„Wizjonerzy” pragnący na siłę uszczęśliwiać ludzkość zawsze upatrywali sukcesu swoich utopijnych wizji w nowych rozwiązaniach technologicznych. Dzisiaj znajdujemy się w tym samym miejscu – nową epokę powszechnego dobrobytu, bez Boga, własności i wolności, mają zapewnić osiągnięcia czwartej rewolucji przemysłowej. Historia uczy nas, jak kończą się takie pomysły.
Na początku od razu zaznaczę: to nie jest jeden z tekstów pomstujących na wszelki postęp, tekstów postulujących – wzorem protestanckich sekt w USA czy ortodoksyjnych społeczności żydowskich – eskapizm i alienację od osiągnięć ludzkiego rozumu. Wręcz przeciwnie. Technologia nie jest zła sama w sobie, wszystko zależy od tego kto i w jakim celu z niej korzysta. Jednak problem polega na tym, że najnowszymi odkryciami często jako pierwsi interesują się wszelkiej maści rewolucjoniści, pragnący postawić na głowie znany nam świat. Z tragicznym skutkiem.
Wiek herezji
Być może Marcin Luter przeszedłby do historii jako zwykły, błądzący zakonnik jakich w ówczesnych czasach nie brakowało, a w świecie zachodniego chrześcijaństwa nie doszłoby do rozłamu, gdyby nie… druk. To wynalazek Jana Gutenberga spowodował, że nośne, proste i przystępne hasła rewolucji protestanckiej trafiły pod strzechy.
Jak pisze Andrew Pettegre w książce „Marka Luter”: „nikomu nieznany mnich zmienił niewielkie miasto w centrum wydawnicze, zaistniał jako najsławniejsza osoba w Europie i zapoczątkował reformację”. Były augustianin w pełni wykorzystał możliwości, jakie dawało powielanie w niespotykanym dotąd tempie słowa pisanego.
Luter osiągnął sukces z pomocą możnych protektorów. W duchowej rewolcie dostrzegli korzyści polityczne; wykorzystali ją do transformacji systemu społeczno-politycznego – i do wykonania wielkiego „skoku na kasę” za pomocą dwóch narzędzi, rabunku i wojny.
Na trzysta lat przed narodzinami Marksa zwłaszcza w Anglii i Szwecji na masową skalę dokonywano „przekształceń własnościowych”. Konfiskowano dobra klasztorne, odbierano majątek wszystkim, którzy ośmielili się stanąć w obronie Kościoła. Jak pisze Grzegorz Braun, wywłaszczenia majątkowe Kościoła to „pierwsze, założycielskie akty wszystkich bez wyjątku protestanckich reżimów”. Nie mówiąc już o prześladowaniach i wykluczeniu społecznemu katolików, trwającemu – już w mniejszym stopniu – do dzisiaj.
Technologia jawnie przyczyniła się do transformacji ówczesnego świata oraz stanowiła paliwo napędzające radykalnych marzycieli o rozumianym pokrętnie „Królestwie Bożym”: ze wspólną własnością (w rzeczywistości należącą do nowej elity), bez różnic klasowych (oprócz wodza i jego świty), gdzie w opętańczym szaleństwie niszczy się pozostałości Starego Porządku – kaplice, kościoły, przedstawienia świętych i Matki Bożej.
Nic dziwnego, że jeden z szesnastowiecznych rewolucyjnych przywódców, Thomas Müntzer, został nazwany przez Karola Marksa prekursorem komunizmu.
Wiek pary i przejęcia środków produkcji
Zmiany jakie przyniosło wynalezienie atmosferycznego silnika parowego przez Thomasa Newcomena nie mogły nie wpłynąć na wizje kolejnego utopijnego rewolucjonisty, dla zrealizowania swoich chorych pomysłów gotowego poświęcić życie milionów robotników.
Karol Marks w „technologiach kapitalistycznych” dostrzegał źródło „degradacji i intensyfikacji pracy”, ponieważ „bardziej zaawansowana technologicznie maszyna zmuszała robotnika, by pracował dłużej niż człowiek dziki” (Michel Löwy). Wykorzystując realne problemy trapiące społeczeństwa epoki „maszyny i pary”, stawiając się w roli adwersarza robotników, stworzył ideologię jak mało która depczącą godność człowieka. To właśnie postęp technologiczny stanowił początek urojeń Marksa o determinizmie, materializmie i dialektyzmie, prowadzących do koncepcji rewolucji społecznej, z przemocą jako nieodzownym środkiem jej zaprowadzenia.
Nieznane wcześniej technologie umożliwiały w jego myśli przejęcie i rozdysponowanie środków produkcji, zlikwidowanie własności prywatnej i stworzenie nowego, socjalistycznego społeczeństwa. O zgubnych konsekwencjach jego niebezpiecznych pseudo-idei już wkrótce miał przekonać się cały świat.
Wiek porażki
Nowe technologie zostały na dobre zaprzężone w budowę „nowego wspaniałego świata” wraz z ustanowieniem totalitarnych reżimów XX w. – narodowo-socjalistycznych Niemiec, oraz komunistycznego ZSRR. Pracę rzesz inżynierów, wynalazców, profesorów, architektów czy biologów podporządkowano na zachodzie budowie chwały „Tysiącletniej Rzeszy”, a na wschodzie tworzeniu „dobrobytu i bogactwa proletariackiej warstwy posiadającej”. Tamy, elektrownie, huty, kopalnie, transport, fabryki, budynki socjalne, centralne planowanie przestrzeni urbanistycznej – cel istnienia tych przedsięwzięć napędzała ideologia.
Paul. R. Josephson w książce „Totalitarian Science and Technology” przekonuje, że „dla komunistycznych przywódców, wizja postępu była nierozerwalnie związana z rozwojem technologicznym, który w ich mniemaniu zostałby osiągnięty w krótkim czasie, poprzez centralne planowanie, masową produkcję i powszechną mechanizację”.
Przykładowo, Lenin myślał, że powszechna elektryfikacja zmieni fabryki w „czyste, jasne laboratoria godne człowieka” oraz „wykorzeni kulturową i ekonomiczną przepaść między miastem a wsią”. Domowe oświetlenie ułatwi życie „domowych niewolników”, a energia elektryczna zmodernizuje rosyjskie rolnictwo, dostarczając zboża na eksport i zamieniając chłopów „w pełnoprawnych członków państwa socjalistycznego”.