Charakterystyczne,
że tzw. walka z pandemią nie tylko w żaden sposób nie dotyka
poszczególnych punktów dotychczasowej agendy postępowej, ale wręcz służy
ich wzmocnieniu.
I
objawia się to nie tylko tym, że na jednych manifestacjach
prawdopodobieństwo zarażenia się koronawirusem wynosi 100, a na innych
zawsze 0 procent. Oto od strony jak najbardziej praktycznej, w miastach
Zachodu trwa w najlepsze grodzenie i wyłączanie całych kilometrów ulic –
nie, tym razem nie dla (?) rowerzystów i autobusów, ale oczywiście z
powodu zarazy. Żeby umożliwić zachowanie ratującego życie dwumetrowego
dystansu między pieszymi, no i ułatwić im stanie w kolejkach do sklepów.
Co
będzie dalej? Cóż, o związku między COVID-19, a spożywaniem mięsa już
chyba nawet nie ma co wspominać, to kolejna rzecz najzupełniej naukowo
udowodniona. Można by w sumie jeszcze odkryć, że koronawirus przyrasta
dzięki spalaniu węgla oraz w wyniku używania diesli – ale to w sumie też
powinno być już oczywiste.
Reasumując, mamy więc mieć świat
zorganizowany postępowo, bez motoryzacji, bezmięsny, z obowiązkowymi
szczepieniami, z technologią 5G absolutnie niezbędną wobec przeniesienia
niemal całej nieprodukcyjnej części gospodarki do wirtuala i w oparciu
wyłącznie o wirtualny pieniądz. I wszystko WYŁĄCZNIE dla naszego zdrowia i TYLKO z powodu pandemii.
Przepraszam, ale czy to Państwu czegoś nie przypomina?
Nie
wiem, czy ktoś miał to wymyślone od początku, czy tylko umiejętnie
wykorzystuje mechanizm, który zadziałał. Z pewnością jednak wszyscy ci,
którzy wieszczyli odwołanie lub przynajmniej opóźnienie nadejścia Nowego
Wspaniałego Świata – mogą już otworzyć oczy.
Jesteśmy u bram. Nogą za progiem.
Do czego potrzebowaliśmy wampirów?
A
czemu nie stawiono oporu? Sama konstatacja, że ze strachu – jest tylko
połową odpowiedzi. Jakie jest bowiem wewnętrzne źródło tego lęku i tak
wielkiej nań podatności? Ba, okazuje się wszak nie po raz pierwszy w
historii ludzkości, choć faktycznie z niespotykanym dotąd natężeniem, że
społeczeństwa, zwłaszcza syte i niezagrożone bezpośredniości wojną – wcale nie chcą żyć bez strachu.
To znaczy twierdzą, że chcą, ale to oczywista nieprawda. Jak się
okazuje, człowiek nie może istnieć bez tego niepokoju, dreszczyku, który
niegdyś zapewniały ludzkości wampiry i wilkołaki.
Stąd właśnie te wszystkie dziury ozonowe, efekty cieplarniane, epi- i pandemie, terroryzm…
Świat zachodni odrzuca i nie chce przyjąć do wiadomości, że przy
wszystkich swych niesprawiedliwościach i wewnętrznych czynnikach
rozkładu – żyje w strefie (geograficznej i czasowej) względnego
komfortu, wykraczającego poza wszystko, co uzyskano wcześniej w
dziejach. Chce zatem, wręcz domaga się opowieści, że to tylko pozór, że
wróg/klęska są tuż za rogiem – przy czym oczywiście szuka ich nie za
tymi rogami, zza których naprawdę mogą nadejść realne zagrożenia.
