11 listopada,
czyli Święto Niepodległości. Obchodzi się je formalnie od 1937 roku, kiedy to
zapisano w ustawie, że jest to symboliczna data ponownego powstania Polski po
123 latach zaborów. To dobra okazja do tego, aby zapytać czy rzeczywiście
jest co świętować i czy twierdzenie, że Polska jest niepodległa nie jest
nadużyciem.
Trzeba przyznać, że Polska była niepodległa po 1918
roku, kiedy odzyskano państwowość. Potem jednak przyszła wojna i przez nasz
kraj przetoczyły się dwa totalitaryzmy. Najpierw zniszczyli go Niemcy, a potem
w niewolę wzięli bolszewicy nieco skrótowo utożsamiani z Rosjanami. Przez ten
cały czas trudno mówić o niepodległości, PRL to była raczej autonomia.
Jednak PRL zbankrutował, a ZSRR upadł i w latach
dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku znowu można było mówić o tym, że Polska
odzyskała niepodległość. Co z tego skoro przekupieni pokaźnymi apanażami polscy
politycy postanowili przystąpić do Unii Europejskiej. Proces ten rozpoczął się
poprzez zgłoszenie formalnego wniosku o członkostwo w 1994 roku.
Nastąpiło to zaledwie 5 lat po wyjściu z podległości względem Moskwy.
Polska stała się członkiem Unii Europejskiej 1 maja
2004 roku, ale była to zupełnie inna UE niż ta, z którą mamy do czynienia
obecnie. Najpierw forsowano konstytucję Unii Europejskiej, ale po serii porażek
w referendach uznano, że nie można pozwolić na demokrację, gdyż jest przeszkodą
i dokonano zmiany nazwy z konstytucja na traktat, od miejsca podpisania zwany
lizbońskim.
Dokument ten opisuje reformę UE i został przyjęty w
grudniu 2007 roku. Polska ratyfikowała go 1 grudnia 2009 roku, kiedy podpisał
się pod nim nieżyjący już prezydent Lech Kaczyński. To właśnie wtedy uznaliśmy,
że Unia Europejska jest państwem, a my jesteśmy jego częścią. Podległość
względem Moskwy, zastąpiliśmy podległością wobec Brukseli.
Ostatnie kryzysy polityczne w naszym kraju, w które
aktywnie włączała się Bruksela, wskazują na to, że rzeczywiście traktowani
jesteśmy jak kolonia. W związku z tym świętowanie niepodległości jest
przynajmniej nie na miejscu. Jest to tym bardziej szkodliwe, że sprawia
wrażenie jakby Polska była niepodległa, co dodatkowo utrudnia społeczeństwu
zrozumienie sytuacji w jakiej się znaleźliśmy.
Na plus należy zapisać, że pamięć o historii Polski i
jej dokonaniach, nie zaginęła, a setki tysięcy ludzi znowu przejdą w całym
kraju w Marszu Niepodległości. Jak cenna jest ta inicjatywa świadczą wściekłe
ataki międzynarodowego lewactwa na profile społecznościowe marszu i jego
organizatorów. To pokazuje, że jest potencjał na zmianę i widać procesy
dziejowe, które może pomogą nam w najbliższym czasie odzyskać utraconą
niepodległość. Wielka Brytania dała przykład co można zrobić, aby powiedzieć
dość.
OD REDAKCJI: Popieramy Marsz
Niepodległości a szczególnie tegoroczne jego hasło: My chcemy Boga! Jednakże
uważamy iż należy większy nacisk położyć na uświadamianiu ludziom w nim
uczestniczącym iż Polska krajem niepodległym nie jest i długa droga przed nami
aby niepodległość odzyskać. Niech 11 listopada stanie się ogólnopolskim dniem walki o
suwerenność i niepodległość naszej Ojczyzny! Ave Christus Rex!