Wiosna 2018 roku przyniosła całkowitą klęskę militarną
dżihadystów w Syrii i przyspieszyła tym samym koniec tzw. wojny domowej w
tym kraju, czyli trwającej od 2011 roku agresji USA i ich
zachodnioeuropejskich sojuszników, realizowanej rękami ekstremistów
islamskich. 4 kwietnia w Ankarze spotkali się przywódcy Rosji, Iranu i
Turcji (formalnego członka NATO), którzy zapewnili, że są zdecydowani
przyspieszyć działania na rzecz „zaprowadzenia pokoju i stabilności w
Syrii”.
Prezydenci Putin, Rowhani i Erdogan uznali, że format astański
(Moskwa, Teheran i Ankara) stanowi jedyną efektywną inicjatywę
międzynarodową, która zmierza do zaprowadzenia pokoju w Syrii.
Wypowiedzieli się też przeciwko separatyzmowi i tworzeniu w Syrii nowych
formacji pod pretekstem walki z terroryzmem [1].
Szczyt w Ankarze oznacza ostateczną klęskę Waszyngtonu i jego
sojuszników w wojnie syryjskiej. Na odpowiedź nie trzeba było długo
czekać. Zastosowano scenariusz już wielokrotnie przećwiczony, czyli
oskarżono „reżim syryjski” o użycie broni chemicznej przeciw cywilom.
Przywódca USA natychmiast zagroził „reżimowi Asada” atakiem odwetowym.
Prezydenta Trumpa poparł były premier brytyjski Tony Blair – główny
sojusznik USA podczas inwazji na Irak w 2003 roku. Ten sam, który wtedy
twierdził, że Irak na pewno posiada broń masowej zagłady i który później
przepraszał za te oskarżenia i uwikłanie Wielkiej Brytanii w drugą
wojnę iracką [2].
Sytuacja uległa niebezpiecznej eskalacji, kiedy Rosja stanęła w obronie Syrii. Rosyjski ambasador w Libanie Aleksander Zasypkin
ostrzegł 10 kwietnia, że amerykańskie rakiety odpalone w stronę Syrii
zostaną zestrzelone. Na to następnego dnia odpowiedział Trump w
zaskakującym wpisie na Twitterze: „Bądź gotowa Rosjo, bo będą
nadlatywać, ładne, nowe i »inteligentne«” [3]. Jednocześnie wysłał w
kierunku Syrii grupę uderzeniową marynarki wojennej, a rosyjskie okręty
wyszły z portów syryjskich. Świat zaczął się w tym momencie zastanawiać,
czy jest to nowy kryzys kubański i czy grozi wybuch trzeciej wojny
światowej.
12 kwietnia przywódca USA stonował swoje stanowisko. W kolejnym
wpisie na Twitterze oświadczył, że uderzenie militarne przeciw Syrii
może nastąpić „bardzo szybko, albo wcale nie tak szybko”
[4]. Na ochłodzenie zapału Trumpa wpłynęła zapewne wstrzemięźliwa
reakcja Londynu i Berlina. Jest ona całkowicie zrozumiała zważywszy, że w
Wielkiej Brytanii i RFN mieszka znacząca diaspora muzułmańska, z której
reakcją trzeba się liczyć. Trumpa bezapelacyjnie poparł jedynie
prezydent Francji Emmanuel Macron. W tym miejscu trzeba
wspomnieć o żenującym komentarzu polskiego prorządowego dziennika
„Rzeczpospolita”, który ogłosił, że Macron „ratuje honor Europy” [5]. To mówi wszystko o polskim establishmencie politycznym. Nic więcej dodawać nie trzeba.
Ostatecznie w nocy z 13 na 14 kwietnia USA, Wielka Brytania i
Francja zbombardowały trzy miejsca w Syrii, związane ich zdaniem z
produkcją broni chemicznej: ośrodek naukowy w Damaszku, magazyny
wojskowe w Hims i centrum dowodzenia na północ od Hims [6].
Wygląda na to, że wybrano wariant „ataku ograniczonego”. Do konfrontacji
militarnej z wojskami rosyjskimi na razie nie doszło. Należy
podkreślić, że wszyscy trzej uczestnicy tego ataku od początku byli
stroną „wojny domowej” w Syrii, ukrywającą się za formacjami
ekstremistów islamskich.
Nie sposób też nie zauważyć, że zanim 14 kwietnia spadły na Syrię
pociski amerykańskie, brytyjskie i francuskie, 9 kwietnia ataku na bazę
lotniczą Tiyas w syryjskiej prowincji Hims dokonał Izrael, nie
przyznając się do tego [7]. Ta kolejność jest bardzo wymowna.
