W 2013 r. zaprezentowana została światu
wizja zakładająca utworzenie szlaku handlowego łączącego Chiny z Europą.
Inicjatywa ta, nazwana Nowym Jedwabnym Szlakiem, wzbudziła spore
zainteresowanie i dała asumpt do coraz żywszych rozważań na temat
aktualnego porządku światowego oraz roli Chin w kreacji nowego systemu
zależności geopolitycznych.
Projekt firmowany przez przewodniczącego
Chińskiej Republiki Ludowej Xi Jinpinga, z grubsza rzecz ujmując, ma
polegać na rozbudowie sieci infrastruktury łączącej Chiny, kraje Azji
Środkowej, Bliskiego Wschodu, Afryki i Europy. W jej skład wchodziłyby
połączenia lądowe (drogi, kolej), lotnicze oraz sieć przesyłowa paliw i
infrastruktura telekomunikacyjna. Polska została uwzględniona w tym
projekcie, jako jedno z państw tranzytowych. Istnieje kilka głównych
planów określających przebieg szlaku. Każdy z nich może stanowić osobny
wariant, ale również mogą one zaistnieć równocześnie. Ze znanych
koncepcji można wymienić:
- Korytarz północny zakładający posłużenie się rosyjską Koleją Transsyberyjską, począwszy od Kazachstanu, poprzez terytorium Rosji, by w ostatniej fazie zbliżyć się do terytorium Białorusi i Polski, będącej w tym wariancie „wrotami Europy”. Ten korytarz jest obecnie eksploatowany. Jego zaletą jest to, że przechodzi przez terytoria najmniejszej liczby państw, a co za tym idzie przekracza najmniejszą liczbę przejść granicznych. Minusem są trudne warunki klimatyczne na jego trasie oraz przejście przez obszar Rosji, będącej dla Chin silnym i potencjalnie roszczeniowym partnerem.
- Korytarz południowy zaczynający się w okolicach Kazachstanu, następnie przechodzący przez Turkmenistan lub Kirgistan, Tadżykistan aż do Iranu. Przez Iran korytarz południowy dociera do Turcji, a następnie łączy się z Europą. Główne jego wady, to duża liczba przejść granicznych oraz polityczna niestabilność regionu.
- Korytarz środkowy przecinający obszar Kazachstanu i korzystający z połączenia morskiego, docierający do azerskiego portu Alat, aby następnie przejść przez południowy Kaukaz i dotrzeć do Europy przez Turcję. Środkowy korytarz jest dobrą alternatywą ze względu na stosunkowo „przyjazne” kraje leżące na jego trasie. Główną jego wadą jest różnorodność form transportu oraz niepewność polityczna na Kaukazie.
Oprócz tych trzech wariantów
planowana jest także trasa morska wspierająca współpracę w Azji
Południowo-Wschodniej, Oceanii i Północnej Afryce. Korytarz morski
przebiega poprzez kilka sąsiadujących ze sobą stref morskich – Morze
Południowochińskie, Południowy Pacyfik i Ocean Indyjski. Istotną część
tego szlaku stanowi Afryka Wschodnia. Od pewnego czasu dostrzegalne jest
zainteresowanie się Chińczyków tamtym rejonem oraz podejmowane przez
nich wielkie inwestycje, lub jak kto woli, wykupywanie i uzależnianie
finansowe tamtejszych państw.
Polski rząd zainteresował się projektem,
czego efektem są spotkania naszych włodarzy z reprezentantami CHRL oraz
udział premier Beaty Szydło na szczycie w Pekinie. Nowy Jedwabny Szlak,
to dla nas duża szansa i dobrze, że nasz rząd dostrzegł korzyści z
niego płynące. Chiny to na dzień dzisiejszy druga po USA światowa
gospodarka, a rozsądna współpraca z nimi może się przerodzić w znaczący
skok cywilizacyjny i gospodarczy dla naszej Ojczyzny. Położenie
geograficzne Polski jest olbrzymim atutem, stwarzającym możliwość
zbudowania w naszym kraju centrum logistycznego obsługującego kraje
Zachodniej Europy. Olbrzymi kapitał przeznaczony przez Chińczyków na
realizację tego projektu może zawitać także do nas. Na razie toczą się
rozmowy i brak konkretów, jednak można mieć nadzieję, że polskie władze
staną wreszcie na wysokości zadania i będą w stanie zaangażować się w
ten projekt, wyciągając z niego maksimum korzyści przy minimalizacji
zagrożeń. Niebezpieczeństwa jednak istnieją i warto przyjrzeć się im
bliżej.
