Dokładnie 2 października 1187
r. obrońcy Jerozolimy poddali się Saladynowi. Wiele lat później
narodził się antychrześcijański mit, według którego muzułmanie okazali
się wówczas bardziej ludzcy od rzekomo brutalnych krzyżowców. Ta
fałszywa legenda funkcjonuje po dzień dzisiejszy. A jak było naprawdę?
Pomiędzy wiosną a latem 1187 r.
zmieniła się diametralnie sytuacja Królestwa Jerozolimskiego. Dość
przeciętny dotąd, za to okrutny sułtan Saladyn, przechodził wówczas do
historii. Wojska krzyżowców, które z reguły unikały otwartych starć z
muzułmanami (odpierając dotąd ich ataki w solidnych zamkach), teraz
stawiły im czoła w otwartym polu. Jeśli do tego dodać, że żyzne okolice
Nazaretu rycerze chrześcijańscy opuścili bez zapasów wody, udając się na
bezwodny płaskowyż w okolicach wzgórz Turanu by walczyć w upale lata w
pełnym rynsztunku bojowym, to wynik bitwy był prosty do przewidzenia.
Tak jak dziesięć lat wcześniej chory na trąd Baldwin IV pokonał przez
zaskoczenie (wychodząc z twierdzy) tegoż Saladyna pod Montgisard, tak
tu, na wierzchołkach wzgórza Hittin, krzyżowcy ponieśli druzgocącą
klęskę - klęskę tak wielką, że utracili św. Krzyż. Tolerancyjny - jak
uważa część historyków Zachodu - sułtan Saladyn pozwolił relikwię
przytwierdzić do końskiego ogona i wlec po obozie zwycięzców. Do niewoli
dostał się cały establishment polityczny i wojskowy państwa, w tym król
jerozolimski - Gwidon Luzynian. Saladyn nie podarował życia księciu
Renaldowi de Châtillon, nie oszczędził życia członkom zakonów rycerskich
- jak templariusze i joannici. Tych mordowano szczególnie okrutnie.
Pozwolono sufim, ówczesnym „nauczycielom” Koranu, trenować ciosy na
bezbronnych jeńcach. Resztę sprzedano - jeśli wierzyć kronikarzowi -
uzyskując za chrześcijańskiego niewolnika równowartość pary sandałów.
Bezbronne Królestwo Jerozolimskie dogorywało. Przyczyną tego stanu
rzeczy był nie tylko temperament króla i kilku doradców, ale także
zdrada - pójście księcia Rajmunda, pana na Tyberiadzie, na układ z
Saladynem i wpuszczenie jego armii na „rekonesans” do Galilei. Kiedy
templariusze odczytali ten akt jako zdradę i stanęli do walki w pobliżu
miejsca zwanego Źródłami Cresson - w bitwie zginęli prawie wszyscy.
Pojednanie Rajmunda z królem było aktem spóźnionym. Połączone siły
musiały skapitulować. Sułtanowi poddawały się kolejne zamki, a tam gdzie
stawiano zaciekły opór, w razie przegranej obrońcy mogli liczyć
wyłącznie na śmierć. Przekonali się o tym w swoim czasie templariusze z
Chastellet, na których muzułmanie dokonali krwawej rzezi, a następnie
zapełnili studnie korpusami tysiąca chrześcijan.
Jerozolima przygotowana była jednak
na oblężenie, ale nie dysponowała odpowiednią liczbą rycerzy - ci
walczyli wcześniej, o czym była już mowa, na szczycie stożka
wulkanicznego przypominającego rogi,zwanego Hittinem - 8 kilometrów od
Tyberiady i tafli Jeziora Genezaret. Dowództwo w mieście objął szanowany
za nieskazitelny charakter - także przez sułtana - rycerz Balian z
Ibelinu. Zamierzał on - jak się zdaje - zatrzymać się tylko przez jedną
noc wraz ze swoją rodziną w mieście. Za zgodą Saladyna bezpiecznie, ale
bez broni przemieszczał się po zajętym przez muzułmanów terytorium -
docierając do pozbawionego dowództwa miasta. Poinformowany o tragicznej
sytuacji mieszkańców postanowił im pomóc. Był jednak rycerzem, a dał
Saladynowi słowo, że nie podniesie na niego ręki, więc wysłał gońca z
prośbą o zwolnienie z przysięgi. Saladyn przystał na to.
Oblężenie rozpoczęło się 20 września
1187 r. Obliczono, że na jednego wojownika przypadało pięćdziesięcioro
kobiet i dzieci. Nawet, jeśli przyjąć, że to mocno przesadzone dane, to
oddają one istotę problemu - Jerozolimy nie miał kto bronić.
Postanowiono zwerbować więc, kogo się dało, i tak w walce zbrojnej
wzięli udział nawet duchowni. Aby zwiększyć oddziały zbrojnych posunięto
się nawet do zerwania srebrnych blach okalających Święty Grób, by
dochód ze sprzedaży przeznaczyć na żołd dla najemników.
