Nie
do końca rozumiem falę oburzenia, która była konsekwencją słów
rzecznika Młodzieży Wszechpolskiej, pana Mateusza Pławskiego. Przecież
MW zalicza się do grona nurtów politycznych, zrodzonych podczas
rewolucji francuskiej. Nacjonaliści postrzegają narody i rasy jako byty
czysto etniczne.
Faktycznie,
z biegiem czasu polski nacjonalizm ewaluował, dojrzewał, w końcu
nabierając charakteru prawdziwie katolickiego. Jednakże jego korzenie
pozostaną jego korzeniami, a ryzyko cofnięcia się w rozwoju zawsze
będzie duże. Pan Pławski reprezentuje tzw. nacjonalizm agresywny –
szownistyczny. W odróżnieniu od doktryny nacjonalizmu integralnego,
uznającego państwo za suwerena i formę bytu „narodu historycznego”,
niekoniecznie homogenicznego rasowo, etnicznie i językowo. Owe
bałwochwalstwo etniczno-plemienne to „prymitywny sposób odreagowania
upokorzeń zadawanych sentymentom, upodobaniom i obyczajom mas,
przejawiający się zazwyczaj w tym, co współczesna nauka określa mianem
„banalnego nacjonalizmu”.
Wielu
nadwiślańskich „separatystów etnicznych” (sic!) jako powód swoich
racjonalnych uprzedzeń podaje kryzys, jaki przechodzi obecnie Europa
tzw. Zachodnia i fakt że chcą oni uchować Polskę przed takim samym
losem. Istotą problemu „rasistowskiego” w Europie jest postkolonializm.
U nas niemożliwy z prostych przecież przyczyn. I tak dla przykładu, w
Portugalii multirasowy luzotropikalizm od zawsze był częścią idei
środowisk prawicowych. Murzyni z Angoli czy Mozambiku to jak najbardziej
Portugalczycy – spróbujcie drodzy państwo im to wyperswadować.
Kolonializm przeniósł do Azji, Afryki i Ameryki Południowej
błogosławieństwa Cywilizacji Zachodu – tej prawdziwej rzecz jasna,
łącznie z wiarą katolicką. Tragedią państw postkolonialnych jest to, że
okres ten trwał za krótko. W Afryce, większość tamtejszych społeczności
powróciło do pewnej odmiany plemiennego barbarzyństwa. W poszukiwaniu
lepszego życia mieszkańcy tych państw napływają teraz do swych
cywilizacyjnych państw – matek. Największą przeszkodą asymilacji tych
grup jest ich liczba i wspomniany powyżej, niedokończony proces ich
latynizacji.
No dobrze, ale czy murzyn może być Polakiem?
Kluczowym w problemie okazuje się samo pojęcie rasy. H. Taine zaznaczał (jak przypominał p. Bartyzel) że
„ rasa to „wrodzone i dziedziczne dyspozycje, które człowiek przynosi
ze sobą na świat i które zazwyczaj łączą się z szczególnymi
właściwościami jego temperamentu i struktury fizycznej. (…) Człowiek
zmuszony do harmonijnego ułożenia swoich stosunków z otoczeniem nabywa
odpowiedniego temperamentu i charakteru, a ów charakter i temperament
jest tym trwalszy, im częściej odczuwa on wpływ owego otoczenia oraz im
dłuższy jest okres, w jakim drogą dziedziczenia przekazuje to piętno
swemu potomstwu. A więc w każdym momencie charakter danego ludu można
traktować jako sumę wszystkich jego poprzednich działań i wrażeń, czyli
jako pewną wielkość i pewien ciężar, co prawda nie nieograniczony, gdyż
wszystko w naturze ma swoje granice, ale nierównie większy niż cała
reszta i niemal niemożliwy do zrzucenia (…)”. Oprócz tej wewnętrznej
struktury rasy należy „rozważyć środowisko, w jakim ona żyje. Człowiek
bowiem nie jest sam na świecie; istnieje wokół niego przyroda i otaczają
go inni ludzie; na znamiona pierwotne i stałe nakładają się znamiona
przypadkowe i drugorzędne, a okoliczności fizyczne lub społeczne
zakłócają lub uzupełniają ich naturę. Niekiedy oddziałuje klimat. (…)
Niekiedy znów oddziałują okoliczności polityczne. (…) Niekiedy wreszcie
pewien ślad pozostawiają warunki społeczne. (…) Charakter narodowy i
otaczające warunki nie działają na tablicę pustą, lecz już pokrytą
znakami. Zależnie od tego, w jakim momencie do niej podejdziemy, wzór na
niej będzie różny, to zaś wystarczy, by wynik ostateczny był również
odmienny”[1] .
