Zawsze z wielką przyjemnością sięgam po
książki autorstwa prof. Jacka Bartyzela. Nie inaczej było i tym razem –
jego najnowsza książka o nieco przydługim tytule Krzyż pośrodku
księżyca. Historia i ideario meksykańskiego synarchizmu oraz katolickiej
organizacji podziemnej El Yunque (1932-2012) z pewnością jest największym wydawniczym wydarzeniem na polskiej prawicy w 2012 roku.
Dotychczas, jeśli chodzi o myśl
prawicową, najlepiej w Polsce zostały zbadane kraje romańskie, głównie
Francja i Hiszpania. Jeśli zaś chodzi o szeroko pojęte ruchy prawicowe w
Ameryce Środkowej i Południowej, do tej pory powstało na ten temat
jedynie kilka szkiców. Sam zaś Meksyk był opisywany zwykle w
perspektywie powstania Cristeros – ludowego ruchu kontrrewolucyjnego.
Dlatego też praca prof. Bartyzela jest w tej kwestii przełomowa.
Książkę zaczyna rozdział wprowadzający w
historię Meksyku od XIX wieku i stosunki na linii państwo-Kościół.
Traktuje on kolejno o uzyskaniu przez Meksyk niepodległości; pierwszym
Cesarstwie cesarza Augustyna I, wkrótce obalonego przez masonerię i
rozstrzelanego; ciągle wyrywanej sobie z rąk do rąk przez liberałów i
konserwatystów republice; konserwatywnej dyktaturze gen. Santa Anny;
antyklerykalnej rewolucji liberałów; drugim Cesarstwie również obalonego
i rozstrzelanego cesarza Maksymiliana I Habsburga; kolejnej liberalnej
rewolucji republikańskiej; względnie spokojnym okresie wieloletniej
dyktatury umiarkowanego gen. Porfiria Diaza; przez rewolucję meksykańską
skutkującą prawodawstwem zakazującym kultu katolickiego i krwawym
antykatolickim terrorem; aż po buntujących się przeciwko temu stanowi
rzeczy Cristeros.
Drugi rozdział mówi o genezie powstania
Union Nacional Sinarquista (Narodowego Związku Synarchistycznego), w
skrócie UNS. Po klęsce zbrojnej kontrrewolucji katolicy meksykańscy
postanowili zawiązać zinstytucjonalizowaną, zhierarchizowaną
organizację, której celem miało być wprowadzenie Społecznego Panowania
Chrystusa Króla. Korzenie UNS sięgają powstałej z błogosławieństwem
meksykańskiego episkopatu na początku lat 30. XX wieku tajnej
organizacji Legion, przemianowanej wkrótce na Bazę. Z Bazy bezpośrednio
wywodzi się powstała 23 V 1937 r. UNS. Nowa organizacja, podobnie jak
wszystkie działające w tym czasie ugrupowania
tradycjonalistyczno-rewolucyjne, używała umundurowania, opasek,
sztandaru (w tym przypadku była to czerwona flaga z białym kołem
pośrodku, w którym umieszczone były kontury państwa meksykańskiego),
hymnu (nosił tytuł Sztandar Chrystusa – Wiara, Krew, Zwycięstwo).
W tym miejscu warto pochylić się nad bardzo interesującą postacią „Ojca
– założyciela” UNS, którym był… Jose Antonio. Oczywiście nie Jose
Antonio Primo de Rivera (1903-1936), przywódca Falangi Hiszpańskiej,
lecz Jose Antonio Urquiza de Septien (1905-1938), potomek rodziny
ziemiańskiej, który w młodości zetknął się z nacjonalizmem integralnym
Charlesa Maurrasa i katolicyzmem społecznym inspirowanym nauczaniem
papieża Leona XIII. Będąc członkiem Legionu/Bazy, reprezentował tam
opcję prosocjalną, będącą alternatywą wobec frakcji prokapitalistycznej,
z której wyłoniła się dzisiejsza neokonserwatywna i neoliberalna Partia
Akcji Narodowej. Jak pisze prof. Bartyzel, wizja Jose Antonio była „nie
konserwatywna, lecz nacjonalistyczna, demokratyczna, ludowa, radykalna i
społeczno-wspólnotowa, podbudowana zasadami sprawiedliwości społecznej,
solidarności i braterstwa. (…) [Jose Antonio] nazywany był (…)
współczesnym św. Franciszkiem z Asyżu, identyfikującym się z losem
chłopów, robotników, autochtonów, kobiet, dzieci, starców, wyzyskiwanych
i prześladowanych”. Jose Antonio Urquiza de Septien został zamordowany
11 IV 1938 roku przez lewicowego aktywistę (miał wówczas 33 lata,
dokładnie tyle, ile w chwili poniesienia śmierci z rąk republikańskich
wojsk miał Jose Antonio Primo de Rivera!). Odtąd stał się dla
synarchistów takim samym męczennikiem za sprawę, jak „hiszpański” Jose
Antonio dla falangistów. To zadziwiające, jak wiele łączyło te dwie
postaci: imiona, arystokratyczne pochodzenie, wiek i sposób poniesienia
śmierci, a także, jak pisze prof. Bartyzel, „charyzma, uroda, żarliwy
katolicyzm i radykalna mistyka społeczna”.
