W chwili obecnej wielu mężów stanu
wypowiada pogląd, iż należy przystąpić do ważnej reformy, polegającej na
tym, aby do organizmu państwowego wcielić siły zawodowe, a więc i
związki zawodowe robotnicze, czyli instytucje, ugrupowania broniące
interesów swego zawodu. Konieczność tę uzasadniają oni licznymi
dowodami, które w piśmiennictwie współczesnym wydały już całe tomy
rozpraw naukowych.
I życie coraz mocniej pcha ku tej
reformie. Ewolucja prawa związkowego jest uderzającym faktem;
przedstawia ona szeroką panoramę rozmaitych ustawodawstw w dziedzinie
prawa związkowego, poczynając od wstecznych ustrojów prawnych co do
związków zawodowych, jak Japonia i Bułgaria, a kończąc na ustroju
prawnym związków zawodowych o jedności klasowej, jak w Sowietach,
przechodząc poprzez ustroje prawne związków zawodowych jako ugrupowań
prawa prywatnego we Francji, Wielkiej Brytanii, w Polsce, w Indiach
Angielskich, w Belgii, Szwajcarii, Holandii, Czechosłowacji, w państwach
bałkańskich, w Stanach Zjednoczonych, na Węgrzech, poprzez ustroje
prawne związków zawodowych o jurydycji obowiązkowej pracy, jak Kanada,
Dania, Chiny, Afryka Południowa, Australia, Nowa Zelandia, poprzez
ustroje prawne Izb zawodowych, jak Luksemburg, Jugosławia, poprzez
ustroje prawne związków zawodowych jako współpracowników klasowych, jak
Italia faszystowska, Hiszpania, Niemcy hitlerowskie, Austria, Rumunia.
Już z tego ogólnego rzutu oka widać, jak
różne panują w chwili obecnej doktryny syndykalistyczne, których
wyrazem stały się ustroje prawne związków zawodowych w wymienionych tu
krajach.
(…).
(…).
Artykuł niniejszy ma na celu rzucić
światło na ten zajmujący temat. W pierwszej części wyłoży pogląd
syndykalizmu chrześcijańskiego o wolności związków zawodowych we
współczesnym państwie (…); w drugiej części przedstawi pogląd
socjalistyczny na to zagadnienie; a w zakończeniu poda wnioski, jakie
wyprowadzić by można z zestawienia tych dwóch sprzecznych na daną sprawę
poglądów.
I. Teza syndykalizmu chrześcijańskiego
Syndykaliści chrześcijańscy
kategorycznie odrzucają syndykalizm państwowy taki, jaki wytworzył się
obecnie w krajach o ustroju totalnym; nie dopuszczają wcielenia związków
zawodowych do konstytucji korporacyjnej państwa totalnego; nie wierzą
bowiem w wolność związków zawodowych, nawet ograniczoną, w państwach
typu totalnego – czy będą one krańcowo prawicowe czy krańcowo lewicowe,
czy będą one hitlerowskie, faszystowskie czy komunistyczne.
Bo jakimkolwiek będzie ich pojęcie
ekonomii, wszystkie państwa totalne mają tę samą filozoficzną koncepcję
państwa: wszystko musi być wcielone w ramy państwa, wszystko musi mu być
podporządkowane, cała działalność gospodarcza i społeczna ma być
kierowana ku wyłącznej służbie państwa. Trzeba nabrać przekonania, że
wolność i totalitaryzm pochodzą z pojęć zupełnie różnych, sprzecznych,
nie mogących z sobą współistnieć. Wzajem się one wykluczają.
A przeto zbytecznym, bo niemożliwym
byłoby rozważać jakąś wolność związków zawodowych w ustroju, w którym
konstytucja jest nastawiona na totalitaryzm. Związkowcy chrześcijańscy
są bezwzględnymi przeciwnikami tego systemu.
Ale jest i inna forma organizacji
korporacyjnej, według innego planu zbudowanej, inną koncepcją
przepojonej, godzącej niezbędny ład z koniecznymi wolnościami, włącznie z
wolnością związków zawodowych. O tym to systemie i o stanowisku, jakie w
nim ma zająć ruch zawodowy, wyraźnie wypowiada się syndykalizm
chrześcijański. Uzasadnia on swój pogląd argumentacją, w której wychodzi
najpierw z faktu – ewolucji ekonomii. Według związkowców
chrześcijańskich ewolucja ekonomii jest niezaprzeczonym faktem, bijącym w
oczy. Cały nasz system gospodarczy ulega szybkiej a głębokiej
przemianie, pod mniejszym będącej wpływem postępów maszynizmu, niż
konieczności lepszej organizacji gospodarstwa. Bez przesady powiedzieć
można, że skończył się ustrój nieograniczonej wolności, wolnej
konkurencji, zysku uważanego za jedyny motor działalności gospodarczej.
Nawet najwybitniejsi zwolennicy
liberalizmu gospodarczego od dawna przyjęli formy organizacji
przemysłowej – kartele, trusty, porozumienia, integracje itp., których
celem było ustanowienie pewnych reglamentacji i dyscypliny, a które
podobnie jak wołanie o interwencję państwa np. do dziedziny celnej
stanowią jawne porzucenie doktryny liberalnej. Tworzy się ustrój nowy,
przepojony nowymi ideami – ideami solidaryzmu i dobra ogólnego, dążącymi
do urzeczywistnienia równowagi, lepiej powiedzieć – zgody, harmonii
gospodarczej i społecznej, a w tym celu poddającymi gospodarstwo
zasadzie kierowniczej, władzy, na którą ma spaść zadanie wydawania
regulaminów, porządkujących i regulujących życie gospodarcze i zawodowe.
