Od
Redakcji: w dniu dzisiejszym, w konsekwencji kolejnych przetasowań i
przegrupowań w obrębie politycznych koterii, utworzona została partia
polityczna o nazwie Republikanie. Wydaje się, że jest to kolejne
ugrupowanie, które dążyć będzie do przejęcia roli reprezentanta polskiej
prawicy. Niestety republikanizm z prawicą konserwatywną wiele wspólnego
nie ma. W celu przybliżenia tego problemu, chcąc uchronić Czytelników
przed wiarą w następną – jakże pustą – fanfaronadę, proponujemy tekst
Hieronima hr. Tarnowskiego, który precyzyjnie tłumaczy ów problem.
Mariusz Matuszewski
„Gazeta
Warszawska” w sprawozdaniu swoim z Biuletynu S[tronnictwa]
Z[achowawczego] za marzec – kwiecień wyraziła jak gdyby zdziwienie, że
„nie uznaję konserwatystów – republikanów”. Zdania tak poważnego pisma
nie chciałbym zostawić bez odpowiedzi, więc pragnę, choć bardzo
pobieżnie, wyjaśnić, dlaczego w moim przekonaniu konserwatyzm i
republikanizm są to pojęcia wykluczające się wzajem.
Konserwatyzm
dąży do wyeliminowania z życia społeczeństw wszystkiego, co może
wywołać rozstrój – a więc przede wszystkim do łagodzenia waśni i
unikania konfliktów społecznych. Republikanizm całe życie państwowe
uzależnia od wyborcy. Ci więc, którzy na losy Państwa wpływ wywierać
pragną, muszą się starać o względy wyborców – wiadomo zaś, że te
względy, zwłaszcza o ile chodzi o psychologię mas, nie pozyskują się
spokojnymi, realnymi i chłodnymi argumentami rozumowymi, lecz wprost
przeciwnie. I dochodzi nieraz do tego absurdu, że politycy nawet
potępiający demagogię i pragnący normalnego, na spokojnej ewolucji
opartego rozwoju Państwa, chcąc utrzymać się przy władzy czy przy
mandacie, posługują się hasłami i metodami demagogicznymi. Ich
działalność jako mężów stanu może być nawet przeciwna demagogii – ale
ich taktyka na zewnątrz jest demagogiczna. Ogół zaś społeczeństwa mało
wie o ich działalności politycznej, słyszy zaś i czyta ich słowa,
padające z trybuny. A ten posiew zostaje i wydaje owoce – owoce, które
częstokroć przerastają ponad głowę mimowolnemu siewcy. Przykładem na to
jest sprawa reformy rolnej, której hasło rzuciła wszak N[arodowa]
D[emokracja] – partia przecież praworządna i uważająca się za prawicową.
A
jeżeli weźmiemy pod uwagę, że stronnictwa przewrotowe celowo i
rozmyślnie używać będą środków demagogicznych i licytować się z tymi
przykładowymi „demagogami malgré eux” – to musimy dojść do przekonania,
że ustrój republikański musi doprowadzać do coraz większego zaostrzania
się stosunków społecznych z tak samo nieubłaganą koniecznością, z jaką
ogień palony pod kotłem musi prędzej czy później, zależnie od swej
intensywności, doprowadzić tę wodę do wrzenia.
Po
wtóre: tym, co stanowi istotę polityki konserwatywnej, jest ciągłość w
celach i działaniu, ciągłość w życiu i rozwoju Państwa. Przy systemie
parlamentarnym, gdzie gabinety zmieniają się zależnie od nastrojów
panujących w ciałach prawodawczych, jedynym czynnikiem, który może
utrzymać ciągłość celów i konsekwencję działania, który może Państwu
zapewnić politykę zakreśloną na dalszą metę, jest Głowa Państwa. Jakże
zaś może Ona tę niesłychanie ważną rolę odegrać, jeżeli jest wybieraną
na kilka lat, a może – w dodatku zupełnie nie przygotowaną do tej roli?
Nikt nie wymaga np. od profesora matematyki, by dziś przestał wykładać, a
jutro otworzył kancelarię adwokacką, i każdy uważałby to za absurd. A
jednak taki sam absurd jest podstawą ustroju republikańskiego.
Można
tu podnieść obiekcję, że wybrany Prezydent może być bez porównania
zdolniejszym, niż dziedziczny monarcha. Zapewne. Pozwolę sobie jednak
przytoczyć pewien fakt z historii przemysłu angielskiego. Przemysł ten
był na wysokim stopniu rozwoju przed zaprowadzeniem kolei żelaznych i
zdarzały się częste wypadki, że po zaprowadzeniu ich fabryki były
odległe od linii kolejowych. Fabryki te nie przenosiły się jednak w
pobliże kolei, lecz wolały ponosić koszta transportu albo też budowy
linii specjalnych. A dlaczego? Bo w swojej dotychczasowej siedzibie
miały robotników od generacji wyszkolonych w danej gałęzi przemysłu.
Jeżeli tedy przemysłowcy angielscy, którzy nie poezją ani pietyzmem, ale
ścisłym rachunkiem się kierując, tak wielką wagę przykładali do
dziedziczenia pewnych robotniczych uzdolnień – to z jakiej racji
odrzucać ważność dziedziczenia sztuki rządzenia krajem?
Gdyby
na następcę każdego Prezydenta (podobnie jak to się ma z następcami
Dalaj-Lamów) był wyszukiwany najwybitniejszy zdolnościami oraz
charakterem młodzieniec i kształcony specjalnie dla odgrywania roli
dożywotniego Prezydenta – to na tę koncepcję każdy konserwatysta mógłby
się zgodzić. Ale system Prezydentów obieranych i mogących nie mieć
żadnego przygotowania do objęcia naczelnego stanowiska w Państwie jest
przeciwny pojęciom ciągłości i tradycji, które to pojęcia stanowią
integralną i niezbędną część doktryny konserwatywnej.
Wreszcie
– last [but] not least – czym jest Głowa Państwa? Jest personifikacją
Ojczyzny, jest tym dla obywatela, czym sztandar dla żołnierza. Im zaś od
dawniejszych czasów sztandar wiódł pułk w bój, w im liczniejszych
dniach chwały nad nim powiewał, tym głębszą budzi cześć i tym gorętszą
miłość. Zapewne jest to imponderabile, ale imponderabilia grają w
polityce rolę czasem nawet przemożną.
I
dlatego śmiem twierdzić, że ten kto uważa się za konserwatystę i
republikanina zarazem, dla tego słowa te są pustymi dźwiękami, których
treści i znaczenia nie pojmuje. Powtarzam zaś, że kto szczerze i ze
świadomością tego, co mówi, powie: „jestem konserwatystą”, ten w
konsekwencji musi także powiedzieć: „jestem monarchistą”.
Hieronim Tarnowski
[1] Tekst opublikowany w: „Biuletyn Stronnictwa Zachowawczego” nr 5-6 (1924), s. 20 – 21.