Przygotowany przez Komitet Inicjatywy Ustawodawczej
#ZatrzymajAborcję projekt ustawy zakazujący zabijania dzieci poczętych
na podstawie tzw. przesłanki eugenicznej, to druga w obecnej kadencji
Sejmu inicjatywa obrońców życia. Po raz kolejny życie dzieci w łonach
matek zależeć będzie od wyniku politycznej gry, którą prowadzi Jarosław
Kaczyński, prezes Prawa i Sprawiedliwości.
Lider partii rządzącej przez wielu swoich zwolenników jest
postrzegany jako gorliwy katolik, „ostatni sprawiedliwy” broniący
wartości cywilizacji łacińskiej i genialny strateg polityczny.
Określenia te tracą jakąkolwiek rację bytu, jeśli odniesiemy je do
kwestii najważniejszej – prawnej ochrony ludzkiego życia od poczęcia do
naturalnej śmierci. Najlepiej obrazuje to ubiegłoroczna batalia o
całkowity zakaz aborcji, w której obrońcy życia poczętego ponieśli
porażkę.
Mimo początkowych zapowiedzi przedstawicieli partii rządzącej, że
wszystko będzie dobrze i przygotowany przez Instytut Ordo Iuris projekt
„Stop Aborcji!” zostanie w Polsce wprowadzony; mimo przepięknych słów,
jakie padły wówczas z mównicy sejmowej, jak chociażby podczas
wystąpienia poseł Anny Milczanowskiej z PiS: „Jestem matką dziecka z
zespołem Downa i zapewniam Państwa: to nie cierpienie, to miłość!”, za
które polityk dostała owacje na stojąco m.in. od swoich partyjnych
kolegów i koleżanek; mimo wsparcia setek tysięcy Polaków biorących
udział w „Marszach dla Życia i Rodziny”, obrońcy życia nie zdołali
przekonać większości sejmowej do swoich racji.
A co ja będę z tego miał?
Dlaczego ich projekt upadł? Odpowiedź na to pytanie można znaleźć w
książce autorstwa Jarosława Kaczyńskiego pt. „Porozumienie przeciwko
monowładzy. Z dziejów PC”. Prezes PiS przytacza w niej wydarzenie, jakie
miało miejsce w roku 1986:
„Pracowano też nad projektem konstytucji (przygotowywanej przez
przedstawicieli „Solidarności” – przyp.), ale brakowało jasnej wizji,
jak ta nowa Polska ma wyglądać. Leszek i ja mieliśmy kilka pomysłów
skierowanych w przyszłość. Pierwszym było zbudowanie sojuszu pomiędzy
podziemną „Solidarnością” a Kościołem. W tym właśnie celu proponowany
przez nas nowy program podejmował choćby takie sprawy, jak ochrona
życia”.
Widać tu jak na dłoni, że obrona życia stanowiła wówczas dla
Jarosława Kaczyńskiego jedynie przedmiot targów politycznych, dzięki
któremu uda się scementować przyszły elektorat. Nie chodziło o ratowanie
przed śmiercią w męczarniach dzieci poczętych (przypomnijmy: w 1986
roku tzw. „kompromis aborcyjny” nie obowiązywał, przez co zabijano ok.
pół miliona dzieci rocznie), ale tylko i wyłącznie o budowę obozu
politycznego, „mamienie” ewentualnych sojuszników i co za tym idzie –
próbę zaprezentowania się przed hierarchami Kościoła Katolickiego, jako
ten „dobry”.
Kolejny fragment książki Kaczyńskiego jest jeszcze bardziej „smakowity”:
„Program (przygotowany przez braci Kaczyńskich - przyp.)został
przedstawiony na posiedzeniu TKK (Tymczasowy Komitet Koordynacyjny –
przyp.) i już się wydawało, że przejdzie, gdy nagle jeden z niestałych
członków komisji z Torunia zapytał: co, chcecie alimenty płacić? Było po wszystkim. Większość TKK nie zgodziła się na ochronę życia”.
Ludzie, którzy walczyli o wolną Polskę, wykazali się tutaj iście
„komunistyczną wrażliwością”. Okazało się bowiem, że wprawdzie ochrona
życia dzieci poczętych jest dla przyszłych „elit” ważna, ale uciechy
życia doczesnego jak seks i pieniądze są NAJWAŻNIEJSZE. Po co
przysparzać sobie „kłopotów” (czym bowiem innym według ich rozumowania
przedstawionego przez Jarosława Kaczyńskiego były dzieci?), skoro
PRL-owskie prawo może rozwiązać obecne i przyszłe „problemy” i zachować
trochę „grosza” w portfelu?