Głównym zagrożeniem, które od razu rzuca
się w oczy, jest ogrom chińskiej gospodarki, stwarzający ryzyko
zdominowania nas przez tamtejszy kapitał. Na dzień dzisiejszy Chiny są
największym eksporterem i drugim największym importerem na świecie.
Wartość wymiany towarowej Chin w 2015 r. wyniosła 3 956,9 mld USD, w tym
eksport 2 274,9 mld USD, a import 1 682 mld USD. Chińczycy do 2010 r.
notowali dwucyfrowy wzrost PKB (10,6%). W kolejnych latach z roku na rok
tempo wzrostu gospodarczego było coraz niższe, jednak nadal oscyluje w
okolicach 7%. Chiny są także jednym z największych inwestorów
zagranicznych. W 2015 r. wartość chińskich inwestycji zagranicznych
osiągnęła 118 mld USD, co oznacza wielki wzrost w ostatnich latach[i].
Nie od dziś wiadomo, że Chiny, tak samo jak każdy liczący się kraj,
grają na swój interes. Wchodzenie w kontakty z tak dużym partnerem,
stwarza spore trudności dla krajów małych i geopolitycznie słabych. Nasz
ewentualny udział w tym projekcie, musi być dobrze przemyślany, a
negocjacje nie mogą polegać na godzeniu się na wszystko, w zamian za
wydumane, nierealne korzyści, tak jak ma to miejsce w przypadku naszych
relacji z USA.
Tu pojawia się kolejne zagrożenie
wynikające z rywalizacji Chińczyków i Amerykanów, będących na dzień
dzisiejszy głównymi graczami w światowej polityce. Nasza zależność od
wielkiego brata zza Oceanu nie wróży dobrze udziałowi w Jedwabnym
Szlaku, czy jakiejkolwiek innej inicjatywie mogącej wzmocnić Państwo
Środka. Tym bardziej, gdy w grę wchodzi spore uniezależnienie Chin od
transportu morskiego, w którym dominują USA. Światowy prymat Amerykanów
wynika w głównej mierze z kontroli nad szlakami morskimi, będącymi
najtańszą formą transportu, napędzającą handel, a co za tym idzie wzrost
dobrobytu. Siła USA jest wprost proporcjonalna do liczby kontrolowanych
przez nie szlaków morskich, cieśnin oraz rozmiaru ich floty wojennej,
będącej niezaprzeczalnym atutem tego państwa. „Stany Zjednoczone są
drugim największym partnerem handlowym Chin. W 2016 r. wartość wymiany
towarowej wyniosła 519 mld USD. Eksport Chin do USA wyniósł 385 mld USD.
Wartość importu do Chin osiągnęła 134 mld USD”[ii].
W rodzimych mediach pojawiają się
komentarze odnośnie korzyści płynących ze współpracy z Chinami pod
postacią wejścia tamtejszych firm na polski rynek. Z ubiegłorocznych
wypowiedzi ministra Waszczykowskiego wynika, że widziałby on chińskich
wykonawców zaangażowanych w budowę i modernizację naszych dróg, lotnisk
czy linii kolejowych. Dostrzega możliwość stawania chińskich firm do
przetargów publicznych, w tym wzięcia przez nie udziału w tworzeniu
polskiej energetyki atomowej. Według jego słów: „Wiele firm chińskich ma
bardzo duże doświadczenie w tworzeniu takiej infrastruktury. Niektóre z
nich mogłyby korzystać w Polsce z naszych przetargów i wejść w
realizację tych przedsięwzięć u nas”. Jak widać jest to typowy dla szefa
MSZ objaw „lekkiego” podejścia do „ciężkich” tematów. Przy całym
entuzjazmie dla współpracy z Chińczykami nie serwowałbym im lekką ręką
wolnego dostępu do naszego rynku oraz realizacji naszych projektów
wewnętrznych. Czy nie ma polskich firm, które mogłyby się tym zajmować? Z
pewnością Chińczycy chcieliby budować nasze drogi, koleje i lotniska,
jednak rodzi to spore zagrożenie dla rodzimej branży budowlanej. Rząd
premier Szydło musi o tym pamiętać. Wszelkie negocjacje ze stroną
chińską muszą toczyć się w oparciu o realia, a one są takie, że
lekkomyślne działania w tej materii mogą zaprowadzić nasze państwo na
skraj katastrofy ekonomicznej.