Reglamentacja ta nie może wyjść od państwa, któremu brak giętkości i
zdolności przystosowywania się, a więc i niezbędnej szybkości
zastosowywania się do wymagań nieskończenie rozmaitych, do odcinków
gospodarstwa, którego złożoności i ruchliwości nie potrzeba tu
przypominać.
Dlatego to rolą państwa nie jest
kierowanie gospodarstwem i zawodem; rola jego jest uzupełniająca, polega
ona na zachęcaniu wysiłków ku organizacji, na skierowywaniu inicjatywy
na drogę tworzenia autonomicznych ciał zawodowych, stanowiących w
zawodzie władzę i samodzielnie ustanawiających potrzebne regulaminy pod
kontrolą państwa bezsprzecznie, ale nie według jego nakazu ani
kierownictwa.
Rolą państwa jest również nadanie tej
organizacji statutu czyli ustroju prawnego, jakiego jej potrzeba po to,
aby przyjmowane przez nią reglamentacje miały w pewnych warunkach
wartość prawną i obowiązywały wszystkich zainteresowanych. W ten sposób
ustanowiona organizacja naprawdę miałaby cechę instytucji prawa
publicznego. Nie byłaby ona państwem, ale podporządkowaną państwu jako
władzy politycznej. Przy tym państwo, nadając tej instytucji władzę
reglamentacji gospodarczej i zawodowej, zrzuciłoby z siebie obowiązki,
które – właściwie mówiąc – do niego nie należą, a które ułatwiłyby mu
staranniejsze oddanie się misji, jaka mu przypada.
W rzeczywistości system ten obejmuje
reformę państwa. Trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że w ten sposób nie
powstaje korporacjonizm państwowy, ale – jeśli można tak nazwać –
korporacjonizm zrzeszeniowy, powołując różne organizmy zawodowe,
powstałe samodzielnie, do współpracy przy wspólnym dziele, które polega
na zorganizowaniu zawodu, na zaspokajaniu jego potrzeb, na czuwaniu nad
jego wspólnymi sprawami, które ze swej natury obejmują dobro ogółu i
dobro każdego zawodowca.
W tym systemie jest miejsce dla wolności związków zawodowych.
W tym systemie jest miejsce dla wolności związków zawodowych.
Po rozpatrzeniu samej ewolucji
gospodarstwa, syndykaliści chrześcijańscy przy uzasadnianiu swej tezy
przechodzą do rozważenia syndykalizmu w ewolucji gospodarczej. Dlatego
zadają sobie pytanie: jakie będzie stanowisko syndykalizmu wobec tego
ruchu ku reglamentacji gospodarczej?
Warto najpierw dobrze sobie uświadomić,
że reglamentacja zawodu stanowi jeden z ostatecznych celów działalności
związkowej, ponieważ reglamentacja ta dąży do wprowadzenia na pole
wspólnej dyskusji kwestii, które dotąd były zastrzeżone decyzji jednej
tylko strony. Pod tym względem organizacja zawodu jest tylko
udoskonaloną formą reglamentacji zawodowej, do jakiej zmierzają związki
zawodowe, włożoną w ramy prawne.
Później zobaczymy, w jaki sposób należy
rozumieć i w jaki sposób ma działać wolność związkowa w podobnym
ustroju. Ale pewną jest rzeczą, że wobec ewolucji gospodarstwa i metody
związkowe powinny ewoluować. Idziemy ku nowym metodom akcji syndykalnej.
W rzeczywistości znajdziemy się wobec nowego syndykalizmu, który już
się pojawia, który zamienia metody, właściwe działaniu w liberalnym
ustroju, metodami syndykalizmu, uczestniczącego w ekonomii
zorganizowanej, której musi być jedną z części składowych, jeśli chce
odpowiedzieć swemu zadaniu. Zresztą dzięki temu udziałowi pracownicy za
pośrednictwem swych związków zawodowych w ustroju wytwórczości zajmą
inne miejsce, inny plan. Z planu subordynacji, na jakim stali, przejdą
na plan stowarzyszonych, na plan współpracy, uznanej faktycznie i
prawnie, a gospodarstwo, miast być nastawione wyłącznie na zysk, stanie
się gospodarstwem, troszczącym się o jak najlepszą obsługę pracy i
ludzi.
Czy syndykalizm ulegnie ewolucji? Z całą
pewnością. Świadczy o tym zresztą cała jego historia: syndykalizm jest
na drodze stałej ewolucji; to jest konieczność, że nieustannie stara się
on przystosowywać do niezbędnych potrzeb, wytwarzanych ewolucją
gospodarczą. Ewolucja ta dokonywa się w jego organizacji i w jego
metodach.
Z początku organizacją jego była forma
miejscowa i zawodowa. Stopniowo wszakże rozszerzyła ona swą działalność
na teren najpierw regionalny, a następnie narodowy, wreszcie
przybierając podstawę międzynarodową. Federacje zawodowe, zostawiające
mniejszą lub większą autonomię ugrupowaniom miejscowym lub regionalnym,
ustąpiły miejsca wielkim centralom o podstawie przemysłowej,
koncentrującym w swych rękach przewodnictwo ruchu związków zawodowych w
przemysłach, jakimi się zajmują, gdy i centrale te federują się między
sobą, a w ten sposób stworzone ugrupowanie zapewnia kierowanie ogólną
polityką związków zawodowych.
