O zażydzeniu Europy moralnym i duchowym,
zwłaszcza w zakresie polityki i kwestii społecznych, była mowa pod
koniec drugiego tomu „Cywilizacji bizantyńskiej”, lecz tylko krótko,
incydentalnie niejako. Tu przyjrzymy się bliżej tej sprawie
arcydoniosłej. Największe przeciwieństwo mieści się w pojmowaniu
stosunku etyki do prawa, a tym samym największe niebezpieczeństwo ich
wpływu; w tym mianowicie, że wśród chrześcijan europejskich przybywa
coraz bardziej takich, którzy głoszą, że etyka opiera się na prawie
(odzywają się już takie głosy z katedr uniwersyteckich). Szerzenie tej
tezy, ściśle żydowskiej, dokonuje się równolegle i równocześnie z
osłabieniem społeczeństw przez mechanizowanie życia zbiorowego. Nie
powiedzie się nigdy obalenie przodowniczego stanowiska etyki, gdzie nie
następuje zmechanizowanie; toteż zacznę swe wywody od tej drugiej
sprawy. Wpływy żydowskie są dla cywilizacji łacińskiej zabójcze właśnie
dlatego, iż zmierzają do zmechanizowania państw i społeczeństw. Ponieważ
cywilizacja żydowska jest sakralna, mieści w sobie tym samym metody
apriorystyczne wobec życia zbiorowego; aprioryzm zaś nadwątla organizmy,
a tworzy mechanizmy i nadaje im przewagę.
Na mechanizm biurokratyczny
zamieniono cesarstwo rzymskie, gdy miało coraz opieszalskich obrońców,
gdy sama stolica uległa hordom Alaryka, senator Rutillus, piszący w V
wieku po Chr. przypisywał upadek cesarstwa Żydom, rozproszonym po całym
jego obszarze. Sami Żydzi chełpią się, że przyczynili się wielce do
upadku Rzymu i zaciążyli następnie na Bizancjum. Żydowski historyk
stwierdza, jako w bizantyńskim sporze o obrazy działały rozmaite wpływy
żydowskie, a cesarz Michał II (820-329), zagorzały obrazoburca, należał
za młodu do sekty „bardzo bliskiej Żydom”. Uwalniał też Żydów od
podatków. Podobnych przykładów można by przytaczać wiele z samych
żydowskich autorów. Lecz przejdźmy do „aktualnych” czasów najnowszych.
Zażydzenie wielkiej polityki doszło już do absurdu. Zaczęło się jeszcze
za czasów bismarkowskich. Dosadnego przykładu dostarczyło upokorzenie,
jakie spotkało Rumunię na kongresie berlińskim. Chodziło o to, by znieść
resztki zawisłości od sułtana, jakkolwiek już tylko formalnej. Kongres
zgodził się popierać tę sprawę pod tym tylko warunkiem, że w Rumunii
będzie nadane Żydom równouprawnienie obywatelskie.
Powtórzyło się to samo względem Polski
na kongresie wersalskim, lecz na większą skalę; od roku 1878 do 1920
wzrosły bowiem roszczenia żydowskie. Polska nie zamierzała bynajmniej
odmawiać im praw obywatelskich; chodzi nie o równouprawnienie, lecz o
uprzywilejowanie, o to, by zbliżyć się do Judeopolonii i … trzeba było
podpisywać traktat dodatkowy o „mniejszościach narodowych”. Znać zaś
wyraźnie, że życzliwość „Europy” dla roszczeń żydowskich wzrastała
nieustannie, a to dowodzi, że wzrasta zażydzenie. Na konferencji
pokojowej w 1919 roku Żydzi byli doradcami delegacji angielskiej i
amerykańskiej. Potem pakt Kelloga opracowany był przez bankierów
żydowskich i zredagowany przez Żyda Levisohna. Od banków żydowskich
wychodziła inicjatywa do udzielania coraz większych ulg Niemcom.
Historia dostarcza aż nazbyt wielu faktów, świadczących, jak zażydzenie
urządzeń państwowych w Europie doszło do tego, iż Żydzi stali się
najwyższą władzą ponad wszelkimi władzami państwowymi. W toku sprawy
Dreyfusa zgłosił się wielki rabin paryski Sadok Khan do prefekta policji
paryskiej Lepine i oświadczył, że jeżeli Dreyfus będzie stawiony przed
Radą Wojenną, wybuchnie we Francji wojna domowa, a Żydzi posiadają
środki, żeby ją podtrzymać. Rabin mówił prawdę, rozporządzają bowiem
Żydzi w każdym kraju swoim własnym wojskiem; armią tą organizacja
socjalistyczna, gotowa na każde skinienie swych kierowników żydowskich.
Czyż nie to „wojsko żydowskie” narzuciło
Polsce Piłsudskiego w roku 1926. Czyż nie te same organizacje
socjalistyczne podcięły siłę militarną Francji w roku 1939? Praktyczną
doniosłość teorii Marksa uchwycili Żydzi w lot. Boruch Lewy pisał do
Marksa list, który cytowała w roku 1928 „Revue de Paris”, a przypomniała
go w roku 1936 „Action Francaise”. Jest w nim taki ustęp: „Lud
żydowski, wzięty kolektywnie, będzie sam dla siebie mesjaszem. „Jego
rządy nad światem, osiągnięte zostaną przez unifikację innych ras
ludzkich; zniesienie granic i monarchii które są ostoją partykularyzmu, i
przez ustanowienie republiki powszechnej, która wszędzie przyzna prawa
obywatelskie Żydom. „W tej nowej organizacji ludzkości synowie Izraela,
rozsiani obecnie po całym globie, staną się wszędzie elementem
kierującym, zwłaszcza, jeżeli potrafią narzucić masom robotniczym
kierownictwo stałe kilku spośród siebie. „Rządy narodów, tworzących
republikę powszechną, przejdą wszędzie bez wysiłku w ręce żydowskie na
skutek zwycięstwa proletariatu. Własność prywatna będzie mogła być wtedy
zniesiona przez ludzi u steru rządu z rasy żydowskiej. „W ten sposób
spełni się obietnica Talmudu, że gdy nadejdą czasy Mesjasza, to Żydzi
dziedziczyć będą klucze od majątków wszystkich narodów świata” Jakżeż
częstym jest pośród Żydów typ „zawodowego rewolucjonisty”! Sami Żydzi to
przyznają . W Polsce redaktor żydowskiego „Naszego Przeglądu”, S.
Wagman, pisał w roku 1925:
- „Na wszystkich barykadach – swoich i
obcych – stoimy, żywe pochodnie rewolucji. Twój ogień, płomienny
krzewie, podkładamy pod lamusy przeszłości, my podpalacze starego
ładu”.„Starość” jest tu czczym frazesem. Najstarszym jest ład żydowski, a
tego się wcale nie podpala. Byle rewolucja! Monarchie burzą w imię
republikanizmu, republikę w imię socjalizmu, nawet państwa
socjalistyczne będą burzyć w imię komunizmu. Byle burzyć, niszczyć, póki
nie wytępią chrześcijaństwa. W Rosji znaleźli najżyźniejszą dla siebie
glebę, toteż stali się tam warstwą rządzącą. Biurokracja bolszewicka
składa się niemal wyłącznie z Żydów. To wszystko wykazano w setkach
publikacji różnojęzycznych; to dziś już są truizmy, nad którymi nie ma
się co rozwodzić. W Rosji było we władzach rządowych i partyjnych w roku
1917 Żydów 53.9%, a w roku 1935 odsetek żydowski podniósł się na 95.9%.
