Narodowa Hajnówka zapowiedziała na 27 lutego I Hajnowski Marsz Żołnierzy Wyklętych. Na plakacie zapowiadającym wydarzenia odbywane tuż przed Narodowym Dniem Pamięci Żołnierzy Wyklętych umieściła jednego z nich - kapitana Romulda Rajsa "Burego". Przypomnijmy pokrótce, iż Romuald Rajs to wywodzący się z Podkarpacia zawodowy żołnierz i przedwojenny podoficer. Uczestnik wojny obronnej 1939 roku i żołnierz Armii Krajowej na Wileńszczyźnie uczestniczący w operacji Ostra Brama. W podziemiu niepodległościowym żołnierz "Łupaszki" będący dowódcą szwadronu w słynnej V Brygadzie Wileńskiej AK. Po jej rozwiązaniu twórca i dowódca III Brygady Wileńskiej Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, w którym dowodził Pogotowiem Akcji Specjalnej w okręgu Białystok i otrzymał stopień kapitana. Jako żołnierz podziemia niepodległościowego walczył z władzą komunistyczną instalowaną na sowieckich bagnetach.
Organizatorzy hajnowskiego marszu zwrócili się o patronat do Prezydenta RP, który patronuje ogólnopolskim obchodom Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Inaczej niż w pozostałych przypadkach Prezydent odmówił patronatu. Stało się to po proteście lewicowej partii Razem oraz namowach centroprawicowych dziennikarzy: redaktor Romaszewskiej prowadzącej od lat przeznaczoną dla Białorusinów telewizję Belsat oraz redaktora Gmyza, znanego antykomunisty i luteranina. Wszyscy oni zarzucili organizatorom marszu to samo, czyli zamiar oddania czci autorowi pacyfikacji kilku wsi w powiecie Bielsk Podlaski. W tym przywołano nawet opinię wydaną w ramach prac Instytutu Pamięci Narodowej, wedle której działania kpt. Burego "nosiły znamiona ludobójstwa".
A więc: bohater czy ludobójca? Otóż niezbite są fakty, iż "Bury" na czele swego oddziału dokonywał akcji zabezpieczających polegających na pacyfikowaniu kilku wsi zamieszkałych przez prawosławną ludność białoruską. Dlaczego? Bynajmniej nie dlatego, iż był okrutnikiem z przyjemnością prześladującym poczciwych włościan z Zaleszanów, Puchał Starych, Zań, Szpaków czy Końcowizny. Tylko prawda jest ciekawa! Prawda zaś jest taka, iż "Bury" podejmował walkę w ramach ogólnopolskiego powstania antykomunistycznego, w której drugą stroną byli sowieci i komuniści, do których należeli zabici mieszkańcy wymienionych wsi. Za wolnej Polski byli oni działaczami i współpracownikami Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi deklarującymi chęć oderwania Podlasia i Białostocczyzny od Macierzy, by włączyć te polskie ziemie do Związku Sowieckiego. Za sowieckiej okupacji ci sami ludzie byli współpracownikami sowieckiego kontrwywiadu wojskowego Smiersz (Smiert Szpionam) oraz NKWD ścigającego "wrogów władzy radzieckiej". 19 kwietnia 1945 wyznaczony przez Sowietów wojewoda białostocki wydał rozporządzenie tworzące Wiejską Straż Porządkową, czyli pre-ORMO wyposażone w broń palną służącą do strzelania w kierunku "Burego" i jego żołnierzy. Dawni działacze KPZB stawali się uzbrojonymi sowieckimi kolaborantami polującymi na żołnierzy podziemia niepodległościowego, by wydać ich w ręce władz komunistycznych. W tym sensie akcje "Burego" miały charakter zabezpieczający, gdyż pacyfikowały donosicieli gotowych wydać na śmierć ponad dwustu żołnierzy III Brygady Wileńskiej NZW.
