Nie jestem wirusologiem ani epidemiologiem, nie wiem zatem jaki wpływ na transmisję SARS CoV-2 miałoby otwarcie małej gastronomii i drobnych zakładów usługowych, których działalności nie dopuszczają obecnie obostrzenia pandemiczne, ani też nie zamierzam się na ten temat wypowiadać. Nie czuję się też kompetentny do zabierania głosu w debacie o tym, czy rzeczywiście mamy do czynienia z pandemią, ani jak groźna dla człowieka jest choroba COVID-19. Staram się śledzić i krytycznie analizować poważne doniesienia na temat SARS CoV-2, a nawet kilka razy je w tym miejscu referowałem, nie chciałbym jednak wypuszczać się na niepewne wody kategorycznych wniosków w tym obszarze, zwłaszcza, że nawet te wysuwane w kręgach władzy politycznej określającej warunki naszego życia, okazują się bardzo chybotliwe i wątpliwej .
Niezależnie jednak, jak oceniamy zasadność obostrzeń pandemicznych, obnażyły one wyraźnie słabość liberalnego kapitalizmu i zachodnich społeczeństw konsumpcyjnych. Już pierwsza, zaledwie przecież dwutygodniowa kwarantanna narodowa z początku poprzedniego roku dobiegła końca w atmosferze narastającej frustracji i wręcz paniki w związku z nałożonymi wtedy na społeczeństwo ograniczeniami w konsumpcji. Okazało się, że dwa tygodnie wyłączenia z normalnej aktywności, zagraża kapitalistycznym gospodarce i społeczeństwu załamaniem i rozpadem. W polskich miastach brakom w zaopatrzeniu i społecznej panice jaką niewątpliwie by wywołały, zapobiegła jedynie dobra aprowizacja i sprawna obsługa klienta w portugalskiej sieci dyskontów „Biedronka”. Zapowiedziana później przez PiS narodowa sieć sklepów spożywczych szybko rozpłynęła się we mgle politycznych utopii.
Obecnie jesteśmy świadkami rosnącego nacisku drobnego, polskiego kapitału na odblokowanie rynku. Nie jest przy tym ważne, czy akcja ta – której najgłośniejszym wariantem jest „góralskie veto”Sebastiana Pitonia – jest słuszna politycznie, czy zamknięcie gospodarki było legalne, ani nawet, że na proteście tym, jak zawsze w podobnych sytuacjach, „powieźć się politycznie” próbują liberalni chadecy z „Ruchu Narodowego” i libertarianie z KORWINA.
Największe znaczenie ma ten wymiar protestu, na który relatywnie niewiele osób zwróciło uwagę: gospodarki zachodnie, tak więc gospodarki najbogatszej części świata, nie są w stanie przetrwać kilkutygodniowego wyłączenia z działalności. Gdy kapitałowi, ale też konsumentom, na kilka tygodni odetnie się dopływ gotówki, bankrutują. Ich uliczni i polityczni rzecznicy twierdzą nawet, że sytuacja taka doprowadzi konsumentów i drobny kapitał, tak więc większość Polaków, do nędzy i samobójstw.
Znaczy, że ludzie ci nie mają żadnych oszczędności ani „poduszki finansowej”, chroniącej ich przed sytuacją kryzysową. Żyją najwyraźniej „od pierwszego do pierwszego”, skoro odcięcie na miesiąc lub dwa od dopływu gotówki, sprawia, że nie są w stanie opłacać rachunków i rat od kredytów, tracą majątek i licytują ich banki i wierzyciele.
U korzeni mentalności mieszczańskiej i kapitalistycznej, tak jak opisywali ją Max Weber i Maria Ossowska, a jak uosabiać miał ją Benjamin Franklin, leży tymczasem oszczędność i przewidywanie. Kapitalizm premiować ma racjonalność, zapobiegliwość, oszczędność, planowanie. Jak się okazało, w rzeczywistości premiuje konsumpcjonizm i życie ponad stan, na kredyt. Dogodnym jego uzupełnieniem okazało się również mieszczące się w tej logice „państwo opiekuńcze”, także premiujące życie ponad stan i konsumpcjonizm.
