Według Juana Vázqueza de Melli1 (1861-1928) pojęcie
regionalizmu występuje w dwu różnych znaczeniach. Pierwsza koncepcja
traktuje regiony jako jednostki niezależne, z własną i ekskluzywną
osobowością, bez poczucia zobowiązania do dzielenia z innymi regionami
wspólnego i nadrzędnego życia. W drugiej koncepcji każdy region posiada
pewną względną niezależność, lecz łączy swój unikalny styl życia z
pozostałymi, w oparciu o ducha jedności, który łączy wszystkie regiony z
tym, co wspólne i najwyższe, czyli z narodem. Jednak zdaniem Melli,
właściwie tylko w tym drugim wypadku możemy mówić o regionalizmie.
Jeżeli bowiem rozważa się regiony jako
substancje niezależne i kompletne, to czyni się z nich narody, toteż
właściwą nazwą takiego „regionalizmu” jest nacjonalizm. Aczkolwiek
trzeba wprowadzić tu pewną dystynkcję (wewnętrzną): bardziej radykalna
postać tego nacjonalizmu prowadzi do separatyzmu narodowego i
politycznego oraz domaga się prawa do samostanowienia, co wytwarza
proces separowania się od państwa; natomiast postać bardziej umiarkowana
postuluje tylko separatyzm narodowy a utrzymuje jedność polityczną.
Mella odrzuca tak samo mocno obie postawy, ale zwolenników tej drugiej
nie uważa za renegatów ojczyzny, ponieważ jest dla niego oczywiste, że
ich błąd wynika z zamieszania, jakie do rozumienia państwa i
społeczeństwa wprowadził liberalizm i centralistyczna koncepcja prawa
publicznego, pojmujące naród jako byt jedynie teraźniejszy (tzn. złożony
wyłącznie z tu i teraz żyjącego pokolenia).
Według tej teorii, naród jest „jeden i
niepodzielny” i na zewnątrz, i politycznie, co redukuje regiony do jego
przejawień, zamiast postrzegania w narodzie syntezy tychże regionów.
Błąd ten można przezwyciężyć przyjmując prawdziwą, zdaniem Melli,
definicję narodu jako historycznej całości pokoleń, wytworzonej przez
wieki, i której regionalne „dusze” łączą się w nadrzędną jedność, co
jest konsekwencją wspólnotowego nastawienia każdej z nich. To
pozwoliłoby przezwyciężyć zarówno separatyzm narodowy, jak nacisk
centralizmu państwowego, prowadząc również do rozpoznania tej najwyższej
jedności, którą jest naród, w odniesieniu do władzy suwerennej.
Mella formułuje swój pogląd następująco:
„Jesteśmy narodowymi regionalistami oraz afirmujemy materialną i
niematerialną jedność narodu i państwa; natomiast nie jesteśmy
nacjonalistami regionalistycznymi, którzy dezintegrują i dzielą jedność
państwa”. Odrzuca separatyzmy nacjonalistyczne dlatego, że regiony nie
są podmiotami lub substancjami kompletnymi, ani nie tworzą jedności
historycznych, chociaż w historii poszczególnych z nich występuje pewna
osobowość prawna. Tym samym Mella afirmuje państwo jako substancjalny
związek regionów, które współtworzą rzeczywistość narodową, odrzuca
natomiast jego (państwa) rozumienie jako władzy dominującej nad
narodowościami. O regionach i ich historii należy myśleć jako o bytach
społecznych o różnym pochodzeniu, które weszły w związki trwałe i
nierozerwalne. Mella wyraża to za pomocą metafory „drzew” i „lasu”:
„drzewa” to regiony, które rosnąc w tej samej ziemi, rozrastając się i
zaczepiając, tak korzeniami jak listowiem, z innymi drzewami stworzyły
„las”, czyli ojczyznę. Afirmować „drzewo”, a negować „las” (lub
odwrotnie), znaczy wyznawać wizję fałszywą i zubożoną.
Mella podkreślał niebezpieczeństwo takiej
koncepcji, w której naród nie jest bytem wspólnym, lecz wielością
partykularyzmów narodowych, co prowadzi do takiej sytuacji, w której
suwerenność polityczna jest niestabilna, krucha i wyłącznie zewnętrzna,
czego skutkiem musi być jej załamanie oraz zgłoszenie pretensji przez
każdy region do bycia niezależnym państwem na podstawie zasady
narodowościowej. Państwo natomiast winno być jedno i wspólne, lecz w
oparciu o bogactwo odmian regionalnych.
Mella krytykował nacjonalistów za
wieloznaczność w określaniu ich dążeń, w zależności od tego do kogo się
zwracają (np. raz do Katalończyków a innym razem do pozostałych
Hiszpanów); raz mówią o „wolnościach regionalnych” lub o „autarkii”, co w
pewnym znaczeniu też może być do przyjęcia, lecz innym razem o
„autonomii”, co stwarza zagrożenie separatyzmu (powołując się na
Arystotelesa, Mella wyjaśnia, że „autarkia” oznacza samowystarczalność
wewnętrzną, natomiast „autonomia” suponuje niepodległość zewnętrzną).
Na pytanie czy separatyzm jest do
przyjęcia, Mella odpowiada stanowczo, że nie. Odpowiedź tę należy
wszelako doprecyzować. Każdy separatyzm implikuje rozpad jakiejś
całości, zupełny albo częściowy. Na przykład w Kościele możemy
obserwować takie, kolektywne lub indywidualne, (stopniowalne) zjawiska
jak schizma, herezja czy apostazja. Tak samo w społeczeństwie jakaś
„sekta” może zanegować jego podstawowe zasady, jak na przykład własność
prywatną albo suwerenność państwa, proklamując suwerenność innego albo
nie uznając niczyjej. Jest to możliwe, ponieważ wola może zerwać związki
religijne czy prawne. Zachodzi jednak pytanie czy więzi narodowe są
czymś, co zależy tylko od woli, czy też odwrotnie: to wola jest
uzależniona od tych więzi?
