Złożenie przez Zbigniewa Ziobrę wniosku do Trybunału Konstytucyjnego o delegalizację „Komunistycznej Partii Polski” dało między innymi ten efekt, że zwróciło uwagę opinii publicznej na tę zupełnie marginalną i pozbawioną jakiegokolwiek znaczenia oraz perspektyw politycznych grupkę. Inicjatywę ministra sprawiedliwości należy wobec tego interpretować przede wszystkim jako przedstawienie polityczne, którego pozostałymi elementami były teatralny sprzeciw wobec mechanizmu wiązania rozdziału środków budżetowych z UE z „praworządnością”, oraz groźba wyjścia Solidarnej Polski z koalicji Zjednoczonej Prawicy. Odegranie przez Ziobrę tego przedstawienia miało zaszachować PiS i wzmocnić w ten sposób pozycję wicepremiera i prokuratora generalnego w stosunku do szefa rządu, z którym od miesięcy pozostaje on w ostrym konflikcie.
Afery z wnioskiem o delegalizację „KPP” nie warto zatem by było traktować poważnie, gdyby poprzez nią, zwalczający Mateusza Morawieckiego przywódca Solidarnej Polski nie uderzył w środowisko, którego doktryna polityczna zawiera, interesujące z naszego punktu widzenia wątki antyimperialistyczne jak wystąpienie z NATO i UE, sprzeciw wobec Ustawy 447, poprawa stosunków z Rosją i wielowektorowa polityka zagraniczna, ukrócenie dyktatu zachodnich korporacji, nacjonalizacja strategicznych gałęzi gospodarki etc.
Nie powinny oczywiście wpływać one na negatywną ocenę w naszym środowisku samego komunizmu, za sprawą którego represjonowanych mogło być nawet 1,8 mln. obywateli polskich, państwo polskie straciło ponad połowę swojego terytorium i około miliona obywateli, a ok. 150 tys. Polaków zostało zamordowanych. Nie bez znaczenia jest też sama treść ideologii komunistycznej, postulującej doprowadzenie do zaniku religii, państwa, narodu, rodziny i innych rdzeniowych dla naszej wspólnoty politycznej instytucji cywilizacyjnych.
W punkcie zetknięcia się nihilistycznej wobec tradycyjnego porządku społecznego i cywilizacji łacińskiej doktryny komunizmu z konserwatywnym i patriotycznym w wielu swoich elementach składowych stanowiskiem działających w Europie Wschodniej ugrupowań które posługują się szyldem tej ideologii, pojawiają się warte rozjaśnienia nieporozumienia.
Dla wskazania źródeł tych niejasności, warto odwołać się do opracowań wiodących na gruncie polskim znawców myśli lewicowej i komunistycznej, które też chcielibyśmy polecić w tym miejscu naszym Czytelnikom: „Głównych nurtów marksizmu” (1976-1978, Paryż) Leszka Kołakowskiego, „Marksizmu i skoku do królestwa wolności: dziejów komunistycznej utopii” (1995, Uniwersytet Stanforda) Andrzeja Walickiego oraz „Etosu lewicy: Eseju o narodzinach kulturalizmu polskiego” (1990, Warszawa) Andrzeja Mencwela. Wszyscy oni określali się mianem „zachodnich marksistów” i nieprzypadkowo autorzy dwóch pierwszych z wymienionych prac dużą część życia zawodowego spędzili nie w rządzonej przez komunistów Polsce, lecz na kapitalistycznym Zachodzie, ostatnia zaś praca mogła ukazać się drukiem dopiero po upadku realnego socjalizmu i odsunięciu PZPR od władzy.
„Marksizm zachodni” wymienieni autorzy przeciwstawiali „marksizmowi wschodniemu”utożsamianemu ze skupionym wokół ZSRR blokiem państw socjalistycznych. Ten pierwszy cechować miały antynaturalizm, historyzm, antropocentryzm, aktywizm i humanizm. Ten drugi był przeciwieństwem pierwszego, cechując się determinizmem, naturalizmem, antyhumanizmem, kolektywizmem i predylekcjami totalitarnymi. Pierwszy czerpał z „młodego Marksa” koncentrującego swoją uwagę na wolności jednostki, drugi zaś z „dojrzałego Marksa” z okresu po opublikowaniu „Ideologii niemieckiej” (1846), w której Marks i Engels odcinali się od obecnych we wcześniejszych pracach Marksa inspiracji subiektywistycznym idealizmem niemieckim.
