Zastanówmy się przez chwilę nad życiem
typowego człowieka. Jest on konglomeratem pragnień, wirem emocji,
zdolnym do samokontroli na tyle, na ile pozwala mu jego oprogramowanie.
Jego życie można przyrównać do uczestnictwa w wyścigu szczurów, lub
jakiegoś rodzaju grze losowej, w której wygrana nie zależy od niego w
najmniejszym nawet stopniu. Gry losowe tym jednak górują nad życiem, że
decyzję o uczestnictwie podejmujemy samodzielnie. Nie można tego
niestety powiedzieć o naszej egzystencji na tym „padole łez”, gdzie
rzucani jesteśmy na pastwę okoliczności, bez udziału naszej woli.
Pojawiamy się na tym świecie nagle i
niespodziewanie, po czym urabiani jesteśmy na panującą w nim modłę. To,
kim jesteśmy, nie zależy od nas, tylko od innych ludzi oraz kontekstu
sytuacyjnego, w którym się znaleźliśmy. Bezwolnie podążamy utartymi dla
nas przez „siłę wyższą” szlakami nie zdając sobie sprawy z czyhających
na nas zagrożeń. Rodzimy się wyposażeni w zestaw odruchów i instynkt,
nie pozwalający nam zbyt łatwo zginąć. Pomimo tego, że po narodzinach
nie potrafimy sprawnie korzystać nawet z naszych pięciu zmysłów, wiemy
czego nam potrzeba. Wiemy gdzie się przytulić i co possać, chociaż nie
zdajemy sobie sprawy z sensu czegokolwiek. Ciągnie nas do matczynego
ciepła, do bicia jej serca, do pokarmu wypływającego z jej piersi.
Pojęcie celu jest nam nieznane, tak samo jak pojęcie życia. Mimo to
żyjemy.
Po narodzinach jesteśmy czystym życiem,
nieskażonym brudem, zatruwającym nas powoli przez kolejne lata. Ciąży
jednak nad nami wyrok. Śmierć czeka na nas od momentu poczęcia.
Szczęśliwy ten, którego nie dopadnie już w łonie matki. Świadomość jej
istnienia dociera do nas dość późno, jednak prawdziwy lęk i zrozumienie
zarezerwowane są na te ostatnie chwile. Nie ma nic bardziej
przerażającego niż jęki konającego, ponieważ każdy, kto je słyszy, wie,
że jego również to czeka. Nikt nie chce w tej roli występować ale
wszyscy muszą. Porzućmy wszelką nadzieję.
Jako ludziom, wydaje nam się, że
wyrwaliśmy się z żelaznego uścisku prawa dżungli, że nasze społeczeństwo
zapewnia nam ochronę, jednak to pomyłka. Żyjemy za cienką granicą
oddzielającą to, co wydaje nam się normalne, od tego, co jest prawdziwe.
Co wypełnia dni naszego życia? Na czym
upływa nasz czas? Czy nie na spazmatycznym szarpaniu się z losem? Na
nieustannym błądzeniu w labiryncie kulturowych, szkolnych, religijnych i
zawodowych schematów? Czy odgrywane przez nas role są wybrane przez
nas, czy też nadane z góry, w celu uwięzienia nas w cytadeli społecznego
konformizmu i bezmyślności, cechujących zwierzęta hodowlane? Krowy
podążają na rzeź jedna za drugą kierując się instynktem stadnym, który
wytworzył się u zwierząt dla zapewnienia bezpieczeństwa w naturalnym
środowisku. Stał się tym samym świetnym narzędziem kontroli w rękach
hodowcy. Miotamy się wewnątrz siebie w cichej desperacji, łudząc się, że
nasze drobne pasje mają jakąś wartość. Ciągle czekamy na lepsze czasy,
które jednak nigdy nie nadejdą. Oddajemy swoje życia w służbie
niesprecyzowanym dążeniom, zużywamy swoje zasoby na ciągłą walkę z
przeciwnościami, staramy się usilnie być „lepszymi”, bogatszymi,
piękniejszymi, by w końcu, po latach, ocknąć się nad grobem i
stwierdzić, że zmarnowaliśmy życie.
Czas to nasz największy skarb i jedyna
rzecz, której nikt nam nie zwróci. Traktujemy go jednak po macoszemu.
Żyjemy z dnia na dzień, marnując go i zadowalając się tym co zsyła los.
Każdy, kto godzi się z losem, zasługuje na to co dostaje, w końcu ten,
kto nie szuka, nie znajdzie. Lecz czego szukać? O co w tym wszystkim
chodzi?
Zewsząd docierają do nas sprzeczne
informacje. W telewizji, gadające głowy, wmawiają nam to czego się od
nich wymaga. W zależności od kanału mogą to być poglądy diametralnie
różne. Nawet ta sama sprawa czy osoba, omawiane w różnych stacjach,
sprawiają nieraz wrażenie czegoś zupełnie innego. Oglądając Fakty w TVN i
przełączając następnie na Wiadomości w TVP można odnieść wrażenie, że
relacjonują dwie różne rzeczywistości. Niby informacja ta sama, jednak
nie taka sama. Nieważne co i jak się zdarzyło, ważne kto to relacjonuje.
