Czas
okupacji komunistycznej znaczyły bezwzględne ataki na Kościół
katolicki, nie tylko w wymiarze ideowo-politycznym, ale też w jak
najboleśniejszej formie fizycznej. Bowiem walka z Kościołem prowadzona w
imię „humanizmu świeckiego” przez ekipę Władysława Gomułki często miała
drastyczny przebieg.
Przemiany
polityczne znane jako „odwilż popaździernikowa 1956 roku” obudziły
złudne nadzieje w wielu polskich sercach. Wszak nowe kierownictwo
partyjne podjęło decyzję o odejściu od masowego terroru, uwolnieniu
większości więźniów politycznych i poluzowaniu ideologicznej „śruby”. A
jednak wszystkich, którzy liczyli na prawdziwy przełom, miał spotkać
srogi zawód. Władysław Gomułka, choć skłócony z twardogłowymi
stalinowcami, był przekonanym komunistą, a wszelkie ustępstwa wobec
rządzonych uznawał tylko za chwilowy wybieg taktyczny.
Napaść na Jasną Górę
Rychło
więc władze znów obrały kurs na konfrontację z Kościołem. Nie ustawały
ataki propagandowe, na szeroką skalę stosowano nękania administracyjne i
rozmaite szykany. 21 lipca 1958 roku do biur Instytutu Prymasowskiego
Ślubów Narodu na Jasnej Górze wtargnęła milicja oraz przedstawiciele
prokuratury. Funkcjonariusze, głośno miotając wyzwiska, skonfiskowali
znalezioną literaturę. Bito pałkami obecnych w bazylice pielgrzymów,
którzy mieli odwagę zaprotestować przeciw najściu. Oberwało się również
zakonnikom wzywającym ludzi do zachowania spokoju.
Napaść na
Jasną Górę była wstępem do szerszej kampanii antykościelnej. Oto
dziesięć dni później, na spotkaniu Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu
przedstawiciele władz zapowiedzieli wprowadzenie obostrzeń w nauczaniu
religii w szkołach, jak również usunięcie z placówek oświatowych krzyży i
symboli religijnych.
Czerwony kulturkampf
Oficjalnie
zadekretowana „dekrucyfikacja” szkół wywołała wiele spontanicznych
protestów. Tylko do 15 września 1958 roku odnotowano 1305 przypadków
„demonstracyjnego” zawieszenia krzyży w klasach. W tym czasie
aresztowano 182 osoby, a oddziały ZOMO przeprowadziły 41 interwencji.
Tak było między innymi w Trzebuni, Ładnej, Słopnicach, Bielicy, gdzie
zgromadzone tłumy zostały zaatakowane przez milicję pałkami i gazem
łzawiącym. Tylko do końca roku szkolnego blisko 1300 osób stanęło przed
sądami i kolegiami do spraw wykroczeń za udział w protestach.
W
listopadzie 1959 roku wybuchły poważne rozruchy w Mszczonowie. Bezpieka
aresztowała tam troje rodziców zbierających podpisy przeciw rugowaniu
lekcji religii z miejscowego liceum. W odpowiedzi na ulice wyległo około
tysiąca demonstrantów, którzy zdobyli szturmem miejscowy posterunek
Milicji Obywatelskiej. Miasteczko spacyfikowały dopiero przybyłe
oddziały ZOMO.
„Walka o
świeckość” nie ustawała – wdzierała się w coraz to nowe dziedziny życia.
W roku 1959 doszło do burzliwych zajść w sanatorium dla chorych na
gruźlicę w Otwocku. Władze postanowiły zlikwidować tamtejszą kaplicę.
Kuracjuszy protestujących przeciw tym działaniom potraktowano pałkami i
gazem. W odpowiedzi chorzy obrzucili interweniujących milicjantów
doniczkami i talerzami, a następnie ogłosili dwudniową głodówkę.
Pałki i bagnety
Do
prawdziwej rewolty wiernych doszło w Kraśniku Fabrycznym. Zgodnie z
planami czerwonych, miejscowość ta miała stać się wzorcowym miastem
socjalistycznym, w którym nie przewidziano miejsca dla świątyni. Dopiero
w roku 1957 komuniści wydali zgodę na budowę kaplicy, z czego następnie
się wycofali. Ludzie modlili się więc pod wielkim brzozowym krzyżem na
przedmieściach, obok którego wzniesiono kapliczkę. Nawet to było solą w
oku rządzących.
