„Ciekawe czy te przeciwniczki aborcji donosiły by ciąże tylko
żeby patrzeć jak dziecko umiera w cierpieniu.” Tego typu komentarzy
mamy w Internecie mnóstwo. Z jakiegoś powodu zdiagnozowanie wady
letalnej u dziecka powoduje, że osoby te myślą, że najlepszym, ba! –
najbardziej „humanitarnym” wyjściem będzie zabicie tego dziecka. Z
analogiczną sytuacją mielibyśmy do czynienia, gdyby u kogoś z ich
bliskich np. matki czy męża zdiagnozowano raka złośliwego. Czy i w tym
wypadku zaleciłyby natychmiastowe zabicie tego człowieka, jako opcję
najbardziej „humanitarną”?
Takie myślenie ma swoje źródło w eugenicznej mentalności –
wartościowaniu życia danego człowieka ze względu na jego potencjalną
przydatność. Nieraz słyszy się nawet okrutne komentarze wyrażające to
wprost: „z tego dziecka nic nie będzie, to po co się męczyć jeszcze
kilka miesięcy”. Pomijając już fakt, że diagnozy lekarskie często się
mylą, należałoby zadać kobietom w takiej sytuacji inne pytanie: „Czy
lepsze jest kilka miesięcy <męczenia> się w ciąży, czy 50 lat
wyrzutów sumienia, możliwej depresji, prób samobójczych, uzależnień,
rozpadu związku?” Czy nie lepiej jest zrobić dla takiego dziecka
wszystko co można i pozwolić mu odejść z godnością, czy też lepiej
potraktować go jak odpadek medyczny, czy „nieudaną próbę”? Czy to
rzeczywiście ma coś wspólnego z humanitaryzmem?
Pytanie o donoszenie ciąży z bardzo chorym dzieckiem jest tak naprawdę pytaniem o człowieczeństwo nie tych dzieci, ale dorosłych, którzy w ich imieniu decyzje te podejmują. Owszem, patrzenie na czyjąś śmierć jest bolesne dla rodziców, ale zabijanie dziecka, by na ten ból nie patrzeć świadczy o skrajnym egoizmie.
Dając człowiekowi szansę w postaci choćby kilku minut życia, dajemy
szansę na godne odejście, w otoczeniu dobrych ludzi i w ramionach matki.
Mamy dziś możliwość, by uśmierzyć ewentualny ból środkami
farmakologicznymi. Przy aborcji, szczególnie tej późnej fundujemy
dziecku truciznę, przez którą umiera przedwcześnie, w cierpieniach i
męczarniach.