Jeżeli przebiegniemy myślą historię
doktryn ekonomicznych od czasu kiedy się ekonomia społeczna, jako nauka,
zarysowywać zaczęła, t.j. od fizjokratów — aż do najnowszych czasów, to
nie będziemy mogli nie zauważyć. że od początku przenikają ją. niby
złote nitki, pewne idealne dążności, jak koncepcja porządku naturalnego.
protesty przeciwko wybujałemu egoizmowi, obrona warstw pracujących i t.
p. Poprzez Sismondiego, wybitnego historyka i ekonomistę, który
utrzymywał. że ekonomia polityczna jest nauką moralną, wbrew poglądom
liberałów, którzy uważali ją za naukę o bogactwach tylko, poprzez
Roberta Owena, który widział zasadniczą podstawę reformy społecznej w
zmianie moralnej człowieka, a nic w zmianie urządzeń prawnych, po przez
dziwaczne poniekąd, ale bądź co bądź wysoce idealne poglądy Fouriera, po
przez niemiecką szkołę historyczno-etyczną, która ocenia ekonomikę.
jako naukę ściśle związaną z etyką, a w miejsce klasowego stanowiska
liberalizmu i socjalizmu. głosi odważnie i wyraźnie hasło dobra ogółu:
poprzez Le Playa twierdzącego, że w życiu gospodarczym nie tyle chodzić
powinno o pomnożenie bogactwa indywidualnego, ile o dobrobyt ogółu i że
ten ostatni istnieć nie może bez zupełnego spokoju społecznego — po
przez te wszystkie znane i głośne nazwiska dochodzimy do teorii opartych
na Chrystianizmie, które jakkolwiek różnią się w niejednym pomiędzy
sobą, głoszą jednak wszystkie, że dla podniesienia społeczeństw nie
wystarcza w żadnym razie zmiana środowiska, ani też zmiana warunków
gospodarczych, o ile nie nastąpi przedtem — zmiana samego człowieka.
Pomimo jednak tych wszystkich teorii
głoszących mniej lub więcej wyraźnie, że podmiotem stosunków
społeczno-gospodarczych jest człowiek, że obfitość dóbr materialnych,
czyli bogactwo, nie może być jego celem, lecz środkiem do celu
prowadzącym — pomimo to zwycięża w połowie w. XIX w umysłowości i
obyczaju świata idea indywidualistyczno-liberalna, uznająca całkowitą
niezależność ekonomiki od etyki i głosząca teorię samorodnej
harmonii. Jakież przyczyny złożyły się na to?
Chcąc to sobie wyjaśnić, nie można w
poszukiwaniach swych pozostać na powierzchni życia, należy sięgnąć
głębiej — o wiele głębiej, aż do ideologii. jakiej ulegała umysłowość
danych czasów. Albowiem zarówno życie, jednostek, jak i państw tudzież
narodów, jest jednym wielkim dramatem woli, którego siła i napięcie
zależą przede wszystkim od czynników ideowych. Człowiek musi mieć jakieś
ideały; one mogą być wzniosłe, mogą być również marne – ale one być
muszą. A od tych ideałów zależy linia postępowania człowieka.
Kulturę europejską stworzyły dwa
czynniki: antyczna kultura grecko-rzymska i Chrześcijaństwo. Ich synteza
była zupełnie możliwa, ponieważ oba składniki — jakkolwiek w pierwszej
chwili zdawać by się to mogło nieprawdopodobnym — wykazywały pewne
pokrewieństwo ideowe: głosiły dualizm rzeczywistości, prymat ducha,
uzależniały człowieku od Absolutu i uznawały idealne cele życia, których
osiągnięcie wymaga — ofiary. Nic przeto dziwnego, że Platon był
wykładany w pierwszych szkołach chrześcijańskich, że nawet tysiąc lat
później św. Tomasz z Akwinu sięgnął do filozofii arystotelesowskiej, by
stworzyć syntezę myśli chrześcijańskiej.1
Idea chrześcijańska wsparta o filozofię
grecką, kształtowała przez długie wieki duchowe oblicze Europy.