Niemniej głęboka była i ewolucja metod
związkowych. W początkach łatwo agitatorska, działalność związkowa,
skoro tylko miała po temu środki, przybrała akcję bardziej pozytywną,
bardziej ograniczoną, która, acz mniej krzykliwa, tym niemniej wszakże
stała się skuteczną. Już przed wojną system umów zbiorowych praktykowano
w różnych syndykalizmach i w wielu krajach. Doba powojenna powołała
związki zawodowe do uczestniczenia w licznych instytucjach urzędowych
lub półurzędowych, stworzonych przez władze publiczne, a w których
dyskutowano o sprawach gospodarczych i społecznych. Udział związków
zawodowych w tych instytucjach miał wyniki pomyślne: podniósł ich
prestiż i powagę, co sprzyjało zdobywaniu członków; otworzył przed nimi
nowe horyzonty, wskazując im przy tym złożoność zagadnień gospodarczych,
potrzebę badania nie tylko ich struktury społecznej, ale i
gospodarczej; wyrobił w nich poczucie odpowiedzialności zbiorowej i
pojedynczej; rozwinął w nich zmysł rozsądku i umiarkowania, a
przyzwyczaił do metod współpracy. Można powiedzieć, że polityka ta w
organizacji zawodowej rozwinęła „ducha rządu”. Ktokolwiek śledził
działalność związkową od jej początków aż po dzień dzisiejszy, ten może
sądzić o rozmiarach ewolucji, jaka się w niej dokonała.
Ewolucja ta pójdzie dalej naprzód. Może
ona napotkać opór, jaki wywoła niezbędne zarzucenie pewnych formuł lub
teorii, ale mimo to pójdzie ona naprzód. I jasnym jest, że
syndykalizmowi już nie wystarczy ograniczanie swej działalności na polu
społecznym do pozostania nadal w gruncie rzeczy syndykalizmem
systematycznie opozycyjnym. Przeciwnie – musi on żądać udziału w
organizowaniu zawodu nie tylko po to, aby reprezentować w nim
pracowników i czuwać nad obroną słusznych ich spraw, lecz nadto iżby
wnieść do niego swą współpracę przy budowie wspólnego dzieła. Nie można
bowiem odłączać dziedziny gospodarczej od społecznej. Doskonale zdajemy
sobie sprawę z tego, że udział ten zawiera w sobie odpowiedzialność. Ale
powaga syndykalizmu – powiedzmy więcej: jego przyszłość zależy właśnie
od odpowiedzialności, jaką on odważy się przyjąć.
Jakaż to będzie wtedy wolność związkowa w gospodarstwie zorganizowanym?
W gospodarstwie zorganizowanym, o jakim
dopiero co mówiliśmy, jest miejsce dla syndykalizmu i jest miejsce dla
wolności związkowej. Jest miejsce dla syndykalizmu, bo ten stanowi jedną
z istotnych podstaw organizacji. Co więcej, koniecznie trzeba, aby w
gospodarstwie zorganizowanym syndykalizm był potężny; bo organizacja
zawodu nie usunie konfliktów interesów; trzeba więc, aby interesy
pracowników były w niej należycie reprezentowane i bronione.
Jest miejsce i dla wolności związków
zawodowych. Zapewne, wolność ta nie będzie miała tych samych warunków,
co dziś. Ale możemy być tego pewni, że wolność związkowa, podobnie jak i
inne wolności obywatelskie, nie może być nieograniczona. Musi ona
przyjąć dyscyplinę, restrykcje, jakie nakłada dobro ogółu. Wolność
związkowa musi poruszać się w ramach interesu ogólnego. Zresztą same
związki zawodowe dobrowolnie nałożyły na swą wolność dyscyplinę i
restrykcje, przyjmując regulaminy i umowy, przyjmując na siebie ściśle
określone postępowanie, których zresztą starały się przestrzegać.
Niewątpliwie organizacja korporacyjna nałoży inne dyscypliny, a nawet
pewien przymus, mianowicie w dziedzinie załatwiania sporów, w
przedmiocie ugody i sądów polubownych. Ale dyscypliny te i przymus,
sprowadzając wolność do ram interesu publicznego, nie zabijają wolności.
Przeciwnie, skutecznie ją wzmacniają. Wolność związkową będzie się
praktykowało w sposób rozmaity.
Najpierw, co do pracownika, który w
dalszym ciągu będzie rozporządzał prawem należenie do organizacji, jaka
mu się spodoba. To prawo wyboru ugrupowania zawiera w sobie doniosłe
korzyści. Stawia ono przeszkodę poddaniu się pracowników w niewolę swej
organizacji, co stanowi rzeczywiste niebezpieczeństwo w systemie jednego
tylko związku zawodowego, i skłania organizacje do uprawiania polityki,
liczącej się ze słusznymi wymaganiami robotników. Nadto pracownicy
znajdą w swej organizacji, jaką sobie obrali dobrowolnie, niezbędną
ochronę przed represaliami.
Co do związków zawodowych, które
rozporządzać będą całkowitą swobodą, potrzebną przy badaniu spraw, jakie
mają być omawiane w organizacji korporacyjnej, będą one też mogły w jej
radach wypowiadać się, bronić swych poglądów, przedstawiać swe
argumenty, uchylać się od wszelkich prób nacisku lub przymusu. Nadto –
co do związków zawodowych – będą one przecie mogły przy poszanowaniu
przyjętych przez się regulaminów żądać ich rewizji i poprawek w
warunkach, jakie w nich ustalono. Jak widzimy tedy, wolność związkowa
bynajmniej nie będzie zniesiona; tylko rozszerzy się ona na inny plan.
Restrykcje, jakim ulegnie, będą restrykcjami, nałożonymi decyzją,
powziętą przez władzę kompetentną, władzę, w jakiej weźmie ona udział;
decyzją, w której będzie ona tedy często współdziałała.