Kryzys wokół Syrii trafnie skomentował Konrad Rękas:
„Obecne, nagłe zaostrzenie sytuacji w Syrii, dosłownie kilka dni po
deklaracji Stanów Zjednoczonych o ich częściowym przynajmniej wycofaniu
się z działań (de)stabilizacyjnych – pokazuje jak kruchy jest dziś
pokój. Wystarczyła jedna rozmowa Donalda Trumpa z premierem Netanjahu,
kolejna garść problemów prezydenta USA z własną przeszłością – i już
wróciliśmy do punktu wyjścia, do wydarzeń z 2013/14, kiedy świat
odliczał czas do lądowej interwencji zbrojnej US Army na terytorium
syryjskim. Paradoksalnie, wówczas akcję tę powstrzymało zdecydowane
wystąpienie strony rosyjskiej – która dziś wydaje się właściwym celem
nowej agresji, zaś jednym z głównych krytyków tamtej polityki Baracka
Obamy, był chodzący dziś w jego butach Trump” [8].
Trump miał być tym, który doprowadzi do deeskalacji w
stosunkach amerykańsko-rosyjskich. A stał się bezwolnym narzędziem
partii wojny i lobby izraelskiego. Politykiem bez charakteru,
bez polotu, bez wizji i bez zasad. Nie o Syrię tu oczywiście chodzi, ale
o Rosję, do której obóz euro-atlantycki ma pretensje o brak
„demokracji”, czyli o to, że pod rządami Putina nie dała się
skolonizować gospodarczo. Od początku lat 80. XX wieku świat nie był
jeszcze tak blisko rozpętania wojny globalnej, jak teraz.
Popatrzmy zatem jak doszło do obecnego kryzysu. Można oczywiście cofnąć się do początku grudnia 1989 roku, kiedy Michaił Gorbaczow i George H. W. Bush
senior ogłosili koniec „zimnej wojny”. Waszyngton rozumiał jednak
koniec „zimnej wojny” inaczej niż Moskwa, czyli jako swoje zwycięstwo,
które dało mu prawo do jednobiegunowej dominacji nad światem. Tak
postrzegała to neokonserwtywna partia wojny, która zdominowała politykę
zagraniczną USA. Można wspomnieć o pierwszej i drugiej wojnie irackiej,
brutalnym rozbiciu i zniszczeniu Jugosławii i takich samych próbach
dezintegracji Rosji (Czeczenia). Ale nie sięgajmy tak daleko. Wystarczy
cofnąć się do roku 2008 – roku wielkiego kryzysu gospodarczego, który
wybuchł w USA i ogarnął świat zachodni.
W tym samym 2008 roku Władimir Putin ogłosił projekt
Unii Eurazjatyckiej, zapraszając do jej współtworzenia Unię Europejską.
Projekt był mglisty, niedookreślony, ale jego realizacja wyrugowałby z
Europy interesy USA, a dla Polski stworzyła niepowtarzalną szansę bycia
„pomostem” między Wschodem i Zachodem. USA zareagowały bardzo szybko,
prowokując przy pomocy pana Saakaszwilego wojnę gruzińsko-rosyjską.
Już rok później proamerykańscy politycy w Europie typu Radosława Sikorskiego (American Enterprise Institute for Public Policy Research)
doprowadzili do przyjęcia przez UE projektu Partnerstwa Wschodniego,
wykluczając z niego Rosję. W zamyśle miała to być próba odciągania
krajów postradzieckich od Moskwy i stworzenie dla niej bariery, a
potencjalnie także utrudnianie życia mniejszości rosyjskiej w tych
krajach.
Dwa lata później rozpoczęła się tzw. „arabska wiosna”. Amerykanie
wsparli radykalnych islamistów i użyli ich do obalenia rządów państw, w
których Rosja cieszyła się sympatią. Brutalnie obalono rządy Kadafiego w
Libii, Mubaraka w Egipcie i kilku innych państwach arabskich. Kadafiego
obalono nie tylko przy pomocy ekstremistów islamskich, ale także w
wyniku bezpośredniej interwencji zbrojnej NATO, co nie wymaga dalszego
komentarza. Nie udało się obalić tylko Asada w Syrii. Dlatego w 2011
roku wybucha w tym kraju „wojna domowa”, a przy wsparciu Zachodu
przedostały się tam tysiące terrorystów islamskich. Syria jest kluczowa
tak dla USA, jak i Rosji, ponieważ przez jej terytorium przebiegają
linie przesyłowe gazu i ropy naftowej. Jest też kluczowa dla Izraela,
który dąży do konfrontacji z wrogim mu Iranem. Nie można wyeliminować
Iranu bez wyeliminowania jego głównego sojusznika na Bliskim Wschodzie,
jakim jest „reżim Asada” w Syrii.
W 2013 roku prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz –
lawirujący pomiędzy Wschodem i Zachodem – dowiedział się, że Bruksela
nie ma zamiaru pokrywać kosztów przeorientowania ukraińskiej gospodarki w
związku ze stowarzyszeniem Kijowa z UE. Rezygnuje więc z dalszej
integracji z Zachodem. Wtedy Waszyngton używa do jego obalenia
nacjonalistów ukraińskich. W wyniku krwawego przewrotu do władzy w
Kijowie dochodzi oligarchiczno-nacjonalistyczna ekipa, a jednym z jej
pierwszych posunięć jest zapowiedź językowej dyskryminacji mieszkających
na Ukrainie Rosjan. W rezultacie Krym przyłącza się do Rosji, a na
wschodzie Ukrainy wybucha konflikt zbrojny, który wbrew temu, co wmawia
się polskiej opinii publicznej jest wojną hybrydową Zachodu przeciw
Rosji, a nie odwrotnie.