Dodajmy tylko, że tak jest wszędzie a wszędzie, gdzie tylko zapanuje
państwowość socjalistyczna. Szczytem stała się rewolucja na Węgrzech pod
firmą „Beli Kuna”, gdyż tam „95% wybitnych i kierowniczych stanowisk
rządowych zajmowali Żydzi”.
Bolszewizm rosyjski jest najwyższym
rozkwitem socjalizmu. Przewrót zaś roku 1917 finansowały wielkie banki
żydowskie całego świata pod przewodem Schiffów z Nowego Jorku. Głosząc
socjalizm, osiągają Żydzi swe cele; między innymi dochodzą do własności
ziemskiej. Lecz „w koloniach żydowskich w południowej Rosji wszystkie
kolektywy rozpadły się i wszędzie zaprowadzono gospodarkę indywidualna …
żydowscy włościanie są słabymi zwolennikami budowy socjalistycznej”.
Jest to głos żydowski! Żydzi sami wiedzą i przyznają w pismach
przeznaczonych dla swoich, że metody socjalistyczne nie mają sensu.
Pojęcie sporu społecznego musi się stać bezecnością, strajk i lokaut
zdradą narodową; postępowaniem, które wyklucza danego człowieka lub daną
grupę lub organizację z ogółu żydowskiego, które czyni je wyrzutkami
społecznymi i przestępcami, z którymi ani się nie mówi, ani się nie
obcuje, dla których jest jedna tylko rada: „precz!”(…) Metody
socjalistyczne a metoda prawa żydowskiego wykazują tyle analogii, iż nie
dziw, że Żydzi popieranie socjalizmu uznali za swój obowiązek
religijny. W roku 1919 oświadczył Arnold Zweig z całą szczerością:
„Myśmy rozwinęli socjalizm i socjalną idee rewolucyjną … myśmy pchnęli
świat do zmechanizowania i zmaterializowania, do granic, które
przyprawiają go o rozpacz”.
Zażydzeniem jest w naszych stosunkach
wszelkie odstępstwo, a choćby tylko odchylanie się od personalizmu i
historyzmu. Rozejrzyjmy się po najnowszych dziejach Europy. Wszystkie
skupienia, odrzucające historyzm, lubiące zaczynać historię powszechną
dopiero od swego wystąpienia, wysługiwały się Żydom, choćby zrazu
nieświadomie, a po pewnym czasie przechodziły pod kierownictwo
żydowskie. W antyhistoryzmie tkwi dla Żyda największy powab socjalizmu.
Nie nabyliśmy od Żydów wcale pojęć o sakralności państwa i jego
urządzeń. Nigdy w chrześcijaństwie nie pojawiły się dążności
teokratyczne na większą skalę, na miarę historyczną; niektóre
indywidualne zapędy w tym kierunku nie zjednywały sobie wystarczającej
ilości zwolenników, a często bywały tłumione przemocą. Kościół katolicki
wzdryga się przed teokracją. W bizantynizmie wytworzono coś
pośredniego. Tam zrodziły się pojęcia o boskiej genezie władzy, lecz nie
miały nic wspólnego ze Starym Testamentem. Stanowiły ciąg dalszy pojęć
orientalnych o emanacyjnym pierwiastku władzy. Z tego pochodzi pęd do
wszechwiedzy naszych kodeksów. Fatalna to pomyłka, jakoby wszystko dało
się prawniczo przewidzieć. Życie rzeczywiste oparte jest na całkiem
innych walorach. Im bardziej szczegółowymi stają się nasze kodeksy, tym
bardziej odbiegają od życia, tym więcej uprawiają niesprawiedliwości.
Komentuje się tedy, interpretuje, naciąga się; jest to nieuchronne
następstwo przyjętej talmudycznej metody. Niejasność wszelkiej
kodyfikacji stała się jakby obowiązkiem urzędu. „Dla prawdziwego
talmudysty myśl jasna jest rzeczą najmniej godną podziwu na świecie.
Jeżeli jest jasna, to tylko czysty pozór. Pod tą trawą są sidła, a pod
tą wodą jest otchłań. Znajdowaliśmy natychmiast środki, by wszystko
zrzucić, by rzucić w tę przejrzystość dwie rzeczy, które idą dobrze w
parę: subtelność i bezład”.
Prawniczość nasza osiągnęła to, żeby
umieć robić z rzeczy prostej zawikłaną, z jasnej wątpliwą, z łatwej
trudną, wreszcie z pożytecznej szkodliwą. Intelekt kształcony
niewłaściwą metodą wyszedł na spaczenie sił umysłowych. Umysłowość
żydowska składa się niemal wyłącznie z takiego powikłanego rozumowania, z
opacznego mędrkowania; jest to intelektualizm nie regulowany innymi
właściwościami ducha. Dla „Żydów najwyższe człowieczeństwo, to najwyższy
intelektualizm”. Oni „poznają świat rozumem, a nie krwią i dlatego
dochodzą łatwo do przekonania, że wszystko, co za pomocą rozumu da się
uporządkować na papierze daje się podobnież uregulować i w życiu”. A
tymczasem „wszelki intelektualizm jest w gruncie rzeczy płytki; nie
przenika w głąb rzeczy, w głąb dusz, w głąb świata”.
Ekskluzywizm intelektualny jest ojcem
aprioryzmu, naciągania życia do formułek. Powierzchownie wygląda to
często jakby na naukę. Nauczyciel Szalom Hurwicz rozumuje, że nauka jest
mesjaszem ludzkości. „Nie ma zła ani dobra, jako takich; jest tylko
wiedza i ciemnota. Człowiek posiadający wiedzę przez to samo już
uszlachetnia się; może on nawet niekiedy uczynić coś złego, lecz tylko z
potrzeby, nie ze złych skłonności”. Albowiem „gdy ludzie posiadać będą
dość wiedzy i wykształcenia … wtedy nie trzeba będzie szukać raju w
innym świecie. Wtedy wszyscy ludzie będą sobie braćmi”. A jak się to
braterstwo okaże, czym? Oto „znikną narody, upadną granice … to będzie
na tej ziemi raj”. Tak wynika z nauki, z której jednak wykluczono metodę
indukcyjną; nie ma bowiem tej metody w rozumowaniach talmudycznych, na
których wyćwiczył się intelektualizm żydowski. Prawniczości żydowskiej
cechę zasadniczą stanowi zamiłowanie do obchodzenia prawa. Nie trzeba z
tego wysnuwać żadnych wniosków z kategorii moralności, gdyż jest to
prostym następstwem wyłącznego intelektualizmu. Intelekt bada, rozumuje,
kombinuje, ćwiczy się w misternych wywodach, nie mając żadnych celów
moralnych ni niemoralnych. To pozostawione jest praktyce prawniczej,
lecz teoretyczne roztrząsania o to się nie troszczą. Typowa „sztuka dla
sztuki”; łamańce logiki, przypuszczenia, umyślne wytwarzanie
wątpliwości, a wszystko to przy całkowitym ignorowaniu życia. Myśl
operuje nie jakimś odłamkiem życia, lecz wyłącznie tekstem, na którym
używa sobie „rozrywek umysłowych”. Jeżeli ktoś zdoła mędrkowaniem dojść
do tego, by wysnuć z tekstu i na jego podstawie coś tekstowi wręcz
przeciwnego, dokonuje arcydzieła intelektualizmu. Intelektualizm
puszczony samopas, oderwany od innych warunków życia duchowego, nie może
działać inaczej, jak tylko przewrotowo.(…) Zażydziliśmy sobie całą
dziedzinę prawa, aż do filozofii prawa, którą poobcinaliśmy
nielitościwie. Żydzi, chociaż są prawnikami przede wszystkim, chociaż
religia ich jest właściwie prawem, filozofii prawa jednak nie posiadają.