W tym oto kierunku musi pójść i pójdzie
syndykalizm współczesny, jeśli uważnie śledzić będziemy półwiekowy jego
rozwój tudzież rozwojowe tendencje gospodarcze, socjalne i polityczne
społeczeństw dzisiejszych. Wolność związkowa ściśle wiąże się z
dyscypliną, jaką syndykalizm będzie umiał nałożyć sobie w służbie dobra
powszechnego, jako też przyszłość jej zależy od odpowiedzialności, którą
on na siebie wziąć będzie umiał. Tak przedstawia się teza
chrześcijańsko-syndykalistyczna o wolności związkowej we współczesnym
państwie. Przejdźmy teraz do poznania poglądu socjalistycznego na to
zagadnienie.
II. Pogląd socjalistyczny
Na zjeździe w Brukseli (1)
socjalistyczni przedstawiciele związków zawodowych zajęli stanowisko
zdecydowanie negatywne względem „konstytucji korporacyjnych”; swego
pozytywnego poglądu o syndykalizmie w stosunku do państwa współczesnego,
dążącego do integracji ruchu zrzeszeniowego w ramy konstytucji, nie
wypowiedzieli wcale; kiedy zaś mówili o wolności związkowej, jakiej
zawsze domagają się od państwa, to nazywali ją wolnością pełną,
nieograniczoną, dodając przy tym, że państwo każdej chwili ma prawo
wglądu w działalność wewnętrzną i zewnętrzną związku zawodowego, co
państwu współczesnemu powinno wystarczyć w zupełności.
Tezę syndykalizmu chrześcijańskiego
całkowicie odrzucają, zarzucając jej to, że otwiera ona drogę dyktaturze
politycznej, dając państwu pośrednio to, czego dać nie chce
bezpośrednio; i że jest defetystyczna, bo zrzeka się walki o
dotychczasową wolność związkową. Z przemówień delegatów
socjalistycznych, które ograniczały się do zwalczania tezy
chrześcijańsko-społecznej i obrony zasady wolności związkowej w
państwie, niepodobna zbudować wyraźnego, jasnego poglądu
socjalistycznego na zagadnienia wolności syndykalnej we współczesnym
państwie. Szukajmy tedy gdzie indziej tej myśli w przedmiocie tak
aktualnym. Ale gdzie? W drugiej międzynarodówce, a raczej w programie
najważniejszego dziś członu II międzynarodówki, tj. w programie
francuskiej Generalnej Konfederacji Pracy (Confédération Générale du
Travail lub w skrócie C.G.T.) (2). Źródło to jest tym bardziej
miarodajne, że socjalizm francuskiej Generalnej Konfederacji Pracy jest
wyraźnie syndykalistyczny: rewolucję społeczną, która zniesie kapitalizm
i zatrze różnice między patronatem a salariatem (3), urzeczywistni sama
klasa robotnicza zorganizowana w swych związkach zawodowych, a nie
partia polityczna; z chwilą zaś dokonania rewolucji, związek zawodowy
stanie na czele organizacji gospodarczej. Doktrynę kolektywistyczną
C.G.T. znajdujemy w jej statucie i w rezolucjach jej kongresów.
Art. 1 statutu głosi, że C.G.T. „grupuje
poza wszelką szkołą polityczną wszystkich pracowników, świadomych
walki, jaką należy prowadzić celem zniesienia najemnictwa i patronatu”; w
rezolucji, powziętej na kongresie w Lugdunie (Lyon) w 1919 r., gdzie
C.G.T. sformułowała swój minimalny program, możliwy do urzeczywistnienia
natychmiastowego, powtórzyła, że istotnym jej celem jest zniesienie
salariatu i patronatu.
Klasa pracodawców używa przywilejów
gospodarczych i społecznych ku krzywdzie klasy pracowników. Ta ostatnia
otrzyma satysfakcję tylko przez całkowite przekształcenie społeczeństwa,
co urzeczywistni się drogą wywłaszczenia kapitalistów. Praca uważa, że
jest wszystkim, bo inne czynniki społeczeństwa są tylko jej podwładnymi
albo jej pasożytami (kongres w Lugdunie 1919 r.).
Te same dokumenty mówią wyraźnie, że
pełne wyzwolenie klasy robotniczej dokona się przez związki zawodowe,
przy pomocy różnej broni, począwszy od strajku powszechnego, a kończąc
na prostym zawarciu umowy zbiorowej o pracę, w czym trzeba widzieć nie
znak współpracy z klasą pracodawców, ale środek „zmniejszenia
absolutyzmu patronalnego przez wprowadzenie do zakładu lub fabryki
kontroli władzy, nie poddanej pod wyzysk patronatu, siły wyzwoleńczej –
związku zawodowego” (rezolucja 1919 r.). Są to – co prawda – twierdzenia
zasadnicze, a od czasów niepowodzenia próby strajku powszechnego w 1920
r. C.G.T. zajęła się bardziej podniesieniem gospodarczym kraju i
polepszeniem losu pracowników, niż przyspieszeniem rewolucji społecznej.
Jej sekretarz generalny czyli spiritus
movens Leon Jouhaux (4) zgodził się nawet współpracować z
przedstawicielami patronatu i rządów w Międzynarodowej Organizacji Pracy
przy Lidze Narodów i w Narodowej Radzie Gospodarczej (5). A jeśli
stanowisko jego bardzo żywo krytykowali niektórzy bojowi zwolennicy
syndykalizmu rewolucyjnego na zjeździe C.G.T. we wrześniu 1929 r., tym
niemniej rację mu przyznała ogromna tamże większość. Dlatego to w
faktach tych widzimy ewolucję C.G.T. ku syndykalizmowi reformistycznemu,
ku syndykalizmowi organicznemu czy organizatorskiemu, słowem odchylenie
od zasad walki klasowej, ewolucję ku zasadzie współpracy klas
społecznych.