Mella sądzi, że ani wola indywidualna,
ani zbiorowa wielu pokoleń, nie mogą zniszczyć tych więzi, ponieważ one
są nadrzędne wobec tych woli, gdyż narody są rezultatem długiego
procesu, w którym następujące po sobie pokolenia podejmowały działania
na różnych polach zewnętrznych, współpracując ze sobą jako przyczyny
cząstkowe, ale o skutku wspólnym i zwrotnym. Regionalizm nie
usprawiedliwia zatem separatyzmu; regiony nie mają prawa do tworzenia
niezależnych państw.
Jedność narodowa jest konsekwencją
przeznaczenia do współdziałania, które się uwidacznia w „stałym
przejawianiu się tych samych faktów historycznych, w ciągle obecnych
tradycjach poszczególnych ludów (pueblos)”, w tym co Mella
nazywa „głosowaniem powszechnym stuleci, któremu nie wolno
przeciwstawiać głosowania powszechnego w jednym dniu, ani nawet jednego
pokolenia, zbuntowanego przeciwko historii”.
Należy w tym miejscu zadać pytanie, czym jest wola powszechna (voluntad general)?
Mella nie zaprzecza jej istnieniu, ale pyta, jak ona się przejawia?
Otóż, bardziej niż w głosowaniu, objawia się ona poprzez stale
występujące fakty historyczne. Nic nie usprawiedliwia tego, aby suma
indywidualnych głosów mogła zrywać więzi narodowe. Zdaniem Melli jest
zdumiewające, że obecnie pokłada się tyle wiary w niczym nieskrępowaną
wolę zbiorową, rozpoznawaną jednak nie inaczej jak poprzez pojedyncze
głosy. Jest to nieakceptowalne wyolbrzymienie woli ogółu.
'Jesteśmy narodowymi regionalistami, natomiast nie jesteśmy nacjonalistami regionalistycznymi.'
Akceptacja żądań samostanowienia, opartych na wypaczonym rozumieniu tzw. „współczynnika różnicy” (hecho diferencial),
doprowadziła w naszych czasach do nowych roszczeń wysuwanych przez
tych, którzy odrzucają system autonomii o tych samych uprawnieniach dla
wszystkich regionów i żądają dla siebie przekazania kompetencji
zastrzeżonych dla państwa, wywieszając sztandar „suwerenności
podzielonej” (la soberanía compartida). W ten sposób zrywają
konieczne powiązania i ponadregionalną solidarność, traktując to jako
pierwszy krok do uzyskania później, poprzez praktykowanie
samostanowienia, niepodległości.
Mella obstawał przy twierdzeniu, że
państwo jest porządkiem prawnym, który sprawuje polityczną suwerenność
nad terytorium, którego mieszkańcami kieruje oraz udziela im wsparcia w
poszukiwaniu dobra wspólnego, bez pomniejszania samowystarczalności
podmiotów, które integruje. Poprzez to jest strażnikiem (el custodio)
Prawa przed ewentualnymi nadużyciami osób lub grup, co usprawiedliwia
jego istnienie jako gwaranta porządku: „Jeśli pragnie się mieć władzę
efektywnie wykonującą Prawo, trzeba mieć Państwo”. Ponadto, biorąc pod
uwagę zróżnicowane prawa poszczególnych osób w hierarchii społecznej,
jest ono najwyższą osobą prawną, która sprawuje władzę poprzez
kompetentne do tego organy. Tym samym jest zobowiązane służyć
suwerenności narodowej odpowiednio do swoich właściwości naturalnych,
zarazem nie przeistaczając się w konstruktora, który zmieniałby
charakter i warunki istnienia państwa podług jakichś wymyślonych
konwencji i programów.
Aby utrzymać narodową jedność polityczną,
państwo ogłasza prawa dotyczące zarządzania jego sprawami i reguluje
działalność instytucji w celu zapewnienia możliwości ich funkcjonowania.
Poza tymi atrybutami, wszystkie inne przypisane są regionom, gminom i
klasom (społecznym). Te pierwsze mają prawo do utrzymania i doskonalenia
swojego własnego ustawodawstwa cywilnego (jeżeli takie istnieje) oraz
rozstrzygania sporów przed własnymi sądami. Używanie języka regionalnego
w działalności ich administracji jest także ich prawem „w zakresie
uznanym (przez nie) za konieczny”. Te kompetencje powinny być odzyskane
przez Rady i Sejmiki regionalne, podobnie musi być respektowana gminna
autonomia administracyjna i gospodarcza. Skoro społeczeństwo nie jest
„stertą kurzu i piasku (un montón de polvo y arena), musimy
wziąć pod uwagę jego rozmaitość i zróżnicowanie w nim istniejące… a cała
ta złożoność społeczna wymaga szerokiej decentralizacji wewnątrz
jedności państwowej”.
Podsumowując: zdaniem Melli jest
błędem sądzić, że koncepcja regionalizmu stanowi zaproszenie do
dezintegracji. Państwo sprawuje zwierzchnictwo polityczne nad jednym
jedynym narodem (una única nación), składa się z różnych
regionów i jest złożoną jednością powołaną do wykonywania tego, co z
natury rzeczy jest od niej nieodłączne. Postulat suwerenności
podzielonej (compartida) jest wykluczony z tradycjonalistycznego ideario político.
Profesor Jacek Bartyzel
1
Dalej będę posługiwał się skróconą formą nazwiska autora (Mella),
powszechnie stosowaną w literaturze przedmiotu (uwaga moja – JB).