21 stycznia 1793 na Placu Rewolucji w
Paryżu, po sfingowanym przez rewolucjonistów procesie, został stracony
Król Francji Ludwik XVI. Mimo iż po zwycięstwie rewolucji, 10 sierpnia
1792 roku liczba zwolenników śmierci Króla była niewielka, mimo że nawet
15 stycznia, w czasie głosowania nad karą, tylko niewiele ponad połowa
głosujących była za karą śmierci… Król jednak został zamordowany.
Poniósł śmierć męczeńską tak samo, jak bardzo wielu katolickich
duchownych czy zwykłych świeckich, tak jak większość francuskiej elity,
arystokracji i ziemiaństwa, ale i chłopstwa, za Wiarę w Boga, za Kościół
katolicki, za Stary Ład, za starą, chrześcijańską Europę.
Czym była bowiem tzw. rewolucja
francuska, którą powinno się raczej określać mianem „antyfrancuskiej”?
Czy była ona, jak to się dziś często próbuje nam wmówić, oddolnym
odzewem „uciemiężonego” Narodu Francuskiego? Czy była ona ruchem
wolnościowym, niepodległościowym, patriotycznym, narodowym, jak to się
często obecnie przedstawia? Czy hasła, które niosła ona na swych
sztandarach - „Wolność, Równość i Braterstwo” rzeczywiście przedstawiały
jej prawdziwego ducha? Czy nie były raczej one zwykłym, pustym,
fałszywym sloganem, mającym porwać otumanione masy?
W rzeczywistości bowiem rewolucja ta
była największym w historii ciosem zadanym Narodowi Francuskiemu,
ciosem, po którym ten Naród nigdy już w pełni się nie podniósł i aż do
dziś pozostaje w stagnacji i letargu, będąc ostoją liberalizmu,
wszelkich „oświeceniowych” idei i nowoczesnych trendów… Dziś widzimy
największy upadek Francji, która zalewana masowo jest przez islamskich
imigrantów. I to właśnie jest skutkiem tego, co wydarzyło się przed 223
laty. Jest to skutkiem liberalizmu, czyli fałszywie pojmowanej wolności.
Czym jest bowiem wolność? Prawdziwa wolność, rozumiana zgodnie z etyką
chrześcijańską, jest wolną wolą człowieka, który jest jednak powołany do
tego, by czynić dobro. Dlatego człowiek ma prawo tylko do czynienia
tego, co jest dobre. Jeśli czyni coś, co jest złe, narusza Prawo Boże –
przyrodzone i nadprzyrodzone, narusza tym samym daną mu przez Boga
wolność. I spotkać go musi za to kara albo w tym, albo w przyszłym
życiu… Wolność jest więc odpowiedzialnością. Nie jest jednak moralnym
prawem do robienia wszystkiego, cokolwiek się komu żywnie podoba. Tak
głoszą liberałowie. Pojmują oni wolność fałszywie, w myśl zasady „róbta,
co chceta”. To jednak nie jest prawdziwa wolność. Gdyby każdy mógł robić
wszystko, co tylko chce, jak wyglądałby świat? Jak wyglądałby porządek
publiczny, jak wyglądałoby jakiekolwiek prawo? To jest zwykła
anarchia… Właśnie tak pojmowana „wolność” przyświecała jednak ideowym
twórcom „rewolucji francuskiej”… Nienawidzili oni Kościoła katolickiego,
nienawidzili oni Starego, Europejskiego Ładu, właśnie dlatego, że
hamował on ich „wolność”… Liberalizm jest więc buntem, buntem przeciwko
wszelkiemu ustanowionemu porządkowi. A bunt jest dziełem diabelskim.
Było to oczywiście podsycane przez wszelkiego rodzaju ruchy masońskie,
wolnomularskie, popularne w okresie tzw. oświecenia (był to jednak
raczej okres największej ciemnoty w dziejach ludzkości…), które głosiły
te same postulaty. To właśnie masoneria była przede wszystkim
odpowiedzialna za wywołanie tej ruchawki, która doprowadziła do
całkowitego moralnego, religijnego i narodowego upadku Francji, niegdyś
nazywanej „najwierniejszą córą Kościoła”. Tego samego ducha widać
zresztą do dziś we Francji, która nie odebrała nawet należytej lekcji z
ostatnich wydarzeń w Paryżu i wciąż tkwi w błędach liberalizmu. Jeśli
się to nie zmieni, to za kilkanaście, może kilkadziesiąt lat Francja
skończy jako islamski kalifat. Będzie to jednak tylko i wyłącznie na jej
własne życzenie…
Podobnie jest też z fałszywie pojmowaną
„równością”. Ludzie równi są bowiem zasadniczo tylko przed Bogiem. Na
ziemi panuje pewien naturalny ład, pewna hierarchia. W podstawowej
komórce społecznej – Rodzinie – mamy ojca, który zazwyczaj jest głową
rodziny. Podobnie w organizacji, mamy władze, mamy przełożonych, którym
musimy być posłuszni. Podobnie jest w wojsku, w Państwie, w Kościele.