Ale nie można spuszczać z oczu, że w
nowym wydaniu z roku 1928, w którym C.G.T. podała swój program-minimum,
pozostawiła swój projekt „uprzemysłowionej nacjonalizacji”
(nationalisation industrialisée), która stanowi poważny zaczątek
socjalizacji bogactw.
Na czym zaś polega nacjonalizacja?
Jak głosi rezolucja z roku 1919,
nacjonalizacja polega na powierzeniu własności zainteresowanym,
zrzeszonym wytwórcom i spożywcom. Program zaś z roku 1928 daje jej
jaśniejsze określenie następujące: „Przedsiębiorstwo jest wtedy
znacjonalizowane, kiedy prowadzi się je tylko dla potrzeb zbiorowości, i
gdy za cel ma tylko dostarczanie spożywcom maksimum użyteczności i
ekonomii” (maximum d’utilité et d’economie). Z tego określenia zdaje się
wynikać, że powstałych zysków nie mogą sobie zagarniać kapitaliści
akcjonariusze, ale mają one wrócić do zbiorowości, jak to dzieje się w
spółdzielniach. Kapitał prywatny, którego istnienie przynajmniej
chwilowo uznano za konieczne, byłby wynagradzany pewnym procentem.
A przeto zarząd przedsiębiorstwa z
gruntu zostałby zmieniony: w przedsiębiorstwie znacjonalizowanym rada
administracyjna nie składałaby się już z akcjonariuszów, ale w równej
liczbie z przedstawicieli tych, którzy prowadzą przedsiębiorstwo
(robotnicy i technicy), jakich wskażą związki zawodowe – z
przedstawicieli tych, dla których obsługi przedsiębiorstwo funkcjonuje
(spożywcy, przemysłowcy, użytkownicy) – i wreszcie z delegatów państwa,
obowiązanych wykonywać kontrolę.
W roku 1928 C.G.T. żąda nacjonalizacji
tylko monopoli państwowych, powstając zatem przeciw krytyce, jaką
przemysł prywatny zwracał pod adresem monopoli, które sam chciał
przejąć. Ale w programie 1919 r. wypowiedziała ona swą myśl szczerzej,
bo żądała uprzemysłowionej nacjonalizacji wszystkich wielkich działów
gospodarstwa współczesnego: przewozu lądowego i morskiego, kopalni,
wielkich organizacji kredytowych. Byłaby to zatem nacjonalizacja
przedsiębiorstw prywatnych i wywłaszczenie kapitału. Czy od roku 1919
Generalna Konfederacja Pracy się cofnęła? Nie wydaje się to; projekt
swój bowiem ogranicza do monopoli państwowych, gdyż aktualną jest sprawa
ich reorganizacji; ale jest więcej niż prawdopodobne, że następnie
zażądałaby nacjonalizacji wielkich bogactw znaczenia ogólnego, których
posiadanie dominuje nad całym organizmem gospodarczym.
Jaką w tych projektach jest rola związku
zawodowego? Brałby on udział w eksploatacji dóbr gospodarczych. Ale i
tu trzeba wyświetlić obecny program C.G.T., który zresztą jest programem
minimalnym, konfrontując go z poprzednimi jej deklaracjami. W roku 1928
C.G.T. przyznaje związkowi udział tylko pośredni w zarządzie
przedsiębiorstw znacjonalizowanych, nadając im prawo wskazywania
przedstawicieli pracowników do rady zarządzającej. Władza przecie
ogromna, bo za pośrednictwem delegatów robotniczych związek
kontrolowałby bieg przedsiębiorstw; sposób czysto socjalistyczny, bo
prowadzenie zakładu powierzono by pracownikom – z wyłączeniem
kapitalistów. Pójść tak daleko nie odważyła się nawet Rosja Sowiecka.
Stąd już tylko jeden krok do eksploatowania przedsiębiorstwa przez
związek wytwórców, grupujący wszystkich tych, którzy w nim pracują – bez
różnicy: robotnicy, urzędnicy, inżynierowie, dawni pracodawcy
sprowadzeni do roli dyrektorów technicznych. Z chwilą, gdyby się to
stało, spełniłyby się rewolucyjne deklaracje C.G.T.: „Związek zawodowy,
dziś ugrupowanie oporu, w przyszłości będzie grupą wytwarzania i
podziału, podstawą reorganizacji społecznej” (rezolucja kongresu w
Amiens, powtórzona dosłownie na kongresie w Lugdunie 1919 r.).
Widzimy tedy już ogólnie, że według
programu C.G.T. z chwilą wywłaszczenia kapitalistów musi zniknąć różnica
między związkami patronalnymi a związkami robotniczymi; wszyscy
pracownicy zjednoczą się w tej samej grupie: w związku wytwórców, na
który spadnie obowiązek prowadzenia przedsiębiorstwa. Wówczas związek
zawodowy przestałby być zrzeszeniem obronnym, jak to dziś widzimy; a tym
bardziej nie byłby organem, reprezentującym ogólne interesy zawodu;
bezpośrednio spełniałby on rolę gospodarczą wytwórcy zamiast szefa
przedsiębiorstwa lub dzisiejszego towarzystwa anonimowego. I w swym
marzeniu o przekształceniu gospodarstwa i wywłaszczeniu kapitalistów
C.G.T. wcale nie myśli o organizowaniu ugrupowań, reprezentujących
zawód, ponad związkami przedsiębiorstwa.