Jeszcze zapewne wszyscy pamiętają słynne
hasło „Polska w budowie” oraz niesiony falą entuzjazmu przed Euro 2012
program budowy autostrad. Wiele osób powinno pamiętać również chińskie
konsorcjum Covec, które zrezygnowało z budowy powierzonego mu odcinka
A2, co nastręczyło nam sporo kłopotów. Miało być tanio i szybko, a
wyszło jak zwykle. Polscy podwykonawcy nie dostawali pieniędzy, więc
zatrzymali wszelkie prace, zaś Chińczycy zwinęli manatki i wrócili do
siebie. Proponując cenę o połowę niższą od konkurencji, za sprawą
wsparcia płynącego od chińskiego rządu, weszli szturmem na nasz rynek.
Straty wynikające z zaniżonej ceny kontraktu na budowę odcinka A2 miało
powetować państwo chińskie, dla którego konsorcjum Covec było forpocztą
zdobywającą nowe rynki. Widać tu dobitnie chińską taktykę, polegającą na
zdobywaniu nowych rynków za wszelką cenę. Nie wolno nam zapominać, ze
Chiny to państwo, które jest w gruncie rzeczy komunistyczne. Wszelkie
konsorcja kontrolowane są przez partię, a więc nie działają wedle
ścisłego rachunku ekonomicznego. Straty pokryje ich państwo, jeśli
zaistnieje wizja korzyści niebezpośrednich. Autostrada A2
najprawdopodobniej zostałaby w ten sposób ukończona, gdyby nie głośne
swego czasu przetasowania na najwyższym szczeblu chińskich władz.
Wiele osób z polskich kręgów rządowych
podnieca się również eksportem naszych towarów do Chin. Na dzień
dzisiejszy jednak nie ma się czym zachwycać. Według danych GUS z 2016
r., wartość naszego eksportu do Chin wyniosła ok. 1 911 143 mln zł zaś
wymiar importu ok. 23 945 058 mln zł. Sprowadzamy więc dużo więcej niż
wysyłamy. Przyjrzyjmy się, co Chińczycy sprowadzają, a co wysyłają. „W
strukturze towarowej importu do Chin największy udział mają: maszyny
elektryczne i nieelektryczne (17,1%), surowce (ok 12,5%), paliwa (ok.
11,8%), inne dobra konsumpcyjne (ok. 8%), maszyny biurowe i urządzenia
telekomunikacyjne (7,2%), pojazdy, ich części i akcesoria (ok. 5,9%)
oraz artykuły rolno-spożywcze (ok.5,7%). W strukturze towarowej eksportu
z Chin dominują wyroby przemysłowe (ok. 95,4%), przy niewielkim udziale
artykułów rolno-spożywczych oraz surowców (odpowiednio 2,8% i 1,8%).
Najważniejszymi towarami eksportowymi są: maszyny biurowe i urządzenia
telekomunikacyjne (ponad 21%), maszyny elektryczne i nieelektryczne (ok.
19%), produkty przemysłu chemicznego (ok. 5,7%), sprzęt transportowy
(ok. 5%), oraz tekstylia i odzież (ok. 4,8%)”[iii].
Jak to wygląda w praktyce każdy widzi, wystarczy przyjrzeć się
etykietom wielu towarów na półkach polskich sklepów. Znacznie więcej
eksportujemy chociażby do Czech czy Francji, nie wspominając już o
Niemczech. Tanie produkty z Chin stanowią pewną wartość, jednak należy
pamiętać, że nasi wytwórcy na tym nie zarobią. Tak samo, jak na
niekontrolowanym napływie chińskiego kapitału i przedsiębiorstw nie
skorzysta nasz handel. Możemy oczywiście położyć wszystko na jedną szalę
i otworzyć rynek dla Chińczyków, jednak zarżniemy w ten sposób własną
przedsiębiorczość. Współpraca z państwem posiadającym tak wielkie zasoby
ludzkie i finansowe jest dla nas nie lada wyzwaniem. Boję się, że
możemy mu nie sprostać.
Relacje pomiędzy Unią Europejską a
Chinami są trudne z wielu względów. Co prawda kraje UE pozostają
największym partnerem handlowym Chin, jednak każda strona chce wyjść na
swoje i opracowuje własne strategie, nieraz rażąco sprzeczne. „Wartość
dwustronnej wymiany handlowej na koniec 2015 r. wyniosła 564 mld USD.
Chiński eksport do UE w 2015 r. wart był 356 mld USD, a wartość importu z
krajów UE wyniosła 209 mld USD”[iv].