Jednym słowem – wszędzie. Tak jest ten świat ułożony, tak było zawsze i
tak też zawsze będzie. Jest to naturalne. Hierarchia jest bowiem
niezbędnie potrzebna, aby ten świat mógł normalnie funkcjonować, aby
panował porządek, aby każdy znał swoje miejsce, wiedział, co do niego
należy, jakie ma prawa i obowiązki, co ma robić, aby należycie je
wypełnić. Bez tego panowałaby anarchia. Widzimy tu podobieństwo do
głoszonej przez liberałów fałszywie pojmowanej „wolności”. W obu tych
pojęciach chodzi właściwie o to samo – aby człowiek nie miał żadnych
ograniczeń, aby mógł robić, co mu się żywnie podoba… W konsekwencji
prowadzi to do upadku Narodów, do całkowitej degradacji społeczeństwa,
które pozostawione samo sobie, bez żadnej władzy, bez żadnych praw, nie
wie, co ma robić i powoli ulega całkowitemu rozkładowi… Jest to więc
działanie antynarodowe, na szkodę Narodu. A jak wiemy, prawdziwy,
rozumiany zgodnie z prawym porządkiem chrześcijańskiego miłosierdzia
Nacjonalizm – jest cnotą miłości swego Narodu. A miłość – jest
pragnieniem dobra. Jeśli ktoś działa na szkodę Narodu, to zapewne nie
chce on jednocześnie jego dobra. Dobro Narodu nie zawsze też musi się
zgadzać z wolą jego większości, bo to nie większość jest od tego, aby
rządzić, tak jak to ma miejsce w liberalnej demokracji… Pamiętajmy, że
większość może łatwo ulegać wpływom i manipulacjom ze strony różnego
rodzaju stronnictw, którym wcale na dobru Narodu nie zależy, tak jak to
już nieraz miało i ma miejsce w historii, jak i w czasach nam
współczesnych.
Co do „braterstwa”, to chyba każdy sam
może sobie odpowiedzieć, czy mordowanie własnego Króla, setek
wspaniałych synów i córek swego Narodu, duchownych, książąt,
arystokratów, ziemian i zwykłych chłopów, wszystkich tych, którzy
odważyli się stawić opór tej straszliwej kaźni, opór tym, co burzyli
ołtarze i trony, tych, co chcieli zatrzymać jęk gilotyn i próbowali
zapewnić powrót monarchii, możemy określić mianem Braterstwa? W końcu
sami rewolucjoniści zaczęli mordować się nawzajem, bo jak wiadomo, każda
rewolucja pożera na końcu własne dzieci… Czy to właśnie jest
Braterstwo? Gdzie brat występuje przeciw bratu? Otóż i tu odpowiedź jest
jasna. Oczywiście, że nie. Przelewanie bratniej krwi, krwi swego
własnego Narodu, nigdy nie może być nazwane braterstwem… Było to więc
fałszywe „braterstwo”, w imię którego „za wolny lud francuski” zabijało
się setki tysięcy Francuzów…
Czy przedrewolucyjna Francja była
idealna? Oczywiście, że nie. Jak każde państwo w dziejach świata, miała
ona swoje wady, jak i też zalety. Oczywistym jest, że były potrzebne
pewne reformy, którym królowie francuscy byli niechętni. Jednak czy
można leczyć ból głowy poprzez jej ścięcie? Jak wykazałem przed chwilą,
rewolucja antyfrancuska nie przyniosła właściwie żadnego pożytku, za to
szkody, jakie wyrządziła przede wszystkim Francji, ale pośrednio także i
całej Europie, a nawet i całemu światu, są wręcz niewyobrażalne… Akt
publicznego mordu na Królu, precedens, który w historii świata zdarzał
się niezwykle rzadko, a który potem powtórzyli jedynie bolszewicy,
mordując rosyjskiego Cara Mikołaja II Romanowa w lipcu 1918 roku, był
straszliwą zbrodnią, którą z całą surowością należy potępić. Był on
jednak zwieńczeniem, ukoronowaniem „zasług” rewolucji antyfrancuskiej.
Takie też jest całe jej wątpliwe dziedzictwo. Jest ono przesiąknięte
krwią katolików i rojalistów, poległych w walce za Boga i Króla, za
prawdziwą Francję! Jest przesiąknięte krwią Powstańców z Wandei, tych,
którzy jako jedyni stanęli w nierównej walce z siłami rewolucjonistów, w
obronie Ancien régime.
Jaka może być współczesna recepta dla
Francji na powstanie z kolan, wyjście z kryzysu i odnowę duchową,
moralną i narodową? Jedyną taką receptą może być powrót do Wiary, do
swych korzeni, do swej tradycji, do tych wartości, które przyświecały
dawnej, przedrewolucyjnej Francji. Oczywiście nie mówię tutaj, że
konieczna jest odbudowa monarchii absolutnej w wyglądzie z XVIII wieku,
gdyż jest to po pierwsze we współczesnych czasach całkowicie
niewykonalne, po drugie, jak już wspomniałem, tamten system też miał
szereg wad, które należało, oczywiście w inny sposób niż zrobiła to
rewolucja, zwalczać. Chodzi mi raczej o powrót do tamtego ducha, ducha
katolickiego, i prawdziwie Europejskiego. Tylko w taki sposób może
przyjść prawdziwe odrodzenie Narodu Francuskiego i całej Białej,
Katolickiej Europy!
Michał Mikłaszewski
Za: https://kierunki.info.pl/2016/01/michal-miklaszewski-w-223-rocznice-zgilotynowania-ludwika-xvi/