Działalność doczesną człowieka podporządkowała celom nadziemskim, życie
jego społeczne i państwowe zbudowała na moralności o pierwiastkach
religijnych. Prawo, instytucje polityczne, wreszcie stosunki prywatne i
międzynarodowe musiały oczywiście również dostosować się do norm
religijnych. W tego rodzaju atmosferze życiowej wytworzyły się z biegiem
lat swoiste zupełnie formy życiowe, które życiu europejskiemu nadały
specyficzny charakter. Ideałem Kościoła w zakresie polityki stało się
państwo Boże, civitas Dei, w przeciwstawieniu do państwa świeckiego,
oparte wyłącznie na zasadach Boskich. Myśl gospodarczą owych czasów
cechują nakazy Boskie.
Ale duch zła zaczął się tym poglądom
przeciwstawiać. Z chaosu tarć, protestów i dysonansów jęła się wyłaniać
ideologia nowa. która godziła wprost w dotychczasowy światopogląd.
Rozpoczęto z nim walkę. Walka ta przechodziła kilka faz, zanim przybrała
wreszcie formy charakterystyczne dla XIX wieku.
Pierwsza jej faza — to Odrodzenie.
Czymże ono jest? Biorąc ogólnie — wyraźnym nawrotem do
ideałów pogańskich; w przeciwieństwie bowiem do światopoglądu
chrześcijańskiego, gloryfikuje życie doczesne, zwalcza chrześcijańską
moralność, a na jej miejsce stawia tzw. cnoty naturalne. Humanizm
stwarza sobie nowe ideały, którymi są: wiedza, siła, silne przeżycia.
Odtąd datują się, w nauce — subiektywizm, a w prawie makiawelizm.
Drugą fazę w rozwoju myśli nowoczesnej
stanowi Reformacja. Przecież nie kto inny, jak Harnack, pisał o niej:
„Protestantyzm oznacza nie tylko reformację, ale i rewolucję, ponieważ
protestował przeciwko całemu systemowi hierarchicznemu, przeciwko
autorytetowi i sakramentalizmowi.” Reformacja zaszczepiła w samym
ośrodku kultury, w religii – indywidualizm, tego bożka humanizmu.
Czyniąc z człowieka, obciążonego grzechem pierworodnym, autorytet w
sprawach wiary i moralności, rozpętała wszystkie jego niskie i niszczące
skłonności oraz zachcenia.
Człowiek zrywa odtąd łączność ze światem
wyższym, uniezależnia się od niego i stwarza sam sobie normy wierzenia.
Subiektywizm religijny podniesiony tu został do poziomu dogmatu. A
jakież były tego następstwa? Podkopanie wszelkiej w ogóle religii,
absolutyzm państwowy i wybitnie doczesne nastawienie życiowe. Tu też
odnajdujemy początki tzw. kapitalistycznego okresu w gospodarstwie.
Deizm XVIII w. to trzecia faza walki.
Posunął się on jeszcze dalej w rewolucjonizowaniu myśli ludzkiej. Głosi
tzw. „religię przy rodzoną”, a wszelka religię pozytywną, opartą na
Objawieniu, piętnuje mianem fałszu i oszustwa. Chrześcijańskie pojęcia
grzechu i winy ustępują miejsca płytkiemu optymizmowi życiowemu. Sfera
nadprzyrodzona uważana jest po prostu za fikcję, wobec czego cały świat
duchowy staje pod znakiem zapytania.
Dalsze konsekwencjo takich założeń, to
antropocentryczny pogląd na świat i życie. Człowiek
staje pośrodku wszystkich wartości – staje się ich miarą najwyższą. Jego
rozum — to bóstwo, do którego modli się odtąd świat; jego postęp — to
najważniejszy cel życia. Ale czymże jest autonomia rozumu i moralności,
jeżeli nie wyniesieniem człowieka do wysokości absolutu? Toteż człowiek
ten zrywa w końcu ostatnie węzły, jakie go łączyły ze światem
nadprzyrodzonym. Klasycznym wyrazicielem tych dążeń jest Kant, który
głosił podmiotowość poznania ludzkiego, niepoznawalność rozumową Boga, a
religii przyznawał wartość jedynie hipotetyczną. Dowodził, że poznanie
ludzkie nie wykracza poza sferę zjawisk: człowiek tworzy sobie własny
świat pojęć, nadaje sobie prawo, a dążąc do pełni doskonałości –
postuluje istnienie Boga.
