Rozmowa z doktorem n. med. Jackiem Norkowskim OP, autorem książki pt. „Medycyna na krawędzi” przeprowadzona w styczniu 2013 r.
Przeszczep serca zawsze
oznacza uśmiercenie dawcy. Oznacza pozbawienie życia konkretnego,
ludzkiego organizmu. I nawet jeśli nazywamy go „zwłokami z bijącym
sercem”, nie różni się on co do swoich podstawowych parametrów od
każdego innego żywego organizmu - mówi w rozmowie z PCh24.pl o. Jacek
Norkowski OP.
W kwestii orzekania śmierci
człowieka przyzwyczailiśmy się – co zrozumiałe – ufać lekarzom. Przez
szereg lat za śmierć uznawano trwałe ustanie oddychania i krążenia, choć
wiadomo, że sam zgon następuje 20-40 minut później. Niewiele osób wie
jednak, iż ta definicja śmierci została zmieniona całkiem niedawno, bo w
1968 roku. Czy ta zmiana była efektem rzetelnych badań naukowych?
- Wprowadzenie neurologicznych
kryteriów śmierci człowieka jest związane z raportem Harvardzkim z 1968
roku, w którym na samym początku pojawia się ciekawe zdanie: „naszym
zadaniem jest zdefiniowanie nieodwracalnej śpiączki jako śmierci
człowieka”. To zadanie zostało wykonane, reszta raportu mówi głównie o
tym, co należy zrobić od strony praktycznej, aby stwierdzić czyjąś
śmierć. Kryteria orzekania śmierci na podstawie stwierdzenia
nieodwracalnej śpiączki funkcjonują do dzisiaj. Nie wiadomo zresztą, na
jakiej podstawie decyduje się, iż dany przypadek śpiączki jest
rzeczywiście nieodwracalny. Nigdy nie uzasadniono, dlaczego człowiek w
śpiączce miałby zostać uznany za martwego.
Wynika z tego, iż definicję
śmierci zmieniono bez przeprowadzenia rzetelnych badań naukowych?
Odbyło się to arbitralnie, według schematu: konferencja – dyskusja –
dokument?
- Tak właśnie było. Nie
przeprowadzono żadnych badań naukowych. Zazwyczaj kiedy w medycynie
wprowadza się jakąś nowość, trzeba podać, na jakiej grupie pacjentów
zostały przeprowadzone badania, ile trwały i jakie przyniosły rezultaty.
Tymczasem przy zmianie definicji śmierci człowieka takich badań nie
było! Definicję zmieniono po pierwszej operacji przeszczepu serca w
południowej Afryce po to, żeby obronić lekarza, który dokonał
przeszczepu i któremu groził sąd za zabicie dawcy. Zmiana definicji
śmierci sprawiła, iż sądy zaczęły się nią posługiwać i orzekać, iż w
momencie pobierania narządu do przeszczepu nie mamy do czynienia z
przestępstwem.
Każde wprowadzenie na rynek
farmaceutyczny nowego leku wymaga przeprowadzenia szeregu badań.
Tymczasem w tak fundamentalnej sprawie, jaką jest orzekanie kryteriów
zgonu, tych badań nie przeprowadzono?
- Tak, zmieniono definicję bez podania jakiegokolwiek uzasadnienia. W latach 80. próbowano stawiać tezę, iż mózg jest integratorem organizmu, a
zatem jeśli jest on nieczynny, oznacza to, iż nie mamy już do czynienia z
organizmem jako takim, ale ze zbiorem tkanek i narządów. W konsekwencji
wprowadzono w medycynie pojęcie „zwłok z bijącym sercem”. Nie ma to
wiele wspólnego z rzeczywistością, ponieważ badania przepisane do
orzekania śmierci mózgowej niewiele mówią o rzeczywistym stanie mózgu,
są zbyt powierzchowne. Osobną sprawą jest wyciąganie wniosku, że
organizm, którego mózg został uszkodzony, przestaje być żywym
organizmem. Taki wniosek również nie ma żadnego uzasadnienia. Profesor
Alan Shewmon, amerykański neurolog, który bardzo rzetelnie zajmował się
tym zagadnieniem, podkreśla zawsze, iż organizm ludzki jest zintegrowany
w fazie przed powstaniem mózgu, wtedy, kiedy mózg się rozwija, a także -
kiedy został on uszkodzony.
Znane są przypadki pomyślnego
rozwoju ciąży u kobiet, u których orzeczono śmierć mózgową. Oznacza to,
że mimo uszkodzeń mózgu, hormony mogą wydzielać się prawidłowo.
- Tak, a tym przecież zawiaduje
podwzgórze, czyli część mózgu. Mówienie w takiej sytuacji o tym, że mózg
jest martwy, to nonsens. U osób w śpiączce działa często również
ośrodek naczyniowo-ruchowy w rdzeniu przedłużonym, który należy do pnia
mózgu. Pozwala to na utrzymanie normalnego ciśnienia krwi i prawidłowej
akcji serca. Ci ludzie są stabilni krążeniowo. I są to najlepsi dawcy.
Ci ludzie mogą być świadomi tego, co się z nimi dzieje?
