych.
Europejczyk ma nadal bezmyślnie konsumować i wydalać, kiedy ginie jego dusza i
wymierają europejskie narody. Rodzące się fronty „gorącej” wojny kulturowo-rasowej
w Europie (przykładowo Francja, Wielka Brytania czy początki najazdu Azjatów na
Polskę) oraz zmasowany atak propagandowy lobby homoseksualnego w naszym kraju
są wydarzeniami w oczywisty sposób jednorodnymi. Opis przeciwnika i jego narzędzi
walki sformułowano już wielokrotnie. W uproszczeniu aryjska Biała Europa jest
tworem nienawistnym ruchom lewacko-socliberalnym, które eliminują z pola bitwy
nacjonalno-tradycjonalistyczne zagrożenie pod różnymi postaciami.
Anarchiści,
trockiści, pederaści, obce rasy na europejskim gruncie to część oddziałów
szturmowych wielkich korporacji kapitałowych i masońskiego super-rządu,
używającego wielu maskujących nazw. W układzie wzajemnej zależności szeregowi
szturmowcy postępu stoją zawsze niżej od panów kapitalistycznego skarbca i jego
masońskiej (politycznej) nadbudowy. Im – tak naprawdę – pozostają obojętne
jakieś pedalskie, feministyczne czy murzyńskie pienia o prześladowaniach w
wymyślonym świecie „homofobów” i „rasistów”. Pragną po prostu nieograniczonego
terenu ekspansji finansowo-ideowej, a do tego najbardziej przydatne są
zglobalizowane kontynenty bez granic, zanik ras i narodów, tudzież
unicestwienie obyczajowej moralności. Zbieżność planów łączy wymienione siły
rozpadu we wspólnie pracującą maszynerię zagłady. Sytuacja przerzedzonego obozu
tradycjonalistów nie napawa optymizmem. Jesteśmy podzieleni światopoglądowo i
politycznie. Jako katolik widzę wykolejenie swego Kościoła na posoborowej
drodze donikąd. Postmodernizm, niczym sławetne ukąszenie heglowskie,
zainfekował masowo rzesze kapłanów i świeckich. Jeszcze bardziej tragicznie
wyglądają denominacje protestanckie, kompletnie zepsute i otwarcie sprzyjające
degeneracyjnym trendom multikulturowości, wielorasowości, feminizmu, zabijania
nienarodzonych i skrajnemu pobłażaniu zboczeniom. Fundamentaliści biblijni z
USA wyznają pogardę względem aborcji i sodomii, lecz w swej masie uznają
ideologiczne i religijne wybraństwo Żydów oraz służą wielkiemu kapitałowi.
Stosunkowo najlepiej ma się prawosławie, szczególnie w Rosji, odporne na
ekumeniczne nowinkarstwo, twarde moralnie i broniące narodowo-państwowych
interesów. Ze wstydem również trzeba się przyznać, iż islam w porównaniu z
defensywnym i zaprzedanym doczesności modelem współczesnego chrześcijaństwa
jest dla społeczeństw go wyznających znacznie pozytywniejszy moralnie. W takim
Iranie i pozostałych państwach muzułmańskich każda „parada równości” zostałaby
potraktowana karabinami maszynowymi, zaś satanistyczne „śluby”
homoseksualistów (entuzjastycznie przyjmowane w całej „postępowej” Europie,
niedługo z Polską włącznie) mogłyby odbywać się w kulturze islamskiej jedynie
pośmiertnie. Z krwawą ironią należy przyjąć buńczuczne pozy
systemowo-postkonserwatywnej prawicy, która wybiera się na wojnę religijną z
islamem, ma się rozumieć w imieniu zagrożonego chrześcijaństwa. Tyle, że to
obecne, wykoślawione „chrześcijaństwo” stanowi zaprzeczenie nauk Chrystusa,
Tradycji i prowadzi wyznawców na manowce synkretyzmu. Przy okazji kwestie wiary
nakłada się na konflikt rasowy, aby pozostać w zgodzie z polityczną
poprawnością. Rasy powinny żyć dla własnego dobra oddzielnie, co nie ma niczego
wspólnego z dyskryminacją i rasizmem oraz nie leży w sprzeczności z żadną
religią. Bóg przez sam akt stworzenia ras ludzkich i przydzielenia im siedzib
zamieszkania na ziemskim globie nadał separatyzmowi metafizyczny sens i logikę.
