(a) być wyznania rzymskokatolickiego oraz
osobą o nieposzlakowanej sylwetce moralnej (wykluczone jest przecież na
przykład, aby Pomazaniec Boży mógł być rozwodnikiem-bigamistą i
cudzołożnikiem); ten sam wymóg dotyczy również dzieci kandydata – jeśli
je ma – jako potencjalnych następców tronu;
(b) poza podejrzeniem musi być także jego
sylwetka ideowo-polityczna, udokumentowana zaangażowaniem w
dotychczasowym życiu po stronie Kontrrewolucji – negatywnie zaś brakiem
choćby poszlak, by mógł kiedykolwiek splamić się jakimikolwiek
miazmatami Rewolucji, także liberalnej (i progresistowskiej w Kościele);
musi mieć zatem to, co w hiszpańskim tradycjonalizmie nazywa się
legitimitad de ejercicio, a monarchię trzeba zabezpieczyć przed
ewentualnością takiej zdrady Tradycji, jakiej dopuścił się choćby Jan
Karol Burboński w Hiszpanii;
(c ) choć to wymóg zupełnie elementarny,
trzeba o nim wspomnieć, to znaczy musi być zdrów na ciele i umyśle oraz
wolny od widocznego i ciężkiego kalectwa, wad genetycznych i chorób
dziedzicznych: chodzi wszakże o zdrowie i dobrostan całej dynastii,
którą zainauguruje;
(d) powinien mieć ukończone 35 lat – aby
można było ocenić czym już wykazał się w życiu, ale nie mieć więcej niż
60 lat (a jeśli dotąd jest bezżenny i bezdzietny to nie więcej niż 55
lat), bo zadania, jakie spadną na jego barki są gigantyczne,
przerastając możliwości wieku starczego; oczywiście żadne ograniczenia
wiekowe nie będą już dotyczyły ani jego panowania, ani następców
(wyjąwszy wymóg pełnoletności w dzisiejszym rozumieniu dla faktycznego
wstąpienia na tron);
(e) powinien legitymować się wyższym
wykształceniem, najlepiej również wojskowym, albo przynajmniej mieć za
sobą odbytą służbę wojskową;
(f) powinien być płci męskiej: ten wymóg
jest wyjątkowy w odniesieniu do aktu wyboru pierwszego władcy i w żadnym
wypadku nie przesądza ewentualności obowiązywania w dalszym ciągu
sukcesyjnego prawa salickiego czy nawet semisalickiego (przemawia
przeciw temu zresztą tradycja polskiej monarchii – by przypomnieć
naszych dwu KRÓLÓW płci żeńskiej: św. Jadwigę Andegaweńską i Annę
Jagiellonkę), ale chcemy przecież ustanowić jednocześnie dynastię i
tego, aby naród z jej obecnością zżył się jak najszybciej, nie można
więc zaczynać od konieczności, by dynastia zmieniła się już po pierwszym
władcy.
