Cytaty

INTEGRALNY RZYMSKI KATOLICYZM * NACJONALIZM INTEGRALNY * NARODOWY SOLIDARYZM * UNIWERSALIZM * REWOLUCJA KONSERWATYWNA * EUROPA WOLNYCH NARODÓW

PRZECIWKO KOMUNIZMOWI I KAPITALIZMOWI! ZA NARODOWYM SOLIDARYZMEM PAŃSTWA!

PORTAL PUBLICYSTYCZNY FRONTU REX - RNR

Codziennik internetowy (wydarzenia - relacje - artykuły)

„Pro Fide, Rege et Patria” – „Za Wiarę, Króla i Ojczyznę”

PRZEŁOM NARODOWY - jest to projekt polityczny łączący w sobie ideę hierarchiczną z myślą narodową w duchu rzymskiego katolicyzmu, dążący do zmiany obecnego Systemu politycznego w sposób radykalny i trwały

niedziela, 26 czerwca 2016

Ultima Ratio: Agraryzm 2.0?


180075_wiejska-drozka-wies-zboze-pole-trawa 
   W odpowiedzi na artykuł kol. Bartosza Minge pt. „Nie tylko miasta”.

Przed wojną zagadnienia wsi stanowiły jeden z najistotniejszych obszarów zainteresowania ONR-ABC. Jan Korolec w artykule Zagadnienia wsi pisał, że ze względu na swoje walory moralne ludność wiejska powinna przeważać w skali kraju. Tu ludzie od pokoleń gospodarzą na ziemi swych ojców, przywykli do ciężkiej pracy, samodzielności i wyrzeczeń i nie tak łatwo poddać ich manipulacji z uwagi na silne zakorzenienie we wspólnocie lokalnej. Rozwiązania problemu bezrobocia wśród mieszkańców wsi upatrywano z jednej strony w parcelacji majątków wielkoobszarowych, a z drugiej w uprzemysłowieniu terenów wiejskich – czyli nasyceniu ich tkanki drobnymi przedsiębiorstwami i rodzinnymi warsztatami rzemieślniczymi.

Tak wyglądały zapatrywania przed wojną. A jak jest teraz? Jakie miejsce należy przeznaczyć kwestiom wsi w programie narodowo-radykalnym? Zagadnienie to warte jest dogłębnej analizy, siłą rzeczy artykuł niniejszy może być jedynie przyczynkiem do tejże.

Wyrazy szacunku należą się koledze Bartoszowi Minge za poruszenie tematu. Zasadniczo zgadzam się z tezami przywołanego artykułu. Jednakże jako włościanin z dziada pradziada czuję się w powinności dodać kilka słów tytułem komentarza.

Po pierwsze, sądzę, iż młodzież wiejską za wszelką cenę należy zatrzymać na wsi. Wieloletnia tendencja depopulacji obszarów rolniczych wiąże się w znacznej mierze z wycofywaniem się państwa z tych terenów – od lat likwidowane są kolejne szkoły, przychodnie wiejskie, placówki pocztowe i posterunki policji. Ubywa miejsc pracy, a narasta konieczność wyjazdu w sprawach urzędowych do najbliższego miasta, często odległego o kilkadziesiąt kilometrów. Gdy weźmiemy pod uwagę kiepski w większości przypadków stan dróg, lepiej zrozumiemy przyczyny migracji do miast – przede wszystkim tych młodych i zaradnych życiowo. A gdy będziemy jeszcze mieli na względzie spadającą dzietność, zauważymy, że wieś polska wyludnia się.

Jeśli ten proces nie zostanie powstrzymany, niedługo zbliżymy się do wariantu ukraińskiego, gdzie w zabitych dechami przysiółkach wegetuje garstka biedaków, którzy za pół darmo harują od świtu do nocy na polach lokalnego latyfundysty, gospodarującego na paruset tysiącach hektarów gruntów w okolicy.

A jak z tymi walorami moralnymi ludności wiejskiej? Faktycznie czasy, w których całe wsie wyludniały się na okres pielgrzymek, należą do (tymczasowo?) minionych. Sporo można się napatrzeć na wszelakiego rodzaju patologie. Brakuje tu jednak ludzi wykorzenionych i mentalnie zniewolonych, czyli lemingów – gatunku charakterystycznego dla wielkich aglomeracji. Jak można się domyślić, ludzi cechuje tu szacunek do wartości płynących z Kościoła, dla patriotyzmu, ale i sentyment do sielanki gierkowskiej. Nie ma tolerancji dla zboczeń i lewactwa. Doroczne święta kościelne stają się okazją do integracji wspólnoty. Uroczystości o charakterze świeckim – np. święto strażaków, zabawa karnawałowa – zazwyczaj nie obywają się bez obecności proboszcza.

Jak to się mówi, trzy najważniejsze numery telefonu: na Policję, na pogotowie i do księdza.

„Bo jo orze grunt i basta!”

Istnienie społeczności wiejskiej jako środowiska, które może wnieść konkretny kapitał moralny do wspólnoty narodowej, uzależnione jest od obecności licznego grona małych i średnich posiadaczy rolnych. Indywidualni rolnicy charakteryzują się podobnymi zaletami, co przedsiębiorcy: są zaradni życiowo, pracowici, wytrwali i odporni na przeciwności losu. W wielu regionach kraju przeważają już jednak osoby utrzymujące się z pracy najemnej, jak mieszkańcy miast.

