Partia Adriana Zandberga cierpi na chroniczny brak sukcesów.
Trudno się dziwić, że aktyw stara się jak może podnieść morale członków.
W ostatnia niedzielę władze partii ogłosiły w mediach wielki sukces:
Mariusz Dzierżawski z Fundacji Pro – Prawo do życia został ukarany przez
Sąd Rejonowy w Rzeszowie grzywną w wysokości 2000 zł za zorganizowanie
kampanii „Aborcja zabija” na terenie Rzeszowa. Aktywiści Partii Razem z
dumą informują, że to ich doniesienie stało się podstawą wyroku.
Muszę przyznać, że informacje medialne przyjąłem z pewnym
zaskoczeniem. Nie wiedziałem, że rzeszowski sąd prowadzi postępowanie
przeciw mnie. Byłem wprawdzie przesłuchiwany przez warszawską policję, w
sprawie bilbordu pokazującego ofiarę aborcji w Rzeszowie, ale miało to
miejsce wiele miesięcy temu, a podobnych przesłuchań, które z reguły
kończą się umorzeniami sprawy, miewam, dzięki doniesieniom Partii Razem,
kilka w miesiącu.
W każdym razie przypuszczam, że funkcjonariusze aborcyjnej partyjki
nie zmyślili tej wiadomości. Kilkadziesiąt już razy, w ciągu kilkunastu
lat działalności naszej Fundacji, na tym etapie postępowania byliśmy
skazywani przez sądy. Zawsze od wyroków nakazowych składaliśmy odwołania
i zawsze ostatecznie wygrywaliśmy. Podwładni Adriana Zandberga dobrze o
tym wiedzą, ale ze zrozumiałych względów nie informują o tym
publiczności. Chcą się nacieszyć sukcesem, zanim okaże się kolejną
klęską.
Według lewicowego portalu z Rzeszowa, działacze Razem uznali, że
„naruszone zostały granice publicznej przyzwoitości”, a sąd uznał, że
„okoliczności czynu i wina obwinionego nie budzą wątpliwości”. To bardzo
ciekawa opinia, jeśli weźmie się pod uwagę, że przez kilka lat w
Rzeszowie toczyło się kilka podobnych procesów, szeroko komentowanych
przez media, które zakończyły się uniewinnieniem działaczy Fundacji Pro –
Prawo do życia.
Wspomniane procesy wytoczył nam rzeszowski szpital Pro-Familia, który
po dwóch latach nasyłania na nas policji i nękania przed sądami,
przegrał sprawę karną, a pozew cywilny wycofał, przewidując przegraną.
Efektem licznych pikiet, a także zainstalowania bilbordu antyaborcyjnego
było wycofanie się Pro-Familii z wykonywania aborcji. Należy
przypuszczać, że aborcjoniści obawiają się podobnego efektu w całej
Polsce.
Z radości funkcjonariuszy Razem można się pośmiać, ale warto
pamiętać, że ich cenzorskie pomysły są normą w takich krajach jak
Kanada, Francja czy Niemcy. Gazeta Wyborcza i inne media aborcyjne od
lat zabiegają o zakaz pokazywania prawdy o aborcji. Jeśli zaczniemy
ustępować, aborcyjna cenzura stanie się rzeczywistością również w
Polsce.