Stosunek Chin do UE cechuje się sporą ambiwalencją. Unia z jednej
strony stanowi jednolity rynek, będący dla Chińczyków lepszą opcją niż
rozparcelowana na poszczególne kraje, z którymi trzeba się dogadywać
osobno, Europa. Z drugiej zaś zbytnia jednomyślność państw UE, stanowi
znaczącą przeciwwagę dla Chin, skutkującą trudnościami w forsowaniu
przez nie własnego stanowiska. Na dzień dzisiejszy strategia Chin wobec
UE zawarta jest w dokumencie „Deepen the China-EU Comprehensive
Strategic Partnership for Mutual Benefit and Win-win Cooperation”
(„Pogłębienie kompleksowego strategicznego partnerstwa Chiny-UE na rzecz
wzajemnego dobrobytu i korzystnej współpracy” – tłum. Autora). Dokument
ten jest egzemplifikacją chińskiej wizji świata, w której Chinom
zapewniona jest możliwość uprawiania wolnego handlu oraz uwypuklona jest
kwestia nierównego traktowania ich kraju, zakłócająca postulowaną przez
nich swobodę wymiany handlowej. Jak każdy z tego typu dokumentów pisany
jest on „na okrągło”, czyli w sposób niepozwalający jednoznacznie
niczego określić. Jasno postawione są tylko kwestie oczywiste, czyli
chęć współpracy gospodarczej oraz deklarowane pragnienie zapewnienia
stronom obopólnych korzyści. W kwestiach natury politycznej jest jeszcze
bardziej ubogo, bo pomimo mglistych zapewnień o chęci porozumienia,
miałoby ono bazować na „wyjściu poza różnice ideologiczne i dążeniu do
wzajemnego zrozumienia i współpracy”[v].
Brzmi to jak apel o niewtykanie nosa w nie swoje, czyli chińskie
sprawy, bo państwowy komunizm tam żyje i ma się dobrze, a polityka to
sprawa mocno relatywna i niepodlegająca arbitralnej ocenie. Chińczycy, w
tym dokumencie, odnoszą się również do kwestii praw człowieka pisząc:
„Chińska strona jest gotowa kontynuować dialog na temat praw człowieka z
UE, opierając się na zasadach wzajemnego poszanowania i braku
ingerencji w sprawy wewnętrzne”[vi],
czyli znowu to samo. Władze CHRL apelują też o „niewykorzystywanie
poszczególnych przypadków (naruszeń praw człowieka – dopisek autora) do
ingerowania w suwerenność chińskiego wymiaru sprawiedliwości i spraw
wewnętrznych”[vii].
Widać tu daleko posuniętą ostrożność i potrzebę zachowania suwerenności
przez stronę chińską. Chińczycy podchodzą do sprawy jednoznacznie,
współpraca tylko na ich zasadach. Nie łudźmy się, że nas to nie dotyczy i
dobry wujek z Chin da nam zarobić, zmodernizuje nam kolej i lotniska i
nie będzie chciał niczego w zamian. Chiny to państwo specyficzne, silne i
diametralnie różne od Polski, zarówno kulturowo, jak i politycznie.
Musimy pamiętać, że wszelkie nasze niedociągnięcia i błędy w kontaktach z
nimi mogą mieć dla nas poważne konsekwencje.
Od 1994 r. w miejscowości Wólka Kosowska
koło Piaseczna działa olbrzymie azjatyckie centrum handlowe. W
przeważającej mierze działalność prowadzą tam Chińczycy. Polaków jak na
lekarstwo, za to mnóstwo taniego chłamu sprowadzanego z Chin oraz równie
tanich chińskich pracowników. Nie każdy zapewne wie, że chińska kultura
różni się zdecydowanie od naszej, a wyzysk i załatwianie spraw „po
koneksjach” jest u nich normą. Olbrzymi zasób chińskiej siły roboczej
napływa do Europy, jednak pracują głównie u „swoich”. Gdyby dać im
możliwość, zalaliby nasz rynek nie tylko słabej jakości towarami, ale
również własnymi pracownikami oraz ich „etyką” pracy. Chińczycy,
wyjechawszy z komunistycznego raju, za nic sobie mają polskiego fiskusa i
nasze prawo. Umowa o pracę w Wólce Kosowskiej to luksus, zaś
odprowadzanie podatków to, dla naszych orientalnych gości, sprawa nad
wyraz kłopotliwa. Przyznać trzeba, że Chińczycy czy Wietnamczycy nie
sprawiają zauważalnych problemów. Nie rozrabiają na ulicach, nie drenują
zasiłków, są pracowici i spokojni, jednak żyjemy w Polsce i nasz
interes narodowy wymaga ochrony. Nieograniczony zalew tanich towarów i
wspieranych przez chiński rząd przedsiębiorstw może zniszczyć nasz kraj w
mgnieniu oka. Firmy zachodnie eksploatujące nasz rynek zapewniają
chociaż miejsca pracy, a Chińczycy sprowadzają tabuny własnych
pracowników. Zapewnianie im jakichkolwiek preferencji, dawanie ulg
podatkowych i innych przywilejów, którymi ściągamy do siebie
zagranicznych inwestorów, musi być bardzo dobrze przemyślane. To nie
jest tak, że przyjdzie Chińczyk, zbuduje fabrykę, zatrudni Polaków i
będzie grzecznie płacił podatki. Chiny są graczem światowej klasy, a ich
ekspansja jest wielotorowa. Począwszy od olbrzymiego kapitału, poprzez
ogromne rzesze ludzkie, na działaniach wywiadowczych skończywszy.