Daje o sobie znać również inna cecha, z którą epickie boje toczyli działacze chłopscy pokroju Wincentego Witosa, czy ks. Stojałowskiego, a która w opisach źródłowych śmieszy swą naiwnością. Chodzi o źle pojętą konserwatywną mentalność. Jan Słomka wspominał, jak niegdyś (sto lat temu) strofował jednego z gospodarzy, iż nie wywozi obornika na pole, co by je znacznie użyźniło. „Ojciec nie wywoził i przeżył, to ja też nie będę wywoził i jakoś przeżyję”. Współczesny rolnik nazbyt często kalkuluje podobnie.

W zależności od regionu kraju najpopularniejsze są dwa-trzy kierunki produkcji. Jeżeli w żadnym z nich rolnik nie widzi perspektyw, to w 9 na 10 przypadków, klnąc na czym świat stoi, będzie bezradnie pomstował, że trzeba likwidować gospodarstwo, bo „nic się nie opłaci”. Rolnik współczesny chętnie obserwuje nowinki ze świata, korzystając z Internetu i telewizji, ale spogląda on na nie raczej jak na ciekawostkę niż inspirację do działania. I dlatego, jeżeli opowiedzieć mu o profitach np. z uprawy borówki amerykańskiej, jagody kamczackiej czy nawet hodowli rasowego bydła mięsnego chętnie posłucha, ale na pytanie, dlaczego sam nie spróbuje, po prostu machnie ręką.

W szponach kapitału

Co do opłacalności produkcji rolnej ograniczają ją wysokie ceny środków produkcji (czytaj wysokie podatki) i uboższy program dotowania produkcji rolniczej. Poza tym polski rolnik po komunizmie odziedziczył niechęć do współpracy – zrzeszanie się w spółdzielnie rolnicze i grupy producenckie pozwoliłoby na wyeliminowanie pośredników w obrotach płodami rolnymi i negocjowanie korzystniejszych warunków z odbiorcami, na partnerskich warunkach. Obecnie punkty skupu i supermarkety dyktują warunki na zasadzie divide et impera. Niechętnie zrzeszający się rolnik jest zupełnie bezradny i pokornie przyjmuje propozycję – dostawców oferujących ten sam towar jest wielu, odbiorca jest jeden i ma przewagę kapitału. Producent rolny woli przystać nawet na niezbyt korzystne warunki transakcji (licząc jednocześnie na efekt skali) niż próbować dotrzeć do klienta samodzielnie. Skomplikowane regulacje prawne i wygórowane wymogi sanitarne skutecznie ograniczają tę możliwość.

Inwestycje w lokalne wiejskie przetwórnie, tworzone np. pod auspicjami grup producenckich, uwydatniłyby wskazane korzyści i stworzyły kolejne miejsca pracy na wsi. Grup takich powstaje coraz więcej, jednak ciągle są rzadkością na wsi. Jeżeli chcemy żywotnej wspólnoty wiejskiej z jej kolorytem, swoistą obyczajowością i kulturą, to niezbędna jest jej samodzielność ekonomiczna.

Bardzo niepokojącą tendencją jest wypieranie rodzimych produktów branży spożywczej przez odpowiedniki z Zachodu. Np. już dziś produkujemy znacznie mniej wieprzowiny, niż konsumujemy, a import stale rośnie. Znalezienie na rynku szynki z polskiego mięsa wcale nie jest takie łatwe! Popularyzowanie produktów poszczególnych branż odnosi raczej mierne skutki – wzrasta co prawda popyt, ale zazwyczaj kosztem wzrostu importu. Rysuje się tu ogromne pole manewru dla inicjatyw związanych z propagowaniem patriotyzmu konsumenckiego.

Budującym przykładem jest gmina wiejska Sierakowice na Kaszubach. Jej wójt, piastujący swą funkcję od dwóch dekad, od początku jest wierny polityce niewpuszczania na teren gminy wielkich sieci handlowych. Skutki są rewelacyjne – bezrobocie i emigracja młodych są na dużo niższym poziomie niż w gminach sąsiednich, zaś zarobki, poziom aktywności społecznej i gospodarczej jest dużo wyższy. Drobni sklepikarze oferują produkty z lokalnych źródeł. Ponadto wzmożona, ale zdrowa konkurencja zmusza ich do ciągłego wzbogacania asortymentu – dlatego też oferują wiele niezwykle pomysłowych wyrobów, niedostępnych nigdzie indziej.

Na przykładzie tej jednej miejscowości można dostrzec, że społeczeństwo, w którym większość ludzi zatrudniona jest w wielkich molochach, jest wspólnotą ludzi biernych, wykorzenionych, pozbawionych zmysłu pracy publicznej i samodzielności, tak mentalnej, jak i szerzej rozumianej, egzystencjalnej. To zlepek zatomizowanych jednostek. Tylko tam, gdzie obywatel pracuje na własny rachunek, możemy mieć do czynienia z doskonale funkcjonującą wspólnotą, której wyzwania są troską i obiektem współpracy dla wszystkich. Tak jak w Sierakowicach[1].

W tym kierunku należy zmierzać. Jeżeli wspólnota wiejska ma przetrwać i swym dorobkiem umacniać dziedzictwo pokoleniowe Narodu, to trzeba od niej odepchnąć wielki kapitał zagraniczny. Tu jest potrzebna walka na śmierć i życie!