Jak łatwo zauważyć, pośród wyżej
wskazanych warunków nie ma wymogu pochodzenia z rodów panujących lub
arystokratycznych, lub choćby pochodzenia szlacheckiego. Wiemy, że może
to wzbudzać kontrowersje: chodzi wszakże o prestiż królestwa i dynastii,
a ten wynika już niejako automatycznie z krwi królewskiej lub
przynajmniej „błękitnej”. Mimo wszystko jednak decydujemy się na ten
ryzykowny krok z powodów zarówno, by tak rzec, pozytywnych, jak
negatywnych. Jeśli idzie o te pierwsze, to musimy przypomnieć raz
jeszcze, że nie zakładamy tu (niemożliwej, jak ustaliliśmy, w naszych
warunkach) „restauracji” królestwa, tylko jego „instaurację”, a więc
niejako Nowy Początek. Przecież zaś najstarsze i najczcigodniejsze
dynastie europejskie (łącznie z naszymi Piastami) kultywowały w swoich
mitach założycielskich (mniejsza o to czy prawdziwych historycznie –
prawda mitu ma inny charakter) rozmaitych „oraczy” czy „kołodziejów” i w
niczym to ich prestiżu nie umniejszało. Chcemy także dowartościować to,
co można by nazwać „szlachectwem zasługi”, a czyż ten, kto pomyślnie
dokona Kontrrewolucji nie będzie takiej zasługi posiadał? Jeśli zresztą
wybrany zostanie elekt podchodzenia nieszlacheckiego, to można albo
poprosić papieża o jego nobilitowanie i przyznanie mu tytułu, albo dla
każdego rodu arystokratycznego powinno być zaszczytem przyjęcie króla do
swojego herbu. W tym drugim wypadku rzecz byłaby jeszcze prostsza,
gdyby akurat elekt był bezżenny, bo wówczas przez ożenek z panną z
takiego rodu mogłaby połączyć się ich krew. Powód negatywny zaś jest
taki, że w naszych czasach (w Polsce) rzadko można odnotować jakieś
szczególne zaangażowanie osób wywodzących się z arystokracji w sprawę
Kontrrewolucji, a nie brakuje i przypadków wprost przeciwnych, jak
również zwykłego – powiedzmy to wprost – „skundlenia” przez wchodzenie w
koligacje z dorobkiewiczami podejrzanej konduity. Co się zaś tyczy
dynastii europejskich, to i wśród tych, które jeszcze gdzieniegdzie
panują, jak pośród „królów bez korony” i ich krewnych, Książąt
prawdziwie Chrześcijańskich, wiernych Tradycji i kontrrewolucyjnych z
trudem można by policzyć na palcach obu rąk.
Aby jednakowoż nie przekreślać możliwości
szczęśliwego związania elekcji z tradycją rodową, można by
„preferencyjnie” przyznać prawo wysunięcia kandydatury przez każdy ród
kniaziowski wywodzący się od Gedymina oraz od Ruryka, przez Dom
Radziwiłowski jako książąt Świętego Cesarstwa oraz przez domy książęce,
uznane na przedrozbiorowych sejmach Rzeczypospolitej (czy prawo takie
przyznać również rodom książęcym z nadania innych władców – to rzecz do
dyskusji). W dwu pierwszych wypadkach kandydat taki miałby ten dodatkowy
walor, że chętniej mógłby zostać zaakceptowany również jako kandydat na
tron wielkoksiążęcy w Wielkim Księstwie Litewskim czy na Rusi, gdyby w
ich państwach sukcesyjnych zwyciężyli monarchii i otworzyłaby się szansa
na odnowienie unii. Wszyscy jednak kandydaci tych rodów musieliby
również spełniać podane wyżej warunki ogólne. I oczywiście również każdy
przedstawiciel innego rodu arystokratycznego, ale nie książęcego,
mógłby wysunąć swoja kandydaturę na zasadach ogólnych. Co się tyczy
dopuszczenia do „konkursu” zagranicznych Domów cesarskich, królewskich
czy książęcych, to też należy otworzyć taką możliwość, oczywiście
jedynie dla katolickich dynastii czy ich gałęzi. Należałoby jednak
wykluczyć tych, którzy albo są realnie panującymi w jakimkolwiek kraju,
albo władcami de iure, albo nawet stoją blisko w kolejce do tronów
rzeczywistych czy potencjalnych. Chodzi bowiem o zapobieżenie
potencjalnej sytuacji konfliktu uprawnień, interesów i nawet
sentymentów. Brać pod uwagę należałoby zatem jedynie książąt z linii
bocznych, mających niewielkie szanse realne na stanie się Głowami tych
Domów (chyba że dotyczyłoby to Królestwa Węgier, bo unia
personalno-dynastyczna z nim byłaby wręcz pożądana).
Określiliśmy więc zasady doboru kandydatów, teraz czas na opisanie procedur. Uczynimy to w następnym (i już ostatnim) odcinku.
Prof. Jacek Bartyzel