26
czerwca 1959 roku milicja zniszczyła kapliczkę, a rejon krzyża
ogrodziła, zakazując doń dostępu. Niedługo potem na ulicach Kraśnika
Fabrycznego zebrał się tłum, który następnie zaatakował siedzibę
Prezydium Miejskiej Rady Narodowej oraz gmach komendy powiatowej MO. Do
zdławienia protestu rzucono oddziały ZOMO, MO i ORMO posiłkowane przez
samochód strażacki z armatką wodną. Uliczna bitwa trwała wiele godzin,
szereg osób odniosło rany. Demonstranci ciskali kamieniami, płytami
wyrwanymi z chodników i butelkami, z okolicznych okien leciał prawdziwy
grad doniczek. Milicjanci bili pałkami, gazowali i polewali wodą
zgromadzonych, a nawet strzelali ponad ich głowami z broni palnej.
Wyjątkowo niebezpiecznym pomysłem było zaatakowanie tłumu przez
tyralierę funkcjonariuszy z bagnetami osadzonymi na karabinach.
Po
stłumieniu zamieszek 56 osób stanęło przed sądami i kolegiami. Zakaz
budowy świątyni cofnięto dopiero w roku 1977, w wyniku nieustępliwych,
rok w rok ponawianych żądań mieszkańców.
Krzyż Nowohucki
Nowa
Huta, podobnie jak Kraśnik Fabryczny, decyzją władz miała być pozbawiona
świątyń i emblematów religijnych. Również tutaj, na fali przemian
popaździernikowych, komuniści zgodzili się w roku 1957 na budowę
świątyni. Na planowanym placu budowy wzniesiono wielki drewniany krzyż,
pod którym odprawiano nabożeństwa. Trzy lata później zgoda na budowę
została cofnięta. Fundusze zgromadzone staraniem wiernych uległy
konfiskacie, podobnie jak sprzęt i materiały budowlane.
27
kwietnia 1960 roku wynajęta ekipa przystąpiła do wykopywania krzyża.
Wokół natychmiast zgromadził się tłum gniewnych obywateli. „Kopaczy”
przegnano precz. Niedługo potem na miejsce przybył oddział ZOMO. U stóp
krzyża oczekiwał nań gęsty, wielotysięczny tłum. Odpowiedzią na ciosy
pałek i granaty z gazem łzawiącym były kamienie i butelki z benzyną. Na
ulicach wyrosły barykady.
Władze
ściągały posiłki, w tym ZOMO, z Tarnowa, Kielc, Katowic, Rzeszowa i
Oświęcimia. Potem policzono, że milicja zużyła 1200 sztuk „środków
chemicznych” (głównie granatów gazowych). Wystrzelono również 140
nabojów ostrych. Setki cywilów, jak również blisko dwustu milicjantów
odniosło rany. Krążyły również – niepotwierdzone jak dotąd – pogłoski o
ofiarach śmiertelnych. Zatrzymano prawie pięćset osób, z których ponad
dwieście skazano na kary więzienia (do pięciu lat), aresztu bądź
grzywny.
Dwa tygodnie po stłumieniu rewolty do Nowej Huty przybył sam Władysław Gomułka. Zacietrzewiony wywrzaskiwał slogany o antyspołecznych szumowinach i gorszących chuligańskich ekscesach. Wódz nadwiślańskich marksistów najwyraźniej niczego nie zrozumiał.
Burzliwe lata
Gomułkowska
„dyktatura ciemniaków” wykazywała się niesłychaną tępotą, raz po raz
prowokując następne konflikty. Zaledwie trzy dni po wystąpieniu w Nowej
Hucie wybuchły rozruchy w Zielonej Górze. Władze postanowiły zająć
tamtejszy Dom Katolicki użytkowany przez księży z miejscowej parafii
jako punkt katechetyczny, a także przez lokalny oddział Caritas,
redakcję „Słowa Powszechnego” i Polski Czerwony Krzyż. Kiedy do Domu
Katolickiego wkroczyła milicja, na ulice wyległo pięć tysięcy
demonstrantów. Rzucono przeciw nim, oprócz sił mundurowych, również
bojówkarzy tak zwanej milicji robotniczej, zwerbowanych przez komitet
wojewódzki PZPR. Rozgorzały walki, w których trakcie spalono dwie
ciężarówki ZOMO, a 160 milicjantów odniosło obrażenia. Rannych cywilów
nie liczył nikt. Szereg uczestników protestu aresztowano – skazywano ich
przeważnie na kilkumiesięczne kary więzienia, choć nie brakło też dwóch
wyroków pięcioletnich.
Jakby
tego było mało, w czerwcu komuniści zapragnęli usunąć w Gliwicach krzyż
ustawiony w pobliżu kościoła z okazji Bożego Ciała. Rozpędzono przy tym
wiernych; zatrzymano 22 osoby, a wśród pobitych było trzech miejscowych
franciszkanów.