Powtórki z rozrywki
Sytuacja ta, w pewnym sensie, powtórzyła się 30 lat później, w roku
2016. Obrona życia poczętego po raz kolejny musiała ustąpić miejsca
polityce i potężnym pieniądzom, jakie w obronę aborcyjnego przemysłu
śmierci inwestują wszelkiej maści „obrońcy praw kobiet”. Jarosław
Kaczyński stwierdził, że nie należy wprowadzać dyscypliny partyjnej, jak
np. w przypadku głosowania nad ubojem rytualnym, dzięki czemu posłowie
PiS uratowali przed śmiercią w męczarniach „niewinne zwierzęta”. W
przypadku obrony życia lider partii rządzącej decyzję jak głosować w tej
sprawie pozostawił „sumieniom” swoich posłów. Być może była to jedynie
(czy może w tym wypadku aż) zagrywka polityczna, która pozwoliła PiS
zachować władzę. Nie zmienia to jednak faktu, że brak stanowczej decyzji
ze strony Jarosława Kaczyńskiego umożliwił aborterom mordowanie setek
kolejnych dzieci w łonach matek.
Warto przypomnieć również, jak partia rządząca i jej prezes
rozwiązali „problem”, jaki pojawił się w związku z odrzuceniem projektu
„Stop Aborcji!” - Prawo i Sprawiedliwość zaproponowało w ramach programu
„Za życiem” jednorazowe wsparcie w wysokości 4 tys. zł dla rodziców i
opiekunów dzieci „z ciężkim i nieodwracalnym upośledzeniem albo
nieuleczalną chorobą zagrażającą życiu”. Czy nie było to powtórzenie
manewru Sejmu „kontraktowego” z 1991 roku?
Powtórzmy manewr postkomuny…
Jesienią 1990 roku Senat RP, składający się w 99 proc. z „ludzi
Solidarności” przedstawił projekt ustawy stanowiącej całkowite
zaprzeczenie przepisów z 1956 roku „zezwalających” na „aborcję na
żądanie”. Projekt ustawy powędrował do Sejmu i... nie wchodził pod
obrady na kolejnych posiedzeniach. Pytali o niego senatorowie,
dziennikarze, działacze społeczni. Jeśli przyjrzeć się sylwetce
ówczesnego Marszałka Sejmu Mikołaja Kozakiewicza, sprawa „zamrożenia”
prac sejmowych staje się jaśniejsza – przewodniczący „kontraktowego”
Sejmu w jednej z publikacji przyznał, że jest zwolennikiem aborcji. Ale
do blokady prac posłużył się podstępem – zamiast rozpatrzenia, wpadł na
pomysł „konsultacji społecznych”, które odwlekały problem w czasie i
zarazem dawały głos hałaśliwym zwolennikom aborcji.
Pozyskany czas posłużył obrońcom dzieciobójstwa do sporządzenia i
przesłania Sejmowi własnego, kuriozalnego projektu ustawy. „Pod wpływem
zaproszonych niektórych ekspertów, lekarzy i prawników, próbowano nawet
rozszerzyć ustawę z 1956 roku poprzez przyjęcie dopuszczalności aborcji
także ze wskazań eugenicznych. Pewien zaproszony ekspert (profesor
ginekologii) twierdził, że przerwanie ciąży wydaje się uzasadnione
bezwzględnie z punktu widzenia socjotechnicznej ochrony społeczeństwa
przed jednostkami ułomnymi, co – jak zauważyła senator Alicja Grześkowiak – brzmi
szczególnie groźnie, jako potrzeba swoistej selekcji jakościowej ludzi i
przyznania prawa do życia tylko ludziom bez ułomności”, relacjonował w książce „Światowy spisek przeciwko życiu” Marek Czachorowski.
W maju 1991 roku senacki projekt oraz projekt lewicy trafiły wreszcie
pod obrady. Do głosu doszli mistrzowie obłudy z Unii Demokratycznej,
którym obrona życia była i nadal jest nie na rękę, przedstawiając
kuriozalny projekt uchwały. Mówił on, iż „do klęsk społecznych
dzisiejszej doby należy zjawisko przerywania ciąży” i zarazem
postanawiał, że... Sejm nie rozpatrzy żadnego z tych dwóch projektów.
