Znam to tylko z opowiadań,
ale strzegę się tych badań,
bo mi trują myśl o polskiej wsi…
Stanisław Wyspiański, Wesele. 1901
Dzisiejsze postrzeganie - bo przecież
nie rozumienie – polskiej wsi, to jest dla socjologa modelowy przykład
wyparcia i odrzucenia, a przede wszystkim zakłamania. W ogóle na słowie
„wieś” dokonano operacji semantycznych, doprowadzając do pejoratywnego
postrzegania tego nazwania i to tak dalece, że dzisiaj nikt już nie
mieszka na wsi, ale w „miejscowości”. Nic dziwnego, że trudno teraz
„pogodzić” chłopa Piasta z chłopem Witosem, a chłopa Bartosza spod
Racławic z chłopem Szelą z Siedlisk.
Myśmy wszystko zapomnieli
Znamy dwie odsłony tzw. chłopomanii: tę
młodopolską – salonową i sentymentalną oraz tę socrealistyczną –
rewolucyjną. Jedna i druga dalekie były od tego, czym i jaka była wieś.
Oczywiście, trudno byłoby czegoś komplementarnego dowiedzieć siadając
pod lipą z Kochanowskim czy idąc na żniwa z Szymonowicem. Jeżeli chcemy
wiedzieć więcej i szukać bardziej współczesnego literackiego obrazu tej
przestrzeni społecznej i kulturowej, z której tak naprawdę wszyscy się
wywodzimy, to czytajmy Orkana, Konopnicką, Reymonta. Nie będą to
pocztówki pachnące wodą kolońską ani odpustowe obrazki rozmodlonej wsi.
Niemniej, to również nie odpowie nam na pytanie, dlaczego wieś urządziła
panom rzeź. Nie dowiemy się także, jak to się stało, że hasło „Żywią y
Bronią” z chłopskich sztandarów tak się praktycznie uwiarygodniło
podczas Bitwy Warszawskiej, że w efekcie dało Polsce niepodległość.
Wciąż mamy nieopowiedzianą XX-wieczną historię o
tym, jak to wieś poszła do miasta i o tym – a to już historia bardzo
współczesna - jak miasto resztki wsi likwiduje. Na pewno coś na ten
temat wyczytamy u Redlińskiego czy Myśliwskiego. Bardzo dobrym memento
dla tzw. transformacji lat 90-tych XX wieku jest film „Arizona” Ewy
Borzęckiej, a domykającym niejako koło chłopskich losów od czasów sprzed
rabacji do dzisiaj są „Opowieści galicyjskie” Andrzeja Stasiuka.
Przywołuję Stasiuka nie tylko dlatego, że jego
opowiadania są „galicyjskie”, a więc tożsame terytorialnie z miejscem
rabacji 1846. Ale również dlatego, że autor szkicuje pisarsko pejzaż
społeczny (także krajobrazowy) bardzo podobny do tego sprzed ponad
półtora wieku. Co do krajobrazu, to wiadomo: góry stoją gdzie stały,
rzeki płyną jak płynęły, a wieże świątyń trwają i zdają się porządkować
ten widok kulturowo. Przy tym słupy trakcji elektrycznej, asfalty czy
murowane chałupy, to tylko dekoracja do tej samej biedy i beznadziei
jaką możemy znaleźć w opisach tego, co w literaturze przedmiotu zwie
się „galicyjską nędzą”. Bo czymże różni się w życia praktyce wyjazd za
chlebem do Brazylii czy innej Ameryki, od emigracji zarobkowej do
zachodniej Europy? Tym samym jest dawny odrobek chłopski na tzw.
pańskim, co dzisiejsze spłacanie kredytów przez kilkadziesiąt lat. No i
jeszcze ta własność ziemi, a raczej jej brak - wtedy, w połowie XIX
wieku marzyła się chłopu choć jedna własna morga, a dzisiaj te morgi
pozyskane przez pradziadów i dziadów w ramach parcelacji, a także
powojennej reformy rolnej są wyprzedawane i – co woła o pomstę do
przodków – zalesiane lub po prostu zachwaszczane.