Na tym niezwykłe podatnym dla siebie gruncie rozwija się kapitalizm, rośnie w potęgę, rozszerza swoje wpływy.
W czwartej — ostatniej — fazie, podjął
już pozytywizm, do spółki z materializmem najzupełniej otwartą walkę
przeciwko duchowości. Twórca pozytywizmu, Comte, uznaje wyłącznie
pozytywne fakty, jako przedmiot poznania: możliwość objęcia poznaniem
sfery duchowej, odrzuca kategorycznie. Materializm Feuerbacha i Marxa
ogranicza rzeczywistość do materii, a negując istnienie Boga występuje
wrogo przeciwko wszelkiej transcendencji. Rzecz charakterystyczna, że
negacja świata duchowego jest treścią większości systemów filozoficznych
drugiej połowy XIX w.
Kapitalizm święci w tym czasie swoje
triumfy. Długo — bo aż cztery prawie stulecia — toczyła myśl ludzka tę
zaciekłą walkę z wartościami duchowymi, aż doszła w końcu do zupełnej
ich negacji. Za kwestionowano przecież poznawalność duszy, poddano w
wątpliwość możność poznania Boga, potem posunięto się do zupełnego
odrzucenia sfery duchowej i zacieśniono rzeczywistość do granic materii.
Takie kapitalne pojęcia, jak duchowości, niezmienności, wieczności —
usunięto z filozofii, jako nierealne.
Pod wpływem tej ciągłej, tej
nieustannej, a zaciekłej krytyki poczuł się świat nadzmysłowy w
pojęciach ludzi zasnuwać z wolna mgłą niepewności, a metoda ta
doprowadziła w rezultacie do wytworzenia spaczonego, bo niekompletnego
obrazu rzeczywistości. Świadome bowiem pomijanie dwoistości bytu w
poznaniu, usunięcie ze świata pierwiastków duchowych, zniekształca z
konieczności obraz poznawczy, tłoczy myśl ludzką ku ziemi, zespala ją –
brata nadmiernie z materią, a nie dając nic zgoła duchowi, musi wreszcie
kiedyś zrodzić uczucie niezadowolenia, niesmaku, aż się człowiek ocknie
— przed straszną pustką.
W tych to warunkach — na takim podłożu
ideologicznym zaczął się powoli rozwijać kapitalizm. Czyż można się
dziwić, że się stał wiernym odbiciem tej ideologii w dziedzinie
gospodarczej? Człowiek „autonomiczny” w dziedzinie rozumu i moralności,
podał swą bratnią dłoń „człowiekowi ekonomicznemu” w dziedzinie
gospodarczej.
A ten „homo oeconomicus” pojął szczęście
zupełnie po ziemsku. Rzekł: bogactwo je tylko dać może. Normą
postępowania na drodze do jego zdobycia ma być egoizm. Niech każdy dba
przede wszystkim o siebie — a wszystkim dobrze będzie. Egoizm nie
potępia zasady, że cel uświęca środki. Budzenie ciągle nowych potrzeb,
nad miarę i możność, bez względu na ich wartość moralną czy społeczną —
nazywa się postępem; a postęp ekonomiczny, to główny cel zbiorowego
życia. Produkcja ma zysk przede wszystkim na celu: produkuje się dla
zysku niezależnie od ludzkich potrzeb, bo te potrzeby można wszak zawsze
stworzyć, narzucić społeczeństwu. Od tego jest reklama.