Cokolwiek śmiesznie brzmią więc alarmistyczne głosy libertarian i lobbystów drobnego kapitału, wzywających do natychmiastowego odblokowania gospodarki, pod groźbą nędzy i poniewierki kapitalistów. Ci sami ludzie – zarówno libertarianie jak i drobny polski kapitał – dali się bowiem poznać jako lobbyści zniesienia jakichkolwiek płacowych i dotyczących stosunku pracy ograniczeń w odnoszeniu się przez kapitalistów do zatrudnionych. Ewentualne zwolnienia i odcięcie od dochodów pracowników środowiska te argumentowały wówczas w ten sposób, że przecież ludzie ci powinni się ubezpieczyć, zgromadzić oszczędności, stworzyć sobie „poduszkę finansową” na czarną godzinę. Że powinni, to oczywiście też prawda, ale to samo co zatrudnionych, dotyczy też zatrudniających i kapitalistów.
Kilka dni temu sensacją stało się upublicznienie rezultatów gry wojennej „Zima-2020”, według których, w przypadku wojny polsko-rosyjskiej, po pięciu dniach Rosjanie stanęliby pod Warszawą. Nie będę tu teraz roztrząsał na ile scenariusz taki ma pozory prawdopodobieństwa – choćby w świetle tego, w jakim stanie jest rosyjska gospodarka i jak wyglądała rosyjska ingerencja na Ukrainie po 2014 roku, choć obydwa te punkty odniesienia każą wizję rosyjskich czołgów pod Warszawą wypchnąć raczej w sferę fikcji bardzo odległej od rzeczywistości. Tym niemniej, zakładając że taki rozwój wypadków by się jednak urzeczywistnił, jak wyglądała by wewnętrzna i gospodarcza odporność państwa polskiego, w świetle tego, co ujawnił kryzys związany z SARS CoV-2?
Jeden z komentatorów geopolitycznych trafnie zwrócił uwagę, że doszłoby najprawdopodobniej do społecznego buntu przeciwko polskiemu rządowi pod hasłem natychmiastowego zakończenia wojny i przywrócenia standardowego funkcjonowania gospodarki i warunków konsumpcji. Jeśli jednak nawet by się tak nie stało, to jeśli alarmistyczne doniesienia korwinistów o pozbawieniu społeczeństwa środków do życia przez częściowe choćby zatrzymanie gospodarki nawet na krótki okres mają związek z rzeczywistością, dotknęłaby nas gospodarcza, społeczna, a być może nawet humanitarna katastrofa. Innymi słowy, obserwacje te prowadzą nas do wniosku, o elementarnym braku odporności liberalnego, kapitalistycznego i konsumpcyjnego społeczeństwa na kryzys.
W różnego sortu mniej lub bardziej poważnej literaturze ekonomicznej, poradnikowej a nawet „motywacyjnej”regularnie wraca wątek oszczędności; powtarza się, że biedny zaraz po wypłacie wydaje większość pensji, by później biedować właśnie, podczas gdy rozumny najpierw opłaca należności, potem odkłada sobie z góry określoną kwotę, żyje zaś za pozostałą część pensji. Wskazuje się, że zarówno osoby fizyczne jak i podmioty gospodarcze powinny mieć zgromadzone zapasy, pozwalające na funkcjonowanie przez przynajmniej trzy miesiące odcięcia od dochodów i środków do życia. To samo zresztą zalecają różne poradniki z zakresu modnego w ostatnich latach „surwiwalu”i „prepperstwa”, tyle że rozciągają treść tej zasady również na zasoby materialne.
W przypadku podmiotów wyżej zorganizowanych, których zatrzymanie i ponowne uruchomienie są bardziej kapitałochłonne, okres na jaki powinno się mieć zabezpieczone środki jest jeszcze dłuższy. Jeśli, na przykład, fabryka posługuje się maszynami, wyłączenie których równoznaczne jest z ich zniszczeniem lub kosztownym w naprawie uszkodzeniem, właściciele powinni mieć zgromadzone środki, by podtrzymywać pracę zakładu, pomimo braku możliwości zbycia produktów, aż do upłynięcia okresu, gdy koszty nieproduktywnej pracy maszyn przewyższą koszty nabycia i uruchomienia nowych. Zazwyczaj okres taki określa się na około trzech lat.
Spośród państw znany jest szerzej przypadek Chile, gdzie istnieje prawny wymóg przelewania każdorazowej nadwyżki budżetowej na specjalny fundusz oszczędnościowy na okres kryzysu. Chile notowało w ostatnim czasie regularnie nadwyżki budżetowe, stale jednak przy tym oszczędzając. Również Rosja wdrożyła strategię oszczędnościową, w ramach której zgromadziła rezerwy kapitału, pozwalającego na funkcjonowanie przez siedem lat w warunkach kryzysu. Z tego powodu zachodnie sankcje nałożone na Rosję po 2014 r. i gospodarczy wymiar kryzysu związanego z pojawieniem SARS CoV-2 nie zrujnowały doszczętnie gospodarki naszego wschodniego sąsiada, pomimo że gospodarka ta anachronicznie ukierunkowana jest w większości na kooperację z tracącym dotychczasowe geoekonomiczne znaczenie Zachodem .