Cała potęga muzułmanów rozpoczęła
oblężenie. Jeden z kronikarzy zanotował: „Strzały padały gęsto, jak
krople deszczu, tak że nie można było wystawić palca poza mury, aby nie
być trafionym”. Joannici nie nadążali z wyjmowaniem strzał z ciał
rannych obrońców. Po drugiej stronie barykady atakujący wznosili wojenne
okrzyki i urządzali tańce wokół murów - wszystko w jednym celu - by
osłabić morale krzyżowców. Ci ostatni urządzali tzw. wycieczki w miejsca
ulokowania machin oblężniczych, co spowodowało, że sułtan po pięciu
dniach oblężenia musiał przestawić nieco szyk swojego wojska,
rozlokowując się wokół Góry Oliwnej. Rozkazał swoim saperom wykonać
podkop pod Bramą Kolumny, który 29 września był już gotowy. Obrońcom
pozostały dwa wyjścia: spróbować walki w polu i poprzez zaskoczenie
zaatakować obóz muzułmański - jednak w razie klęski oznaczało to koniec
nadziei o jakimkolwiek ocaleniu. Pozostawało jeszcze drugie wyjście:
rokowania z Saladynem. Dzięki patriarsze Świętego Miasta wybrano ten
drugi wariant. Wyłom w murze, brak obrońców, problem humanitarny
związany z utrzymaniem ludności cywilnej, wisząca na włosku groźba
wybuchu epidemii. Wysłano więc emisariuszy. Podczas rozmów zdarzył się
pewien incydent, który zmienił koleje rokowań. W pewnym momencie jeden z
oddziałów muzułmańskich wdarł się na mury i wywiesił sztandar, na co od
razu zareagował Saladyn - „Po co dyskutować z miastem, które zdobyto?” -
zapytał. Niejako w odpowiedzi obrońcy zrzucili ów sztandar w dół i
wybili atakujących. Incydent ten wykorzystał z kolei Balian, który
zaprzysiągł następujący scenariusz sułtanowi: „Sułtanie, wiedz, że my,
wojownicy, jesteśmy w tym mieście wśród Bóg wie ilu ludzi, którzy nie
palą się do walki w nadziei twej łaski, wierzących, że udzielisz jej tak
jak innym miastom udzielałeś - śmierć ich bowiem przeraża, a życie
kusi. Lecz my, gdy widzimy, że śmierć nam pisana, na Boga, pozabijamy
synów naszych i niewiasty nasze, w ogień rzucimy wszystkie nasze
bogactwa i nie pozostawimy nawet szeląga, ni najlichszej blaszki do
zrabowania, ni męża, ni niewiasty do wzięcia w pęta. A gdy dzieła
dokonamy, zniszczymy Skałę i meczet Al - Aksa i inne święte miejsca,
pozabijamy muzułmańskich niewolników, co w naszych pozostają rękach - a
jest ich blisko 5 tys. - zabijemy też wszystkie zwierzęta domowe i
wierzchowce, jakie posiadamy. A spełniwszy to wszystko, ruszymy na was
lawą, ramię przy ramieniu i walczyć będziemy o życie nasze, żaden z nas
bowiem nie padnie, póki któregoś z was nie ubije, tak więc w chwale
polegniem albo zwyciężym, jak szlachetnie urodzonym przystało”.
Saladyn miał zbyt wiele do stracenia.
Ustąpił, ale za określoną cenę. Każdy chrześcijanin, który chciał
opuścić miasto, musiał za to zapłacić: mężczyzna płacił 10 dinarów,
kobieta 5, dziecko 1 dinara. Dla Baliana były to ogromne sumy – wręcz
nierealne do zapłaty. Szacowano, że w mieście znajdowało się 20 tys.
chrześcijan. Zaproponował więc Saladynowi formę ryczałtu - Saladyn
zażądał 100 tys. dinarów za owe 20 tys. Nie mógł na to przystać Balian,
więc sułtan zgodził się, by 7 tys. mieszkańców zapłaciło ryczałt 30 tys.
dinarów. Wypadało się teraz zgodzić Balianowi. Oznaczało to jednak, że
reszta pójdzie do niewoli, na place targowe, do haremów. Ustalono czas
na opuszczenie miasta (40 dni) i czas ogłoszenia kapitulacji - 2
października 1187 r. Saladyn wybrał tę datę celowo (27 dzień miesiąca
rejeb - wspomnienie chwili, gdy Mahomet odwiedził Jerozolimę i miał być
zgodnie z Koranem zabrany do Nieba). Mimo kilku spektakularnych gestów
wykonanych przez rodzinę sułtańską (jak na przykład ofiarowanie wolności
około 1700 mieszkańcom) prawda i tak była przerażająca – aż 15 tys.
mieszkańców Jerozolimy poszło do niewoli. Podczas wkraczania do miasta
Saladyn wysłał patrole, by przeciwstawić się rabunkom zwycięzców.