Znawca i zwolennik marksizmu Louis Althusser w swoich wartych uwagi rozważaniach „W imię Marksa” (wyd. polskie Warszawa, 2009) nadaje opublikowaniu „Ideologii niemieckiej”rangę punktu zwrotnego w dziejach marksizmu, określając ten przełom mianem „cięcia epistemologicznego”, gdy to oryginalna wolnościowa myśl Marksa naznaczona została Engelsowską deterministyczną wykładnią materializmu dziejowego, zatracając swoje indywidualistyczne i „burżuazyjne” akcenty.
Wspomniany Andrzej Walicki ujmuje tę dwoistość dychotomią „królestwa wolności”, mającego się zaczynać poza sferą pracy dyktowanej przez nędzę i celowość zewnętrzną, oraz „królestwa konieczności przyrodniczej”rozszerzającego się wraz z rozwojem ludzkim, mianowicie mechanizmem wzrostu wzajemnie napędzających się potrzeb i sił wytwórczych umożliwiających ich zaspokojenie. „Dojrzały Marks” to wyraźne stwierdzenie na łamach 3. tomu „Kapitału”, że „prawdziwe królestwo wolności” rozkwitnąć może „jedynie na swej niezbędnej bazie, którą stanowi królestwo konieczności”przyrodniczej, gdzie jedyna wolność to racjonalna, możliwie najbardziej godna ludzkiej natury i odpowiadająca jej predyspozycjom, organizacja wymiany materii z naturą przez zrzeszonych producentów – uspołecznionego człowieka poddającego swą aktywność wytwórczą wspólnotowej kontroli.
Marksizm „dojrzałego Marksa” został w 1889 r. przyjęty przez II Międzynarodówkę. Jego rzecznikami byli tacy przedstawiciele ówczesnej socjaldemokracji niemieckiej jak Róża Luksemburg (1871-1919) i Karl Kautsky (1854-1938). Stanowisko to zwyciężyło również wśród ówczesnej socjaldemokracji rosyjskiej, gdzie reprezentowane było m.in. przez Gieorgija Plechanowa (1856-1918) i Włodzimierza Lenina (1870-1924), stając się następnie doktryną partii bolszewickiej.
Przeciwko naturalizmowi doktryny II Międzynarodówki występowała jednak również rozległa opozycja: w Rosji jej wyrazicielami byli m.in. reprezentujący kierunek praksycystyczny i polemizujący z Engelsem „bogotworcy”: Aleksandr Bogdanow (1873-1928) i Anatolij Łunaczarski (1875-1933); w obszarze niemieckojęzycznym – m.in. przedstawiciele „austromarksizmu” Max Adler (1873-1937) i Karl Korsch (1886-1961), w Czechach – młody Zdeněk Nejedlý (1878-1962). W ramach tej opozycji rodzi się właśnie „marksizm zachodni”, którego powstanie Leszek Kołakowski utożsamia z opublikowaniem „Historii i świadomości klasowej”(1923) György’ego Lukácsa (1885-1971) oraz późniejszym o kilkanaście lat sformułowaniem „filozofii praktyki” przez Antonio Gramsciego. (1891-1937).
Andrzej Mencwel upatruje z kolei początków „zachodniego marksizmu” w Polsce, w opublikowanej kilkanaście lat przed „Historią i świadomością klasową” pracy Stanisława Brzozowskiego (1878-1911) „Idee. Wstęp do filozofii dojrzałości dziejowej” (1910) oraz będących jej kontynuacją „Głosach wśród nocy” (1913). Dla scharakteryzowania tego kierunku, Mencwel przytacza zdanie Brzozowskiego: „Człowiek nie jest dalszym ciągiem ewolucji, lecz przeciwnie – zerwaniem wątku, przeciwstawieniem się mu”. Marksizm zachodni ma więc charakter radykalnie antropocentryczny, antynaturalistyczny, humanistyczny, kulturalistyczny, dąży do antropizacji rzeczywistości. „Marksizm zachodni” to antropocentryczna interpretacja filozofii Marksa jako ludzkiego subiektywizmu gatunkowego. Charakteryzuje go pojęcie „autarkoumenu”, czyli niezawisłej suwerenności gatunku ludzkiego.
