W galerii laureatów literackiej nagrody Nobla mamy cały zastęp autorów współcześnie zapomnianych, choć najbardziej prestiżowy laur pisarski na świecie zdobyli całkiem zasłużenie. Dla przykładu sięgnijcie Państwo po książkę „Wielcy myśliciele i ich poglądy na życie” Rudolfa Euckena (1846-1926), noblisty w dziedzinie literatury z 1908 r. Kto by dzisiaj uwierzył, że da się napisać historię zachodniej filozofii o wysokich walorach stylistycznych, bez naukowego przemądrzałego słownictwa, w sposób lekki, przystępny, zrozumiały dla zwykłego człowieka, który dzięki niej może wreszcie pojąć, czym jest filozofia w swej istocie: porywającą przygodą duchową.
A kto z Państwa słyszał o Euckenie? No właśnie. To samo dotyczy wielu innych literackich noblistów, między innymi francuskiego powieściopisarza Rogera Martina du Garda (1881-1958), uhonorowanego tą nagrodą w 1937 r. za sagę „Rodzina Thibault” (1922-1940). Jej przedostatnią część stanowi powieść „Lato 1914” (1).
Do przeczytania tej książki namówił mnie Karl Popper (1902-1994), sławny filozof nauki, zaliczany zwykle do liberałów, choć szereg wątków w jego myśli dostarcza argumentów konserwatystom i powinien mieć dla nich duże znaczenie. Na którejś stronie swojej autobiografii intelektualnej („Nieustanne poszukiwania”) Popper napomknął o powieści opisującej spowodowany przez wybuch I wojny światowej zwrot europejskich partii socjalistycznych ku nacjonalizmowi i krach Międzynarodówki.
Twórczość Martina du Garda propagował przed wojną w Polsce jeden z najzdolniejszych przedstawicieli najmłodszego pokolenia konserwatystów II Rzeczypospolitej – Ksawery Pruszyński (1907-1950). O powieści „Lato 1914” opublikował we wrześniu 1938 r. esej na łamach największej polskiej gazety, „Ilustrowanego Kuriera Codziennego” (2). Przetłumaczył ją też na język polski; książka w jego przekładzie zdążyła ukazać się drukiem w Warszawie w 1939 r. – zanim wybuchła kolejna wojna.
Akcja powieści obejmuje tylko czterdzieści dni i opisuje autentyczne wydarzenia, jakie rozegrały się we Francji między końcem czerwca a początkiem sierpnia pamiętnego roku 1914. Czytelnik śledzi je niemal w czasie rzeczywistym. Rozpad Międzynarodówki socjalistycznej, o którym wspomniał profesor Popper, stanowi jeden z głównych wątków fabuły, ale nie jest oczywiście wątkiem jedynym – i nawet nie jedynym wątkiem politycznym. Obserwujemy więc oto bezradnie wraz z głównym bohaterem książki, jak upalnym latem Europa wokół nas osuwa się w szaleństwo, pokrewne duchem „Czasowi apokalipsy” Francisa Forda Coppoli. Na naszych oczach socjaliści, którzy przed niewielu dniami zarzekali się, że nie dopuszczą do uchwalenia przez parlament kredytów wojennych dla rządu, a zmobilizowani żołnierze powinni obrócić broń raczej przeciw własnym dowódcom niż przeciw prostym synom ludu wciśniętym w mundury wojsk sąsiada, teraz w większości głosują dokładnie na odwrót, niż zapowiadali i sami agitują za zaciągiem do armii, podczas gdy w tle subtelni francuscy intelektualiści ryczą, że wojna z Niemcami to walka cywilizacji z barbarzyństwem i nawołują do demokratycznej krucjaty w imię „praw człowieka”. W rozpędzających się trybach nacjonalizmu zmiażdżony zostaje nie tylko internacjonalistyczny i idealistyczny socjalizm reprezentowany przez Jakuba, głównego bohatera powieści, ale również „światopogląd naukowy”, pozytywizm i racjonalizm, uosabiany przez jego starszego brata Antoniego. Niedawni pacyfiści z entuzjazmem wsiadają w wojskowe transporty, przekonani, iż pogonią awanturniczych Szwabów (Francuzi mówią: „boszów”) i za kilka miesięcy będzie po wojnie. Na ostatnich kartach książki będziemy świadkami ich szoku po zderzeniu z niemiecką machiną wojenną na polach śmierci, w jakie zamieni się dla nich Alzacja – ta, co to ją mieli „odzyskiwać”.