Zadźgali, zatłukli
Kiedy rozmawiamy o europejskich rewolucjach i o
ich diabelskiej praktyce niszczenie wszystkiego, co „stare” i każdego,
kogo wskazano jako „wroga ludu”, to – skądinąd słusznie – przywołujemy
ludobójstwo francuskich jakobinów na własnym narodzie czy wielokroć
większą eksterminację Rosjan przez bolszewików. Jednocześnie słabo
jednak rozumiemy chłopskie bunty, które miały miejsce na polskich
ziemiach. Chcemy widzieć je tylko w kontekście zewnętrznych spisków i
inspiracji, co skądinąd jest prawdą. Tak było przecież i w przypadku
„rzezi humańskiej” 1768 roku (inspiracja Cesarstwa Rosji), jak i w roku
1846 podczas „rzezi galicyjskiej” i równoległego „poruseństwa
chochołowskiego” (intryga monarchii Austro-Węgier). Ale wrogie Polsce
interesy zewnętrzne nie mogą przecież tłumaczyć wszystkiego.
Łakomstwo szlachty sprowadziło na kraj cały
powszechne ubóstwo, i do coraz większego bankructwa wiedzie. – Źródłem
tego jest sfałszowanie zasady urządzającej własność. – Szlachta nasza,
zgwałciwszy prawo Zbawiciela w upiornem przywłaszczeniu sobie nie tylko
całej ziemi, ale nawet w opanowaniu pracy i wolności uboższych braci,
popełniła grzech przeciwko sprawiedliwości, grzech mówimy dla narodu
śmiertelny. – Ale potem nadużywając samego nawet nadużycia, popełniła
grzech przeciwko miłosierdziu, i doprowadziła łakomstwo do
najostateczniejszego rozwinięcia, czyli do zbrodni (...) Ze wstydem i
wewnętrznym upokorzeniem przychodzi nam myśleć, jakto włościanin
przykuty łańcuchem poddaństwa do cudzej ziemi, porównanym był z rośliną
lub drzewem, które nie może się przenosić z miejsca w miejsce, (…)
porównywany był z bydlęciem które do żłobu za kark przywiązane, musi
jeść paszę jaką mu z łaski rzucą, i za to nosić jarzmo bez folgi, i
ciągnąć bez odpoczynku (…) – Uderzyć, poszyjkować, policzkować, o ziemię
powalić, skopać nogami, i własną ręką chłostać bez sądu i prawa, było
niejako przywilejem szlacheckim.
Tak pisał „na gorąco” i jak najbardziej z
autopsji Walery Wielogłowski w dziele „Polska w obec Boga” wydanym w
1846 r. w Paryżu. Inną lekturą, bezcenną dla historii rabacji, jest
książka „Rok 1846. Kronika dworów szlacheckich…” napisana przez księdza
Stefana Dembińskiego i wydana w 1896 r. w Jaśle. We wstępie ks.
Dembiński tak przedstawia przyczyny rabacji:
Lud nasz (…) wychowany pod wpływem
gniotących go zobowiązań, drażniących go nieprzyjaźnie dla szlachty
usposobionych urzędników, nie pragnął odbudowania Polski. Chłop nasz
który Polakami panów i inteligencyę nazywał, nie dowierzał obietnicom
nadania własności i zniesienia pańszczyzny, raczej gdy mu agenci
biurokracyi podsuwali, iż zamierzonemu przez cesarza darowaniu
pańszczyzny panowie przeszkadzali, gotów był rzucić się na własność
dworów, bo mu więcej do smaku przypadały komunistyczne teorye, tak
słodkie w praktyce, jak mrzonki o niepodległości kraju. Praktyczny
chłopek chciał przedewszystkim od własnej zacząć niepodległości, od
zapewnienia własnego dobrobytu, a brał się do tego po swojemu.