Jako ciekawostkę autor podaje fakt, że
powstanie ruchu synarchistycznego jest uznawane przez niektórych
„konspirologów” za „spisek nazi-faszystowski”, w którym mieliby brać
udział agenci hitlerowscy, służba zagraniczna Falangi Hiszpańskiej,
Watykan, jezuici, północnoamerykańscy magnaci naftowi oraz meksykańska
burżuazja. Celem takiego spisku miałoby być budowanie w Ameryce
Środkowej zaplecza dla państw Osi. Najciekawszą teorię spiskową
dotyczącą synarchizmu jest jednak powstała w kręgach Instytutu Schillera
teza jakoby synarchizm meksykański był częścią ogólnoświatowego spisku
„międzynarodowej sieci synarchistycznej”, której działaczami mieliby być
bł. Pius IX, Józef Stalin, John Lennon, (...) Jan Paweł II, Carl Schmitt,
Margaret Thatcher, Adam Smith, abp Marcel Lefebvre i wielu, wielu
innych.
W 1940 r. przywódcą („Jefe”) UNS
zostaje Salvador Abascal Infante – zwolennik tradycjonalistycznej i
katolicko-społecznej linii J. A. Urquizy de Septiena. Podjął on próbę
stworzenia na pustyni synarchistycznej kolonii – „laboratorium” Państwa
Synarchistycznego. Było to w jego zamyśle powtórzenie misji jezuickich i
franciszkańskich z XVI i XVII wieku. Abascal zyskał zgodę prezydenta
Meksyku M. Avila Yamacho, i w 1941 r. do doliny Santo Domingo przybyło
86 ochotniczych rodzin (wyłącznie katolickich). W kolonii obowiązywał
system własności mieszanej, prywatno-wspólnotowej; kolonia podzielona
była na grupy rolnicze mające się specjalizować w uprawie danych
produktów, grupy te między sobą wymieniały się produktami. Ogłoszono
również konstytucję: kolonia otrzymała nazwę „Maryja Wspomożycielka”,
zakazane były tańce, każdy miał obowiązek odmawiania różańca i odbywania
rekolekcji wielkopostnych, w okresie wielkiego postu zakazano również
jakichkolwiek podróży, edukacja była obowiązkowa i katolicka, służba
zdrowia publiczna. Niestety, ten przedziwny melanż katolicyzmu i
utopijnego socjalizmu (bo tak to można nazwać) po kilku latach upadł.
W UNS doszło do rozłamu na tle stosunków
z Bazą, która ciągle sterowała ruchem synarchistycznym. Nurt
„mistyczno-społeczny” (acz bez Abascala, który po wyrzuceniu z jeszcze
zjednoczonego UNS nie należał już do żadnej frakcji) utworzył UNS-CAC
(od inicjałów przywódcy – Carlosa Athie Carrasco), zaś nurt
„obywatelsko-polityczny” UNS-MTB (również od inicjałów przywódcy,
Manuela Torresa Bueno). Wraz z rozłamem kończy się złoty okres ruchu
synarchistycznego. W późniejszym czasie UNS-MTB przeszedł na pozycje
lewicowo-chadeckie, zaś UNS-CAC był wierny synarchistycznej ortodoksji i
nawiązał międzynarodową współpracę m. in. z karlistami, różnymi
odłamami Falangi Hiszpańskiej, postrankistowską Fuerza Nueva czy
International Third Position. Jako ciekawostkę można podać fakt, że
ostatni szef UNS-CAC Jose de Jesus Ruiz Murilla przyjął w 2008 roku
święcenia kapłańskie w Syriackim Kościele Prawosławnym.
Trzeci rozdział traktuje o powstałej w
latach 50. XX wieku tajnej organizacji El Yunque – organizacji
formacyjnej dla katolików świeckich (wywodzi się z niej wielu
centroprawicowych polityków). Można stwierdzić, że El Yunque jest
bardziej tradycjonalistyczną wersją Opus Dei.
Czwarty rozdział, moim skromnym zdaniem najciekawszy w całej książce, nosi tytuł Synarchistyczne ideario.
Profesor Bartyzel wykazuje, że synarchizm jest ruchem
nacjonalistycznym, jednocześnie definiując tożsamość Meksyku jako
„katolicką, romańską i hiszpańską”. Stąd silny związek z Hiszpanią i
wielka estyma względem misjonarzy i konkwistadorów, którzy oświecili
Meksyk światłem Wiary katolickiej i włączyli go w krąg kulturowy Hispanidad.