W 2015 roku Rosja przechodzi do kontrofensywy w Syrii, gdzie wspiera
militarnie Syryjską Armię Arabską. W tej sytuacji Amerykanie próbują
posłużyć się Turcją, by równoważyć siły rosyjskie. Do gry wchodzą też
Kurdowie, widząc w dezintegracji Syrii szansę na realizację marzeń o
swojej państwowości. Dla Ankary jest to absolutnie nie do zaakceptowania
i dlatego Erdogan zmienia kurs. Dlatego proamerykańscy oficerowie
tureccy próbują w 2016 roku dokonać zamachu stanu. Kończy się on
niepowodzeniem, ponieważ Turcy masowo popierają Erdogana.
W tym czasie Chiny ogłaszają swój wielki projekt gospodarczy, czyli
Nowy Jedwabny Szlak, który ma ułatwić transport coraz lepszej jakości
chińskich towarów na rynek europejski. Oznacza to kolejny cios dla USA,
zupełnie niekonkurencyjnych dla Chin. Do zablokowania inicjatywy Nowego
Jedwabnego Szlaku Waszyngton używa zależne od siebie rządy Europy
Środkowo-Wschodniej, w tym przede wszystkim rządy Polski i Ukrainy.
Na przełomie 2017 i 2018 roku zależne od USA rządy państw
bałtyckich ogłaszają projekty dyskryminujące językowo mniejszość
rosyjską w tych krajach. To także jest kolejny etap wojny
hybrydowej Zachodu z Rosją. No i wreszcie na początku kwietnia 2018 roku
Rosja, Turcja i Iran przyjmują historyczne porozumienie w sprawie
zaprowadzenia pokoju w Syrii. Wtedy USA i ich sojusznicy już po raz
trzeci z rzędu ogłaszają, że wygrywająca wojnę Syryjska Republika
Arabska użyła broni chemicznej przeciwko swoim obywatelom. Donald Trump
zapowiada, że USA odpowiedzą militarnie, bez względu na postanowienia
Rady Bezpieczeństwa ONZ. I odpowiedziały.
Oddajmy na koniec jeszcze raz głos red. K. Rękasowi:
„Do znudzenia bowiem trzeba powtarzać, że tym czynnikiem, który od
kilku już lat powstrzymuje wybuch pełnowymiarowej wojny – jest to, że
uparcie, wręcz rozpaczliwie nie chce jej Rosja. Opierając się
niekoniecznie z tych pobudek, z których byłoby to w jej interesie –
Moskwa... katechonuje. Wyrażenie przez ministra Ławrowa »nadziei, że nie
dojdzie do BEZPOŚREDNIEJ konfrontacji amerykańsko-rosyjskiej« – to w
języku dyplomacji bodaj najwyraźniejsze ostrzeżenie przed pełnowymiarową
wojną światową. Problem z wojną polega jednak m.in. na tym, że
niekoniecznie w jej wybuchu przeszkadza straszne jej niechcenie przez
jedną tylko stronę (…)” [9]
Bohdan Piętka
[1] Turcja, Iran i Rosja: Przyspieszymy działania na rzecz pokoju w Syrii, www.gazetaprawna.pl, 4.04.2018; Prezydenci Rosji, Turcji i Iranu podpisali oświadczenie w sprawie Syrii, www.pl.sputniknews.com, 4.04.2018.
[2] Tony Blair znowu podżega do wojny. Chce razem z USA uderzyć na Syrię, www.strajk.eu, 10.04.2018.
[3] Trump grozi Rosji „nowymi rakietami”, zapowiada atak na Syrię, www.kresy.pl, 11.04.2018.
[4] Trump: atak na Syrię może nastąpić szybko, albo wcale nie tak szybko, www.waidomosci.onet.pl, 12.04.2018.
[5] J. Bielecki, „Syria: Emmanuel Macron ratuje honor Europy”, www.rp.pl, 12.04.2018.
[6] USA, Wielka Brytania i Francja zbombardowały trzy miejsca w Syrii. To odpowiedź na atak chemiczny, www.wiadomosci.gazeta.pl, 14.04.2018.
[7] Atak na bazę lotniczą w Syrii. Al-Assad i Putin oskarżają Izrael, www.dziennikzachodni.pl, 9.04.2018.
[8] K. Rękas, „W obliczu nadchodzącej Trzeciej Wojny Światowej”, www.prawica.net, 10.04.2018.
[9] K. Rękas, „W obliczu nadchodzącej Trzeciej Wojny…”
Myśl Polska, nr 17-18 (22-29.04.2018)
Za: http://www.mysl-polska.pl/1536