Autor „Etosu lewicy”sytuuje narodziny „zachodniego marksizmu” na tle środkowoeuropejskiego modernizmu początku XX wieku; znamionowała go egzaltacja „czynem”obecna zarówno w myśli Józefa Piłsudskiego, w socjalizmie Edwarda Abramowskiego (1868-1918), w dramatach Stanisława Wyspiańskiego, w „Filozofii czynu” (1903) Brzozowskiego, w neoromantycznej twórczości Młodej Polski, ale też mająca swe odpowiedniki w Europie Zachodniej: jest to przecież czas powstania L’Action Française (1899) i sformułowania „L’acte gratuit” (1910) przez André Gide’a (1869-1951). Z tej fascynacji „czynem” bierze się, według Mencwela, krytyczny charakter „zachodniego marksizmu”; krytyka jest w nim metodą odsłaniania ludzkiego charakteru zjawisk, które jawią się nam jako źródłowo pozaludzkie i ponadludzkie. Po drugiej wojnie światowej, na gruncie tego obecnego w zachodnim marksizmie krytycyzmu, wyrośnie metoda filozofowania nazwana „teorią krytyczną”.
Walicki dopatruje się filozoficznych źródeł „zachodniego marksizmu” w filozofii podmiotu Kanta, według której znamy jedynie świat zjawisk, które współwytwarzane są przez nasze kategorie i pojęcia. Z Marksa z kolei czerpie się w tym nurcie ideę poznania praktycznego, mającego zastąpić poznanie teoretyczne. Praktyką jest całość środków materialnych i pojęciowych służących ugruntowaniu naszego istnienia w Kosmosie. Człowiek nie jest wytworem natury, lecz twórcą kultury, twórcą całego ludzkiego świata – w tym również stwarza samego siebie. Ewolucja dziejowa jest wytworem ludzkiego rozumu, przez co sam ludzki rozum nie może podlegać jej prawom. Tym sposobem „zachodni marksizm” odrzuca materializm dialektyczny Engelsa, a przyrodę uznaje za kategorię społeczną.
Dalszy rozwój marksizmu, jak zwracają uwagę Kołakowski i Walicki, jest w zasadzie niemal wyłącznie rozwojem „marksizmu zachodniego”: szkoła frankfurcka (Theodor Adorno, Herbert Marcuse, Walter Benjamin, Erich Fromm); socjologiczna „szkoła z Birmingham” z Raymondem Williamsem (1921-1988); autorzy okazującego się w USA periodyku „Partisan Review”; autorzy francuscy jak Jean-Paul Sartre, Lucien Goldmann, czy Henri Lefebvre (autor pracy „Marks a idea wolności”, 1949). Samo pojęcie „zachodniego marksizmu”sformułowane zostało przez francuskiego komunistę Maurice’a Morly-Ponty’ego na łamach książki „Humanisme et terreur, essai sur le problème communiste”(1947) by zdystansować wolnościowy marksizm „młodego Marksa” rozwijany na Zachodzie od totalitarnego marksizmu „dojrzałego Marksa” realizowanego w bloku radzieckim za czasów Stalina.
Pojęcie podchwycili następnie i spopularyzowali naukowcy anglosascy o orientacji marksistowskiej. To właśnie na gruncie „zachodniego marksizmu” sformułowano najbardziej dogłębną krytykę faszyzmu, totalitaryzmu, tradycyjnych ekonomicznych i społecznych struktur władzy. W tym samym czasie wkład intelektualny „marksizmu wschodniego” do krytyki faszyzmu to głównie jeszcze przedwojenne drętwe przemówienia Georgi Dymitrowa (1882-1949) na forum III Międzynarodówki i różne, równie drętwe, uchwały krajowych i międzynarodowych zjazdów partyjnych. Jak zauważył w latach 1990. włoski filozof Augusto del Noce (1910-1989), „marksizm umiera na Wschodzie, ponieważ realizuje się na Zachodzie”.
