Przyjaciele!
Zapewne wielu z Was oglądając film Mela Gibsona pt. "Apocalypto"
zastanawiało się, co działo się w głowie Łapy Jaguara, gdy ten przesuwał
się w kolejce do krwawego ołtarza i czuł na sobie opętańcze spojrzenia
demonicznych kapłanów ustrojonych w złoto i ptasie pióra. Dla innych być
może bardziej emocjonującą była scena rozgrywająca się na targu
niewolników, podczas której z ekranu lały
się łzy nieszczęścia i beznadziei. Tak czy owak Gibson zelektryzował
widzów archetypicznym ujęciem końca świata: tego osobistego, kończącego
się śmiercią lub niewolą oraz zbiorowego, cywilizacyjnego.
Nie
ma potrzeby, bym drobiazgowo tłumaczył sens przywołania tego filmu w
wątku dotyczącym naszej polskiej predestynacji. Wybrzmiewające z niego
memento łatwo uchwycić. Dziś sami sobie wydajemy się równie bezsilni, co
okrutnie potraktowani współplemieńcy Łapy Jaguara. I w tym właśnie
zdaniu tkwi istota naszego problemu: komuś bardzo zależy na tym, by
pielęgnować w nas to poczucie przedagonalnej wręcz bezradności. Wiem,
możemy tu wyrecytować mnóstwo niezbitych dowodów na mocarność naszych
wrogów. Dla higieny umysłu darujmy sobie jednak tę wyliczankę i postawmy
sobie zasadnicze pytanie: skoro jest z nami tak źle, to dlaczego
jeszcze nas nie skonsumowali?
Przed laty, w dość dramatycznych
okolicznościach, miałem wątpliwą przyjemność rozmowy z tymi, co stoją po
drugiej stronie barykady. Jasne, nie było wśród nich globalnych
przywódców. Ot, tacy liderzy szczebla lokalnego. W pamięć szczególnie
zapadła mi trochę przydługa i alegoryczna wypowiedź jednego z tych
mrocznych panów, której sens sprowadzał się do następującej konstatacji:
patyczkujemy się z wami tylko z jednego powodu i dla nas lepiej, byście
go nigdy nie poznali.
Jak to zinterpretować? Z pewnością mowa
była o jakimś olbrzymim potencjale, który tkwi w polskim żywiole, a
jego uwolnienie mogłoby pokrzyżować szyki nie tylko tym lokalnym
"mrocznościom", ale i globalnemu scenariuszowi. Czy można go uwolnić
pozostając bezczynnym? Jestem przekonany, że nie. Jeśli nie potrafimy go
rozpoznać siedząc przed komputerami, to "ruszmy w Polskę" i dajmy mu
szansę na samorzutne uaktywnienie.
Facebook nie jest dobrą
przestrzenią do odkrywania wszystkich kart, choć wiem, jak wielkie wśród
zgnębionych Polaków jest wyczekiwanie na tzw. dobre wieści niosące
nadzieję. Oczywiście mam tu na myśli tych, którzy dostrzegają i
umiejętnie interpretują przemiany dokonujące się w kraju nad Wisłą.
Zdaję sobie sprawę z tego, że nie sposób tu mówić o milionach. Historia
pełna jest na szczęście przykładów społeczno-politycznych lawin
wywoływanych przez garść zdeterminowanych kamieni. Nie gloryfikuję tu
aktów straceńczych, ale piszę o czynach rozumnych, szanujących wszelkie
okoliczności ilustrujące pole walki.
Twierdzę, że należałoby
wysłać do Tworek lub na poprawkowy kurs organizowany przez Mosad
każdego, kto będzie nawoływał nas do przejęcia władzy w Polsce poprzez
głos oddany w wyborach parlamentarnych lub prezydenckich. To udać się
nie może. Na Wiejskiej i Belwederskiej ustawione są solidne szlabany i -
niczym w teatrze - wstęp tam mają wyłącznie aktorzy występujący w
bieżącym przedstawieniu. To na tych szlabanach skupiona jest uwaga
wszelkich służb. Monitoring na controllingu i odwrotnie. Mysz się nie
prześlizgnie.
Trzeba próbować tam, gdzie jest ciut ciemniej,
gdzie przytępiona czujność wroga umożliwi przeciśnięcie się idei niemile
widzianych przez System. Tak, mówię o samorządach. Dziś naszemu
żywiołowi potrzebne jest uchwycenie przyczółków mających potencjał do
promieniowania na cały kraj. Nie czekajmy na kolejne wybory. Nie wiemy
bowiem, co wydarzy się w ciągu najbliższych czterech lat. Nowy Porządek
Świata wszak przyspieszył zegary. Co jakiś czas mamy w Polsce wybory
przedterminowe na prezydentów, burmistrzów i wójtów. Zacznijmy już dziś
przygotowania i bądźmy gotowi na taką okoliczność.
"Przyłącz
się do nas, by zobaczyć to, co niewidzialne, i czynić to, co niemożliwe"
- zachęca baner na stronie Mosadu. Dziś wywieszam taki sam u siebie.
Rekrutacja rozpoczęta.