Reklama dziwne przebyła koleje. Nie tak
dawne to jeszcze czasy, kiedy nie znano jej niemal wcale w dzisiejszej
postaci. Polegała ona właściwie tylko na mniejszym lub większym sprycie
kupca. Dziś — zawładnęła światem. Nazywają ją „stugębną”. Niezliczona
ilość ludzi żyje z niej i pracuje dla niej. Prasa i drukowane słowo na
ogół — są na jej usługi; służą jej również pokornie wszystkie niemal
wynalazki geniuszu ludzkiego w dziedzinie techniki. Z chwilą, gdy
poczuła swą potęgę stała się jednak w niejednym wypadku niemoralną, a
przez to szkodliwą. Wzięła z czasem konsumenta w swe posiadanie –
opętała go niemal. Weźmy pierwsze lepsze wielkie miasto, taki Paryż np.
ów „nowożytny Babilon”, jak go ktoś nazwał, czy Londyn, czy Berlin…
zwiedźmy je wieczorem. Reklama tam wszędzie, niby olbrzymi odkurzacz,
wsysa porywa — przytłacza konsumenta. Wspaniałe witryny, oślepiające
światła, efekty świetlne, kuszące napisy, zgiełk ulicy, zapraszanie,
wesoły śmiech, wesoła muzyka — „reklama” w oknach, na murach, na
kioskach, nu trotuarach, na firmamencie niebieskim — na wozach, na
autach, na zwierzętach, nu ludziach — „reklama” woła na konsumenta
wszystkimi głosami, którym na ogół lak trudno oprzeć się słabej, dziś
więcej może niż kiedykolwiek zepsutej, naturze ludzkiej. „Wejdź —
zobacz! Kup! Weź na raty — na kredyt! Użyj wreszcie — przede-wszystkim
użyj!” — I oto na skutek takiej reklamy płynie złoto z rąk konsumenta do
rąk producenta, płynie złoto jakżeż często zupełnie nad możność i wbrew
rzeczywistym potrzebom konsumenta. Reklama chwyta się wszystkich
sposobów, gra nieraz na najniższych instynktach człowieka. Faktyczne
potrzeby konsumenta nic ją nie obchodzą, „Après moi, le déluge!” – oto
jej dewiza. Reklama zaczęła w ten sposób demoralizować ludzi. Na tle
egoizmu wzrastała wciąż żądza zysku, a na odwrót zysk |potęgował wciąż
egoizm.
Naukę ekonomii społecznej nazwał
„człowiek ekonomiczny” ustami „klasycznej” szkoły nauką o bogactwach.
Uniezależnił ją zupełnie od etyki. Pojęcie własności oparł na rzymskim
prawic „utendi et abutendi”; nie uznaje w tej dziedzinie żadnych
zastrzeżeń moralnej czy też społecznej natury, żadnych również
obowiązków. Praca była dla niego „towarem”, przez to samo zależna od
podaży i popytu – a w konsekwencji terenem wyzysku. Między robotnikiem a
maszyną nie robił w gruncie rzeczy żadnej różnicy; godności jego
ludzkiej uznać nie chciał. Interwencji państwa nie dopuszczał; był
gorącym zwolennikiem wolnej wymiany. Swobodna konkurencja — dowodził —
to najlepszy sposób wychowania i dobrej organizacji społeczeństw.
Kapitalizm jest wyrazem wybujałego nad wszelki wyraz indywidualizmu,
uważa jednostkę za jedyną sprężynę i jedyny cel działalności
gospodarczej.
Zwiększenie produkcji nie następuje w
epoce kapitalizmu w celu zaspokojenia zwiększonych potrzeb człowieka,
ale jedynie w intencji zysku, wskutek chciwości producentów. Słynny
renesansowy antenat przedsiębiorców niemieckich, Fugger, oświadczył
przecież kiedyś: „Chcę ciągnąć zyski tak długo jak mogę!” Krótko — i
wyraźnie. Fałszywe określenie pojęcia pracy, jako towaru podlegającego
prawu podaży i popytu musiało w konsekwencji doprowadzić do fałszywej
również oceny wartości pracy.
