Nad
Wisłą już po pierwszej turze wyborów prezydenckich. Jak wiadomo nie
należę do grona głosujących. Prawdę mówiąc, brzydzę się wszystkim co z
tym związane. Faktycznie, wycieczka do urny wyborczej może wpłynąć na
zmianę osoby Prezydenta. Ale co z tego? Zwyczajowo już, nowy prezydent
wszystkie swoje deklaracje i obietnice (tak naprawdę mało znaczące)
odłoży do lamusa. System demokratyczny jest systemem miernot bez
kręgosłupa. Nazwa partii, głoszone slogany, przysięgi, prawica czy
lewica (centrum?), wszystko to o przysłowiowy kant można potłuc.
Redaktor Naczelny ujął to kiedyś dosadnie – Demokracja jest warsztatem duchowej prostytucji.
Ale
nie o tym tutaj. W zaistniałej sytuacji Polakom, pozostał drugo-turowy
wybór pomiędzy panami Dudą i Trzaskowskim. W związku z tym, coraz
częściej można usłyszeć i przeczytać, wśród konfederatów w szczególności
i katolików w ogóle, o wybraniu mniejszego zła podczas następnego
głosowania. Cóż to takiego pytam? To enigmatyczne mniejsze zło? Ponoć to
jakaś uniwersalna moralna zasada, która głosi, że gdy jest się
zmuszonym do czegoś, a nie istnieje opcja dokonania wyboru dobra, to
można wybrać „mniejsze zło”. I to wyrażenie jest najczęściej używane w
polityce wyborczej. O owej “zasadzie” dudnią i trzaskają nawet poważni
katoliccy i konserwatywni publicyści i komentatorzy. Może to być
objawieniem dla pragmatyków politycznych, ale katolicy nie mogą wybierać
żadnego zła. Koniec – kropka.
Poważnym
problemem jest jednak to, że ta „zasada”, najwyraźniej stała się
stanowiącą częścią naszego narodowego leksykonu etyki politycznej.
Jednak o ile się nie mylę ma ona swoje początki w amerykańskiej polityce
zagranicznej okresu zimnej wojny. Niezależnie jednak od źródła, maksyma
ta nie jest katolicka. Być nią nie może.
W katolickiej teologii moralnej istnieje tzw. zasada podwójnego skutku
– która w pewnych jasno określonych warunkach pozwala nam dokonać
czynu, który może mieć zarówno efekt pozytywny (dobry), jak i negatywny
(zły), ale w systemie katolickim nie ma żadnej możliwości bezpośredniego wybierania zła.
Zasadę
podwójnego efektu można krótko przedstawić w następujący sposób. Po
pierwsze – czyn którego jest on efektem, musi być dobry lub neutralny.
Po drugie, efekt pozytywny tego czynu, nie może być pochodnym efektu
negatywnego. Po trzecie, dobry, a nie zły skutek musi być bezpośrednio
zamierzonym przez osobę dokonującą tegoż czynu . I po czwarte, pomiędzy
dobrym a złym efektem tegoż czynu musi istnieć odpowiednia
proporcjonalność (tzn. dobro musi przeważać nad złem).
Zasada
ta, dotyczy całego spektrum moralności katolickiej, ale w
szczególności obszarów doktryny wojny i etyki medycznej. Dla przykładu,
ciąża pozamaciczna, która jako komplikacja medyczna wiąże się z dużym
niebezpieczeństwem dla życia matki. Jeśli nie ma możliwości uratowania
dziecka, moralność katolicka dopuszcza zabieg medyczny ratujący życie
matki. Ów zabieg, którego ubocznym, niepożądanym skutkiem jest śmierć
dziecka , jest podręcznikowym przykładem podwójnego skutku. Wróćmy
jednak do polityki. Podstawowe pytanie brzmi: co stanowi zło moralne w
polityce wyborczej? Lub odwrotnie, co jest dobrem moralnym w korzystaniu
z naszego prawa obywatelskiego do głosowania?
Spróbujmy
odpowiedzieć na te pytania. Dla Greków polityka, podobnie jak ekonomia,
była częścią nauki o etyce. Ich tradycję kontynuowali myśliciele
scholastyczni. Polityka to sztuka i nauka zarządzania społeczeństwem.
Jest to nauka „normatywna”, ponieważ polityk powinien dążyć do dobrego i
słusznego rządzenia społeczeństwem. Nauki normatywne, takie jak logika i
estetyka, starają się ustalić właściwy sposób ludzkiego działania.
Możemy je porównać z „naukami opisowymi”, które badają rzeczywisty stan
rzeczy. Pokazowo: normatywna nauka etyki mówi nam, jak ludzie powinni
się zachowywać, podczas gdy nauki opisowe psychologii behawioralnej lub
kryminologii badają, jak ludzie postępują w rzeczywistości. Ponieważ
polityka stanowi część etyki, jej zasady muszą być spójne z całością
właściwego zachowywania się. W odpowiedzi zatem możemy orzec że: złem
moralnym jest wspierać kandydata, którego platforma wyborcza postuluje
wbrew prawu naturalnemu. Czyli, dobrem moralnym w głosowaniu jest
wspieranie tego, kto działa na rzecz przestrzegania prawa naturalnego.
