W chrześcijańskiej wizji kobieta wyraża się na trzy sposoby: virgo, sponsa, mater. Wszystkie te aspekty wiążą się ze sobą i wynikają jeden z drugiego. Nigdy dotąd w historii te trzy rzeczywistości nie były tak podważane i zohydzane jak dzisiaj.
Dziewictwo, oblubieńcza miłość ukierunkowana na ukochanego mężczyznę i pełne zaangażowania macierzyństwo jawią się niemal jako głupstwo, herezja współczesności. W efekcie, kobiety nie chcą już nawet być matkami. Wydaje się, iż nadzieja na powrót do normalności tkwi głęboko w sercu kobiety, której Stwóra nadał szczególną godność i misję. Od odkrycia prawdy o niej zależy w dużej mierze przyszłość świata.
Na renomowanych portalach internetowych zobaczyć możemy nagłówki o treści „niezamężne i bezdzietne kobiety są szczęśliwsze”. Do takich wniosków doszedł profesor nauk behawioralnych Poul Dolan, o czym nie omieszkał poinformować niedawno swoich czytelników „Focus” w internetowym wydaniu. Według relacji eksperta, istnieją badania, z których wynika, iż „tradycyjne symbole powodzenia niekoniecznie są skorelowane z poziomem szczęścia”. Okazuje się, że niezamężne i bezdzietne kobiety mają szansę na dłuższe życie niż te, które założyły rodziny. Są też zdrowsze i szczęśliwsze. Profesor jest również zdania, że posiadanie dzieci może być szkodliwe dla dobrego samopoczucia rodziców. O ile rodzice są skłoni przyznać, że cieszy ich sam fakt istnienia swojego potomstwa, to już „doświadczenia, jakie mamy z dziećmi, są w dużej mierze nieszczęśliwe”. Naukowiec radzi zatem kobietom, aby nie zawracały sobie głowy małżeństwem.
Trudno cokolwiek wnioskować bez wnikliwej analizy badań, na które powoływał się Poul Dolan. Niewątpliwie upatrywanie wśród kobiet osobistego szczęścia w bezdzietności ma swoją historię. Już w latach 70-tych ubiegłego wieku w Stanach Zjednoczonych kobiety zaczęły głośno mówić o bezdzietności z wyboru jako alternatywnej ścieżce życia. Pragnące się realizować poza domem narzekały wówczas, że ich pogląd powszechnie oceniano jako egoistyczny. Pomimo upływu dekad i radykalnych zmian społecznych i kulturowych, jakie nastąpiły od tego czasu, bezdzietne z wyboru wciąż skarżą się na negatywne komentarze otoczenia. „Oto jak kończą się historie bezdzietnych kobiet. Najpierw ura-bura, tytuły, osiągnięcia, wyniki, publikacje, a na końcu i tak dowiadujesz się, że największym sukcesem w życiu kobiety jest urodzenie dziecka. Bez tego jesteś nikim. (…) Ale czasy się zmieniły, dziś możemy przebierać w powołaniach jak w ulęgałkach. Niestety, archetyp spełnionej matki trzyma się mocno. Nieważne, co osiągnęłaś. Jeżeli nie masz dzieci, zasługujesz jedynie na współczucie. A im bardziej próbujesz udowodnić, że masz świetne życie, tym większe wzbudzasz politowanie. Bo przecież szczęśliwe kobiety bez dzieci nie istnieją.”- czytamy na internetowym blogu bezdzietnik.pl
W podobnym tonie wypowiedziała się grupa kobiet biorących udział w The Guardian's Childfree Series. W dostępnym na YouTube filmie pt. Being childfree by choice możemy wsłuchać się w argumenty uczestniczek projektu. Obok typowych dla kobiet pragnących osiągnąć sukces zawodowy przekonań o potrzebie budowania własnego szczęścia i zdrowia psychicznego bez zawracania sobie głowy macierzyństwem, znalazły się i takie, że nie każda kobieta jest powołana do bycia matką. Jedne widzą problem w zbyt dużej odpowiedzialności i nadmiernym wysiłku towarzyszącym codzienności, inne po prostu nie czują takiej potrzeby. Pragną realizować swoją kobiecość w pasjach, pracy lub ucząc się. Mówią o tym głośno, by zwrócić uwagę wszystkich inaczej myślących.
Rosnąca z dekady na dekadę grupa bezdzietnych kobiet skłania do refleksji nad przyczyną tego zjawiska. Przytoczenie wyników różnych badań zapewne pozwoli w jakimś stopniu zrozumieć ten trend. Ciekawym odniesieniem może być jednak głos strasznego pokolenia pań, które widzą dzisiejszy świat z innej perspektywy. W zrealizowany przez producenta markowych kosmetyków w ramach kampanii promocyjnej krótkim filmie pt. Relax, Breathe & #LetGo - Find Your Sanctuary, dostępnym również na platformie internetowego giganta, wybrzmiał bardzo ciekawy przekaz. W projekcie poprzedzonym licznymi badaniami wzięła udział grupa seniorek, które opowiedziały o swoich utraconych szansach. „Gdybym była dzisiaj młodą kobietą, nie jestem pewna, czy dałabym radę. Ze wszystkimi rzeczami, które macie, możliwości, technologia, chciałabym myśleć o tym jak o świecie przyjemności. Ale martwię się, że zamiast tego, będzie to świat presji. Persji, żeby być idealną matką, żoną, przyjaciółką. Presji, by odnieść sukces jako szefowa lub liderka. Gdybym odzyskała swój czas raz jeszcze, nie tworzyłabym listy „do zrobienia”, stworzyłabym listę „nie do zrobienia”.
Warto wsłuchać się w ten wielogłos, ponieważ pozwala on dostrzec realia życia współczesnej kobiety, od której wymaga się bycia perfekcyjną w domu, pracy, towarzystwie. W opinii bohaterek filmu, presja ta nie pozwala zaangażować się w rzeczy – z ich punktu widzenia – najważniejsze. „To czego bym nie oddała, to przedłużania tych wieczornych pocałunków, zamiast narzekać na wstawanie wcześnie rano. Czego bym nie oddała, to dodatkowej sekundy przytulania moich dzieci, zanim stały się zbyt duże, by je trzymać. To czego bym nie oddała, to pięciu dodatkowych minut na parkiecie, kiedy moje nogi były dostatecznie silne, żeby mnie unieść”.
Co ciekawe, w filmie pojawia się również i taka wypowiedź: „I nie chodzi tu o zatrzymanie walki o równouprawnienie. Moja generacja paliła staniki, ale nigdy nie byłyśmy zagrożone wypaleniem się”. Jak dowodzą dalej seniorki, w tym wszystkim „chodzi o Ciebie, jako istoty, która jest człowiekiem, o najważniejsze słowo „być”. Być zatraconą w chwili, być w spokoju ze światem. Być bardziej wyrozumiałą dla siebie. Być wyrozumiałą dla innych. Być zdolna odpuścić, i być dumna, że tego dokonałaś. Uwierz mi, gdybym była dzisiaj młodą kobietą, przeznaczyłabym więcej czasu na „bycie” nie „robienie” (being not doing).”