Świat
chce także czuć, że nie dostaje tego wszystkiego za nic, za, darmo,
chce opowieści jakie to wyrzeczenia musi ponosić, by swój komfort
utrzymać. Cóż z tego jednak, skoro z prawdziwymi wyrzeczeniami –
powszechnie myli jakieś codzienne absurdalne minikomplikacje, mające dać
alibi: "Proszę, my (to znaczy ty też, nie ma, że nie chcesz!) też poświęcamy się dla klimatu/walki z chorobą/pokonania terroryzmu". Ludzkość zarazem przeczuwa, że żyje w Matrixie, jak i sama go sobie tworzy,
by uśmierzyć swój dekadencki, schyłkowy niepokój, że to wszystko
przecież kiedyś musi p…ć! Opowieści o klimatycznym końcu świata za 10
lat czy pomorze koronawirusowym – są więc tylko echem, przeczuciem
katastrofy. I jak to echo – myli nas skąd przychodzi…
Konduktorzy pociągu postępu
A dokładniej – nadjeżdża, niczym rewolucyjna pancerka Lejby Bronsztejna. Weźmy o to jednostkowy przykład, jeden z wielu mających dziś rangę symbolu. Oto David Starkey – brytyjski historyk, autor poczytnych prac o czasach Tudorów (konsultant także słynnego serialu), noszący zasłużone miano "najmniej uprzejmego dyskutanta"
(jakże mu go zazdroszczę!), faktycznie krzykacz, agresor, hałaśliwy
wróg Pana Boga i gej demonstracyjny – przestał być ulubieńcem
liberalnego salonu. W ostatniej dyskusji o BLM rozdrażniony warknął
bowiem, że "niewolnictwo nie było ludobójstwem! inaczej skąd by się wzięło tylu cholernych czarnych w Afryce i Brytanii?!". Upierał się także, że "o niewolnictwie nie wspominaliśmy dotąd bez przerwy dlatego, żeśmy je znieśli 200 lat temu". W rezultacie niemal cały establishment polityczny, medialny i naukowy UK zajmuje się właśnie potępianiem tych wypowiedzi.
Cóż,
w obecnej sytuacji Zachodu dziwić mogłoby co najwyżej, że Starkey tak
długo się uchował. Czemu jednak warto się zatrzymać na tym przypadku? Bo
to kolejny już raz, gdy nowa fala rewolucyjno-świadomościowa gruchocze bohaterów poprzednich przybojów.
Tak jak feministki bronią się dziś przed gendryst(k)ami – tak oto
wojujący gej i antyklerykał wypada z pociągu postępu, wyrzucany przez
konduktora antyrasizmu!
Poprzednie
doktryny wykonały swoje zadanie, teraz czas na wzmocnienie przekazu
wykorzenienia i praktyki nie tylko nowych narodów, ale i nowej ludzkości. Jednobarwnej, jedno- bo wszechpłciowej, jednoideologicznej, a w efekcie i jednolicie zarządzanej. A najzabawniejsze, że proces to znacznie bardziej… rasistowski od szczególarstwa jakiegoś starego pierdoły. Wszak docelowo
czarna duma będzie zapewne niedozwolna tak samo, jak i biała. I cały
ten transoliwkowy świat będzie już bez żadnej dumy i godności zap…ł w
jednej, wielkiej, szczęśliwej globalnej korporacji.
Z drugiej zaś strony, z faktu, że rewolucja jak zwykle pożera własne
dzieci – nie wynika przecież bynajmniej, by akurat im należało jakoś
szczególnie współczuć…
Wszystkie
te procesy wypada traktować łącznie, tak ze względu na dość ewidentną
wspólną genezę, stosowane metody, jak i cel, do którego nas wiodą: od
makroekonomii – po funkcjonowanie gospodarstwa domowego, od naszych ulic
– po nasze łóżka i stoły, przez naszą pracę – po każdą pozostałą minutę
życia i jej wypełnianie, każdą odmianę przymusu, obowiązku i
przyjemności w najdrobniejszym nawet aspekcie uregulowaną i przykrojoną
według jedynie obowiązującego wzorca.
Jedna
norma. Jedna ideologia, Jedna rasa. Jedna wszechpłeć. Powszechna
organizacja. Totalna inwigilacja. I jedna nad tym wszystkim
korpowszechwładza. Witamy w nowym świecie.
Jest jeszcze wspanialszy niż nam się kiedykolwiek śniło…
Konrad Rękas