Wychodząc z założenia, że praca ludzka
towarem nie jest i być nim nie może, musimy skonstatować, że robotnik
epoki kapitalistycznej nie otrzymywał nigdy i po dziś dzień nie
otrzymuje rzeczywistej, pełnej równowartości włożonej przez siebie w
przedsiębiorstwo pracy, że całą jej „nadwartość” (znane określenie
Marxa, jakkolwiek w danym wypadku nieco odmiennie pojęte) zgarniał przez
długie wieki zupełnie niesłusznie i niezasłużenie kapitalista.
I tu właśnie — w tym fakcie fałszywego
pojęcia i fałszywej oceny pracy ludzkiej oraz nie krępowanej obowiązkiem
własności, leży źródło całej tzw. kwestii społecznej, źródło
niesprawiedliwości, tkwiącej w wysoce nierównomiernym podziale dóbr,
źródło szalonych różnic majątkowych, które prowadzi do tego, że całe
bogactwo skupia się w rękach niewielu pozostawiając po drugiej stronie
zubożałe, na nędzę i głód nieraz skazane masy.
Zacytuję tu słowa znanego profesora
ekonomii politycznej. Wernera Sombarta: „Sens kapitalistycznej produkcji
polega, jak wiemy, na zysku. Zyskiem jest nadmiar: wyłożony kapitał
musi powrócić do swego punktu wyjścia z nadwyżką, z dorobkiem. Wtedy się
nazywa, że kapitał został „użytecznie” ulokowany, tę nadwyżkę (dorobek,
zysk) nazywamy „nadwartością”, jeżeli stosujemy ją do ogólnej sumy
kapitałów danego społeczeństwa — zaś zyskiem (Profit), jeżeli dotyczy on
każdego kapitału z osobna… Zrozumienie zasad tej gospodarki jest
właśnie kluczem do zrozumienia „nadwartości”. Nic innego nie należy
sobie uprzytomnić, jak tylko to jedno, że nadwartość jest zasadniczą
częścią składową gospodarki kapitalistycznej i że jej „uzasadnienie”
leży przeto w „uzasadnieniu” tego systemu, to znaczy, że jego założenia
są założeniami kapitalizmu… Nadwartość przedstawia się wówczas jako
wykładnik ekonomicznego ustosunkowania się sił pomiędzy klasą najemnych
robotników i klasą kapitalistów we wzajemnym ich do siebie, nie
krępowanym, stosunku”.
Kapitalizm — zażartował kiedyś Bernard
Shaw powinien się właściwie nazywać proletaryzmem, gdyż przy tym
systemie gospodarczym przeważna większość ludzi — to proletariusze.
O kapitalizmie pisze gorzko, ale nie bez
dużej słuszności, Grossek-Korycka w swej „Supremacji zła“. W
kapitalizmie — mówi — wszyscy są zarówno kapitalistami. Bogaty:
kapitalista, któremu się powiodło. Biedny: kapitalista, któremu się nie
powiodło. Żadnej innej różnicy pomiędzy nimi nie masz: w tendencji, w
uczuciu, w przekonaniu, w metodach postępowania — w niczym. Niema żadnej
duchowej różnicy pomiędzy miliarderem a nędzarzem. Każdy duszony przez
silniejszych od siebie, dusi słabszych. Kto widział najmitę u chłopa, a
sługę u rzemieślnika, ten dopiero wie, co to jest ucisk i wyzysk.
W belgijskiej parlamentarnej komisji
pracy oświadczył w r. I886 jeden z przemysłowców, przejętych duchem
liberalizmu: „Cała wiedza przemysłowa polega na tym, żeby od pracownika
otrzymać największą możliwie sumę pracy, a wynagrodzić go najniższą
możliwie płacą.” Komentarze niepotrzebne.