Ta nauka wymaga czegoś więcej niż tekstów. Lekceważenie i zaniedbanie
filozofii prawa jest zarazem upadkiem prawa wobec cywilizacji
łacińskiej. Zmieniliśmy prawo w paragrafiarstwo. Zażydziliśmy cały
porządek prawny w naszym życiu prywatnym i publicznym. Oto przyczyna,
dlaczego socjalizm całym swym ustrojem popiera tym bardziej wzajemnie
paragrafiarstwo, prawniczość, gromadność i ucieczkę od historyzmu. Brnie
się tedy coraz głębiej w błędnik cywilizacji żydowskiej. Brnie się w
prawdziwy neojudaizm, bo tym właśnie jest socjalizm. Propaganda
socjalizmu – to rodzaj prozelityzmu, mianowicie prozelityzm zażydzenia
się. Nie będzie rzetelnym wyznawcą socjalizmu (i jego konsekwencji:
bolszewizmu), kto nie nabędzie zasadniczych cech żydostwa:
kontrhistoryzmu, prawniczości i gromadności, jako przeciwieństwa
personalizmu. Kto uzna za błąd którąkolwiek z tych żydowskich
właściwości ustroju życia zbiorowego, pocznie tym samym wątpić co do
socjalizmu. Wiem z doświadczenia, że każdy socjalista nabiera w siebie
niemało cywilizacji żydowskiej; o ile się temu nie podda, opuści szeregi
socjalizmu.
Według stopnia nabytych skłonności
żydowskich można poznać, jak daleko kto zagłębił się w socjalizm!
Socjalizm a żydostwo sprzężone są sobą jak najściślej. Nie jest to
sprawa przypadku, lecz tkwi w samej istocie rzeczy, że kierują
socjalizmem Żydzi. Polski dowcip ludowy, nazywający organizacje
socjalistyczne „żydowskim wojskiem”, wyraża zupełną prawdę; zgodny jest
ściśle z rzeczywistością. Socjalizm zażydza się jak najskuteczniej,
służy zaś zawsze i wszędzie do obrony interesów żydowskich. Stanowi
znakomity środek do handlu wojną i pokojem, mieszcząc w sobie groźbę
wojny domowej. Socjalizm, to kultura żydowska. Byłby nią nawet w takim
razie, gdyby Żydzi przestali się nim zajmować; natenczas atoli zacząłby
także upadać. Niezależnie zaś od tej kwestii szczegółowej nie ulega
wątpliwości, że losy socjalizmu zależne są i będą od ogólnych losów
Izraela. Rzecz prosta. Natężenie zażydzenia zawisłym jest od mocy
żydostwa.
Nie o to więc chodzi, że Żydzi stoją na
czele socjalizmu, lecz o to, w jaki sposób sprawują to przodownictwo i
na jakim opierają się rozumowaniu. Ślepy chyba nie widzi, jako marksizm
stanowi nieoceniony środek do spełnienia żydowskiego mesjanizmu. Dzięki
socjalizmom rozmaitego gatunku cywilizacja żydowska staje się zwycięska
na całej linii. Z pomocą tej doktryny Izrael nie tylko mógł by stać się
panem świata, lecz wprost musiało by to nastąpić. Toteż wszelka klęska
socjalizmu staje się dotkliwą klęską Izraela. Propagują też socjalizm
nawet Żydzi religijni, prawowierni bez zastrzeżeń; o tyle tylko się
ograniczając, że propagandę ograniczają do gojów. Z reguły socjalista
żydowski traci atoli wiarę i staje się pod względem religijnym
odżydzonym; nigdy jednak nie zatraca cywilizacji żydowskiej; owszem,
nieraz właśnie w obozie socjalistycznym utwierdza się w niej mocniej.
Marksizm jest aprioryczny, jak od czasów mojżeszowych nie było niczego
również apriorycznego; i jest apoteozą gromadności, tak olbrzymią, iż na
równą nie zdobyto się nigdy i nigdzie przedtem (wszystek świat w
koszarach!); opiera się cały na przepisach i na konieczności pomnażania
ich coraz bardziej, aż do drobnych szczegółów życia nawet prywatnego,
sprowadzając elephantiasis ustawodawstwa większą, niż kiedykolwiek
przedtem; za czym idzie elephantiasis biurokracji socjalistycznej, boć w
ich państwie tylu urzędników, ilu wyznawców socjalizmu; słowem: posiada
wszelkie cechy gromadności i prawniczości, więc cywilizacji żydowskiej.
Nie brak mu ani negatywnych: czyż ze
wszystkich religii świata nie obdarza największą nienawiścią
katolicyzmu, ograniczając się nawet często do walki z nim jednym? Czyż
nie jest mściwy, okrutny? Czyż nie marzy o wytępieniu wszelkiego rodzaju
amalekitów, tj. ludzi innych przekonań? I co najważniejsze – czyż
socjalizm uznaje inną etykę, jak prawa socjalistyczne? Wydrwiwa i
przedrzeźnia etykę, moralność, sumienie, uznając tylko prawniczość.
Nawet nie są zdolni zrozumieć, że może istnieć moralność, jako taka;
twierdzą, że tego nigdy nie bywało, bo moralnym zawsze zwało się (ich
zdaniem) to, co dogadzało silnym tego świata. Żyd właśnie wyprowadza
etykę z prawa wręcz przeciwnie jak w cywilizacji łacińskiej, pragnącej
wprowadzić prawo na drogę etyki. Jest to sprawa absolutnie niezrozumiała
dla cywilizacji żydowskiej, co stanowi najgłębszą jej cechę. Marksowski
aprioryzm ma tę wygodę, że nie wymaga najmniejszego przygotowania,
składając się z formułek, które mieszczą w sobie in nuce rój przepisów.
Ta metoda marksizmu i ten rodzaj jego systematyki robią go
systematycznym dla Żydów, których życie nawet duchowe pławi się w
formułkach i przepisach. Tego rodzaju „systemy” chwytają się wszędzie
łatwo głów niedouczonych, półinteligencji, ale u Żydów imponują
najwyższej inteligencji, gdyż to właśnie uchodzi za szczyt rozumnego
ujmowania spraw życia zbiorowego. Jest to jakby szczyt metody
racjonalistycznej.
Nigdy socjalizm nie może być
antysemickim, gdyż w takim razie zaczęła by kurczyć się jego
uniwersalność, którą zawdzięcza przede wszystkim wszędobylstwu
żydowskiemu, ale to już sprawa praktyki. Tą zajmować się tu nie mogę, bo
by mnie mogła wyprowadzić daleko, zbyt daleko „poza burtę” zamierzonej
książki. Nawet na „najpraktyczniejszą” stronę socjalizmu, na jego roboty
gospodarcze, mogę zwracać uwagę tylko ze stanowiska teoretycznego.