Śmierć marksizmu na Wschodzie spowodowana była zatratą „wiary”marksistowskiej przez elity rządzące krajów bloku socjalistycznego – zaczęły one widzieć swoje rządy i reżymy polityczne swoich państw oczami demoliberalnej opozycji. Zaczynem tej utraty „wiary”była omówiona wyżej niejednoznaczność interpretacyjna filozofii marksistowskiej i ideologii komunizmu, które w sferze aksjologicznej nie różniły się niemal od demoliberalizmu; w konstytucjach państw bloku socjalistycznego zapisany był na przykład pełen katalog praw i wolności człowieka i obywatela, obecny również w ideologii demoliberalnej. Marksistowska legitymizacja władzy w państwach realnego socjalizmu uniemożliwiła im praktycznie odmowę zgody na tzw. trzeci koszyk KBWE (1975), co było już bezpośrednią przyczyną dalszej erozji ich ideologicznej legitymizacji i wreszcie ich politycznej implozji podczas „jesieni ludów”.
Dzisiejsza postkomunistyczna lewica wschodnioeuropejska wydaje się być niezdolna do krytycznej autorefleksji nad swoją doktryną i historią, a co za tym idzie – do zidentyfikowania „pięty achillesowej” komunizmu w postaci liberalnych treści w filozofii „młodego Marksa”. To wielce charakterystyczne, że najwnikliwszymi diagnostykami eurazjatyckich komunizmów okazali się nie ich dzisiejsi epigoni, lecz narodowi bolszewicy i zarazem dysydenci z bloku radzieckiego: Ernst Niekisch, Michaił Agurski („Идеология национал-большевизма”, wyd. w 1980 r. w Paryżu), Aleksandr Zinowjew (w swoich późnych latach) i Aleksandr Dugin (w swoich wczesnych latach). Interpretowali oni komunizmy wschodnioeuropejskie nie w nawiązaniu do zachodniej filozofii Marksa, lecz w perspektywie hermeneutyki ciągłości z radykalnym mesjanizmem żydowskim i słowiańskim (Agurski, Dugin) oraz słowiańską wspólnotowością (Niekisch, Zinowjew).
Współcześni nam epigoni komunizmów eurazjatyckich albo tych interpretacji w ogóle nie znają, albo odrzucają je, nie zatrzymując się nad nimi dłużej ani nie rozważając ich. Marksistowski dogmatyzm i zideologizowanie doprowadziły ich do intelektualnego skostnienia. Nawiązujący do tradycji komunistycznych, toczą dziś nadal swoje urojone wojny z „faszyzmem” i „reakcją”, chcą powoływać „fronty ludowe” i zakładać rady robotnicze w czasach gdy niemal nie ma już robotników, pozostali zaś wykwalifikowani pracownicy fizyczni należą do wysoko opłacanych i zamożnych grup zawodowych.
Rodzi to w przypadku współczesnych wschodnioeuropejskich epigonów komunizmu groteskowe sprzeczności, gdy nominalni rzecznicy „demokracji” i „walki z tyranią” wspierają wszystkie po kolei antyzachodnie państwa autorytarne, w których opozycja jest pałowana przez służby porządkowe, wybory regularnie fałszowane, a za postulowanie liberalnych swobód politycznych trafia się często do karnych obozów pracy. Przy czym, to oczywiście bardzo dobrze, że lewica postkomunistyczna broni tych autorytaryzmów, acz jej obrona jest skrajnie nieudolna, a wręcz jest swoistą „niedźwiedzią przysługą”, bowiem postkomunistyczna lewica patriotyczna broni Rosji czy Białorusi za to, czym te państwa tak naprawdę nie są (bo nie są przecież demokracjami ani ostojami liberalizmu politycznego), równocześnie atakując te idee i koncepcje polityczne jak autorytaryzm lub konserwatyzm obyczajowy, które są elementem praktyki rządzenia w tych krajach.
Ugrupowania lub osoby z kręgów „patriotycznej lewicy postkomunistycznej” uparcie powtarzają, że reprezentują komunistyczną ortodoksję, gdy tymczasem ich praktyczne działania wskazują raczej na statokratyzm, socjalny państwowy paternalizm, oraz konserwatyzm status quo. Idee te zyskują żywszy oddźwięk wśród narodowców i konserwatystów, niż wśród nominalnych politycznych towarzyszy omawianego środowiska na lewicy, gdzie patrzy się na nich z przerażeniem lub rozbawieniem jako na „faszystów”, wykoślawiających lub nie rozumiejących wolnościowego przesłania Marksa.
