Jankeski system polityczny jest niewydolną demokracją liberalną i (po raz kolejny) obnażył swoją dysfunkcjonalność. Poprzednio doszło do tego w 2000 roku, gdy wybory najprawdopodobniej naprawdę zostały sfałszowane, a o wyniku zadecydował brat późniejszego prezydenta i jego partyjni sojusznicy w Sądzie Najwyższym, którzy nakazali przerwanie (ponownego) przeliczania głosów, żeby ich faworyt nie stracił głosów elektorskich.
Poszczególne stany samodzielnie określają sposób głosowania, sposób i termin zliczania głosów, a także weryfikację ewentualnych skarg, co dezorganizuje i rozciąga w czasie sam proces wyborczy, nieuchronnie wprowadzając do niego chaos i przeradzając w tasiemcowy spektakl,dramatyzowany dodatkowo brakiem ciszy wyborczej i formalnie publicznym charakterem wszystkich procedur.
Administracje tych stanów, podobnie jak sądy – w tym również Sąd Najwyższy, są zasobami instytucjonalnymi w rękach dwóch największych partii. Z kolei politycy i kandydaci tych partii uzależnieni są od otwarcie, poprzez różnych lobbystów, korumpującego ich kapitału, obecnie kontrolującego też obieg informacji i ogłaszającego, zamiast odpowiednich instytucji państwowych, kto będzie rządził krajem, oraz decydującego kto zostaje„zbanowany” we wspólnocie politycznej. System jest w miarę szczelnie kontrolowany przez grono wzajemnie znających się ludzi, w dużej części powiązanych ze sobą rodzinnie i towarzysko. Jeśli nawet występują jakieś tarcia pomiędzy „Old Money”ze Wschodniego Wybrzeża a „klasą kreatywną” z Doliny Krzemowej i kalifornijskich garaży, pomiędzy WSJ i CNN a Facebookiem i Twitterem, to odbywa się to na ogół w cieniu oficjalnej polityki.
Statystyczny jankes jest debilem, który nie jest w stanie zrozumieć sposobu funkcjonowania własnego państwa i jego systemowych wad, więc tworzy teorie spiskowe. Antypaństwowa jankeska ideologia liberalizmu, uniemożliwia stworzenie tam normalnego systemu edukacji. Ze swoich wizyt w tym kraju pamiętam, że uczniowie szkół średnich rozwiązują tam słupki na dodawanie i że przychodzi im to ze sporym trudem. Szkoły publiczne to dno, szkoły katolickie są trochę (ale tylko trochę) lepsze, a na szkoły prywatne, które niekiedy trzymają jakiś poziom, wielu nie stać. O popkulturze i środkach masowego przekazu w USA chyba nie ma sensu w ogóle wspominać, bo każdy zdaje sobie sprawę, jaki poziom prezentują: w społeczeństwie pozbawionym tradycji i zawartych w niej kodów kulturowych, kultura może odwoływać się jedynie do najbardziej elementarnych i wobec tego powszechnie zrozumiałych impulsów – wzbudzanych przez kontakt z seksem, nagością, śmiercią i przemocą, plotkami na temat życia prywatnego, oraz różnymi sensacjami.
W rezultacie, jankesi nie wiedzą nic o świecie, ani nie potrafią go interpretować. Gdy powie im się, że jest się z Europy, pytają w jakim to stanie. Z kolei, gdy zapytać ich, z jakiego stanu jest Kentucky Fried Chicken, to nie potrafią odpowiedzieć. Jankesi wierzą w dosłowną interpretację Biblii, papieży intrygujących by zniewolić ich kraj i przejąć władzę nad światem, wirujące stoliczki, mcartyzm, UFO, zombie, światową konspirację satanistów, przechodzących potajemnie na islam japońskich bankierów, rządzące głównymi państwami humanoidalne jaszczury, a przede wszystkim - w najgłupsze z tego wszystkiego: demokrację, wolność i „prawa człowieka”.
To, że Polska pod rządami PiS ochoczo postawiła sobie jankeski but na twarzy, nie oznacza jeszcze, że powinniśmy spijać z jego podeszwy idiotyzmy lęgnące się w głowach ignorantów nie rozumiejących rzeczywistości wokół siebie i wyjaśniających sobie skutki swoich własnych niedostatków spiskującymi przeciw ich krajowi ciemnymi siłami.
Obecne napięcie w USA bierze się nie ze spisku „skomunizowanych” Demokratów, ale z systemowej niewydolności tego państwa. Tej niewydolności na imię: kapitalizm, liberalizm, demokracja, a także napędzająca je demoliberalna ideologia. Trump został przez ten system wypchnięty, trochę jak Kaczyński przez kartel okrągłostołowy. W odróżnieniu od polskiego kacyka, potrafiącego przez naście lat trwać uparcie w opozycji z zaciśniętymi zębami, Trump okazał się jednak politykiem słabym – tyleż impulsywnym, co frenetycznym i chimerycznym, po kilka razy dziennie zmieniającym zdanie (trochę jak równie bezsensownie przez niektórych w Antysystemie lubiany Wałęsa), toteż z oligarchią USA nie prowadził metodycznej walki jak Kaczyński z Okrągłym Stołem, tylko rzucał się na ślepo od ściany do ściany. System łatwo więc z nim sobie poradził.
Zamiast zatem powielać trumpowskie teorie spiskowe dla moronów, proponuję wyciągnąć systemowe wnioski odnośnie kopiowania na Wisłą wzorców politycznych, ekonomicznych i ogólnie dotyczących mechaniki i funkcjonowania państwa, znad Potomaku, bo właśnie okazały się one kompletnie niefunkcjonalne.
Za: facebook.com