I bądź tu mądry. By wyrobić sobie, w miarę obiektywną, opinię na dany
temat trzeba obejrzeć kilka programów informacyjnych na różnych
kanałach. Najlepiej nie poprzestawać tu na kanałach polskich tylko
poszukać dalej, jednak kto ma na to czas? Może internet jest lepszym
rozwiązaniem? Wystarczy założyć sobie konto na Facebooku, by przekonać
się, że wszelka rzetelna informacja jest zawsze głęboko ukryta. Jesteśmy
zarzucani informacyjnym miałem. Ludzie powielają informacje
niesprawdzone, tylko dlatego, że pasują do ich światopoglądu. Częstym
zjawiskiem jest czytanie jedynie nagłówków lub zajawek i wyrabianie
sobie na ich podstawie zdania na temat otaczającego świata. Nawał źródeł
nierzetelnych, czy też wprost kłamliwych, rozpowszechniających bzdury
dla realizacji czyichś partykularnych celów, sprawia, że ze śmietnika
zwanego siecią ciężko coś wartościowego wyłowić. Oczywiście nie jest to
niemożliwe, jednak wymaga sporo czasu i wysiłku, zbyt dużo dla
większości z nas.
Poszukujemy autorytetów, osób które
wskażą nam kierunek. Gubimy się w świecie informacyjnego szumu.
Pragniemy poczucia integralności. Dlaczego? Czyżby doskwierała nam nasza
wolność? Jako jedyny gatunek zamieszkujący tą planetę mamy wolność
wyboru tego, czym chcemy być. Zwierzę nie zastanawia się nad tym jak być
„lepszym”, piękniejszym czy mądrzejszym. Nie myśli o tym jakie decyzje
podjąć, by poprawić swój los w przyszłości. Wystarczy mu to co ma i
pełny brzuch. Pełny brzuch jest fundamentem wszelkiego dobra także dla
ludzi. Jednak zwierzę nie sięga wyżej. Człowiek za to tak. Wszystko, co
otrzymujemy z racji narodzin jest za darmo, wszystko inne trzeba sobie
wypracować. W odróżnieniu od zwierząt możemy robić to świadomie. Możemy
podejmować autonomiczne decyzje odnośnie tego, co jest dla nas dobre i w
którą stronę chcemy zmierzać. Świadoma decyzja jest pierwszym krokiem.
Jeśli pragniemy cokolwiek osiągnąć, trzeba ją podjąć.
Ludzie mają tendencję do ułatwiania
sobie życia. Nie ma w tym nic złego. Zawsze twierdziłem, że poszukiwanie
najprostszych rozwiązań znamionuje inteligencję, jednak bywa to źle
rozumiane. W kwestii rozwoju osobistego i społecznego, człowiek nie może
zadowalać się tym co jest łatwe. Każdy z nas ma jakieś poglądy, których
potwierdzenia szuka w otaczającym go świecie. Najłatwiej jest ignorować
wszystko, co nie pasuje do naszej siatki postrzegania i wybierać tylko
to, co nie wywołuje w nas poczucia dysharmonii. Jednak owo przykre
poczucie dysharmonii jest objawem rozwoju. Lęk i niepewność oznaczają,
że wkraczamy na nieznany grunt, czyli doświadczamy czegoś nowego. Ten,
kto wzbrania się przed tym, jest niczym zwierzę. Ten, kto przezwycięża
wewnętrzny opór, zasługuje na miano człowieka. Człowiek powinien być
czymś więcej niż dwunożnym bydlęciem, zaspokajającym jedynie swoje
chucie i stroniącym od nowej wiedzy i doświadczeń.
Często mówi się, że poszukiwanie sensu
jest w istocie sensem życia. I coś w tym jest. Jednak czy poszukiwanie
to proces, który nigdy się nie kończy? A może istnieje granica, absolut,
będący końcem poszukiwań? Od urodzenia kształtowani jesteśmy przez
otoczenie. Często odnoszę wrażenie, że w momencie narodzin znajdujemy
się bliżej prawdy niż kiedykolwiek później. Nie zdajemy sobie sprawy z
jej istnienia, ponieważ jest ona wtedy wszystkim, samym życiem.
Poszukiwanie sensu i drogi warto rozpocząć od samego siebie.
Kiedyś, dawno temu, przyszliśmy na
świat. Jesteśmy od tego czasu bombardowani informacjami oraz wzbudzane
są w nas emocje tworzące narośl na tym, czym byliśmy pierwotnie. Od
samego początku gwałcona jest nasza niewinność, jednak ona nie umiera.
To, co gromadzimy, cały nasz bagaż emocjonalny i światopoglądowy, jest
niczym kokon, w którego głębi skrywa się nasza prawdziwa istota. To
wszystko jest nam potrzebne, ułatwia poruszanie się w realiach życia,
pozwala je odkrywać i eksplorować, jednak to nie jest nami. Nasze ciała,
nasze myśli i emocje nie są nami, są naszą własnością. Odzyskując
świadomość, możemy zacząć je kształtować, wybierać to, co uznamy za
wartościowe i pozbywać się tego, co nas ogranicza.
Jarosław Gryń