Jeszcze
2 miesiące temu zaciekawienie spowodowane wydarzeniami z Wuhan
wywoływało lekkie drwiny z zupy z nietoperza. Nieco później, nieśmiałe
jeszcze stronienie od ludzi, którzy wrócili z Dalekiego Wschodu. Po
kolejnych kilku dniach wielu bało się kogokolwiek z zagranicy, a płyny
dezynfekujące stały się towarem cenionym i poszukiwanym w pustoszejących
magazynach. Jeszcze 2 miesiące temu, to łamanie Konstytucji było
największym zmartwieniem wielu Polaków, niechętnie patrzących na
działania rządu PiS. Dziś, chociaż dzieje się to otwarcie, nie ma to już
zupełnie żadnego znaczenia. Co się zmieniło? Świat został zainfekowany
koronawirusem.
W kilkanaście dni świat zmienił się nie
do poznania. Zupełnie jak opinia ministra Szumowskiego o zasadności
noszenia maseczek ochronnych. Krok po kroku, zaciskano wokół naszej szyi
pętlę i nikt nie skarżył się, że zaczyna brakować powietrza. Dzień po
dniu, epatowano nas niczym niepotwierdzonymi, a często i sprzecznymi
informacjami, ale nikt nie protestował przeciwko propagandzie.
Program
po programie emitowano przerażające informacje z kraju i ze świata o
jednakowej treści, nawet na konkurujących dotąd ze sobą w sposób
zupełnie bezpardonowy, stacjach telewizyjnych, i nikt nie pytał o
rzetelność podawanych rewelacji. W tym miejscu epidemia koronawirusa
pokazała swoje jednoczące właściwości. Dotychczasowi przeciwnicy zaczęli
mówić jednym, drżącym ze strachu (czy od z trudem ukrywanego śmiechu?)
głosem: koronawirus zabija. Stręczona nam epidemia czy nawet pandemia,
według najnowszej i niezwykle pojemnej definicji WHO, zjednoczyła też
partie polityczne. Od Konfederacji do Lewicy wszyscy chwalą Polaków za
zdyscyplinowanie w obliczu zagrożenia. Jeszcze 80 lat temu Polacy
jednoczyli się ze sobą w walce z Niemcami czy komunistami, a teraz
zjednoczyli się w walce o papier toaletowy, makaron i ryż z tanich
sklepów. Wtedy ryzykowali życie, aby odzyskać wolność, dziś chętnie
oddają wolność, aby zachować życie. Tylko życie. O tempora, o mores.
Czasy koronawirusa stanowią dla
społeczeństwa jakby lustro, w którym odbija się jego prawdziwe oblicze.
Łatwo mówić o byciu wolnym lub uciemiężonym, jeśli różnicę mierzy się
marszem homoseksualistów czy dostępem do aborcji. Łatwo jest miło się
uśmiechać i mówić o altruizmie, kiedy ceną za to jest ustąpienie miejsca
w autobusie. Jednak w obliczu problemu, nawet jeśli jest on tylko
kreacją medialną, pokazujemy pazury i zachowujemy się bezwzględnie. Z
tygodnia na tydzień stanęliśmy w obliczu donosów na nielicznych
niepokornych, którym nie podobają się ograniczenia swobód obywatelskich
bez powodu, ataków słownych na tych, którzy rzekomo ryzykują zdrowiem
innych nie nosząc maseczek i nie stosując się do innych zaleceń rządu.
Nagle uświadomiliśmy sobie, co tak naprawdę się dla nas liczy. Czy dla
katolików ważna jest Msza, czy wystarczy relacja przez Internet? Czy dla
krytyków rządu ważna jest Konstytucja, czy własne bezpieczeństwo, a
właściwie jego pozór? Czy dla wykształconych i kochających naukę,
szczególnie tam, gdzie można nią podeprzeć własny pogląd na świat, ważne
są powszechnie dostępne dane czy wystarczy propagandowy przekaz
mainstreamowych mediów? Czy dla wolnych i niezależnych liczy się
prawdziwa wolność czy ciepły grajdołek, z którego o tej wolności można
dowolnie tłitować, lajkować i wrzucać memy? Dla każdego coś dobrego.
Oto widzimy, jak łatwo przekonać owieczki
(względnie barany), że trawa po drugiej stronie płotu nie jest wcale
bardziej zielona, jak się im wcześniej wydawało, a nawet jeśli jest, to
że nie warto ryzykować konfrontacji z wilkiem, aby jej skosztować.
Lepiej pobeczeć za bezpiecznym ogrodzeniem, czekając na i tak
nieuchronne strzyżenie, a może i rzeź. Zgoła to inny obraz Polaków, niż
wciskany nam nachalnie przez środowiska około-patriotyczne, ku
pokrzepieniu serc, image rewolucjonistów, walczaków i niepokornych.
Obraz ten przestał nadążać za rzeczywistością.
Co takiego strasznego stało się, że
naród, który ponoć ukochał wolność najbardziej ze wszystkiego, chodzi
teraz w maseczkach i rękawicach, sądząc, że uchroni go to od zagłady?
