Dr Tomasz Greniuch został potraktowany przez animoatorów IIIRP zgodnie z przewidywaniami. Nic nie może naruszać paradygmatu politycznego ustanowionego w Magdalence, nikt kto kwestionuje etos demokracji nie może brać udziału w przeobrażaniu rzeczywistości, nawet jeśli tylko dotyczy ona historii.
Może właśnie dlatego, iż dotyczy ona historii najnowszej, z której wyłaniają się elity konsumujące schedę po Kiszczaku i Geremku, jest ona niedostępna dla profanów? Nikt, kto nie jest oznaczony piętnem opozycji demokratycznej, ani nie posiada swojego zbioru w dziale zastrzeżonym IPN, nie może decydować o tak banalniej- wydawałoby się- sprawie, jaka jest historia najnowsza Polski. Tym bardziej, jeżeli trafi się w pełni kompetentna osoba, aspirująca do połączenia niezależności z etatyzmem – co w przypadku historyków jest wręcz niemożliwe.
Argumenty przeciwko dr Greniuchowi, dotyczące jego przeszłości oraz sympatii politycznych, to temat oddzielny. Było do przewidzenia, że siły antypolskie podsycane różnymi ogniskami politycznymi uczynią wszystko, aby ta nominacja się nie utrzymała. Scheda lat 90-tych XX wieku była i jest dla wielu ludzi, o poglądach narodowo- radykalnych jarzmem i pułapką, w którą jeśli się wpadnie, to bardzo trudno z niej się wykaraskać, zwłaszcza kiedy nie ma się żadnego wsparcia. Tak to wygląda.
Dr Tomasz Greniuch ma określone poglądy polityczne, mniemam że niezmienne od lat. Należy do nielicznych, którzy odbili się od politycznej aktywności ulic polskich miast i zdobywszy wiedzę, doświadczenie, z dorobkiem naukowym weszli w instytucje państwowe, zachowując przy tym swoją postawę. W rzeczywistości demoliberalnej taka kariera, to za mało. To nic nie znaczy, jeżeli człowiek nie wpisuje się w poprawno polityczny mit o zrównoważonym rozwoju i nie kaja się za swoje poglądy, potępiając je jako błędy i wypaczenia.
W przypadku przynależności do ONR to rzecz trudna, bo ma się przeciwników z każdej strony reglamentowanej układanki. Spadkobiercy okrągłego stołu nienawidzą nacjonalizmu, narodowego radykalizmu, tym bardziej że ich rola tutaj zależy od zagranicznych mocodawców, ich pieniędzy i planów budowy nowego porządku świata. Polska ma być krajem pozbawionym tożsamości i osób chcących tę tożsamość zachować lub przekazywać przyszłym pokoleniom. ONR współczesny, będący parodią ONR-u sprzed 1939 roku również stanowi zagrożenie, bo jak pokazały wydarzenia z 11 listopada w latach 2010-2017, może z sukcesem oddziaływać na pokolenia pozbawione nadziei na normalność w Kondominium. To przeraża władze, która robi wszystko, aby ruchy tożsamościowe znajdowały się na bezpiecznym marginesie, co powoli im się to udaje. Niestety, organizacje narodowe nie tylko nie obroniły „rzymskiego salutu”, ale pozwoliły na całkowite zmarginalizowanie symboliki, znaczenia programu politycznego, a czas obnażył brak jakichkolwiek kompetencji do właściwego rozeznania rzeczywistości. Dlatego dr Greniuch nie może liczyć na masowe poparcie środowiska, w którym zaczynał swoją polityczną karierę, nie może liczyć ma masowe protesty w jego obronie. Współczesna endecja wszelkich odmian jest jałowa jak zużyty tampon, a ci którzy dostali się do sejmu wolą uganiać się po sanepidach i przyciągać rozjuszonych alimenciarzy, z których niektórzy mają orzeczenia o uszczerbku na psychice.
Skończyła się dekada ulicznych marszy, zaczęła się dekada alimenciarzy- naciągaczy.
Nie wszyscy chyba jeszcze zrozumieli, że PO/PiS nie potrzebuje już endeków do swoich rozgrywek. Po prostu nie ma ich na liście castingowej Lejba Fogelmana, a sami endecy okazawszy swoja bierność i marnując wiele szans na zjednoczone działanie, zadowolili się poselskimi dietami i naczelnik państwa może powiedzieć, że IIIRP ma swoją opozycję, tak jak PRL miało swoją w sejmie z Zawieyskim i Mazowieckim w rolach głównych.
Krzyż celtycki, znak Falangi, Mieczyk Chrobrego, rzymski salut – te symbole tożsamościowe wywołują nie tylko wściekłość u lewackich szumowin, ale u tzw. Patriotów, którym nie przeszkadza ani brak lustracji, ani inwazja obcego kapitału, ani jawna bolszewizacja lewej strony politycznej, za to swoja gorliwość użyczają posłusznie władzy liberalnej, dzięki której istnieją przy życiu. Przy okazji odnoszę wrażenie, że prawica ma problem z obroną swojej tradycji i symboliki, kiedy w tym samym czasie lewica bezkarnie emanuje wizerunkami i znakami czerwonych zbrodniarzy.
Sprawa nominacji dr Greniucha wiele pokazała. W przestrzeni internetowej wylano na niego kubły pomyj, domyślam się że do wrocławskiego oddziału IPN nadsyłano maile z inwektywami, pogróżkami, telefony się urywały z zaprzyjaźnionych ambasad, przedstawiciele świata postępu wyrażali swoje oburzenie. Nie po to wszak walczyli o wolność, by ktoś mógł dokonywać wolnego wyboru. Nie po to opozycja demokratyczna cierpiała katusze za tzw. komuny, by teraz ktoś jej wyciągał teczki tajnych współpracowników. Nie po to mamy „legendy Solidarności”, aby tolerowały wolność badań historycznych i to jeszcze we Wrocławiu – stolicy całego Kondominium, opanowanego przez niemal wszystkie tajne służby judeochrześcijańskie. Dr Tomasz Greniuch poruszył do zwierzeń nawet Sławomira Cenckiewicza, który oparłszy swoją etosową karierę na Suwnicowej i na Elektryku, zdaje egzamin lojalności z pionierską gorliwością.
W takim razie, kto murem za Greniuchem? Chociaż to już przysłowiowa musztarda po obiedzie, ale warto zapytać. Pozwoli to policzyć się ilu nas jest. Ilu historyków ma odwagę stanąć po stronie wolności i prawdy? A politycy prawicy? Czy będą ślepi i głusi jak wtedy, kiedy umierał samotnie dr Dariusz Ratajczak na parkingu przed galerią handlową?
TJK
Za: facebook.com