Socjalizm (z komunizmem) mają swoją odrębną ekonomię społeczną, której
główne wskazania są zgodne z ekonomią żydowską … Ażeby ten temat
przedstawić należycie, trzeba by osobnej książki. Ograniczę się (dla
przykładu) do jednego punktu, lecz zasadniczego. Jak wiadomo,
cywilizacja żydowska stawia na pierwszym miejscu (w przeciwieństwie do
łacińskiej) nie majątek ziemski, w ogóle nieruchomy, lecz pieniężny
(spekulacyjny). Bogacze żydowscy podrwiwają sobie z tych gojów, którzy
właściwie są od nich o wiele bogatsi, będąc panami rozległych mil
kwadratowych, lecz … nie mają pieniędzy. Według pojęć łacińskich zbiera
się pieniądze po to, żeby nabyć nieruchomości i już się jej nie
pozbywać; według żydowskich nabywa się nieruchomość, ażeby ją korzystnie
sprzedać. Wszelki majątek a nawet prosty dobrobyt, wyobraża sobie Żyd
stale, jako pieniądz; nieruchomość jest u niego czasowym ekwiwalentem
pieniądza. Ujmuje więc całą ekonomię pieniężnie.(…) Przybywa nam ustaw
utrudniających stabilizację majętności nieruchomej. W całej Europie
(prócz Anglii) odbyła się nagonka na majoraty i powiodła się. W Polsce
zostało ledwie kilka ordynacji które tak kłują w oczy „demokrację”, iż
należy się spodziewać generalnego ataku na nie. Rozpowszechniło się
bowiem wśród ogółu mniemanie, jakoby majoraty były jakimś wybrykiem
arystokracji i „feudałów”. W rzeczywistości jest to chłopska forma prawa
majątkowego, praktykowana w wielu stronach Europy, a która szerzyła się
też pośród polskiego ludu przed pierwszą wojną powszechną.
Dziedziczenie nieruchomości całej wraz z inwentarzem przez najstarszego
znane jest u wszystkich narodów cywilizacji łacińskiej, nie obwarowane
jednak nigdzie ustawą, oparte o prawo zwyczajowe, które okazuje się
nieodpartym. Całe rozległe krainy trzymają się tego prawa spadkowego i
są z niego zadowolone. Co więcej, gdzie w krajach ościennych nie ma
urządzeń majoratowych, powstaje tendencja, żeby je zaprowadzić;
tendencja zupełnie spontaniczna, bo któżby uprawiał w naszych czasach
agitację za majoratami? W Polsce nie było to ludowi wiadome i nikt też
do tego nie namawiał ni odczytami wędrownymi, ni broszurami; nigdy żaden
poseł „ludowy” nie dotykał tej sprawy; a jednak chłopi sami sobie to
obmyślili i ni stąd ni zowąd pojawiać się zaczęły coraz częściej
dziedzictwa jednego ze synów, oczywiście z warunkiem spłat. Wojna
powszechna uczyniła spłaty niemożliwymi, wręcz niewykonalnymi i dlatego
tworzenie majoratów nagle się przerwało. Nie brak jednak żalów, że nie
można ich ustanawiać i wbrew wszelkim przeciwnym warunkom szerzy się
zapatrywanie, że „dobrze byłoby, gdyby to było możliwe”.(…) Zapatrywania
żydowskie na własność nieruchomą nie pochodzą z ich prawa spadkowego,
lecz z dążności do ustawienia na tym samym poziomie majątku gruntowego i
pieniężnego. Jak pieniądz winien szybko przechodzić z ręki do ręki,
podobnież ich zdaniem nieruchomość powinna jak najczęściej zmieniać
właściciela. A zatem precz z posiadłościami rodzinnymi, gdzie rodziły
się i umierały pokolenia! Żyd wzrusza na to ramionami, a socjalista
doda: że to przesąd „burżujski”. Kwestia ta wkracza w zakres prawa
familijnego. Już za polskich czasów wydano ustawę, że żona bezdzietna
dziedziczy po mężu czwartą część jego majątku, Rzekomy nowy krok
„postępowy” do „emancypacji” kobiet, a w rzeczywistości zaburzenie w
rodzinnym prawie majątkowym. Przyspiesza to atoli znakomicie „obrót
dóbr”; jakoż będzie przechodzić szybko z jednej rodziny do drugiej. W
praktyce przedstawia się sprawa tak, iż wytwórca majątku nigdy nie jest
pewien, na kogo pracuje, a właściwi dziedzice nigdy nie zdołają
przewidzieć, komu się będą musieli okupić lub, co gorsza, na czyje
żądanie będą zmuszeni wszystko sprzedać. Wyobraźmy sobie, że dziadek
posiada mająteczek nieruchomy, a ma dwóch synów, żonatych; jeden z nich
ma dzieci, drugi bezdzietny. Przypuśćmy, że bezdzietny zmarł; wdowa po
nim staje się właścicielką ósmej części posiadłości. Póki żyła, stosunki
układały się dobrze. Po jej śmierci dziedziczy po niej jakiś jej
stryjeczno-cioteczny siostrzeniec, którego ona sama ledwie raz w życiu
widziała. Majętność przeszła tymczasem na wnuka pierwszego właściciela,
lecz współwłaścicielem jest ów nieznany mu całkiem daleki powinowaty,
który upomina się o wydzielenie mu owej ósmej części. Jeżeli się nie ma
gotówki, żeby go spłacić, cudzy ten człowiek ma prawo wystawić majętność
na sprzedaż żeby odebrać swą należność. Ustawa to zaiste horrendalna,
przeszła w sejmie niespostrzeżenie, bo dzienniki, zajęte wielką polityką
pomiędzy stronnictwami a ministerstwami, nie dostrzegają takich
„drobnostek”. Są to dotkliwe kolce, wbijane w korpus cywilizacji
łacińskiej. Biada nam, jeżeli nie zdołamy obronić nietykalności majątku
rodzinnego! Przygodni współdziedzice stanowią naruszenie porządku
społecznego. Wszędzie w całym świecie łączy się pojęcie własności
indywidualnej z instytucją monogamii i z przekazywaniem majątku
dzieciom. Jakiekolwiek osłabienie tego porządku i związku rzeczy w
jednym punkcie, pociąga osłabienie innych punktów.
Cywilizacja żydowska oddziaływa na nas w
kierunku rozluźnienia, a nawet burzenia rodziny; socjalizm atakuje ją
bez ustanku. Dlatego szczególniej nienawistnym im jest majątek rodzinny;
chcieliby to pojęcie wymieść z naszego życia zbiorowego. Popieranie
tych dążności zaliczam do objawów zażydzenia naszej myśli społecznej,
ponieważ na tej drodze zniżamy się – i to, niestety szybko – do pojęcia
żydowskiego, jako majątek nieruchomy jest tylko czasową lokatą kapitału.