Kolejną
okazję do konfrontacji dała decyzja władz o likwidacji niższych
seminariów duchownych. W roku 1961 w Toruniu kasacja tamtejszego
Zakonnego Niższego Seminarium Duchownego prowadzonego przez
redemptorystów wywołała gniewny protest wiernych. Przeciw demonstrantom
użyto pałek i psów obronnych; poturbowanych było też 25 milicjantów.
W
październiku 1963 roku władze zamknęły Salezjańską Szkołę Organistowską w
Przemyślu – jedyną tego typu placówkę oświatową w Polsce, istniejącą od
1916 roku. Skonfiskowano całe wyposażenie szkoły, łącznie z cennym
sprzętem muzycznym (między innymi 27 fortepianów, 8 organów, 29
fisharmonii). Kiedy milicja wkroczyła do szkoły, zakonnicy uderzyli w
dzwony na trwogę. Wokół szkoły zebrał się tłum wiernych, rozpędzony
brutalnie przez ZOMO. Zamieszki w mieście trwały do późnych godzin
nocnych. Zatrzymano 70 osób. Nawet poufne raporty milicyjne mówiły o przypadkach nieuzasadnionego użycia pałek, w tym także wobec kobiet.
Niewygasłe iskry
Incydenty na tle religijnym powtarzały się w miarę regularnie.
W roku
1964 w Rydzewie koło Drawska Pomorskiego zamknięto kaplicę (pod
pretekstem groźby zawalenia budynku). Protest kilkuset parafian zdławiło
ZOMO. W następnym roku milicja brutalnie zaatakowała parafian i
pielgrzymów w Zabłudowie (województwo białostockie), w miejscu
domniemanych objawień Matki Bożej.
Rok 1966
przebiegał pod znakiem obchodów Tysiąclecia Chrztu Polski. Władze
uczyniły wszystko, by zakłócić kościelne uroczystości. Milicja
rozpędziła siłą wiernych w Krakowie, Szczecinie, Gdańsku i Warszawie.
W tym
samym roku w Brzegu (województwo opolskie) niemal cała ludność miasta
wyszła na ulice w obronie księży eksmitowanych z zajmowanej przez nich
wikarówki. Miejscowych stróżów porządku wsparło ZOMO z Wrocławia, Opola i
Katowic. Aby przywrócić panowanie nad miastem, milicja wystrzeliła 338
granatów z gazem łzawiącym. Bestialstwo mundurowych przekroczyło
wszelkie granice. Bito każdego, kto się nawinął pod rękę, nie
oszczędzając nawet kobiet w ciąży (skatowana przez zomowców Regina
Wadowska urodziła potem martwe dziecko). Na pogotowie zgłosiło się około
trzystu osób pobitych przez milicję; nie sposób powiedzieć, ilu podjęło
leczenie we własnym zakresie. Rannych było 25 milicjantów, w tym 4
ciężko. Zatrzymano 50 osób.
Po
krwawych wystąpieniach robotniczych na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku i
objęciu rządów przez ekipę Edwarda Gierka, mimo zapowiedzi dalszej
liberalizacji systemu, relacje między władzą a katolikami wciąż bywały
gorące. W roku 1974 bezpieka użyła buldożerów do zniszczenia kapliczki
wzniesionej przez mieszkańców wsi Dziewule koło Siedlec oraz budynku
punktu katechetycznego w Szklarach koło Olkusza. W obu przypadkach
protestujących mieszkańców rozpędzono pałkami i gazem łzawiącym, a w
Szklarach oddano nawet strzały ostrzegawcze z broni palnej.
Wzbierająca fala
W
wystąpieniach w obronie Kościoła w latach 1957–1974 wzięły udział
tysiące ludzi – którym wszakże nieobce było poczucie osamotnienia. W
skali kraju ogromna część zastraszonego społeczeństwa, mająca w pamięci
niedawne lata terroru stalinowskiego, zachowała się biernie. Potrzeba
było dopiero pielgrzymki Papieża‑rodaka (pomijamy w tym miejscu aspekt teologiczny wyboru Wojtyły na tron papieski - przyp. redakcji RCR), by miliony polskich katolików
poczuły wreszcie swą siłę.
Niedługo
potem Polska stała się zupełnie inna. Trudno nie dostrzec w tym zasługi
również tych anonimowych bohaterów z małych wsi, miasteczek i wielkich
miast, którzy przechowali odwagę i wiarę w swych sercach w czasie
trudnych dekad, dając przykład zastraszonej większości. To również
dzięki nim słynne papieskie słowa: Nie lękajcie się! padły na przygotowaną glebę.
Andrzej Solak – autor wielu książek popularyzujących historię oraz strony internetowej krzyzowiec.prv.pl
Materiał ukazał się w magazynie Polonia Christiana nr 55.