Proponuję
kilka spostrzeżeń dla biorących udział w wyborczej hucpie. Kilka
praktycznych wskazówek na temat tego, co z katolicko – etycznego punktu
widzenia stanowi dobrego kandydata:
1. Sprzeciw wobec aborcji. Kompletnie zgodny z nauką Kościoła katolickiego.
2. Ochrona praw rodzicielskich,
także w kwestii edukacji dzieci. Ma to na celu ochronę rodziny, która
jest budulcem państwa. Państwo jest „społeczeństwem doskonałym” (takim,
które ma do dyspozycji wszystkie środki do osiągnięcia swoich celów),
ale rodzina jest społeczeństwem ważniejszym i bardziej fundamentalnym.
Atakując rodzinę, atakujesz państwo, cały porządek społeczny, a nawet
samego Boga, który dał nam rodzinę.
3. Polityka obronna ojczyzny.
Obrona granic, zapewnienie poczucia optymalnego bezpieczeństwa. Rozwój
niezależnych sił zbrojnych. Jest to boski obowiązek władców narodów.
4. Zaprzestanie brania czynnego udziału, jak również potępianie (na forach międzynarodowych) wojen niesprawiedliwych.
(Przez to nie mam na myśli, że powinniście głosować na pacyfistę.
Pacyfizm nie jest chrześcijański). Doktryna o wojnie sprawiedliwej jest
czymś więcej niż „teorią akademicką”. To część doktryny katolickiej.
Postępować w sposób chrześcijański, to m.in nie toczyć wojen
niesprawiedliwych.
5. Zachowywanie praworządności.
Papież Leon XIII uznał, że praworządność chroni Kościół w łonie państwa
nowoczesnego. W czasach pełzającego etatyzmu, globalizmu i rządowej
uzurpacji prerogatyw Kościoła, katolicy – którzy zawsze przestrzegali
praworządności – powinni zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby była ona
zachowana.
Jeżeli
już musicie głosować, to nie głosujcie za „mniejszym złem”, „mniejszym
krętaczem” czy „mniejszym kłamcą”. Dokonajcie logicznego wyboru.
Wybierzcie tego, którego program polityczny, sposób myślenia i dorobek
świadczą o poszanowaniu prawa naturalnego. Ten mały katalog nie jest
bynajmniej wyczerpujący, ale jest to krótka lista zagadnień, które
absolutnie nie pozostawiają miejsca na debatę wśród katolików. Uważam że
powyższe zasady moralno-teologiczne powinny być minimalnymi wskazówkami
dla głosujących.
Szczerze, czy którykolwiek z jedenastu kandydatów wpisuje się w powyższe, podstawowe prynypia? Czy dwu pozostałych?
A
więc, jeśli zasada podwójnego skutku nie pozwoli wam głosować na
nikogo? To nie głosujcie. Żyjemy w czasach totalnej demokracji,
systemie, w którym wasze głosy liczą się tylko w przepychance o stołki,
czy jak kto woli – miejsca u koryta. Nienaruszalne wartości i honor nie
mają z tym systemem nic wspólnego. Partie polityczne i
reprezentujący je, między innymi, kandydaci na fotel prezydencki w swej
istocie stanowią ów system, a więc dlaczego mieliby się z niego
wyłamywać – byłoby to absurdalne. Jak wiadomo, demokracja parlamentarna
bazuje na zaszczepionym przez Rousseau w poetyckiej ekstazie
przekonaniu, iż sędzią najsprawiedliwszym, sędzią najsubtelniejszym,
sędzią mającym możność poznania najdrobniejszych szczegółów i potrzeb,
jest całość mieszkańców danego państwa. Nic głupszego. Dzisiaj, już
każdy chyba rozumie że wśród wyborców zawsze zwyciężały, zwyciężają i
zwyciężać będą sentymenty, jak również najgłupsze i najdziksze
namiętności. Co najgorsze, demokracja parlamentarna przysposobiła się do
tych warunków. Idąc do wyborów, politykier demokrata potrafi łączyć
prawdę z kłamstwem, odwołując się do owych sentymentów i namiętności z
prawdziwym programem poruszającym interesy danego kraju. Demokracja
zatem, nigdy nie poprawi obecnego stanu rzeczy. Powyższy schemat będzie
się wiecznie powtarzać.
Czy politycy nadwiślańscy są w tej dziedzinie wyjątkowi? Bynajmniej.
Boże! Coś Polskę przez tak liczne wieki Otaczał blaskiem potęgi i chwały
I tarczą swojej zasłaniał opieki
Od nieszczęść, które przywalić ją miały
Przed Twe ołtarze zanosim błaganie,
Naszego Króla przywróć nam Panie!
Arkadiusz Jakubczyk