O mieszaniu ras i dlaczego Żydom tak na nim zależy.
Obcych ras nie należy wpuszczać do
Polski nie dlatego, że mają za małe IQ (to może być używane jako
argument w przypadku np. Murzynów, ale już nie w przypadku np.
Chińczyków), ale dlatego, że są inni niż my i ich masowe przybycie tutaj
i osiedlenie się byłoby po prostu kolonizacją.
Czy to oznacza, że nienawidzę
przedstawicieli innych ras? Nie! To oznacza po prostu, że chcę, aby
Polska była krajem Polaków, czyli (czy to się komuś podoba, czy nie)
białych ludzi. Oczywiście przynależność do białej rasy nie jest jedyną
cechą narodu polskiego, ale jest jedną z nich, nawet jeśli gdzieś tam na
przestrzeni historii znajdzie się jakiś śniady rodzynek szczerze
spolonizowany.
Trzeba rozróżnić szowinizm od
separatyzmu rasowego. To, że chcę zachowania Polski taką, jaka jest pod
względem rasowym, nie znaczy, że innym rasom życzę źle. Wręcz
przeciwnie, niech im się wiedzie jak najlepiej, ale niech wykuwają swoją
pomyślność we własnych krajach.
Analogicznie – to, że nie zgodziłbym
się, aby kloszardzi z dworca wprowadzili się do mnie do domu, nie
oznacza, że życzę tym ludziom źle, czy ich dehumanizuję.
Druga sprawa: mieszanie ras jest
narzędziem globalizmu, aby zniszczyć narody i państwa, zwłaszcza te
zbudowane przez białego człowieka. Pan X czy Pani Y może sobie nie
wierzyć w znaczenie czy nawet istnienie ras, ale Żydzi, którzy stoją za
globalizmem, wierzą. Istnieją wypowiedzi bardziej i mniej znaczących
Żydów – Morgenthau, Coudenhove-Kalergi, Freud, czy głośne w ostatnich
latach wypowiedzi niejakiej Barbary Spectre i Noela Ignatieva, dostępne w
internecie, w których wprost mówią o konieczności zniszczenia białej
rasy jako jedynego realnego konkurenta Żydów do władzy nad światem lub o
konieczności kolonizowania państw należących do białych ludzi za pomocą
masowej imigracji przedstawicieli innych ras.
Otwieranie państw należących do białych
ludzi na masową imigrację, to oprócz rewolucji seksualnej i
feministycznej, główny postulat na wskroś żydowskiej i zarazem
szowinistycznej Szkoły Frankfurckiej, sfinansowanej przez żydowskich
krezusów oraz czołowe syjonistyczne organizacje żydowskie, a prowadzonej
przez żydowskich intelektualistów; nie jakichś „lewicowców” bez
żydowskiej świadomości, lecz autentycznych nacjonalistów czy wręcz
szowinistów.
To Szkoła Frankfurcka jest
odpowiedzialna za zgniliznę, która zniszczyła naszą cywilizację w
drugiej połowie XX wieku. Zostało to zrobione świadomie przez żydowskich
supremacjonistów, którzy wcale tego nie ukrywali.
Polecam lekturę książki Kevina
MacDonalda „Kultura krytyki”, a zwłaszcza rozdziały: „Szkoła frankfurcka
w socjologii i patologizacja więzi w społeczeństwach nieżydowskich”
oraz „Zaangażowanie Żydów w kształtowanie polityki imigracyjnej USA”,
gdzie, w oparciu głównie o źródła żydowskie jest opisana działalność
Żydów w USA od 2 połowy XIX wieku do 1965 r, kiedy to za pomocą
odpowiedniej ustawy otworzyli USA na oścież dla masowej imigracji, która
sprawiła, że Stany w ciągu zaledwie kilkudziesięciu lat straciły swój
dotychczasowy, euroamerykański charakter.
Jeszcze raz podkreślam: dla Żydów rasa ma znaczenie, co wynika jasno z ich wypowiedzi.
Multikulturalizm nie jest „lewicową
utopią”, jak wielu naiwnych mniema, ale jest przemyślanym narzędziem
niszczenia białego człowieka, niszczenia chrześcijaństwa (czy się to
komuś podoba, czy nie, to biały człowiek był na przestrzeni wieków
rozsadnikiem chrześcijaństwa) i niszczenia suwerennych państw narodowych
na rzecz postulowanego przez Żydów i ich masońskie psy jednego państwa
światowego.
W książce MacDonalda jest przytoczone
określenie syjonisty z USA, niejakiego Bena Wattenberga, który życzy
sobie, aby Amerykanie stali się pierwszym „narodem powszechnym” świata.
