Dziwię się głosom lekceważącym
amerykańsko-brytyjsko-francuski atak na Syrię 14 kwietnia. Kluczem do
zrozumienia nadchodzącej konfrontacji globalnej jest bezkrytyczne
poparcie USA i ich sojuszników dla Izraela. Już w czasie swojej kampanii
prezydenckiej Trump składał skrajnie proizraelskie deklaracje. Tutaj
tkwi klucz do zrozumienia dlaczego stał się ostatecznie pacynką
neokonów.
Jednostronne uznanie przez Trumpa Jerozolimy za stolicę
Izraela jest groźniejsze dla światowego pokoju
niż np. inwazja na Irak w 2003 roku. To oznacza, po pierwsze – koniec
marzeń Palestyńczyków o swoim państwie, a po drugie – jest to rzucenie
agresywnego wyzwania całemu światu islamu, w tym przede wszystkim
Iranowi.
USA
stawiają w Radzie Bezpieczeństwa ONZ sprawę domniemanego syryjskiego
ataku bronią chemiczną w Doumie i te same USA kilka dni wcześniej
blokują w tej samej Radzie Bezpieczeństwa ONZ procedowanie sprawy dwóch
brutalnych masakr ludności palestyńskiej, dokonanych przez wojsko
izraelskie na początku kwietnia w Strefie Gazy. W pierwszym przypadku ma
miejsce “atak odwetowy” na Syrię, a w drugim przypadku sprawy nie ma.
Takie jest oblicze moralne polityki amerykańskiej. Nie jest tajemnicą,
że do nagłego zaostrzenia polityki amerykańskiej wobec Syrii doszło po
rozmowie Trumpa z premierem Netanjahu. Teraz Netanjahu wzywa Zachód do
rozprawy z Iranem, a to już oznacza wojnę globalną. I czy jego wezwanie
zostanie zlekceważone?
Bohdan Piętka