Krytycy "Burego" podkreślają, że w jego akcjach pacyfikacyjnych ginęły także kobiety i dzieci. Niewykluczone, iż tak było, jednakowoż trzeba pamiętać o dynamice akcji zbrojnej, gdzie nie każde posunięcie poszczególnego żołnierza da się zaplanować. Kapitan "Bury" miał wszelkie powody, aby chronić swoich żołnierzy, stosując metody ekstraordynaryjne, gdyż i sytuacja była nadzwyczajna. Jak mówi historyk narodowego podziemia zbrojnego Leszek Żebrowski: "Kpt. Romuald Rajs przekroczył swe uprawnienia dowódcy Brygady Wileńskiej NZW, to nie ulega wątpliwości. Nie wszystkie okoliczności sprawy zostały do końca wyjaśnione i już nie będą. Pamiętajmy, w jakiej rzeczywistości i w stałym zagrożeniu żyli ludzie, ścigani, tropieni i mordowani każdego dnia. Byli świadkami, jak zachowywały się określone warstwy społeczne, w tym przypadku niektórzy przedstawiciele mniejszości białoruskiej. Występowali oni czynnie przeciwko powstańcom niepodległościowym, oczekiwali przyłączenia do „Zachodniej Białorusi”, współpracowali z bezpieką, Informacją Wojskową i służbami sowieckimi. To był splot różnych okoliczności, bez których uwzględnienia i zrozumienia nic się nie da wyjaśnić". Nota bene, warto przypomnieć, że zastępcą "Burego" był prawosławny Białorusin por. Mikołaj Kuroczkin „Leśny” walczący u boku swego dowódcy z władzą komunistyczną. Jak przypomina mec. Paweł Kilarski: "Akcja "Burego" na terenie bielsko-podlaskiego podlegała ocenie Komendy "Chrobry" NZW, gdyż jej przebieg wykraczał poza ramy wydanego polecenia w czasie odprawy Komendy Okręgu - jaka odbyła się w styczniu 1946 r. w powiecie Wysoko Mazowieckim. Rozważano sąd polowy - w związku z ofiarami wśród kobiet i dzieci, ale czas był trudny do rzetelnego zbadania sprawy i wydania sprawiedliwego wyroku - zwłaszcza, że nie dotyczyła ona byle kogo, tylko Kawalera Orderu Virtuti Militari. Ostatecznie uznano, że jeśli Bury jest winny, to będzie osądzony w wolnej Polsce, co też się stało. W 1995 r. warszawski Sąd Okręgowy go zrehabilitował".
No właśnie! Wyrok stalinowski wobec Romualda Rajsa został uznany w 1995 roku za nieważny, ponieważ wedle orzeczenia sądowego "działał on w sytuacji stanu wyższej konieczności, zmuszającego do podejmowania działań nie zawsze jednoznacznych etycznie". W ten sposób nowe znaczenie zyskał rozkaz komendanta okręgu białostockiego NZW kpt. Kotwicza, który znając z grubsza dane, iż Komitet Powiatowy PPR w Bielsku na koniec 1944 r. liczył 212 działaczy, z których 144 była narodowości białoruskiej, wydał rozkaz, wedle którego "wskutek agresywnego stosunku PPR" oddział PAS ma przeprowadzić pacyfikację terenów południowo-wschodnich powiatu bielskiego, zaś akcja miała być wymierzona nie tylko w siatkę agenturalną resortu bezpieczeństwa, powinna mieć również charakter "odwetu na wrogiej ludności do sprawy konspiracyjnej".
Skąd natomiast wysoce krytyczna ocena w dokumencie sygnowanym przez Instytut Pamięci Narodowej? Długo by o tym pisać i długo by wykazywać, że np. domniemane kobiece i dziecięce ofiary "Burego" to w istocie przypadkowe ofiary walk zbrojnych w terenie zabudowanym i jednocześnie płonącym... Dość jednak powiedzieć, że dokument IPN pochodzi z czasu prezesury prof. Leona Kieresa, późniejszego senatora Platformy Obywatelskiej.
Tego wszystkiego nie chcą rozumieć Cezary Gmyz i Agnieszka Romaszewska. Nie jest tajemnicą, iż oboje są bardzo odlegli od idei narodowej głoszonej historycznie i współcześnie przez poszczególne formacje obozu narodowego. Niestety, nie zrozumiał tego splotu historycznych okoliczności także prezydent Andrzej Duda, który odmówił swego patronatu I Hajnowskiemu Marszowi Żołnierzy Wyklętych. Kapitan "Bury" skazany przez komunistów na śmierć i zrehabilitowany w wolnej Polsce nie znalazł wsparcia u patriotycznego Prezydenta. Bardzo tego szkoda, ale trzeba też wyciągać z tego wnioski.
Jednak dla nas, polskich narodowców, kapitan "Bury" jest bohaterem! Żołnierzem wyklętym przez komunę i bohaterem naszej wolności.
Artur Zawisza -
członek zarządu Ruchu Narodowego, w latach 2001-2007 poseł na Sejm.
Za: http://prostozmostu.net/opinions/kapitan-bury-jest-naszym-bohaterem
OD REDAKCJI: Naszym zdaniem, nie powinniśmy zabiegać o patronat władz udających polskie nad tak ważnym dla Polaków wydarzeniem. Nie musimy chyba tłumaczyć, że obecna władza nie różni się niczym od poprzednich władz tzw. III RP pozostającej w ciągłości prawnej z PRL, a niemającej ciągłości z II RP.