Na tej drodze pozbawiamy nasze majętności wszelkiej wartości moralnej
dla swych właścicieli. Dopóki przyznajemy im wartość moralną, dopóty
własność stanowi potężną więź społeczną na tle cywilizacji łacińskiej;
gdy tę wartość utracą i ograniczone zostaną do wartości handlowej,
rozprzęgnie się ta więź. Niebezpieczeństw tego rodzaju jest więcej,
toteż społeczeństwo przemienia się stopniowo na wielkie sterty drobnych
ziarn piasku, sterty zależne od wiatru. Więź cywilizacji łacińskiej
staje się coraz bardziej iluzoryczna, a na luki wkracza wszędzie
tryumfalnie cywilizacja żydowska. Niestety, wypada do niej zaliczać
coraz liczniejszych zażydzonych chrześcijan i Polaków.
Fundamentem każdej cywilizacji jest
trójprawo, tj. prawo familijne, majątkowe i spadkowe. Związek tego
trojga praw jest jak najściślejszy i zależność wzajemna, ciągła,
wchodząca nawet w drobne szczegóły. Wszelkie, choćby najlżejsze,
naruszenie rodzimego trójprawa, niesie uszczerbek rodzimej cywilizacji, a
w szczerbę czy wyłom wkracza natychmiast cywilizacja inna, obca, a
współzawodnicząca. Longum esset enumerare, ile naszych urządzeń
ekonomicznych świadczy o zażydzeniu. Czy na Żydów będziemy zganiali winę
tego stanu rzeczy? Czy nie nakładaliśmy i nie nakładamy tego jarzma na
siebie całkiem dobrowolnie? Czy brak między nami takich, którzy czynią
to z zapałem? Żydowskiemu pojęciu o majątku, przesączającemu się coraz
głębiej do naszych głów, towarzyszy także żydowskie pojęcie o handlu.
Dla nas Polaków, jest to najniebezpieczniejsze zażydzenie. My, Polacy,
zginiemy marnie, jeżeli nie wyzbędziemy się niechęci do zajęć
handlowych. Jakżeż walczyć z nią, skoro ona pochodzi po większej części z
poczucia moralnego, jakkolwiek mylnego. Ponieważ uważamy handel za
spekulację, ponieważ identyfikujemy jedno z drugim, wyniknęło z tego
rozpowszechnione zapatrywanie, jakoby handel polegał na szachrajstwie. W
tym przyczyna, że ogół młodzieży polskiej brzydzi się handlem.
Młodzieniec, nakłaniany by zamiast urzędniczej „kariery” chwycił się
handlu, odpowiada z dwuznacznym uśmiechem, że do tego trzeba mieć
„specjalną naturę”. Nie powie, że nie posiada odpowiednich zdolności lub
zamiłowania, lecz oświadcza z poczuciem wyższości, że nie ma tej
„natury”. Tymczasem rzeczywistość jest zgoła odmienna. Handel polega
bowiem na zaufaniu i jest wyborną szkołą dokładności, punktualności,
rzetelności, ścisłości w rachunkach, solidności, prawdomówności (kupiec
zamilczy, lecz nie skłamie), przewidywania, zapobiegliwości, pomocy
wzajemnej, solidarności i w ogóle szeregu tych przymiotów męskich, na
których opiera się „potęga Albionu”. U nas panują o tym pojęcia jak
najfałszywsze, czerpane z żydostwa. Doskonale określił tę dziedzinę
Sombart: Inny jest obyczaj kupiecki żydowski, a inny w chrześcijańskich
społeczeństwach kupieckich. „Walka kupców żydowskich i chrześcijańskich
jest walką dwóch poglądów na świat, albo najmniej dwóch zasadniczo
odmiennych kierunków gospodarczych. Chrześcijański pogląd polega na tym,
że „środkiem ciężkości interesów gospodarczych jest człowiek i ta
właśnie idea przewodnia panowała nad myślą i czynem”; toteż
„chrześcijańskie życie zarobkowe starej doby było ustawicznie normowane
przez względy etycznej natury”.
Prawdziwy, rzetelny kupiec, nie tylko
nie uprawia spekulacji, lecz wystrzega się jej, jak ognia. Firma,
przechodzić mająca na synów i wnuki, nie może być ryzykancka. Handel
żydowski zepsuty jest co do tego dwiema cechami żydostwa w golusie.
Jedną z nich stanowi usposobienie skłonne do prowizoryczności. Jeżeli
spostrzeżono, to nawet na domach sefardim salonickich, że nie mieszczą w
sobie pierwiastka trwałości, cóż dopiero w sklepach aszkenazim. Z
reguły jest on zawsze gotów do przeniesienia, do zmiany towaru, zmiany
właściciela, a nawet do zamknięcia. Są to przedsiębiorstwa jakoby
prowizoryczne. (Przyznaję chętnie, że nie brak wyjątków, zwłaszcza wśród
Litwaków).
Trudno jednak orzec, czy pierwsze
miejsce pomiędzy prądami zażydzającymi życie zbiorowe naszej cywilizacji
łacińskiej należy się socjalizmowi, czy raczej nie wolnomularstwu.
Należałoby mu się pierwszeństwo „i z wieku i z urzędu”. Masoneria
starsza jest od socjalizmu, a nikt nie przypuści, by socjalistyczne
wydziały rządzące miały kierować masonerią; raczej jest przeciwnie. O
wolnomularstwie spisano całą bibliotekę, my zaś możemy się poszczycić
pierwszorzędnym dziełem Morawskiego. (Choćby grzeszyło tu i ówdzie pewną
przesadą i skłonnością do „zapędzania się”, nie przestaje jednak być
pierwszorzędnym). O genezę „lóż” można by się spierać. Mnie wydaje się
masoneria być pochodzenia żydowskiego, bo jakżeż inaczej wytłumaczyć
sobie tam „poszukiwanie słowa zaginionego” i szereg ich rytów? Zażydziła
się od samego początku znaczna ilość gojów, próbujących współpracy z
Żydami, aż oni sami uznali, że dla powodzenia masonerii lepiej będzie,
jeżeli Żydzi pozakładają loże osobne. We Frankfurcie n/M. była osobna
loża żydowska już w roku 1828. Dopiero w 15 lat potem powstała w Nowym
Yorku w 1843 roku organizacja „Bnai-Brith”, rozszerzona, za naszych dni
aż do … Krakowa. Obok tego (a może skutkiem tego) liczne loże dawniejsze
zamieniły się na „mieszane”, dopuszczające Żydów na członków, nie chcąc
ich tracić. W tych Żydzi wodzą rej. Wytworzyły się zaś wprawdzie loże
nie przyjmujące Żydów, z pewnym antysemityzmem towarzyskim, lecz dowodzi
to tylko powierzchowności, gdyż myśl tych „antysemickich” masonów,
zażydzona od początku, nigdy zażydzona być nie przestała, żadne
wolnomularstwo nie może być zasadniczo sprzeczne z żydostwem. Ponieważ
zaś zasadniczym celem całej tej organizacji, wszystkich a wszystkich jej
odmian, jest zwalczanie Kościoła katolickiego, jakżeż miałaby
rezygnować ze współpracy z żywiołem, pałającym tym samym celem? Obecnie
zaś wolnomularstwo uległo całkowicie wpływom żydowskim. Czyż na samym
początku „wtajemniczania”, tj. pozyskiwania członków, nie stoi kwestia
żydowska? Czyż adept nie musi być przede wszystkim judeofilem? Obecne
wolnomularstwo należy do cywilizacji żydowskiej tak samo, jak socjalizm i
komunizm. Według wszelkiego prawdopodobieństwa, najwyższa władza
masońska jest zarazem rządem żydowskim. Wyliczać, na jakie dziedziny
naszego życia wpłynęło już zażydzenie? Ależ trzeba by na to osobnego
tomu. Dotykam ledwie niektórych dziedzin, mniej znanych i mylnie
określanych. Muszę się skracać a skracam się tak dalece, iż pomijam
sprawę o zażydzenie dziennikarstwa i literatury, bo o tym w ostatnim
czasie pisano niemało, są to więc rzeczy wiadome. Wiemy też wszyscy, że
wyrzucono z gimnazjów Krasińskiego, ale wsadzono Tuwima itp. Zrobiła to
piłsudczyzna. W zamian za „Nie-boską”, za „Prześwit” i „Psalmy
przyszłości” obdarzono gimnazja czymś, co Zygmunt Wasilewski słusznie
nazwał „wampiryzmem poezji semickiej” i „kulturą wyobraźni rzezaka”.