To właśnie przypadek choćby Komunistycznej Partii Albanii, uważającej się za ostatnie na świecie ugrupowanie komunistyczne o czystej i nienaruszonej ortodoksji marksistowskiej, praktycznie jednak spełniające przedstawioną w poprzednim akapicie charakterystykę „patriotycznej lewicy wschodnioeuropejskiej”. Analogicznie twardogłowe stanowisko reprezentowała Komunistyczna Partia Ukrainy, faktycznie odwołująca się do patriotycznych tradycji radzieckiej Ukrainy, zrażająca jednak do siebie wyborców marksistowsko-leninowskim doktrynerstwem. Niewiele lepiej rzecz ma się z Partią Komunistów Republiki Mołdawii, będącej w istocie partią socjalnego konserwatyzmu i państwowego patriotyzmu, nadal jednak z uporem przedstawiającej się jako marksistowsko-leninowska. Dla każdego z tych ugrupowań, kurczowe trzymanie się zużytej komunistycznej etykietki oznaczało postępującą erozję poparcia i skończyło się faktyczną eliminacją z systemu politycznego ich państw.
Opisane tu prawidłowości dotyczą również „Komunistycznej Partii Polski”, która, odwołując się do komunizmu i ortodoksji marksistowsko-leninowskiej, ma szansę co najwyżej na funkcjonowanie jako balansujące na granicy legalności hobbystyczne kółko rekonstrukcji historycznej. Takie twory też oczywiście mają sens, odpowiednią dla nich formułą nie jest jednak formuła partyjna. Jeśli komuś zależy na upamiętnieniu dorobku komunizmu, obronie jego dobrego imienia, propagowaniu tej ideologii, to najbardziej odpowiadającą takim celom formułą byłaby formuła klubowa, na wzór niegdysiejszego Klubu Zachowawczo-Monarchistycznego; „KPP” nie ma przecież szans robić nic ponad to, co robiło stowarzyszenie kierowane przez Artura Górskiego, a następnie Adama Wielomskiego.
Jeśli jednak ktoś ma ambicje prowadzenia polityki antyimperialistycznej i budowy socjalnej alternatywy dla kapitalizmu, to pora już odrzucić zbyt ciasną i hamującą ruchy komunistyczną skorupę ideologiczną. Na gruncie ortodoksji komunistycznej nie da się przekonująco bronić socjalnych autorytaryzmów wyrosłych w Eurazji na gruzach realnego socjalizmu, zaś liberalne i subwersywne treści komunizmu skutecznie zrażają do środowisk tak się określających zasadniczo konserwatywne społeczeństwa Europy Wschodniej. Fiksacja na punkcie kwestii takich jak negowanie zbrodni katyńskiej, opłakiwanie klęski Tuchaczewskiego pod Warszawą, czy udowadnianie że to we współczesnej Białorusi jest prawdziwa demokracja, dopełnia marginalizacji tego rodzaju środowisk w naszym kraju.
Epigoni komunizmu w Europie Wschodniej powinni wreszcie przyjąć do wiadomości, że to nie oni, lecz zachodni marksizm „wolnościowy” reprezentuje główną ścieżkę ewolucji tego nurtu myśli politycznej. Marksizm-leninizm był bocznym odgałęzieniem, marksizmem impregnowanym przez niemiecką dialektykę Engelsa i rosyjski misjonizm Lenina. Z tej bocznej linii interpretacyjnej wyłoniła się specyficzna dla Europy Wschodniej formacja lewicowa, która jest czymś zupełnie innym niż zachodni marksizm i zachodnia lewica, odbija się w niej bowiem zupełnie inne, wschodnie i słowiańskie podglebie cywilizacyjne i mentalne. Lewica wschodnioeuropejska może oczywiście czerpać między innymi z filozofii Marksa, nie można jej jednak do niej redukować. Dopóki jej stronnicy nie zdefiniują jej jako formacji samodzielnej i odrębnej od zachodnich idei marksistowskich, dopóty nie spełnią Marksowskiego postulatu prowadzenia polityki emancypacyjnej, pozostając jednym z czynników utrwalających peryferyjny intelektualnie, ideowo i cywilizacyjnie status swoich krajów.
Ronald Lasecki
(tekst ukazał się w miesięczniku „Chrobry Szlak”numer 7/2020(46) – grudzień 2020 roku)