Teraz proszę zważyć: wszystkie
zasadnicze założenia kapitalizmu nie mają nic — ale to nic — do
czynienia z duchem chrześcijańskim. Niechrześcijańskim jest pogląd na
własność, niechrześcijańskim jest pogląd na pracę, niechrześcijańskim
jest wybujały indywidualizm, niechrześcijańskim jest uczucie egoizmu,
jako pobudki działania, niechrześcijańskim jest określenie bogactwa,
jako celu życia człowieka, niechrześcijańskim jest żądza zysku, niczym
nie krępowana, niechrześcijańskim jest cały duch, jakim przesiąkł od lat
wielu kapitalizm. A zdrowy rozsądek niech odpowie na pytanie czy
działalność ludzka, wypływająca z pobudek czysto egoistycznych, żądzą
zysku wyłącznie kierowana, oparta na tak opacznych pojęciach własności i
pracy, obfitość dóbr materialnych stawiająca sobie za cel życia — nie
musiała w końcu, pomimo nawet owych długich lat niebywałego wprost
powodzenia w dziedzinie materialnej, pomimo potęgi, siły i błyskotliwej
chwały w dziedzinie założeń doczesnych – doprowadzić świat do
katastrofy? Jeżeli sobie powiemy, że świat cały z człowiekiem włącznie,
jest tworem Boga jedynego i wszechmogącego — to będziemy musieli
odpowiedzieć na powyższe pytanie twierdząco, to będziemy zmuszeni
przyznać, że bunt stworzenia przeciwko swemu Stwórcy, ciągłe przeczenie
Jego woli, stała negacja Jego przykazań – nie może trwać przez wieki
całe bezkarnie.
Dmowski miał rację dowodząc,2
że Europa XIX w. jest nie tylko córką wielkiego przewrotu politycznego,
francuskiej rewolucji, ale że w nie mniejszej, a bodaj większej jeszcze
mierze ukształtował ją nowoczesny industrializm. Te tradycyjne
instytucje i pojęcia, którym rewolucja wypowiedziała walkę, dopiero
industrializm naprawdę zburzył i stworzył podstawy nowego życia, które z
czasem wypaczyło duszę ludzką i doprowadziło do upadku religijnego,
moralnego, obyczajowego i do pewnego stopnia — nawet umysłowego.
Cywilizację europejską stworzył Rzym i Chrystianizm konkluduje ten
głęboki publicysta i polityk — jakżeż daleko odbiegło to życie od
jednego i od drugiego.
Duch kapitalizmu jest zatruty. I dlatego
można nad tym ubolewać, ale dziwić się temu nie można, że w podobnej
atmosferze powstawać mogły takie typy, jak ów osławiony twórca kolei
czerniowiecko-jasskiej, Offenheim, który przed sądem karnym cynicznie
oświadcza, że się — moralnością nie buduje kolei… jak ów słynny dyrektor
Akc. T-wa „fur Trebertrocknang” w Kassel.3 znany pod
przezwiskiem „Treber-Schmidt“, którego nazwano „geniuszem zbrodniczym”,
jakiemu w historii gospodarki kapitalistycznej mało kto dorównał, jak
wreszcie smutnej pamięci Ivar Kreuger, z którego Szwedzi tak bardzo byli
dumni, którego imię wymawiano w ojczyźnie tego „Króla zapałczanego” z
zachwytem i najwyższym szacunkiem, a który okazał się w rezultacie —
pospolitym spekulantem i oszustem. Świat mu zawdzięcza — pisała w swoim
czasie jedna z belgijskich gazet finansowych — najcudniejszą ilustrację
hipokryzji fałszywej moralności, której starano się nadać przymusowy
kurs.
O spekulantach i dostawcach mówił kiedyś Napoleon, że byli klęską, byli trądem narodu.4
Francja cała nie byłaby w stanie zaspokoić ich namiętności i pożądań.
Stanowili prawdziwą potęgę i zagrażali bezpieczeństwu państwa, hamując
działalność sprężyn państwowych i szerząc zepsucia przez intrygi własne,
oraz ajentów swoich i licznej klienteli. Zajmowali wówczas w
społeczeństwie stanowisko dominujące, w pierwszym kroczyli szeregu.
Napoleon zaznacza, że zrównał ten blichtr zwodniczy z szarym tłumem. Nie
sprawowali odtąd nigdy żadnego urzędu ni godności: z wszelkiego rodzaju
arystokracji — kończy mocno cesarz — arystokracja pieniężna wydaje mi
się najlichszą.