Ale zanim to wszystko nastąpi, kiedy atmosfera napięcia i niepewności przed oficjalnym wypowiedzeniem wojny sięgnie szczytu, w paryskiej restauracji zastrzelony zostanie Jean Jaurès. Patrzymy na jego śmierć, wraz z bohaterami jesteśmy tuż obok. Przywódca partii socjalistycznej był ostatnim człowiekiem, który na serio próbował – i być może dałby radę – powstrzymać wejście Francji do wojny.
Zamordowany nie był stereotypowym socjalistą. Zamiast nawoływać do walki klas, propagował ideę pokoju społecznego, za co spotkał się ze zjadliwą krytyką ze strony Georgesa Sorela (1847-1922), który w słynnych „Rozważaniach o przemocy” (1907) oskarżył go o… konserwatyzm. Prorok antyliberalnej rewolucji na swój sposób wystawił mu chwalebne świadectwo, pisząc tam, że Jaurès chciałby „zahamować konkurencję, ograniczyć bogactwo, produkcję podporządkować potrzebom” (3), a „Swe własne nadzieje opiera na jednoczesnym zniszczeniu ducha kapitalistycznego i ducha rewolucyjnego.” (4).
Zastrzelony został przez nikomu nieznanego, młodego zamachowca. Skąd my to znamy? „Samotny szaleniec” zabija akurat człowieka w danym momencie najbardziej niewiarygodnego dla rządu. Zaraz potem widzimy w powieści, jak rząd cynicznie wykorzystuje w prowojennej propagandzie śmierć Jaurèsa, który do ostatniej chwili życia starał się zastopować jego jastrzębią politykę.
Gdy po ogłoszeniu mobilizacji nie tylko robotnicy, ale nawet działacze partii robotniczych karnie wstępują do wojska i wyruszają na bój przeciw takim samym jak oni robotnikom wcielonym do nieprzyjacielskiej armii, w ciągu zaledwie kilku dni upada z kretesem Sorelowski mit Strajku Generalnego. Sorel chciał go wykorzystać – właśnie jako mit – do wywołania rewolucji, mającej zmieść mieszczańskie społeczeństwo i kulturę. Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że oto Sorelowska teoria mitów jako narzędzia mobilizacji politycznej została sfalsyfikowana: po prostu mit Strajku Generalnego ustępuje przed mitem silniejszym – mitem Ojczyzny.
Mit Ojczyzny jest ze swej natury mitem republikańskim. Dlatego ze zrozumieniem można patrzeć na tych rewolucyjnych syndykalistów, socjalistów i republikanów, którzy w roku 1914 zmieniają orientację na nacjonalistyczną. Najlepsi z nich, jak choćby przyszły „kolaboracjonista” Marcel Déat (1894-1955) – który 28 maja 1917 r. w mundurze kapitana francuskiej armii wziął udział w dorocznej manifestacji na cmentarzu Père-Lachaise ku czci działaczy Komuny Paryskiej poległych w 1871 r. – po wojnie złamią ostatecznie sztandar rewolucji internacjonalistycznej i zostaną prorokami Narodowej Rewolucji. Jej czas nadejdzie w roku 1940.
Niesmak budzi natomiast uwieczniona na kartach powieści wolta „Action Française”. Poczytna monarchistyczna gazeta w tromtadrackiej prowojennej atmosferze przeistacza się w najbardziej agresywną tubę obrońców Republiki i jej politycznego awanturnictwa. To dowód, że konstrukcja ideowa ruchu Akcji Francuskiej od samego początku opierała się na wadliwej podstawie, bo jej monarchizm był tylko dodatkiem do nacjonalizmu – nie odwrotnie. Jeżeli próbuje się łączyć konserwatyzm z nacjonalizmem, ten pierwszy zawsze zostanie zjedzony przez ten drugi.
A dla mnie jest to również dowód, że każdy konserwatyzm antyniemiecki musi się zakończyć ideową porażką.
Adam Danek
1. Roger Martin du Gard, Rodzina Thibault, t. 3-4, Lato 1914, przeł. Ksawery Pruszyński, wyd. Czytelnik, Warszawa 1987.
2. Ksawery Pruszyński, W 1914 pacyfizm jako siła istniał – w 1938 siły takiej nie ma, [w:] tenże, Niezadowoleni i entuzjaści. Wybór tekstów. 1931-1939, Warszawa 1990, s. 571-575.
3. Georges Sorel, Rozważania o przemocy, przeł. Marek Mosakowski, Warszawa 2014, s. 87.
4. Tamże, s. 84.