Jest zatem głęboką, strukturalną wadą kapitalizmu, że doprowadził do powstania formacji cywilizacyjnej, odrzucającej leżące u jego korzeni „cnoty mieszczańskie”. Było to oczywiście nieuchronne, ponieważ centralną ideą kapitalizmu jest zysk. Kapitalista nie wytwarza dla zaspokojenia potrzeb, lecz dla zysku. Kapitalistyczna idea zysku łączy się z ideą postępu obecną w liberalizmie, który, postulując zniesienie ograniczeń dla jednostki, jest naturalnym ideologicznym dopełnieniem kapitalizmu. Postęp ma nie mieć końca, w liberalnym kapitalizmie oznacza więc rosnące bez końca zyski. A zyski z działalności wytwórczej ciągnąć można jedynie w warunkach stale rosnącej konsumpcji. Kapitalizm, mając za podstawę „cnoty mieszczańskie” z oszczędnością i ascezą włącznie, prowadzi więc do powstania społeczeństwa konsumpcyjnego (przez francuskiego antysystemowca Alaina Sorala nazywanego „społeczeństwem pożądania” – franc. “société du désir”), premiującego życie ponad stan na kredyt, a oszczędność odrzucającego jako anachronizm. Na ten paradoks kapitalizmu „ścinającego gałąź na której siedzi” zwrócił w 1976 r. uwagę jankeski socjolog Daniel Bell w swej książce „Kulturowe sprzeczności kapitalizmu”.
Dla rozwiązania tego paradoksu, przezwyciężenia opisanej tu słabości, oraz wyjścia z kryzysu, należy zatem wyjść poza kapitalizm. „Wyjść poza kapitalizm” znaczy wyjść poza logikę gospodarowania dla zysku, którą to logikę kapitalizm dzieli zresztą z innymi, nowoczesnymi teoriami ekonomicznymi pokroju socjalizmu, wywodzącymi się zresztą w dużej mierze z samego kapitalizmu, a w każdym razie biorących sobie teorie kapitalistyczne za punkt odniesienia – tak jak Karol Marks brał sobie za punkt odniesienia teorię Adama Smitha. Wyjście poza logikę zysku doprowadzi nas do koncepcji gospodarowania celem zaspokojenia rzeczywistych potrzeb człowieka, określanych na podstawie tradycyjnej antropologii filozoficznej (czyli nie nowoczesnych teorii psychologicznych w którymkolwiek ich wariancie). Takie rozumienie ekonomii obecne jest w w każdym wywodzonym z Tradycji nurcie myślowym, z nauczaniem społecznym Kościoła rzymskokatolickiego włącznie.
Wyjście poza kapitalizm, to również wyjście poza indywidualistyczny egoizm. I tu wracamy do zjawiska „protestu przedsiębiorców” i „góralskiego weta”. Powtórzę, że nie zamierzam wypowiadać się na temat zasadności tego ruchu, ponieważ nie czuję się kompetentny oceniać skali zagrożenia stwarzanego przez COVID-19. Pozwolę sobie jedynie na konstatację, że polityka wielu rządów, jak i postawa środowisk naukowych, jest w związku z tą chorobą tak bardzo niekonsekwentna, groteskowa, porywcza i nacechowana wewnętrznymi sprzecznościami, że obniża znacznie zaufanie do tych kręgów.
Postępowanie polskiego rządu sprawia wrażenie chaotycznego miotania się od ściany do ściany wymieszanego z działaniami impulsywnymi, w przypadku których motywy medyczne zdają się być często na drugim miejscu wobec ulegania presji ośrodków lobbujących za interesami zachodnich firm farmaceutycznych, presji ideologicznej ponadpaństwowych biurokracji jak WHO i UE, a także ideologicznych i geopolitycznych uprzedzeń wobec Rosji i szerzej pojętego Wschodu. Już od czasu niesławnego zakazu wchodzenia do lasów i okresowo powracającego zakazu wchodzenia do parków narodowych, wiarygodność polskich władz i stojących w tym przypadku za nimi środowisk medycznych jest bardzo niska.