Celują w tym Helena Mordkiewiczówna, R. Brandstätter, Anatol Stern a
Tuwim jest istotnym hersztem grupy. Za granicą rozpoczęli Żydzi kierować
literaturą wcześniej, niż u nas. Powiedziano, że gdyby byli opanowali
krytykę literacką w Niemczech jeszcze nieco wcześniej, naczelnym poetą
niemieckim nie byłby Goethe, lecz Heine. Warto przypomnieć, że
Przybyszewski pisał o Strindbergu, jako utrzymywali go Żydzi :
„Sellgsohnowie, Kantorowicze, Roetnerowie, familie Aschów i Goldbergów”.
Pospieszając i skracając, nie mogę
jednak pominąć tu jednego pola, tej rozległej sprawy: Zażydzani jesteśmy
w ujmowaniu stosunków płciowych. Starozakonna zmysłowość rzuciła się na
„narody”. Wyrzekali na to starożytni Rzymianie, ale w wieku XIX sprawy
zaszły jeszcze dalej. Nie o to rzecz idzie, że pornografia jest także u
Żydów, lecz o to, że jest u nich jakby na honorowym miejscu; jawna,
głośna, wszędobylska, natrętna i pełna roszczeń do wszelkiego …
równouprawnienia. Nikt tak pornografii nie lubi, jak Żydzi. Ważniejsza
atoli jest inna okoliczność, mianowicie że u nich uchodzi za coś
zupełnie naturalnego wiele takich spraw i sprawek, które w każdej innej
ze współczesnych cywilizacji uchodzą już za pornografię. Żyd porządny,
całkiem normalny człowiek, zdumiewa się często, że my uważamy coś za
pornograficzne, co jego zdaniem wcale takim nie jest. Często ta
odmienność pojęć bywa rażąca. Wszakżeż zdarzyło się, że w roku 1923
prokuratura węgierska skonfiskowała madiarskie tłumaczenie Talmudu, za
„zamach na obyczaje i za pornografię” a są to dla Żydów księgi święte
obok Biblii, dla niektórych nawet ponad Biblię. Do płciowych nadużyć
Żydzi są o wiele skłonniejsi od Europejczyków, a dziwna łagodność
naszych praw wobec najgorszych nawet nadużyć staje się fatalną szkołą
dla „gojów” i zażydza ich coraz bardziej. Np. dnia 25 sierpnia 1931
stawał przed sądem krakowskim Benjamin Redner, Żyd 27-letni, pod
zarzutem czynów nierządnych wobec dwóch dziewczynek, jednej
dziesięcioletniej, drugiej siedmioletniej. Zamiast na szubienicę, został
skazany na dziesięć miesięcy więzienia, bo taka jest w naszym kodeksie
„humanitarna” sprawiedliwość. Nasze prawo cywilne i karne jest w ogóle
grubo zażydzone.(…) Oto wszystko ujęte w jednym zdaniu: Zanieczyszczają
nam same źródła naszej cywilizacji. Ponadto zachodzi atoli coś więcej.
Często, bardzo często, umyślnie uprawiają pornografię wobec gojów
celowo, ażeby nas demoralizować. Specjaliści od tego przesadzają
umyślnie, posuwają się z całą świadomością daleko nawet poza granice
tego, co swawolnemu Żydowi jest dozwolone. Roboty pornograficzne,
przeznaczone dla gojów, stanowią grube wybryki nawet wobec żydowskich
pojęć w tej dziedzinie. Niestety, roboty te są wprost protegowane przez
nasze kodeksy praw i przez nasze przepisy administracyjne. Prawodawstwo
nasze sympatyzuje z szerzeniem tej gangreny, a nasza opinia publiczna?
Kto podejmie walkę w imię (choćby tylko) przyzwoitości, będzie
zakrzyczany o pruderię i … udawanie.
Rzadko kto widzi całą rozległość niebezpieczeństwa. Miesza się
pornografię ze zmysłowością, z samym zmysłem płciowym. Zmysłowość
prawdziwa bynajmniej nie bywa pornograficzna. Pornografią wypacza się
zmysłowość, wprowadzą się w życie czynnik chorobowy a pociągający za
sobą liczne choroby woli. Pogrążając się w pornografii, stajemy się
coraz większymi … niedołęgami. Charaktery wiotczeją, a na miejsce celów
życia wstępują zachcianki. Nie ma mowy o poważnej kulturze czynu w
społeczeństwie, rozmiłowanym w pornografii. Jak Żydzi lubią deprawować,
pokazało się, kiedy Izrael rządził na Węgrzech, za komunizmu Beli-Kuhna.
Wprowadzono do szkół „poglądowe uświadamianie o stosunkach płciowych”.
Komisarzami ludowymi do wychowania publicznego byli wówczas sami Żydzi.
Mamy z tych czasów wiadomość, pochodząca z autopsji, jako „w sypialniach
pensjonatów dla dziewcząt nocują młodzi nauczyciele Żydzi, żeby się
dziewczęta przyzwyczaiły do obecności mężczyzn. We wspólnych wannach
towarzyszą dziewczynkom studenci medycyny Żydzi, w celu wyszydzania ich
„niepotrzebnej” wstydliwości. Wykształcenie seksualne idzie za tym”.
Doprawdy, nie darmo Tacyt nazwał ich „proiectissima ad libidinem gens”.
Co zrobiono z kobiety w bolszewizmie,
wiadomo. Wspólność kobiet, proklamowano często, w niektórych miastach
bywały nawet ponumerowane. Orgie komisarzy opisywane były we wszystkich
językach, a wyjątkowo tylko zdarza się komisarz nieżydowski. Pornografię
podniesiono do zasady rządowej, aż tego w końcu nawet Stalinom było za
dużo. Deptano kobiecość często pod pozorami, że się chce podnieść ich
„godność ludzką i obywatelską”, udzielając im swobody i wolności; ale
też zmuszając je często do tej „wolności”. Wprowadzono wiele z prawa
żydowskiego; między innymi także co do używania nazwisk: W bolszewickiej
Rosji może żona pozostawić sobie nazwisko panieńskie, lub przybrać
mężowskie, albo też nosić nazwiska oba, jako nazwisko podwójne. Nie
koniec na tym: mąż może przybrać sobie nazwisko żony, albo nosić
podwójne, bo „równe prawo dla wszystkich”. Wszystko to pochodzi z
obyczaju Żydowskiego. Żydowszczyzna ta spodobała się Polakom i roi się
też u nas od nazwisk niewieścich podwójnych, przybieranych całkiem
samowolnie. Właściwie należało by każdej takiej wytaczać proces o
fałszerstwo dokumentów. (W heraldyce nazwisko podwójne noszą bastardzi.