Wrogiem „narodu hiszpańsko-katolickiego”
jest „szatańska trójca” – protestantyzm, masoneria i rewolucja (tak
kapitalistyczno-liberalna, jak i marksistowska). Jednak największym
zagrożeniem dla Meksyku jest imperializm jankeski. Bartyzel przywołuje w
tym kontekście wypowiedź Anne-Marie Leinert, badaczki synarchizmu:
„Synarchiści nienawidzili szczególnie Stanów Zjednoczonych. Mieli im za
złe ich nowoczesność, protestantyzm oraz imperializm kulturowy,
ekonomiczny i polityczny”. USA to zaborca połowy meksykańskiego
terytorium i największy geopolityczny wróg Meksyku. Synarchistyczny
teoretyk – „filozof reakcji” Jesus Guida y Azevedo stwierdził: „Stany
Zjednoczone są plutokracją żydo-masońską”. Prof. Bartyzel tak wyjaśnia
stosunek synarchistów do USA: „Kumuluje się w niej [Ameryce
anglosaskiej] wszystko to, co wzbudza odrazę hispano-meksykańskiego
katolika: herezja protestancka w skrajnie «antypapistowskim» wydaniu
(purytanizm), masoneria jako światopoglądowy zwornik niezliczonych
dominacji reformowanych z deistami, liberalizm, indywidualistyczna
demokracja, plutokratyczny kapitalizm, dominująca pozycja Żydów w
biznesie, kulturze i polityce”. Warto też odnotować stosunek
synarchistów do hollywoodzkiej popkultury. Alfonso Juico: „Dozwolenie
obyczajów jankeskich – gdzie kobiety zdają się nie wiedzieć, co znaczy
wstyd – zwłaszcza licencja na rozpowszechnianie filmów, w których
wydźwięk spraw pogarsza się z powodu bohaterek mających często niewinne
twarze, lecz zdeprawowanych, zdemoralizowało wiele dziewcząt, które,
oczarowane takimi bohaterkami i biorące je za wzór, przywykną do tysięcy
bezwstydów – jak pozwolenie sobie na obmacywanie i pocałunki –
niegodnych kobiet uczciwych”. Czołowy intelektualista cristero Miguel
Palomar y Vizcarra podsumowuje negatywne uczucia synarchistów względem
USA tymi słowami: „Posługując się nowym terminem medycznym, możemy
powiedzieć, że Hispanoamerykanie mają alergię na wpływy jankeskie. (…)
Ich protestantyzm, ich masoneria, ich typ demokracji
przedstawicielskiej, ich federalizm, ich forma głosowania i wyborów,
swoiste piętno ich kapitalizmu, ich pojmowanie małżeństwa i rodziny są
dla nas tyleż wirusem, co trucizną”. Zauważmy, że te słowa równie dobrze
mogłyby paść z ust jakiegoś współczesnego latynoamerykańskiego
populisty w rodzaju Evo Moralesa czy Hugo Chaveza.
Francuski badacz synarchizmu Jean Meyer w pracy Synarchizm – meksykański faszyzm?
pisze, że UNS jest „idealistyczny, populistyczny, antykapitalistyczny i
antyburżuazyjny” i porównuje go między innymi z rozmaitymi ruchami w
krajach arabskich z lat 50. i 60.
Synarchiści popierali oczywiście rządy
gen. Franco w Hiszpanii i Antonio Salazara w Portugalii. Szczególnie
akcentowali więź łączącą Meksyk z Hiszpanią oraz ideę Hispanidad.
Sympatyzowali również z Falangą Hiszpańską, która według nich połączyła
to, co najlepsze w hiszpańskim tradycjonalizmie z nowymi doktrynami
społecznymi lat 20. i 30. Manuel Gutierrez Perez mówi, że tym co łączy
synarchizm z falangizmem jest „Katolicka koncepcja życia (…), pojmowanie
Hispanoameryki jako wspólnoty pochodzenia i przeznaczenia (…),
całkowity sprzeciw wobec systemów marksistowsko-ateistycznych i
kapitalistyczno-liberalnych”.
W synarchizmie pojawia się również
charakterystyczny dla „stylu faszystowskiego” mistyczny kult
męczenników. Jean Meyer o idei poświęcenia w synarchizmie: „Heroizm
chrześcijański ocali Meksyk przez wiarę, przez krew rozlewaną mistycznie
w naśladowaniu Chrystusa. Czerwona krew przeciwko Czerwonym zwiastuje
Królestwo nowego człowieka, tym samym zaś starego meksykańskiego
chrześcijanina”.