- Prof. Shewmon mówi, że jeżeli
jesteśmy w stanie ukuć termin „zwłoki z bijącym sercem”, możemy idąc tym
tropem równie dobrze dojść do posługiwania się hasłem „zwłoki
świadome”. Kiedy bada się ludzi będących w stanie śpiączki połączonej z
bezdechem – nawet jeśli nie mają oni tzw. odruchów pniowych, czyli
rogówkowego, źrenicznego, wykrztuśnego, połykowego i oczno-mózgowego,
nie oznacza to jeszcze, że przestały działać głębsze poziomy mózgu – np.
śródmózgowie. Wiadomo natomiast, że dla świadomości to ono właśnie jest
najważniejsze. Jakiś poziom świadomości może być zatem zachowany nawet
wtedy, kiedy człowiek pozostaje w głębokiej śpiączce i nie reaguje na
bodźce.
Istnieją przypadki osób, które wybudziły się ze stanu określonego przez lekarzy jako śmierć mózgowa?
- Tak, ich relacje możemy obejrzeć
nawet na kanale You Tube. Jednym z głośniejszych jest tutaj przypadek
Zachariasza Dunlapa ze Stanów Zjednoczonych, u którego komisja orzekła
śmierć i który słyszał przygotowania do własnego pogrzebu. Za dzień czy
dwa miały być od niego pobrane narządy. Przyjechała rodzina, a wśród
krewnych – kuzyni pielęgniarze. To oni zauważyli, iż Zachariasz reaguje
na bodźce. Zbadali go i nie zgodzili się na pobranie narządów do
przeszczepu. Po kilku dniach "zmarły" został wybudzony, a następnie
rehabilitowany. Jego relację można obejrzeć w internecie. Zwierzył się,
iż kiedy usłyszał, że komisja lekarska orzeka o jego śmierci, miał
ochotę wyrzucić jej członków przez okno. Brzmi to może anegdotycznie,
ale na ten temat wypowiada się szereg lekarzy z różnych krajów – nie
tylko prof. Shawman, ale także dr Byrne i Potts ze Stanów Zjednoczonych,
anestezjolodzy Hill i Evans z Wielkiej Brytanii czy Brazylijczyk, prof.
Coimbra. Twierdzą oni, że pewna grupa chorych, u których orzeczono
śmierć mózgową, może mieć na tyle wysoki poziom świadomości, żeby
wiedzieć, co się z nimi dzieje i odczuwać ból.
Czy podczas pobierania serca do przeszczepu znieczula się dawcę?
- Nie. Podaje się środki
zwiotczające. Nie ma obowiązku podania środków znieczulających, a
tymczasem, aby pobrać serce, trzeba rozciąć piłą klatkę piersiową i
powłoki ciała od mostka do spojenia łonowego. Człowiek mimo braku oznak
świadomości może odczuwać wtedy ból – tak jak podczas zwykłej operacji.
Przeszczep serca zawsze oznacza uśmiercenie dawcy?
- Tak. Oznacza ona pozbawienie życia
konkretnego, ludzkiego organizmu. I nawet jeśli nazywamy ten organizm
„zwłokami z bijącym sercem”, nie różni się on co do swoich podstawowych
parametrów od każdego innego żywego organizmu. Orzeczenie śmierci
mózgowej zmienia radykalnie sytuację chorego - ale tylko w aspekcie
prawnym. Do momentu złożenia kilku podpisów pod diagnozą śmierci
istnieje wobec pacjenta obowiązek terapeutyczny. Tymczasem po ich
złożeniu można zaprzestać ratowania człowieka i skupić się na pobraniu
od niego narządów do przeszczepu.
Tych ludzi można byłoby uratować?
- Tak, według statystyk – większość z
nich. Wymagają oni jednak intensywnej terapii polegającej przede
wszystkim na zapobieżeniu obrzękowi mózgu. Tych działań nie podejmuje
się, jeśli u pacjenta zostanie orzeczona śmierć mózgowa.
Kiedy zatem transplantacja jest zgodna z zasadami etyki?
- Wtedy, kiedy nie ma mowy o wyborze
„życie za życie”, ale kiedy mamy do czynienia z przeszczepem od żyjącego
dawcy za jego pełną świadomością i zgodą oraz wtedy, kiedy ponosi on
minimalną szkodę niezagrażającą jego zdrowiu i życiu. Z taką sytuacją
mamy do czynienia np. wtedy, kiedy pobieramy od krewnego biorcy jedną
nerkę.
Niewiele osób w Polsce wie,
że w naszym kraju istnieje tak zwana „domniemana zgoda” na pobranie
narządów do przeszczepu. Oznacza to, że jeśli nie wypełnimy
odpowiedniego formularza i nie wyślemy go na adres Poltransplantu,
jesteśmy potencjalnymi dawcami – czy tego chcemy, czy nie.
- Tak, a rodziny pacjentów po
wypadkach są na ogół tak zdezorientowane i poddane takiej presji, iż
często nie mają odwagi reagować. Sprzeciw na adres Poltransplantu
wysłało w Polsce tylko kilka tysięcy osób. Ciekawym pytaniem, jakie
można byłoby zadać transplantologom, byłoby, czy sami wyrażają zgodę na
pobranie ich organów po orzeczeniu śmierci mózgowej. Badania
przeprowadzone w Stanach Zjednoczonych wykazały, że tak nie jest:
transplantolodzy w większości nie chcą być dawcami narządów.
Dziękuję za rozmowę. Rozmawiała Agnieszka Żurek
*****