Może to dezinformacja ogłupia ludzi, mówiąc jednego dnia, że 80%
ludności przejdzie straszną chorobę bez objawów, a nazajutrz prorokując,
że śmiercionośna zaraza skończy się dopiero, kiedy wszyscy będą
zaszczepieni? Może to strach przed śmiercią każe młodym i wysportowanym
dezynfekować ręce po dotknięciu klamki? Czyżby healthizm miał ich
zawieść? Po to ich diety, joga i jogging? Nie, na pewno nie. To musi
działać, skoro umierają wyłącznie starcy i ludzie chorzy, ale to jakoś
nie sprawia, że młodzi odczuwają ten irracjonalny strach z mniejszą
intensywnością. Co z wyczuleniem na kwestie ekonomiczne? PiS miał
niszczyć gospodarkę przy pomocy 500+, ale kto mu dziś wypomni zamrażanie
życia gospodarczego na niewiadomo ile czasu z niewiadomo jakiego
powodu? Bo, czy dobrym usprawiedliwieniem takiego działania jest wirus,
który, według słów między innymi, prof. Guta, doradcy Głównego
Inspektora Sanitarnego jest, bo został zauważony i ogłoszony w mediach, a
w przeciwnym razie przeszlibyśmy go, jako jeden z wirusów
grypopodobnych? Czy w Polsce, kraju katolickim, jak go nazywają zbytni
optymiści, przyszłoby do głowy pobożnemu (podobno) oraz mającemu
kontakty ze świętymi (jak podają memy) Ministrowi Zdrowia, żeby zakazać
wiernym wstępu do kościoła na niedzielną Mszę św.? Ba, kto w
najczarniejszych snach czy najgłębszych pokładach wyobraźni, nawet i tej
spaczonej, mógłby wydumać, że biskupi zalecą wiernym pozostanie w
domach, grożąc odpowiedzialnością z punktu 5. Dziesięciu Przykazań i
pozbawiając ich sakramentów w obliczu, w co chyba uwierzyli, śmierci z
powodu koronawirusa?
Pytania można mnożyć. Im dalej się idzie,
tym wyłania się gorszy obraz całej tej sytuacji. Okazało się nagle, jak
konsolidujący wpływ na społeczeństwo ma dyktat Kaczyńskiego, którego
tak wielu się bało. Okazało się, jak łatwo odebrać te strzępy wolności,
które Polacy jeszcze posiadali i że nie wywoła to żadnej reakcji poza
donosami na niepokornych i oklaskami dla kolejnych obostrzeń. Oto nagle
dowiedzieliśmy się, że umrzeć na koronawirusa i umrzeć mając
koronawirusa to właściwie to samo, a przynajmniej tak samo przeraża.
Zobaczyliśmy, po zaangażowaniu w wolontariat wśród chorych na COVID-19,
ile empatii i poświęcenia dla społeczeństwa drzemie w środowiskach
lewicowych. Sprawdziliśmy, jak skuteczne są podwyżki dla policji i czy
skutkują zwiększeniem jej aktywności i posłuszeństwa nawet wobec
najbardziej absurdalnych decyzji rządu. Z całą brutalnością
doświadczyliśmy, jak blisko demokracji do bezwzględnej dyktatury, czego
skutków przyjdzie nam dopiero w pełni zakosztować, o ile nie stanie się
coś, czego dziś chyba nikt się nie spodziewa. Oto zbadaliśmy wpływ nauki
na nasze życie. O ile nie stara się ona udowodnić, że albo nie ma Boga,
albo że On jest, ale na pewno nie powinno być księży, albo że jeśli już
są, to są pedofilami (koniecznie pomijając uwierający element pedofilii
homoseksualnej), mało kto bierze ją poważnie. Gdyby było inaczej, może
więcej osób słuchałoby profesorów, lekarzy, patomorfologów, wirusologów z
wieloletnim doświadczeniem, lub chociaż zajrzało do statystyk zwracając
uwagę na wiek i stan rzekomych ofiar wirusa. Może ktoś zajrzałby do
danych o szczepieniach, zanieczyszczeniu powietrza czy innych
czynnikach, które mogłyby mieć wpływ na śmiercionośne działanie
koronawirusa. Ale co to, to nie! Nie będziemy przecież ryzykować życia z
powodu jakiegoś naukowego bełkotu. Lepiej założyć maseczkę i zachować
social distancing. Poza tym, po co ryzykować zostanie etatowym szurem od
teorii spiskowych, nawet jeśli te na naszych oczach stawałyby się
spiskowymi praktykami?
Robią z nami co chcą. Kręcą, kłamią,
naciągają, straszą, nakładają mandaty, łamią prawo, okradają, i
zniewalają. A robią to, bo jak widać, większości z nas nie tylko to nie
przeszkadza, ale jeszcze się podoba. Przy nich czujemy się bezpieczni,
prowadzeni za rączkę, nie musimy brać odpowiedzialności ani myśleć.
Wystarczy posłuchać doniesień o stanie epidemii w TV i wszystko jasne.
Jasne jest też to, że obudzimy się w nowej normalności. Pośród wielu
sformułowań premiera, mających liche podstawy w faktach, to jest
zupełnie prawdziwe. Tylko czy ta nowa normalność będzie tą, której byśmy
sobie życzyli?
Karol Kilijanek
Za: https://myslkonserwatywna.pl/kilijanek-robia-z-nami-co-chca/