Skąd taka niechrześcijańska nienawiść w
katolickim narodzie – pyta wielu – i skąd takie w ludziach
zezwierzęcenie? Odpowie nam precyzyjnie Walery Wielogłowski:
Bóg który namiętności człowieka poddał pod
rząd ducha, a duch o prawie swojem oświecił, liczył na karb grzechu
każdy czyn w buncie przeciwko prawu spełniony, i dzieło krwi postanowił
karać przez krew, a dzieło ducha, przez śmierć ducha (…) – Z tąd to
widzieliśmy najprzód objawiający się gniew i zemstę ludu (…) i łatwo
jest pojąć: jeżeli bowiem gniew w szlachcie mającej staranne wychowanie i
wiarę oświeconą, dochodził czasem do dzikości, jakże on przeto wybujać
musiał na nowiznie serc niewykształconych.
Odwołując się do świadków epoki, uzupełnijmy tę analizę nieszczęścia czasów rabacji refleksją ks. Dembińskiego:
(…) nie da się zaprzeczyć, że lud ręce krwią
bratnią splamił, że się działy okropności na których opis ręka się
wzdryga, - prawdą jest że chłopi mordowali! mordowali bo im kazano, bo
ich do tego zachęcono (…) w zbrodni tej byli chłopi potworni, że
przewyższali dzikie zwierzęta, to tłumaczy stan ciemnoty ludu (…) nie
szedł lud ten za dzikiem uczuciem zemsty, ale spełniał rozkaz dany, plan
przez innych ułożony (…)
Jak się wszystko dziwnie plecie
Chłopski syn w I czy w II Brygadzie Legionów nie
pojawił się przypadkiem. To nie przymusowa „branka” ubrała w mundur
chłopaka spod Brzeska czy Nowego Targu. „Złoty róg”, który zgubił Jasiek
z „Wesela”, w końcu się odnalazł dzięki edukacji jaką wykonano na
polskiej wsi, m.in. poprzez kulturową pracę u podstaw w licznych domach
ludowych. Myślę, że wiktoria Cudu nad Wisłą jest tym progowym dla wsi
wydarzeniem, które ostatecznie zrobiło z chłopów polskich obywateli. I
nie jest przypadkiem fakt, że wówczas premierem był Wincenty Witos,
chłop prawdziwy z podtarnowskich Wierzchosławic.
A co z Jakubem Szelą – ktoś zapyta? On, z rękami
krwią umazanymi, za austriackie srebrniki kupił 32-morgowe gospodarstwo
na Bukowinie, pod samą rumuńską granicą. I tam, nigdy nie zaakceptowany
przez sąsiadów, dokonał żywota. Jak mówią niektóre źródła, jako
mordercę pochowano go poza cmentarzem, czyli na niepoświeconej ziemi.
Nic dziwnego, że chciano o nim zapomnieć i o
tym, z czym kojarzy się jego nazwisko, szczególnie na ziemiach dawnej
Galicji. Charakterystyczne, że to krwawe bratobójstwo jest prawie w
ogóle nie utrwalone w warstwie symbolicznej, jaką są pomnikowe
artefakty, a to, co odnajdziemy jest skromniutkie i schowane gdzieś na
lokalnych cmentarzach. Chyba najbardziej znanym jest pomnik ofiar
rabacji na Starym Cmentarzu w Tarnowie (powstał dopiero w 1999 r.) W
Bochni dwa lata wcześniej ufundowano płytę na zbiorowej mogile
pomordowanych w roku 1846. Znam jeszcze tylko dwa rodzinne upamiętnienia
XIX-wieczne: w Zgórsku, gmina Radomyśl Wielki i w Jastrzębiej, gmina
Ciężkowice. I tyle.