Profesor Mieczysław Gogacz pisze: „dodaje
się, że narodem są te osoby, które wiąże ponadto ten sam obszar
urodzenia lub zamieszkania, ten sam język lub przynajmniej język
dominujący, oraz ta sama kultura. Można zastanawiać się, czy są to
elementy podobnie konstytuujące naród jak dobro wspólne”. [2] – a
zatem osoby mieszkające w Polsce, tym bardziej w Polsce urodzone,
utożsamiajace się z polską kulturą i tradycją są częścią narodu
polskiego. Bez względu na ich tzw. pochodzenie etniczne – czymkolwiek
ono jest. Problem z którym borykamy się dzisiaj w Europie nie jest
problemem (w biologiczny sposób rozumianym) rasowym. Raczej
cywilizacyjnym, religijnym i obyczajowym. Jak zauważył między innymi pan
Terlikowski: na dzień dzisiejszy mniej istotnym jest, czy Europa będzie
„biała” czy nie. Tylko czy będzie chrześcijańska. Zacytuję: „Więcej
mam wspólnego z kard. Robertem Sarahem niż z Emmanuelem Macronem.
Sprowadzanie sporu o przyszłość Europy do koloru skóry (nawet jeśli
symbolicznie) jest błędnym populizmem, który jest tylko dalszym ciągiem
postoświeceniowego liberalizmu, a nie powrotem do chrześcijaństwa.”
Jako katolicy musimy odrzucić jakąkolwiek formę dyskryminacji na tle rasowym. "Interes
moralności i religii wyższym jest nad interes tej lub owej Ojczyzny, bo
sprawa ludzkości wyższa jest bez porównania nad wiekowy lub czasowy
interes któregokolwiek z ludów. (…) Żaden jeszcze prawego serca i
zdrowej myśli człowiek, żaden prawdziwy dziejopis nie uronił łzy
politowania nad zgonem ludu moralnie zepsutego, bo owszem, na takowym
zgonie ludzkość moralnie zyskuje. Jawną jest więc rzeczą, iż nawet dla
interesu Ojczyzny nie godzi się obrażać nieprzemiennych i odwiecznych
praw 'wyższego porządku' , w porównaniu z którymi każdy byt ojczysty
pojedynczego ludu jest tylko znikomym zjawiskiem na łonie czasu i
przestrzeni.” [3]
W
przeszłości rasizm był zjawiskiem w świecie zachodnim całkowicie
nieznanym. Chrześcijaństwo nie miało żadnego problemu z uznaniem
świętości mieszkańca Numidii, a więc przedstawiciela rasy czarnej –
Augustyna z Hippony, największego Doktora Kościoła do czasów św.
Tomasza, jak też z przyznaniem, że Kościół i cała cywilizacja Zachodu
powstały za sprawą nauczania i pod kierownictwem izraelskich i
azjatyckich pasterzy, jak św. Epifaniusz, biskup Salaminy, czy św.
Ireneusz. Rasizm pojawił się natomiast w atmosferze ideowych zawirowań i
rozruchów, jakie wywołała nieszczęsna rewolucja francuska,
urzeczywistniająca masoński (i talmudyczny) plan zeświecczenia Civitas
Christiana. „Masoneria, bardziej niż jakakolwiek inna organizacja,
przyczyniła się do zagwarantowania świeckiego charakteru państwa –
napisał słynny „brat” Ernest Nys. – Ona ustawicznie walczyła o usunięcie
ze wszystkich norm prawa oraz wszystkich oświadczeń prawnych
pierwiastka religijnego.”[4]
Zakończę kolejnym cytatem, znanym i wałkowanym, działacza narodowego Wincentego Lutosławskiego: ”Do
polskiego narodu należą spolszczeni Niemcy, Tatarzy, Ormianie, Cyganie,
Żydzi, jeżeli żyją do wspólnego ideału Polski. Murzyn lub czerwonoskóry
może zostać prawdziwym Polakiem, jeśli przyjmie dziedzictwo duchowe
polskiego narodu zawarte w jego literaturze, sztuce, polityce,
obyczajach, jeśli ma niezłomną wolę przyczyniania się do rozwoju bytu
narodowego Polaków”.
Arkadiusz Jakubczyk
[1] H. Taine, «Rasa, środowisko, moment», [w:] S. Krzemień-Ojak, Taine, Wiedza Powszechna, Warszawa 1966, ss. 157-162.
[2] MIECZYSŁAW GOGACZ, “MĄDROŚĆ BUDUJE PAŃSTWO CZŁOWIEK I POLITYKA. ROZWAŻANIA FILOZOFICZNE I RELIGIJNE”
[3] Józef Kalasanty Szaniawski (1813).
[4] E. Nys, Massoneria e societa moderna (‘Masoneria i nowoczesne społeczeństwo’), Foggia, 1988, s. 6.
OD REDAKCJI: Jeżeli jako Ruch Christus Rex mówimy o Białej Europie, mamy na myśli Europę Ducha. Czy przysłowiowy "murzyn" nie może mieć "białej duszy"?