Oczywiście, Sejm mógł postąpić wówczas z godnością, a więc odrzucić
absurdalną inicjatywę lewicy i skierować projekt Senatu do komisji. Ale
nikt się tym nie zajął, bowiem uchwała UD trafiła pod obrady jako
pierwsza i zyskała większość głosów.
Za zniweczeniem pracy senatorów głosowali postkomuniści z SdRP,
częściowo także z PSL i SD oraz udająca zatroskaną o „szacunek dla życia
poczętego” Unia Demokratyczna. Łącznie „za” padło 208 głosów.
Przeciwnych było 145 posłów z OKP, PZKS, PAX-u oraz część PSL. 14 posłów
wstrzymało się od głosu.
Zaraz po odrzuceniu propozycji senatorów posłowie przedstawili
projekt ustawy mającej na celu… „wsparcie dla kobiet z trudnymi
ciążami”, co na niemal dwa lata zamknęło dyskusję w sprawie ochrony
życia poczętego w Polsce.
Historia ta powtórzyła się 25 lat później – pod koniec roku 2016.
Różnica polega na tym, że projekt ustawy „Stop aborcji” upadł przede
wszystkim „dzięki” postawie posłów Prawa i Sprawiedliwości
reprezentujących ponoć prawicę. Żeby zamknąć usta krytykom i uciszyć
sumienia własnych posłów, partia rządząca zrobiła de facto to
samo, co postkomuniści do spółki z Unią Demokratyczną w roku 1991 –
zaproponowała zainteresowanym wsparcie socjalne, co zwolennicy obecnego
rządu nazwali „najlepszym z możliwych rozwiązań”. Po raz kolejny doraźny
interes polityczny wygrał z interesem poczętych dzieci.
Nie można kupczyć ludzkim życiem!
Sprawę skomentował dla portalu PCh24.pl dr Bawer Aondo-Aka. Dla tego
znanego z nieugiętej obrony życia teologa sprawa jest jasna: dla ludzi,
którym powierzyliśmy wtedy i dziś przyszłość naszą i naszej ojczyzny
ważniejsze są budowa pozycji politycznej i wszelkiej maści względy
materialne niż obrona życia poczętego.
„Po pierwsze: postawa dr. Jarosława Kaczyńskiego, który próbował i nadal próbuje coś ugrać dzięki obronie życia
jest z gruntu rzeczy niemoralna, ponieważ oznacza ona w rzeczywistości
kupczenie dziećmi poczętymi. Jest to po prostu niedopuszczalne, ponieważ
życie człowieka jest bezcenne i przenigdy nie może stanowić przedmiotu
targów politycznych! Nie można kupczyć życiem dzieci poczętych, które
same nie mogą się obronić!
Po drugie: będąc osobą wierzącą, ufam hierarchom świętego Kościoła
Katolickiego z biskupem Rzymu na czele. O swojej wierze niejednokrotnie
przekonywał również dr Jarosław Kaczyński. Skoro więc święty Kościół
Katolicki od dwóch tysięcy lat powtarza, że wartość ludzkiego życia jest
niezależna od pełnosprawności czy niepełnosprawności i każdy człowiek
ma niezbywalne prawo się narodzić, to dlaczego przedstawiając się jako
katolik dr Kaczyński sprzeciwia się tej nauce?” – dowodzi Aondo-Aka.
Czy mit przetrwa?
Mit „Sierpnia ’80” i „Solidarności” to jedna z głównych podstaw
systemu III RP. Powołują się na nie niemal wszyscy rządzący III RP od
samego początku jej trwania. Przedstawiciele pierwszej „Solidarności”
tworzący OKP i niejednokrotnie zasiadający w kolejnych kadencjach Sejmu w
poselskich i senatorskich ławach dla wielu są przykładem „elity”
walczącej o wolność i godność człowieka. Jednak z perspektywy obrony
życia poczętego wielu z nich nie potrafi wyzwolić się z narzuconej przez
Marksa, Engelsa i Lenina ideologii dającej „zielone światło” do
mordowania dzieci w łonach matek.
Czy w przypadku projektu #ZatrzymajAborcję historia po raz kolejny
się powtórzy? Czy życie poczęte znowu będzie stanowiło przedmiot
politycznego kupczenia? Czy obrońcy życia, których mimo wszystko w
Prawie i Sprawiedliwości nie brakuje, będą w stanie „postawić się”
swojemu prezesowi i za cenę „utraty stołka” uratować życie tysięcy
dzieci? Już niedługo poznamy odpowiedzi na te pytania.
Tomasz D. Kolanek, Paweł Momro