Po polsku mówi się zaś i pisze: „Katarzyna z Dalińskich Józefowa
Falińska”. Nazwisko Dalińska-Falińska oznacza pochodzenie z nieprawego
łoża jakiegoś Dalińskiego lub jakiejś Falińskiej).
Niejeden wzruszy może ramionami, że się
zastanawiam nad takim „drobiazgiem”. Jest ich więcej, jest ich nie mało,
a widzi się dopiero na nich, jak dalece jesteśmy zażydzeni. Przyjęte
powszechnie „skróty” nazw instytucji stanowią małpowanie żydowskiego
zwyczaju, powszechnego u nich już w pierwszej połowie wieków średnich.
Zapewne skróty takie nieraz są pożądane i tworzyliśmy je sami, lecz inną
metodą. Np. zamiast wygłaszać cały tytuł instytucji: Towarzystwo
Wzajemnych Ubezpieczeń w Krakowie pod wezwaniem Św. Floriana – mówiło
się zawsze krótko „Florianka”, i wiedziano doskonale w całej Polsce, co
to znaczy. (Nie ma w tym żadnego związku z dzisiejszą „Florianka”.
Dzieje zażydzenia tej wielkiej instytucji, wydanej po prostu Żydom przez
polskie władze z całym w ogóle przemysłem ubezpieczeniowym w całej
Polsce, wołają wielkim głosem o dokładne opracowanie). Żydowską metodą
nazywało by się to stowarzyszenie „twuk” (TWUK). Istniał w mowie
potocznej szereg takich skrótów, dostosowanych do samej rzeczy,
usprawiedliwionych jakimś szczegółem itp. Tworzenie nowych wyrazów,
cudacznych, metodą jakby akrostychową, nie dopomaga pamięci, lecz ją
obarcza, zwłaszcza, że mnożą się te cudactwa bez końca. Coraz częściej
zdarza się, że widząc w gazecie grupę zagadkowych liter, nie wiemy
zgoła, o czym mowa. Niedługo trzeba będzie wydać do pomocy jaki
słowniczek skrótów, ile razy spotkamy się z takim ABCDem (abcdem),
przypomnimy sobie o dobrowolnym zażydzeniu. Widać je, bo narzuca się
wzrokowi przy każdej przechadzce po mieście. Nowe wywieszki sklepowe
sławetnych naszych kupców i majstrów podają ich nazwiska, pisane małymi
literami. Moda … żydowska, gdyż w abecadle hebrajskim nie ma dużych
liter.
Takie „drobiazgi” działają, jak „odkrywki geologiczne”,
naprowadzając na ślady prawdziwego stanu rzeczy. Im więcej takich
rzekomych drobiazgów, tym gorszy los całości. Owe drobiazgi układają się
obok siebie i tworzą stopniowo płaszczyznę coraz większą.
Na jej tle coraz łatwiej zażydzać się
wcale nie drobiazgami: np. czy zdaje sobie kto sprawę z tego, że
obowiązujący w Polsce sposób mianowania głowy państwa wcale nie jest
polskim, lecz żydowskim? Trzeba by osobnej a obszernej pracy, żeby
wykazać, jakie ustawy i przepisy pochodzą z ducha cywilizacji żydowskiej
i wzmagają nasze zażydzenie. Trzeba cywilizacyjnej rewizji naszej
konstytucji, administracji i naszych kodeksów. Trzeba by odżydzić
panującego w naszych czasach ducha publicznego, a to znaczy wyrzec się
ekskluzywizmu intelektualnego. W zagadnieniu zażydzenia i odżydzenia
mieści się zmaganie się cywilizacji. (…) Pomysły jakiejś „syntezy
religijnej” żydostwa z chrześcijaństwem są po prostu urojeniem. Pisarze
żydowscy, dotykający tego tematu, pojmują też tę sprawę bardzo
jednostronnie: przyświeca im myśl o zażydzeniu. Być może, że była
objawem dobrej woli „misja barbikańska”, ciekawe dążenie do syntezy
żydowsko-chrześcijańskiej. Kierunek ten pochodzi od wychrzty nazwiskiem
Warszawski, który pochodził z Polski a przebywał w Londynie i tam ową
„misję” założył w roku 1886; organizował ją zaś Lifszyc, również z
Polski przybyły Żyd. Czy Warszawski chrzcił się jeszcze w Polsce, czy
dopiero w Londynie i w jakim wyznaniu, tego nie wiem. Już po odzyskaniu
niepodległości wszczęli „barbikanie” agitację we wschodnich
województwach i podobno mają już dwie gminy: w Białymstoku i w Równem.
Ci wychrzci, nawracający Żydów, obmyślili własną „syntezę” religijną.
Uważają podobno tak katolicyzm jako też prawosławie, za bałwochwalstwo;
przypuszczać należało by tedy, że odrzucają kult świętych i cześć
obrazów i że bliżsi są protestantyzmowi; być więc może, że mamy do
czynienia z wpływami którejś z licznych sekt angielskich. Podobno
twierdzą też, jako „czyste” chrześcijaństwo należy się przede wszystkim
Żydom, jako narodowi wybranemu. Barbikanizm mieści więc w sobie pomysły,
zmierzające do zażydzenia Kościoła.
Zażydzenie Kościoła byłoby szczytem
tryumfów Izraela. (…) Jeszcze dosadniejszego przykładu wyzyskania
Kościoła przez Żydów dostarczyło stowarzyszenie międzynarodowe, złożone z
samych kapłanów katolickich, pod nazwą: „Amici Israel”. Organizacja ta
rozwijała się wspaniale (sama szybkość rozwoju pobudza do
zastanowienia), lecz po dwóch zaledwie latach istnienia Ojciec Św.