Uchodźcy zmierzali do Askalonu, gdzie zbyt wysokie opłaty za transport
morski spowodowały, że dalsza część ludności musiała poddać się wojskom
muzułmańskim. Z politycznego punktu widzenia Królestwo Jerozolimskie
przestało istnieć. Pozostał wąski pas wybrzeża. I wtedy z pomocą
chrześcijanom na Wschodzie przybyli po raz kolejny Europejczycy. Trzecia
krucjata nazwana została królewską - poprowadziło ją trzech znaczących
monarchów Europy - cesarz Fryderyk I Barbarossa, który utonął podczas
przeprawy w rzece Salef na terenie dzisiejszej Turcji, Filip II August -
król Francji, i najbardziej znany z nich wszystkich - król Anglii
Ryszard I Lwie Serce. Barbarossa miał napisać list do Saladyna, w którym
wzywał go do zaniechania oporu i wydania Świętego Miasta, bo jak
wyliczał, szły z nim niezliczone zastępy wojowników chrześcijańskich (a
wśród nich „okrutni Polacy”). Opowieść o III krucjacie musi jednak zejść
na plan dalszy, tym bardziej, że w tym roku przypada 800 - lecie piątej
krucjaty, zwanej węgierską, którą poprowadził król Węgier Andrzej II.
Przechodzi ona jak dotąd bez echa.
Saladyn zwyciężył. Sposób w jaki
obszedł się z Jerozolimą, kontrastuje z tym, czego dokonali krzyżowcy
podczas I krucjaty, kiedy doszło do rzezi mieszkańców miasta.
Stwierdzenie to wymaga jednak stosownego komentarza. Jerozolima w 1099
r. została zdobyta w wyniku szturmu - nie w wyniku kapitulacji. Ci,
którzy się wówczas zawczasu poddali, ocaleli. Nie usprawiedliwiając
demiurgów tego zdarzenia - warto jednak o tym pamiętać. Zdobycie miasta w
walce prawie zawsze równa się rzezi - zwłaszcza ludności cywilnej, a
przykładów tego można szukać aż nadto dobrze także w dzisiejszych
czasach. Muzułmanie nie odbiegali okrucieństwem od krzyżowców, a nawet
ich w tym przewyższali. Kroniki Antiocheńskie podają, że po bitwie na
Krwawym Polu (Ager Sanquinis), gdzie chrześcijańska armia księcia
Antiochii legła w gruzach, wziętych do niewoli chrześcijan mordowano w
taki sposób, że autor tej zapiski celowo nie wymienił ich rodzajów, by
czasem komukolwiek z chrześcijan nie przyszło do głowy zabijać w ten sam
sposób drugiego człowieka.
Słowo też o samym Saladynie. Uważany
jest powszechnie za człowieka łagodnego - tymczasem źródła o nim wcale
nie są tego takie pewne. Tego, że potrafił mścić się na chrześcijanach
doświadczył Renald de Châtillon (którego po bitwie na Rogach Hittinu
sułtan osobiście dekapitował), templariusze w twierdzy Castellet,
rycerze zakonni wymordowani po wzięciu do niewoli w bitwie na Rogach
Hittinu. Według słów samego sułtana oto nastąpił dzień, w którym „...
zniknie na zawsze to przeklęte plemię” - mając na uwadze rycerzy w
habitach. Potrafił być tak samo okrutny dla swoich. Nizarytów kazał
krzyżować na bramach miast muzułmańskich, a buntowników ze swej armii w
Kairze kazał spalić w koszarach razem z rodzinami…
Ziemia Święta ocalała w rękach
chrześcijan jeszcze na 100 lat. Później, kiedy zainteresowanie
krucjatami zeszło na plan dalszy, muzułmanie - bynajmniej nie pokojowo -
znaleźli się w Europie. Podbili część południowej Europy, dochodząc do
Węgier, które zniszczyli i podporządkowali sobie, swój marsz kończąc na
południowej granicy Rzeczypospolitej. Po drodze - tym razem podczas
oblężenia - zdobyli Bizancjum, dokonując rzezi znajdujących się tam
chrześcijan. Potrzeba było spektakularnych zwycięstw pod Lepanto i pod
Wiedniem, by uratować spuściznę apostołów Piotra i Pawła w Europie.
Dzisiejszy świat radykalizuje się
poprzez postawy skrajne. Nie pozwalają one - poprzez napływ emocji - na
chłodne rozmowy i nić porozumienia. Winę za ten stan rzeczy ponoszą
zwłaszcza propagatorzy tezy o raz wywalczonej wolności pozostającej
rzekomo nadaną na zawsze, a także ci, którzy nie znając wartości przez
wieki tworzących fundamenty Europy, odmawiają prawa głosu garstce
nieustającej w walce o jej tożsamość.
Marian Małecki