Warto tu dodać cytat innego syjonisty z USA, niejakiego Earla Raaba:
„Urząd statystyczny
poinformował, że wkrótce kolorowi czy nie-Europejczycy będą stanowić
mniej więcej połowę ludności Stanów Zjednoczonych. I wszyscy będą
obywatelami amerykańskimi. Przekroczyliśmy granicę, poza która partia
nazistowsko-aryjska nie będzie już mogła zwyciężyć w tym kraju. Od
półwiecza [my, Żydzi] wspieramy amerykańskiego ducha sprzeciwu wobec
dogmatyków. Duch ten nie jest jeszcze w pełni rozwinięty, ale
heterogeniczna natura ludności sprawia, że jego rozwój jest
nieodwracalny – i dzięki temu mamy dziś pewniejsze zapory przed
dogmatyzmem, niż kiedykolwiek przedtem”.
Jak widać z tego cytatu, niszczenie homogeniczności państw białych ludzi służy Żydom jako narzędzie trzymania tych ludzi w ryzach i do kontroli materialnych zasobów ich krajów). Bo jak Euro-Amerykanie mają się teraz zorganizować i odwrócić to, co się stało w 1913 r. i później? W multikulturowym społeczeństwie jest to bardzo, ale to bardzo trudne, jeśli wręcz nie niemożliwe.
Jak widać z tego cytatu, niszczenie homogeniczności państw białych ludzi służy Żydom jako narzędzie trzymania tych ludzi w ryzach i do kontroli materialnych zasobów ich krajów). Bo jak Euro-Amerykanie mają się teraz zorganizować i odwrócić to, co się stało w 1913 r. i później? W multikulturowym społeczeństwie jest to bardzo, ale to bardzo trudne, jeśli wręcz nie niemożliwe.
Tak więc Stany Zjednoczone nadal będą
państwem-własnością Żydów (którzy stanowią zaledwie około półtora
procenta ich populacji) i ich narzędziem dominacji nad resztą świata. A
Euro-Amerykanie będą tylko ich nawozem, tak jak dotychczas.
Izrael Szahak twierdził, że „
historię narodu żydowskiego cechują cykle koniunkturalne, które
polegają na tym, że Żydzi w państwach nie-Żydów zdobywają sobie status,
który polega na tym, że, w różny sposób, doprowadzają do wyniesienia w
takim państwie przychylnych sobie władców lub skorumpowania tamtejszych
elit i przy ich pomocy do nadania sobie takich praw, które pozwalają
eksploatować masy ludzkie tego kraju.”
Jednak zawsze prędzej czy później
dochodzi do tego, że albo pojawia się jakiś władca utożsamiający się z
tymi eksploatowanymi masami, albo te masy wywołują powstanie i wynoszą
do władzy jakiegoś swojego przywódcę i wtedy dochodzi do zemsty na
Żydach, objawiającej się pogromami lub/i wypędzeniami.
Izrael Szahak twierdził, że
żydowskie elity na przestrzeni wieków zdawały sobie sprawę z istnienia
takich cykli koniunkturalnych ich narodu. W wyżej przytoczonym cytacie
widać po prostu, że uszczelniają system. Bo kim są niby ludzie określani
przez Raaba jako „dogmatycy”, jeśli nie potencjalnymi przywódcami
amerykańskiego ruchu wyzwoleńczego?
Pozwolę sobie na jeszcze jeden cytat z książki MacDonalda:
„Istotnie, do najgłębszych
motywów analizowanej w tym studium żydowskiej działalności politycznej i
intelektualnej należy lęk przed antysemityzmem. Svonkin pokazuje, że po
II wojnie światowej „zaniepokojenie” i niepewność nadal trapiły
amerykańskich Żydów, mimo, że antysemityzm najwyraźniej osłabł wtedy tak
znacznie, że stał się zjawiskiem marginalnym. Ale z powodu tych obaw po
1945 roku nadrzędnym celem organizacji żydowskich do spraw relacji z
innymi grupami społecznymi (tzn. Amerykańskiego Komitetu Żydowskiego,
Amerykańskiego Kongresu Żydów i Ligi Przeciwko Zniesławieniu) było (…)
zapobieganie powstaniu w USA reakcyjnego masowego ruchu antysemickiego”.
Piszący w latach siedemdziesiątych
Isaacs przedstawił głębokie poczucie niepewności amerykańskich Żydów i
ich przewrażliwienie na punkcie wszystkiego, co mogłoby się wydawać
przejawem antysemityzmu. Rozmawiając na początku lat siedemdziesiątych
„ze znanymi osobami” o antysemityzmie, pytał: „Czy według Pana/Pani może się to tutaj zdarzyć?”. „Nikomu nie trzeba było tłumaczyć, czym jest owo >>to.