Zakładając zatem na chwilę, że uległość ekipy Mateusza Morawieckiego wobec zachodnich ośrodków kapitalistycznych i zachodnich ponadpaństwowych biurokracji oraz ewidentna nieudolność rządu uzasadniają protesty drobnego kapitału, stwierdzić należy, że ich ograniczona skuteczność jest następstwem rozbicia i niezorganizowania tej grupy zawodowej. Osobiście jestem zwolennikiem ekologii głębokiej, byłem więc też zwolennikiem nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt zakazującej uboju rytualnego na eksport i hodowli norek na futra. Żałuję, że nowelizacja ta została ostatecznie porzucona. Faktem politycznym który należy poddać wolnej od uprzedzeń ocenie, jest jednak, że dokonało się to między innymi za sprawą zorganizowanej akcji rolniczego związku zawodowego AgroUnia kierowanego przez Michała Kołodziejczaka (choć może ważniejszym, acz bardziej dyskretnym czynnikiem był nacisk wielkich kapitalistów z zagrożonych branż, powiązanych z ojcem Tadeuszem Rydzykiem).
Obecnie protestujący przedsiębiorcy podobnie zorganizowani nie są, wobec czego ich protest jest nieskoordynowany; ot, niektóre hotele i restauracje się otwierają, a inne nie, jednych właścicieli udaje się Systemowi zastraszyć lub spacyfikować przy użyciu presji administracyjnej, a innych nie. Protestują więc tylko niektórzy – pewnie zależy to od indywidualnej sytuacji gospodarczej przedsiębiorstwa i oceny czy złamanie obostrzeń jest konieczne dla ratowania działalności, czy mogłoby jej zaszkodzić. Pewnie znaczenie mają też indywidualne predyspozycje osobowościowe samych zainteresowanych. Dość powiedzieć, że protestujący działają w osamotnieniu, a gdy System uderzy w któregoś z nich, zaatakowany nie ma oparcia w pozostałych protestujących.
Wyjściem byłoby oczywiście zrzeszenie drobnego kapitału, reprezentujące go wobec innych segmentów wspólnoty politycznej (także wobec władz), na podobnej zasadzie jak związki zawodowe reprezentują pracowników wobec pracodawców. Dochodzimy tu, jak łatwo zauważyć, do elementów ustroju korporacyjnego, ze zbiorowymi uzgodnieniami pomiędzy różnymi segmentami społeczeństwa jak do dziś ma to miejsce w państwach o wysokiej kulturze organizacyjno-gospodarczej i politycznej, jak choćby w Austrii. Ustrój liberalny, pozostawiający osamotnioną jednostkę wobec państwowego molocha, czyni ją praktycznie bezbronną i bezradną, czego doświadczają obecnie drobni polscy kapitaliści.
Jeśli prawdą miały by się okazać pojawiające się ostatnio teorie spiskowe, że liberalno-kapitalistyczna międzynarodówka zbierająca się na Forum Ekonomicznym w Davos dąży do przeforsowania, pod pretekstem walki z SARS CoV-2, nowego modelu globalizacji władzy przez zastąpienie neoliberalnego kapitalizmu nowym ustrojem ekonomicznym, w którym własność miałaby zostać skoncentrowana w rękach wielkiego, ponadpaństwowego kapitału i ponadpaństwowych biurokracji, klasa średnia gospodarująca na swojej własności miałaby zaś zostać de facto wywłaszczona przez pogłębianie jej zadłużenia od finansjery, rząd PiS-u pod kierunkiem Mateusza Morawieckiego miałby natomiast być pasem transmisyjnym wdrażania tej strategii w Polsce, to zorganizowanie się przez polski drobny kapitał staje się dla niego kwestią egzystencjalną.
„Zorganizowanie się” rozumiem tu jako wyjście poza logikę kapitalizmu: poza logikę gonienia za zyskiem na rzecz tworzenia solidnej bazy materialnej pod niezależność i elementarną samowystarczalność, pochodną możliwości zaspokojenia swoich rzeczywistych potrzeb, a także poza logikę indywidualizmu i egoizmu ku solidarności wszystkich pracujących (zarówno pracujących na swoim, jak i pracowników najemnych), wobec zakusów tych, którzy owoce ich pracy chcą im odebrać – tak więc przeciwko finansjerze i biurokracjom, dziś na dodatek zideologizowanym w duchu liberalnym i postmodernistycznym. Wymieniony wyżej francuski narodowy rewolucjonista Alain Soral, parafrazując znany marksistowski slogan, ukuł kiedyś na określenie tego imperatywu zgrabne hasło: „Pracujący wszystkich klas, łączcie się!” (franc. „Travailleurs de tous les classes – unissez-vous!”).
Ronald Lasecki