rozwiązał ją. Krążyło o tym niemało domysłów. Informacji o samym
stowarzyszeniu udzielił u nas ks. kanonik Jan Korzonkiewicz w artykule
podpisanym całym nazwiskiem a umieszczonym w numerze 110 „Głosu Narodu” z
roku 1928. Informacje te są ważne, a ponieważ artykuły zamieszczane w
dziennikach giną zazwyczaj bez śladu, przepisuję tu ten artykuł niemal w
całości, opuszczając tylko cytaty Pisma Św. W dniu 24 lutego 1926 r. w
Rzymie zostało założone międzynarodowe stowarzyszenie kapłanów pod nazwą
„Amici Izrael”. Założycielem był ks. dr Antoni van Asseldonk,
prokurator generalny Zakonu św. Krzyża, rodowity Holender, człowiek
niezwykle wykształcony, władający szeregiem języków, uprzejmy i skromny,
a przy tym wpływowy i cieszący się bardzo rozległymi stosunkami, nade
wszystko zaś wzorowy kapłan. Zwiedziwszy Polskę, Rumunię, Austrię i
Węgry, zetknął się on tam ze sferami żydowskimi. Przystąpienie
Asseldonka do zakładania stowarzyszenia „Amici Israel”, spotkało się z
niechęcią ze strony wielu księży za granicą. W samym Rzymie poczynania
jego przywitano natomiast przychylnie, a Ojciec św. Pius XI nawet
udzielił mu swego błogosławieństwa.„Międzynarodowe to stowarzyszenie, do
którego mogli należeć tylko księża, założyło swoją siedzibę w Rzymie w
dzielnicy 18, przy via di Monte Tarpeo 54. Prezesem był opat
benedyktyński, B. Gariader, jego zastępcą Don Vedustus Vanneufyille,
kanonik kapituły laterańskiej. Sekretariat generalny, a zatem główny
ciężar pracy, objął sam ks. dr Van Asseldonk. Do rady nadzorczej
należeli tacy mężowie, jak znany dominikanin Garrigou-Lagrange, profesor
Collegium Angelicum, redemptorysta Korneliusz Damen, prof. teologii w
„Propagandzie”, O. Himmelreich, sekretarz generała Franciszkanów i
kanonik Karol Chuard w Rzymie. Pierwszym protektorem był kardynał van
Rossum, drugim kardynał Frühwirth. Poza Rzymem zgłoszenia na członków
przyjmowało biuro w Monachium, Pfandhausstrasse I. Stałych składek nie
ściągano od członków: na pokrycie kosztów przyjmowano dobrowolne datki.
Do kwietnia 1927 roku do stowarzyszenia
zapisało się 18 kardynałów, około 20 arcybiskupów i biskupów i coś około
2.000 księży rozmaitych krajów. Między zapisanymi członkami byli
kardynałowie : Bonzano, Casanova v. Casol, Faulhaber (arcybiskup
monachijski), Frühwirth (były nuncjusz w Monachium i poprzednik
kardynała Lauri’ego na stanowisku wielkiego penitencjonarza), Gasparri
(krewniak kardynała-sekretarza stanu), Gasquet, Kakowski, Laurenti,
Lucidi, Maurin (arcbp lugduński), Merry del Val (dawniejszy sekretarz
stanu Piusa X), Perosi, Pompili, Raconesi, van Rossum (prefekt
„Propagandy”), Schulte (arcbp koloński) i Tosi. Nadto przystąpiło ośmiu
generałów zakonów, cały episkopat holenderski i wszystek kler Finlandii.
Stowarzyszenie zostało kanonicznie zaprowadzone w archidiecezji
rzymskiej i w niemieckich diecezjach: Eichstadt, Kolonia, Moguncja,
Monachium i Osnabrück; w austriackich diecezjach: Celowiec i Salzburg;
węgierskich: Esztergom i Vacz; w jugosłowiańskich: Maribor, Mostar,
Prizren, Raguza, Ścibenik i Veglia; w polskich: Łomża, Lwów, Siedlce,
Stanisławów (tam nie ma biskupstwa rzymsko-katolickiego, tylko unickie –
uwaga F.K.) i Warszawa; w rumuńskiej diecezji Transylvania; w
północnoamerykańskich: Aleksandra, Cincinati, Pittsburg, Sioux Falls;
nadto w Chinach, w Japonii i licznych krajach misyjnych, podlegających
władzy kardynała van Rossum. „Myślą, która ożywiać miała to
stowarzyszenie, była myśl misyjna. Celem jego było zjednoczenie żydostwa
z Kościołem katolickim. (Tak, a nie inaczej określa cel stowarzyszenia
dr C.A. Kaufman, redaktor miesięcznika apolegetycznego pt. „Der Fels” w
Frankfurcie n/M., któremu te dane zawdzięczam: „W jednej ze swoich odezw
„Amici Izrael” tak pisali: „Już jesteśmy świadkami wydarzeń na całym
świecie, świadczących, że łaska Boża zaczyna działać wśród Żydów; jedni
bowiem już są nawróceni, drudzy są w drodze do „Damaszku” i szukają
Ananiasza, tj. naszej miłości i czynnej pomocy od kapłanów
Chrystusowych. Dlatego winniśmy spieszyć na tę drogę do Damaszku, aby
ich tam spotkać, przyspieszyć godzinę łaski i także ich połączyć z
Sercem Jezusowym i Jego Ciałem; wszak oni są ze krwi Jego”.
Jednak „Amici Israel” mieli nie narzucać
się Żydom z pracą misyjną, nie uprawiać prozelityzmu i nie namawiać ich
do przyjęcia chrześcijaństwa, lecz sprawę tę chcieli zostawić Panu
Bogu, uważając, że jest to sprawa łaski Bożej w pierwszym rzędzie.
Dlatego mieli oni modlić się za lud izraelski. Co więcej, „Amici” mieli
samych siebie ofiarować Bogu za Izraela, oraz mieli dbać o to, żeby
przez należyte spełnianie swoich obowiązków kapłańskich zachęcać Żydów
do naśladowania, za przykładem św. Pawła” „Przede wszystkim „Amici”
mieli starać się o to, żeby się okazać prawdziwymi przyjaciółmi narodu
żydowskiego, podobnie jak Apostoł, okazując im szacunek i miłość.
Zwłaszcza zaś mieli unikać niesprawiedliwego i niechrześcijańskiego
antysemityzmu, który się szerzy w ostatnich szczególnie czasach”. „Amici
Israel” rozwijali bardzo ruchliwą propagandę i umieli wyzyskać każdą
sposobność, żeby popularyzować swoje zamierzenia. I tak – żeby tylko
jeden przytoczyć przykład – kiedy w październiku ub. roku w Monachium
pod protektoratem ks. Kardynała Faulhabera odbywał się kurs
homiletyczny, stowarzyszenie to rozrzuciło między uczestników swoje
odezwy i potrafiło także wyzyskać to, że ks. kardynał, który był głównym
prelegentem, w jednym ze swych referatów publicznie poruszył sprawę
stosunków kaznodziei do antysemityzmu, i uczynił wzmiankę o
stowarzyszeniu „Amici Israel”. Tyle informacji ks. kan. Korzonkiewicza,
kapłana uczonego, zażywającego jak największej powagi.
Nasuwa się wniosek, że istotnym celem
towarzystwa była walka z antysemityzmem, a wszystkie inne tylko ponętą.
Nie trudno o chrześcijańskie argumenty przeciwko antysemityzmowi,
zwłaszcza w krajach, w których niewiele wiadomo o Żydach. „Amici Israel”
widocznie tyle tylko wiedzieli o nich, że Żydzi są materiałem na
neofitów i nic więcej; zresztą nic więcej ich nie obchodziło. Nawiasem
dodajmy, że nie mamy czego żałować owego „for”. Antysemityzm krwawy, i w
ogóle kierowany złością samą i nienawiścią istnieje już lat półtrzecia
tysiąca. Nie zdał się widocznie na nic, skoro dotychczas sytuacja jest
taka sama. Wracając do głównego łożyska naszego tematu, musimy zdać
sobie sprawę, że największe niebezpieczeństwo zażydzenia kryje się w
„ideale” rzekomej syntezy religijnej. Synteza taka, to absurd, urojenie:
wszelkie zaś prace około tego urojenia wyjść muszą na niekorzyść
katolicyzmu i cywilizacji łacińskiej, a na korzyć cywilizacji
żydowskiej.
prof. Feliks Koneczny