Otóż jak dziś jest rywalizacja i
współzawodnictwo między kupcami a przemysłowcami prywatnymi, tak w tym
nowym społeczeństwie byłaby walka gospodarcza między różnymi związkami
wytwórców tego samego przemysłu i dałaby się odczuć potrzeba
reglamentowania – drogą ugody czy drogą urzędową – warunków fabrykacji i
sprzedaży jako też warunków pracy wytwórców, które powinny by być
ujednostajnione przy pomocy umów zbiorowych o pracę, jak to dzieje się
obecnie. Słowem, po rewolucji gospodarczej jak i przed tą rewolucją
zawody będą wymagały organizacji; a ponieważ związek zawodowy, gdy
stanie się wytwórcą, nie będzie mógł już spełniać roli, jaką gra lepiej
lub gorzej dzisiaj – rolę organu i obrońcy interesów korporacyjnych, to
widzimy, że system C.G.T., bynajmniej nie dając rozwiązania zagadnieniu
organizacji zawodu, pustym zostawiłby miejsce, zajmowane dotąd przez
związek zawodowy.
Syndykalizm gospodarczy jest w
sprzeczności z syndykalizmem zawodowym. I to właśnie tłumaczy
niewątpliwie fakt, że związki zawodowe niesocjalistyczne tak dużą
przydają wagę nazwie „związki zawodowe”; tylko one, ponieważ nie
przygotowują rewolucji gospodarczej, zajmują się tak żywo sprawami
zawodu; francuska zaś Generalna Konfederacja Pracy, ten główny człon
czerwonej międzynarodówki zawodowej, co do zawodu nie przewidziała
literalnie nic. C.G.T. wcale nie interesuje się zagadnieniem organizacji
zawodu.
Przepraszam, muszę się tu poprawić:
C.G.T. przewidziała tylko organizację międzyzawodową – Narodową Radę
Gospodarczą. Ona to pierwsza podała jej ideę nazajutrz po ukończeniu
wielkiej wojny (rezolucja kongresu w Lugdunie, wrzesień 1919 roku). A
gdy w roku 1925 rząd francuski tę Radę ustanowił, C.G.T. pospiesznie
zgodziła się reprezentować w niej pracowników najemnych. W swym ostatnim
programie minimalnym (z r. 1928) żąda ona, aby Rada ta otrzymała ustrój
właściwy (statut législatif) i aby obok parlamentu i rządu została
wcielona do organów państwa; ale przez to bynajmniej nie rozumie, aby
miała być Izbą korporacyjną, wybraną przez zawody, dublując
przedstawicielstwo polityczne i z nim współzawodnicząc.
Tak więc C.G.T. u podstawy organizacji
gospodarczej widzi związek zawodowy, uczestniczący co najmniej
pośrednio, przez kontrolę, w eksploatowaniu bogactw zbiorowych; u
szczytu zaś – Radę Narodową, współdziałającą z władzami publicznymi przy
kierowaniu życiem gospodarczym kraju; ale w systemie swym zostawia
ogromną lukę: żadnej organizacji zawodów!
Tak wygląda nauka socjalistyczna o wolności związkowej we współczesnym państwie.
Tak wygląda nauka socjalistyczna o wolności związkowej we współczesnym państwie.
III. Wnioski
Z powyższego zestawienia dwu odmiennych koncepcji wolności związkowej we współczesnym państwie wyprowadźmy odpowiednie wnioski.
Pierwszym będzie następujący: teza
syndykalizmu chrześcijańskiego odpowiada tendencjom rozwojowym
współczesnego państwa, dążącego do uzupełnienia braku, jaki się ujawnił w
ciągu XIX i XX w[ieku] przez to, że konstytucje
indywidualistyczno-liberalne nie uwzględniły potężnego czynnika
społecznego, jakim jest ruch zrzeszeniowy. Pogląd socjalistyczny zaś
tendencjom tym nie odpowiada. Powiedzmy to wyraźniej.
Rozwój asocjacjonizmu we wszystkich
krajach cywilizowanych postawił w prawie publicznym zagadnienie, które
dotąd nie znalazło swego rozwiązania: jakie miejsce w państwie zajmuje
stowarzyszenie? Z drugiej zaś strony, jeśli zwrócić uwagę, że związek
zawodowy zawsze stał na czele ruchu zrzeszeniowego, że był jego
inicjatorem i najczynniejszym składnikiem, to kwestia będzie polegała na
pytaniu: w jaki sposób pojęcie państwa politycznego, zrzeszającego
obywateli w ramach terytorialnych i narodowych, można uzgodnić z
pojęciem państwa ekonomicznego, zrzeszającego wytwórców w więzach
solidarności narodowej, a w potrzebie – i solidarności międzyzawodowej?
Według krańcowych doktryn społecznych
uzgodnienie jest niemożliwe. Państwo ekonomiczne musi ulegać państwu
politycznemu. Rozwiązanie to, pochodzące z coraz ciaśniejszego pojęcia
człowieka, musi pozostać czysto teoretycznym. Ale jest i drugie, które
stara się oba państwa postawić obok siebie, ustanawiając obok parlamentu
politycznego parlament korporacyjny, zawodowy. Rozwiązania tego mamy
poronioną próbę, dziś już tylko wspomnienie – niemiecką Radę
Gospodarczą, której zasadę dano w art. 165 konstytucji Weimarskiej.
Wspomnijmy tu i o italskim rozwiązaniu
zagadnienia: jest ono takie: „wszystko dla państwa, nic przeciw państwu,
nic poza państwem” – oto leitmotiv wszystkich mów Mussoliniego,
zwłaszcza od r. 1925; „wszystkie siły, działające w łonie narodu, muszą
być wcielone w państwo”. A ponieważ syndykalizm znajduje się w pierwszym
szeregu tych czynnych form, to państwo musi go pochłonąć, iżby stał się
on organem państwa. I oto znajdujemy się wobec syndykalizmu
państwowego.