Pomimo dużych zasług, jakie w dziedzinie
czysto materialnego, technicznego rozwoju gospodarstwa ma bezsprzecznie
kapitalizm, skonstatować należy, iż dzięki metodom stosowanym i
duchowi, który go przenika, zachwiał on się mocno w czasach ostatnich,
jako system gospodarczy i polityczny.
Duch jego jest zatruty. To też ducha
tego – nie ustrój bynajmniej — ale wyraźnie ducha jego, z którego
wypływają szkodliwe instytucje, potępił jeszcze 40 lat temu wielki
papież Leon XIII w encyklice swej „Rerum Novarum”, a w r. 1931 papież
Pius XI w encyklice „Quadragesimo Anno”. Trudno zaiste o cięższe
oskarżenie kapitalizmu, jak te, które padło z ust Ojca Świętego, a
zawarte zostało w słowach:
„Nie bez podstaw można powiedzieć, że
dzisiejszy ustrój społeczny i gospodarczy stawia niezmierne przeszkody
ogromnej większości ludzi w trosce o to jedno niezbędne dobro — dobro
zbawienia wiecznego”.
Prof. Rybarski dowodzi,5 że
dzisiejsza organizacja gospodarcza świata nie ma już w chwili obecnej
jednolitego typu, że pierwiastki indywidualistyczne pomieszane są w niej
z pierwiastkami gospodarki planowej, że przeto i obecne przesilenie,
pojęte raczej jako przesilenie ustroju gospodarczego, nie jest
przesileniem gospodarki indywidualistycznej: zbyt wiele zrobiono w niej
wyłomów, by można było wszystkie ujemne objawy kłaść na rachunek zasad
organizacyjnych dawnego kapitalizmu. Przesilenie wynika raczej ze
sprzeczności, które krzyżują się w dzisiejszym ustroju świata.
Jeżeli o same zasady organizacyjne
chodzi, to nie można temu twierdzeniu odmówić pewnej dozy słuszności —
jakkolwiek i tu owe zastrzyki doświadczalne gospodarki planowej na
schorzałym organizmie kapitalizmu, dowodziłyby raczej, że kapitalizm nie
ostał się próbie czasów. Niepodobna jednak zgodzić się z prof.
Rybarskim, kiedy jest mowa o ideowych założeniach kapitalizmu i jego
duchu: tu szkodliwość kapitalizmu jest, sądzę, dowiedziona.
Mussolini oświadczył przy jakiejś
okazji, że na strzępy potarga sztywne i mechaniczne pojęcie „człowieka
ekonomicznego”, obdartego z psychiki ludzkiej i oddzielonego od życia.
Działa i tworzy jedynie człowiek z krwi. kości i — z ducha.
Więc czymże jest w rezultacie kapitalizm?
Według doskonałego określenia Orela6 władztwem nie uznającej obowiązków własności nad ludzką pracą.
Marian Manteuffel
Źródło: M. Manteuffel, Kapitalizm, socjalizm i katolicka doktryna społeczno-ekonomiczna na tle katastrofy świata, ss. 19-32, sbc.org.pl
Tekst ukazał się na łamach portalu Dystrybucjonizm.pl.
Przypisy:
- Ks. dr Józef Pastuszka „Kryzys w życiu umysłowem” — „Prąd”, wrzesień, 1932 r.
- Roman Dmowski „Świat powojenny i Polska”.
- Erich Wulffen „Gauner- und Verbrecher-Typen”
- Fryderyk Masson „Przed stu laty”.
- Roman Rybarski „Przyszłość gospodarcza świata”.
- Aton Orel „Oeconomia perennis”
Inspirowani myślą G.K. Chestertona, H.
Belloca oraz społeczną nauką Kościoła katolickiego, tworzymy przestrzeń
działań na rzecz uwłaszczenia rodzin. Jesteśmy przekonani, że
dystrybucjonistyczne postulaty zasługują w naszym kraju na rzetelną
intelektualną recepcję oraz trwałe miejsce w debacie publicznej.
Pracujemy na rzecz organicznego charakteru społeczeństwa, gdzie dobro
wspólne jest miarą racjonalności działań, a miłość na powrót przynależy
ludziom i Bogu.