Prof. Bartyzel konkluduje, że synarchizm
należy do rodziny „doktryn i ruchów autorytarno-konserwatywnych;
zarazem konserwatywno-integrystycznych, takich jak hiszpański frankizm,
portugalski salazaryzm, austriacki korporacjonizm chrześcijański,
francuskie Krzyże Ogniste (Croix-de-feu); po części zaś także do nurtów i
ugrupowań nacjonalistyczno-radykalnych (społecznie) – i w tej właśnie
mierze faszyzujących, lecz (w przeciwieństwie do włoskiego faszyzmu i
niemieckiego nazizmu) chrześcijańskich, jak hiszpańska Falanga,
irlandzka Gwardia Narodowa gen. Eoina O’Duffy, belgijski Chrystus Rex
Leona Degrelle’a czy rumuński ruch legionowy”.
Synarchiści byli monarchistami, jednak
ze względu na zupełny brak zainteresowania sprawami Meksyku ze strony
Głowy Domu Cesarskiego Meksyku – księżnej Marii Józefy de Iturbide y
Miklos de Tanodhaza (1872-1949), która mieszkała na Węgrzech,
synarchiści nie formułowali żadnych postulatów w kwestii dynastycznej i
ograniczyli się do idei Społecznego Królestwa Chrystusa Króla.
Synarchiści określali się jako
reakcjoniści: „Bycie reakcjonistą jest dzisiaj lepszym sposobem bycia
rewolucjonistą. Być rewolucjonistą znaczy być reformatorem i chcieć
zmiany (…) ku nowemu państwu. Cały naród meksykański jest reakcyjny. (…)
Wszyscy jesteśmy reakcjonistami”.
Liberalnej, rewolucyjnej i
antychrześcijańskiej demokratycznej „demolatrii” przeciwstawiają
„demodulię” (w teologii katolickiej terminem dulia określa się cześć
oddawaną aniołom i świętym, podczas gdy latria to cześć należna
wyłącznie Bogu), stąd demodulia tłumaczy się jako „cześć dla ludu”, w
opozycji do bałwochwalczego kultu Demosa – demolatrii. Dlatego prof.
Bartyzel określa synarchizm mianem „ludowego tradycjonalizmu”.
W swoich 16 punktach podstawowych
synarchiści piszą m. in. „Domagamy się słusznej i sprawiedliwej
dystrybucji dóbr (…). Nawołujemy do jedności kapitału i pracy, aby (…) w
ramach sprawiedliwości społecznej urzeczywistniały (…) działalność dla
dobra Meksyku. (…) Nie zgadzamy się na wyzyskiwanie jednej klasy przez
drugą. (…) Odrzucamy państwo nieinterweniujące, prostego stróża
indywidualnych egoizmów”. Synarchiści potępiali jednoznacznie kapitalizm
i leseferyzm (o potępieniu komunizmu nie trzeba wspominać, gdyż jest to
nazbyt oczywiste). Poglądy na kwestie ekonomiczne czerpali przede
wszystkim z Katolickiej Nauki Społecznej, niemniej jednak nie
postulowali wprost korporacjonizmu.
Książkę dopełniają materiały źródłowe: Manifest Synarchistycznego Komitetu Organizacyjnego do Narodu Meksykańskiego (1937), Pentalog Synarchistyczny (1937), 16 punktów podstawowych (1939) oraz licząca aż 50 stron bibliografia.
Co jest największą wartością tej
książki? Z pewnością to, że w sposób obszerny i wyczerpujący opisuje
ruch, który może być jednym z odniesień ideowej dla polskiej prawicy. W
dobie rozmaitych „ruchów narodowych”, których liderzy bredzą o potrzebie
sojuszu z USA, czyli z państwem, które zbrojnie niszczy wszelkie
pozostałości tradycyjnych struktur społecznych, niedemokratycznych form
rządów, nieliberalnych rozwiązań gospodarczych, które za najważniejszy
cel postawiło sobie krwawe narzucenie wywodzących się z
antychrześcijańskiej Rewolucji form ustrojowych i gospodarczych:
liberalnej demokracji i kapitalizmu, tego typu pozycja o integralnie
prawicowym, tradycjonalistycznym, katolickim i antyliberalnym ruchu może
dostarczyć ożywczego prądu na prawicy. To samo tyczy się rozmaitych
„konserwatywnych” liberałów, którzy bronią rewolucyjnych, liberalnych i
burżuazyjnych, nie mających nic wspólnego z Tradycją instytucji i
rozwiązań politycznych, ekonomicznych i społecznych. To książka właśnie
dla nich.
Zaś Prawica integralna może włączyć ten
ciekawy i bardzo atrakcyjny ideowo nurt, jakim jest synarchizm, w poczet
swoich inspiracji. Szczególnie dziś przyda się taka odtrutka na
wszechobecny liberalizm i atlantyzm.
Korneliusz Zieliński