Syndykalizm chrześcijański, jak
widzieliśmy, odrzuca obydwa rozwiązania krańcowe – prawicowe i lewicowe,
a stawia rozwiązanie pośrednie, które uzgadnia wolność związkową z
koniecznościami współczesnego państwa.
Drugi wniosek z zestawienia tez –
chrześcijańskiej i socjalistycznej jest ten, że teza syndykalizmu
chrześcijańskiemu odpowiada duchowi czasu.
Nasz wiek jest stuleciem korporacji,
zorganizowanych zawodów. Rację tego syndykalizm chrześcijański
wyprowadza z ewolucji gospodarczej, z gospodarstwa światowego, które nie
może już dopuścić wolnej wymiany i rynków otwartych, ale które wymaga
organizacji wytwarzania w ramach każdego państwa, a więc i
„dekapitalizacji” różnych przemysłów. Otóż korporacja, zorganizowany
zawód jest tym, co najlepiej urzeczywistnia obydwa te cele. A przeto
zadaniem naszego pokolenia będzie – zorganizować korporacyjnie wszystkie
funkcje narodowe i założyć nowe państwo na tej nowej organizacji.
Dlatego to teza syndykalizmu chrześcijańskiego odpowiada duchowi czasu,
gdy tymczasem teza syndykalizmu socjalistycznego jest raczej
„wczorajsza”, by nie powiedzieć „wsteczna”.
Trzeci wniosek z zestawienia powyższego
wyprowadzam ten, że teza syndykalizmu chrześcijańskiego harmonizuje z
dokonaną reformą naszego państwa, z artykułami odnośnymi naszej
konstytucji (6), że odpowiada zarówno jej duchowi, jak tenorowi jej
artykułów. Duch czasu tego wymagał, aby i w Polsce w związku z
przebudową instytucji ustawodawczych państwa czynniki rozstrzygające
uwzględniły tę siłę społeczną, jaką przedstawia polski ruch zawodowy.
Dlatego w nowej ordynacji wyborczej (7) związki pracownicze uznano za
czynnik powołany do wysyłania delegatów do zgromadzeń okręgowych,
mających prawo stawiania kandydatów na posłów.
W ten sposób zaznaczono u nas po raz
pierwszy, że siłę państwa, ma nadać mu nowa Konstytucja, buduje się na
czynniku życia zorganizowanego. Reformę tę uważać należy za pierwszy
krok ku rzeczowej współpracy związków zawodowych z państwem i za
początek stopniowego przekształcania go na państwo zorganizowanej pracy.
I nowa konstytucja wyraźnie zaznacza
potrzebę wpływu świata pracy na sprawy publiczne na zasadzie
współdziałania pracy i kapitału. Wpływ ten uwzględnia art. 9, gdy mówi o
zespoleniu w harmonijnym współdziałaniu na polu pracy zawodowej:
„Państwo dąży do zespolenia wszystkich obywateli w harmonijnym
współdziałaniu na rzecz dobra powszechnego”; i w art. 76, gdzie jest
mowa o udziale w wykonywaniu zadań gospodarczych: „Dla poszczególnych
dziedzin życia gospodarczego powołuje się samorząd gospodarczy,
obejmujący izby rolnicze, przemysłowo-handlowe, rzemieślnicze, pracy,
wolnych zawodów oraz inne zrzeszenia publiczno-prawne. Ustawy mogą
łączyć izby w związki i nadawać im osobowość publiczno-prawną. Do
rozważania zagadnień, dotyczących całokształtu życia gospodarczego,
opiniowania o projektach ustaw gospodarczych tudzież harmonizowania
poczynań w poszczególnych gałęziach gospodarstwa narodowego – może być
ustawą powołana Naczelna Izba Gospodarcza. Nadzór nad działalnością
samorządu gospodarczego sprawuje Rząd przez powołane do tego organa”.
Miejmy nadzieję, że nasze ciała
ustawodawcze co rychlej zajmą się sprawą powstania izb pracowniczych
(„izb pracy”), tego fundamentu samorządu świata pracy i rzeczywistego
początku owocnej współpracy między zorganizowanym naszym zawodem a
odrodzonym Państwem Polskim na podstawie chrześcijańskiego pojęcia
wolności związkowej.
x. Aleksander Wóycicki
Źródło: X. Dr. Aleksander Wóycicki, Wolność związków zawodowych we współczesnym państwie,
„Ruch Prawniczy, Socjologiczny i Ekonomiczny”, 1936, półrocze 2.
(Tytuł, opuszczenia i przypisy pochodzą od Redakcji. Pisownię
uwspółcześniono.).
Ks. Aleksander Wóycicki (1878-1954)
– święcenia kapłańskie przyjął w 1901 r. Studiował na Wydziale Prawa
uniwersytetu w Paryżu i w paryskiej Szkole Nauk Politycznych
(1906-1908), w School of Economics w Londynie (1908) oraz na Wydziale
Prawa uniwersytetu w Lowanium (1908-1909), gdzie w 1909 r. uzyskał tytuł
doktora nauk politycznych i społecznych. W latach 1910-1918 kierował
Katedrą Socjologii w Cesarskiej Rzymskokatolickiej Akademii Duchownej w
Petersburgu. Po powrocie do Polski był profesorem socjologii, historii
gospodarczej i prawa natury na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim
(1918-1924). Od 1924 r. wykładał na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu
Stefana Batorego w Wilnie jako profesor chrześcijańskich nauk
społecznych. W latach 1937-1939, aż do wybuchu wojny, piastował godność
rektora tej uczelni. Był ostatnim polskim rektorem uniwersytetu w
Wilnie. We wrześniu 1939 r. przyjechał do Warszawy, gdzie na kilka
tygodni został uwięziony na Pawiaku. Po wojnie pracował jako profesor
katolickiej nauki społecznej na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu
Warszawskiego (1946-1948) oraz wykładał socjologię w Metropolitalnym
Seminarium Duchownym im. św. Jana Chrzciciela. Był zwolennikiem poglądów
społecznych i ekonomicznych francuskiego reakcjonisty Frédérica Le
Play’a (1806-1882).
