Lotnictwo Stanów Zjednoczonych przeprowadziło kolejne naloty w
odwecie za atak na bazę sił międzynarodowych w Iraku. Celem bombardowań
miały być obiekty związane z szyickimi milicjami Sił Mobilizacji
Ludowej, jednak ucierpieli w nich funkcjonariusze irackich służb
bezpieczeństwa oraz cywile. Władze w Bagdadzie uznały naloty za agresję
wobec swoich sił zbrojnych i pogwałcenie suwerenności kraju.
W środę wieczorem na bazę sił międzynarodowych w mieście At-Tadżi pod
Bagdadem uderzyło kilkanaście rakiet wystrzelonych z wyrzutni katiusza.
Atak kosztował życie dwóch żołnierzy ze Stanów Zjednoczonych oraz
jednego z Wielkiej Brytanii, co spowodowało odwet na szyickich
milicjach. Kilka godzin po tym wydarzeniu Amerykanie przeprowadzili
nalot na bazę irackich bojowników na iracko-syryjskiej, który powtórzyli
także wczoraj wieczorem.
Celem wczorajszych bombardowań były bazy znajdujące się na terenie
całego Iraku. Stąd lotnictwo USA uderzyło między innymi w otwarte
niedawno lotnisko w Karbali, czyli świętym mieście szyitów. W ataku
rannych zostało jednak tylko trzech członków Sił Mobilizacji Ludowych
(PMU), natomiast śmierć poniosło trzech irackich żołnierzy, dwóch
policjantów oraz jeden cywil.
Śmierć funkcjonariuszy irackich sił bezpieczeństwa spotkała się z
reakcją rządu Iraku, który skrytykował działania Stanów Zjednoczonych.
Prezydent Iraku Barham Salih stwierdził wręcz, że powtarzające się
incydenty z udziałem USA mogą doprowadzić do rozpadu państwa, a to ożywi
działalności ekstremistów z Państwa Islamskiego. Iracka armia wprost
uznała naloty za agresję wobec swoich jednostek, nie wspominając o
naruszeniu suwerenności Iraku.