Gębę myć, suknie prać
Wyspiański w swoim ponadczasowym arcydramacie
przewidział powrót Szeli. To w zasadzie oczywiste, że rewolucja przytula
do swej piersi każdego odszczepieńca. Dla współczesnej wersji marksizmu
zbrodnie komunistyczne są jak najbardziej uzasadnione i wytłumaczalne, a
z takich kreatur jak Janek Krasicki czy Hanka Sawicka (prawdziwe
nazwisko – Szapiro) robi się edukacyjne autorytety albo co najmniej ich
nazwiskami mianuje ulice.
Podobnie było z chłopem Szelą, który dla
komunistów Polski Ludowej był reprezentantem klasy społecznej gnębionej
przez panów, a jego zaprzaństwo i zbrodnie nazywano bohaterstwem,
przedstawiając go jako wodza i „króla chłopów”. Jeszcze kilka lat temu
znaleźlibyśmy w Polsce niejedną ulicę jego imienia (patronem placu we
Wrocławiu był aż do 2014 r.). Pierwszym, który próbował w niepodległej
Polsce gloryfikować Szelę był futurysta Wiktor Zysman (pseudonimem Bruno
Jasieński), mocno zaangażowany w promocję komunizmu. W roku 1926 ukazał
się jego trzyczęściowy poemat
„Słowo o Jakubie Szeli”, w którym nie tylko „kanonizował” tego
galicyjskiego chłopa, ale ostro bluźnił wierze katolickiej, np. takimi
wersami:
Nie ceniłeś ty krwi chłopskiej
za złamanych szeląg! -
Czemużeś się, Panie Jezu,
tak o pańską przeląkł?
Dzisiejsza nienawiść do Polski, która w takich
czy innych „marszach” wypełza na ulice, niczym się nie różni od tamtej.
Ona również jest karmiona z zewnątrz i podobnych używa atrybutów jak w
Galicji, aby swych „wyznawców” zmobilizować (czytaj: zindoktrynować).
Jest oczywiście istotna różnica: wówczas hunwejbinów rewolucji
znaleziono na wsi; dzisiaj tacy przenieśli się do miast. Pamiętamy, co
pisał Wielogłowski o złu, które wyrasta w „sercach niewykształconych”? A
tutaj mamy przecież do czynienia nie tyle z „niewykształconymi”, co z
tzw. wykształciuchami („młodzi, wykształceni z wielkich miast”). No i
mają oni swoich publicystów, polityków i artystów, dla których Szela
znów jest inspiracją. Grabił, palił i mordował – to fakt, ale może miał
powody – tak nam sugerują, tak bezczelnie suflują.
Już w roku 2011 usługowa para teatralnych
rewolucjonistów, czyli Monika Strzępka i Paweł Demirski, za publiczne
pieniądze Teatru Łaźnia Nowa w Krakowie i warszawskiego Teatru
Dramatycznego zrobiła przedstawienie „W imię Jakuba S.” I nie powinno
nas dziwić, że w ramach rozkręcającej się wojny kulturowej, Szela został
tam spozycjonowany jako „przywódca powstania chłopskiego”, a nawet jako
twórca „chłopskiego państwa”. A w 2019 r. powstał literacki remake
poematu Jasieńskiego pt. „Baśni o wężowym sercu albo wtóre słowo o
Jakóbie Szeli” autorstwa nijakiego Radka Raka… Tak, Wyspiański był
prorokiem:
Gadu, gadu, stary dziadu,
trza się do roboty brać;
kubeł wody, gębę myć,
nie bede próżno stać.
na Wesele, na Wesele,
podź tańcować, bośma brać.
Zapytacie: Czy to początek nowej rabacji? Ja inaczej bym zapytał: czy, a raczej kiedy rozpocznie się rzeź?
Tomasz A. Żak
Za: https://www.pch24.pl/rabacja---plama-na-czole,82130,i.html