Mimo błyskotliwej kariery naukowej x.
Wóycicki nie zaniedbywał obowiązków duszpasterskich i formacyjnych,
poświęcając się szczególnie pracy wśród warstw uboższych. Na początku XX
wieku założył spółdzielnię robotniczą „Żubr” w Żyrardowie. Podczas I
wojny światowej prowadził w Petersburgu szkołę dla dzieci polskich
wygnańców (1915-1918). W odrodzonej Polsce animował katolicki ruch
spółdzielczy. W 1919 r. założył Towarzystwo Popierania Ruchu Społecznego
przy KUL, w którym sam objął wiceprezesurę oraz kierownictwo sekcji
badań Biura Społecznego; do programowych celów Towarzystwa zaliczono
obronę ładu społecznego oraz organizowanie samopomocy na gruncie
ekonomicznym i kulturalnym. W latach 1922-1927 x. Wóycicki jako poseł na
Sejm RP przewodniczył sejmowej Komisji Ochrony Pracy. Występował jako
delegat Polski na konferencjach Międzynarodowej Organizacji Pracy.
Działał w Stowarzyszeniu Robotników Chrześcijańskich oraz wykładał na
Chrześcijańskich Uniwersytetach Robotniczych.
Za swoją działalność x. Wóycicki
otrzymał wiele państwowych odznaczeń, m.in. Krzyż Komandorski Orderu
Odrodzenia Polski (1928), Brązowy Medal za Długoletnią Służbę (1938) i
Złoty Krzyż Zasługi (1938). W 1951 r. został mianowany prałatem domowym
J. Św. Piusa XII.
Przypisy:
1. We wrześniu 1935 r.
2. Najbardziej wpływowa centrala związków zawodowych we Francji, powstała w 1895 r. i istniejąca do dziś.
3. Między pracodawcami a pracobiorcami.
4. Léon Jouhaux (1879-1954) – długoletni
sekretarz generalny CGT (1909-1947), współtwórca Międzynarodowej
Organizacji Pracy, wiceprzewodniczący Światowej Federacji Związków
Zawodowych (1945-1948), laureat pokojowej nagrody Nobla (1951).
5. Międzynarodowa Organizacja Pracy –
powołana w 1919 r. międzynarodowa organizacja afiliowana najpierw przy
Lidze Narodów, następnie (do dziś) przy ONZ; zajmuje się problematyką
prawa pracy i ochrony pracowników. Narodowa Rada Gospodarcza Francji –
utworzona w 1925 r. dekretem francuskiego premiera Édouarda Herriota;
postulaty jej stworzenia wysuwały od 1918 r. m.in. CGT i Akcja
Francuska.
6. Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej z 23 IV 1935 r. („kwietniowa”).
7. Ordynacja wyborcza do Sejmu z 8 lipca
1935 r.; wprowadziła do procedury wyborów elementy korporacjonizmu. Na
jej podstawie posłów wybierano w dwumandatowych okręgach wyborczych. W
każdym okręgu wyborczym istniała tylko jedna lista wyborcza, na której
musieli się znaleźć co najmniej czterej kandydaci. Kandydatów wyłaniały
Zgromadzenia Okręgowe. Na czele Zgromadzenia stał komisarz wyznaczany
przez ministra spraw wewnętrznych. Zgromadzenie Okręgowe składało się z
przedstawicieli: samorządu terytorialnego (rad powiatowych, miejskich i
gminnych), samorządu gospodarczego (izb rolniczych, rzemieślniczych,
przemysłowo-handlowych), samorządu zawodowego (izb lekarskich,
adwokackich, notarialnych, zrzeszeń technicznych), związków zawodowych
(pracowników fizycznych i umysłowych), organizacji kobiecych oraz,
opcjonalnie, grup zwykłych obywateli; te ostatnie musiały jednak
przedłożyć 500 potwierdzonych notarialnie podpisów poparcia dla każdego
kandydata, którego chciały wprowadzić do składu Zgromadzenia.
Zgromadzenie Okręgowe wyłaniało kandydatów na posłów drogą głosowania,
przy czym liczba otrzymanych głosów decydowała o kolejności kandydatów
na liście wyborczej; miało to znaczenie, ponieważ w wypadku wrzucenia do
urny niewypełnionej karty wyborczej ordynacja nakazywała uznać głos za
oddany na dwóch pierwszych kandydatów na liście. Cenzus wieku został
podniesiony do 24 lat dla czynnego i 30 lat dla biernego prawa
wyborczego, co zmniejszyło ogólną liczbę wyborców o ok. 10%. Z powodu
m.in. całkowitego odsunięcia partii politycznych od wyłaniania
kandydatów na posłów (na rzecz ciał samorządowych, zrzeszeń zawodowych i
organizacji społecznych), wyeliminowania możliwości fałszowania
podpisów na listach poparcia, wprowadzenia kontroli rządu nad procesem
wyłaniania kandydatów na posłów oraz utrudnienia zwykłym wyborcom
udziału w tym procesie, podniesienia cenzusów i ograniczenia liczby
wyborców ordynacja z 1935 r. została uznana za niezgodną z „zasadami
demokracji” i jako taka była ostro krytykowana przez wrogie sanacji,
demokratyczne ugrupowania polityczne.
Opracował Adam Danek