Opatrzność nie życzyła sobie również zboczonych, jednopłciowych związków, o
czym mówi Pismo Święte, święte księgi innych religii oraz nieskażone
lewackością przyjmowanie praw natury. Wykolejone jednostki nie mogą narzucać
swej woli olbrzymiej większości, która milczy, bo jest zastraszona lub zniewolona
praniem mózgów. Kiedy używamy pojęcia „obóz
tradycjonalistów”, nie mamy na myśli ściśle wyznaczonego środowiska
religijnego, filozoficznego, ideowego czy politycznego. Chodzi raczej o front
wyznawców pewnych zasad, które figurują poniżej:
- Uznanie wyższości Absolutu ponad materią,
Wspólnoty Narodowej ponad egoizmem jednostki;
- Mocne poczucie tożsamości typu
nacjonalistycznego i tradycjonalistycznego;
- Szacunek do kulturowo-cywilizacyjnych,
etnicznych i rasowych fundamentów Europy;
- Przyjęcie podstawowych zasad moralności, że
homoseksualizm, pedofilia i ich pochodne to zboczenia, zaś aborcja to
morderstwo;
- Programowe odrzucenie lewicowych i lewackich
doktryn oraz kultu wielkiego kapitału i liberalizmu.
W tym z grubsza narysowanym kręgu mieszczą się
dla przykładu antyjudaistyczni chrześcijanie, krąg wierzących, opartych o
ariańskie księgi wedyjskie, umiarkowani rodzimowiercy bez antykatolickiego
fanatyzmu, narodowcy konserwatywni, radykalni i ze skrzydła socjalnego,
nacjonalagraryści, ekonacjonaliści, tradycjonaliści integralni, rewolucyjni
konserwatyści, pewnego stopnia przedstawiciele Nowej Prawicy (w rozumieniu
metapolitycznym, nie inicjatywy p. Korwin-Mikkego), monarchiści o nastawieniu
absolutystycznym, subkultury skinheads i tzw. kibicowska, szczególnie widoczna
w rozbijaniu pedalskich marszów, aktywna w walce z Systemem i przywiązana do
patriotyzmu ogólnonarodowego i lokalnego. Trudno pokładać nadzieję w
rozwodnionej ciągłymi kompromisami koncesjonowanej prawicy. Nie ma też
oczywiście mowy o współdziałaniu, a nawet tolerowaniu liberalnej lewicy (SLD z
przyległościami). Odrzucamy także dziwaczne koncepcje „współpracy”
tradycjonalistów z ruchami anarchistyczno-trockistowskimi i ogólnie lewackimi
przeciwko Systemowi. Walczymy o zupełnie odmienne cele, zaś każdy lewak to wróg
porządku i wszelkich wartości, które cenimy. Z punktu widzenia
katolika-tradycjonalisty duchowym jądrem oporu przeciwko Europie Unii
Brukselskiej może być połączenie wysiłków przedsoborowego Kościoła i
bezkompromisowego prawosławia – czyli głównie Cerkwi Rosyjskiej. Tego typu inicjatywy
wychodzić powinny również od samych wiernych bez oglądania się na hierarchów. Wyeksponowanie tej akurat opcji wynika z naszego
światopoglądu, lecz nie jest stanowiskiem obowiązującym wszystkich uczestników
antysystemowego i antylewackiego bloku. Winniśmy wspólnie wypracowywać
płaszczyznę porozumienia, każdy z dobrą wolą – przekładając to, co nas łączy
przed tym, co nas dzieli. Socliberalna potęga wyrosła na zbliżeniu nieraz
dalekich od siebie stron, choćby odnowionego przez neotrockizm
marksizmu-leninizmu z oligarchicznym i bezpaństwowym kapitałem. My walczymy o
prawdziwie zjednoczoną Europę ponadczasowych wartości, którą urządzimy dopiero
po wyparciu z jej granic wrogich ludów, chorych idei i obcych wierzeń. Na razie
toczymy bój o przetrwanie, a to kwestia decydująca o przeżyciu własnego świata.
Gdy przegramy, odejdziemy z areny dziejów niczym wymarłe gatunki dumnych
drapieżników lub zgoła dinozaurów, zaś zatriumfują pederasta z lewakiem,
korzystając z liberalno-kapitalistycznego „raju” poprawności politycznej i praw
antyczłowieka. Dla nas będzie to prawdziwe piekło.
Robert Larkowski