Daleki jestem od tego, by Polskę uznać za główny cel koronawirusowego
desantu. Bez wątpienia mamy tu do czynienia z początkiem urealniania
takich globalistycznych porządków, na które do tej pory natrafialiśmy
wyłącznie w fabułach filmów science-fiction. Tak, melodia, którą od
kilkunastu dni wygrywają nam polskojęzyczne media, to uwertura do
zniewolenia, a jednym głównych kierunków natarcia jest pieniądz
gotówkowy. Jego wyeliminowanie oznaczać będzie pełne monitorowanie
każdej aktywności i szybką pacyfikację
wszelkich działań ocenianych przez System jako potencjalnie szkodliwe.
Bez możliwości przekazywania gotówki z ręki do ręki nie powstanie żadna
poważna antysystemowa konspiracja. Zresztą zagrożeń związanych z
monopolem pieniądza elektronicznego jest dużo więcej. Nie o nich jednak
chciałem dziś napisać.
Obserwując facebookowe wątki zauważam, że zdominowane zostały one przez
tematykę naturalistyczną. Gros moich znajomych pisze głównie o zdrowiu,
przetrwaniu, jedzeniu, uciążliwościach życia. Polityka zeszła na plan
dalszy. Koronawirus skutecznie wystudził nasze głowy i kto by tam dziś, w
obliczu zagrożenia katarem i kaszlem, przejmował się niedawną
donkiszoterią Krzysztofa Tytki czy - choćby moimi - przestrogami przed
zakusami syjonistycznymi! Kolejny raz okazało się, że zdecydowana
większość z nas to elektorat partii "gorącej zupy i ciepłego
kaloryfera". Wystarczy realne zagrożenie utraty któregoś z tych
atrybutów, by przestało nas obchodzić wszystko, co bezpośrednio zdaje
się nas nie dotyczyć. Źle nam to wróży.