Dlatego są dla nas ekstremalnie niebezpiecznym partnerem. Posmakowali
tego już Rosjanie, doświadczając chińskiej kolonizacji Syberii. Z
nieoficjalnych danych wynika, że w ślad za uciekającymi ze wschodnich
rejonów Federacji Rosyjskiej, w poszukiwaniu lepszego życia, Rosjanami,
nadciągają Chińczycy, osiedlając się oraz inwestując kwoty liczone w
miliardach dolarów rocznie. Nietrudno wyobrazić sobie kolonizację i
faktyczne przejęcie kontroli przez Chińczyków nad sporym obszarem
dzisiejszej Rosji. Masowa migracja oraz inwestycje to świetny sposób,
aby stopniowo i bezkrwawo przejmować rzeczywistą władzę nad regionami,
czy też państwami.
Wiedza przeciętnego Polaka o Chinach
jest znikoma. W telewizji ich brak, więc mało o nich wiemy. Jednak oni
tu są i działają, zarówno legalnie, jak i pod przykrywką. Państwo Środka
jest silne nie tylko gospodarczo, ma również potężny wywiad, który od
wielu lat działa również w Polsce. Ministerstwo Bezpieczeństwa
Państwowego zwane Guoanbu, to struktura, dla której na świecie pracuje,
według szacunków, kilkadziesiąt tysięcy osób. Agenci chińskiego wywiadu
działają także w Polsce, a brak doniesień medialnych na ten temat
świadczy nie tyle o ich słabości, lecz o profesjonalizmie. Kierując się
zasadą rozproszonych źródeł informacji, analizują sytuację polityczną i
nastroje w naszym kraju. Lobby chińskie istnieje i walczy o wpływy w
każdym państwie, leżącym w kręgu zainteresowań CHRL. Polska w tym kręgu
jest od lat, z racji swojego strategicznego dla Chińczyków położenia
oraz planów ekspansji na Europę, które właśnie nabierają tempa.
Straszeni od wielu lat Rosją i jej wywiadem, znając takie nazwy jak CIA
czy Mossad, nie jesteśmy świadomi zainteresowania naszym krajem agencji o
wiele dla nas groźniejszej. Chiny, co prawda, nie są naszym wrogiem,
jednak twardo kierują się swoim interesem, a tam, gdzie go widzą,
działają profesjonalnie i zdecydowanie.
Chiny od wielu lat starają się wykreować
na czołowe światowe mocarstwo. Dawny układ sił, rozkładający się
pomiędzy USA i ZSRR, rozsypał się w pył wraz z rozpadem sowieckiego
imperium. Lukę po nim stopniowo zaczęły wypełniać Chiny, rosnące w siłę z
wielu względów, głównie dzięki ogromnym zasobom taniej siły roboczej,
będącej ich głównym atutem, który zresztą mistrzowsko wykorzystują.
Quasi komunistyczna gospodarka jest obrazem pragmatyzmu i rozsądku
Chińczyków, tworzących na swoim terytorium wolnorynkowe strefy
ekonomiczne. Zachęcanie zachodnich koncernów do inwestowania i
przenoszenia produkcji do ich kraju, sprawiło, że na dzień dzisiejszy
olbrzymia część artykułów na całym świecie ma etykietę „made in China”.
Gospodarka chińska odgrywa dziś niespotykaną rolę w kształtowaniu
międzynarodowego handlu. Produkcja na ich terenie nie obejmuje już tylko
prostych produktów, lecz coraz większy jej procent stanowią najnowsze
technologie. Wszystko to wyprowadziło Chiny na czołową pozycję,
zagrażającą nawet dominującej roli Stanów Zjednoczonych. Zacieśnianie
współpracy z Rosją, będącą znaczącym dostarczycielem surowców dla
chińskiej gospodarki, również może niepokoić polityków przywykłych do
aktualnego status quo. Rosja, co prawda, nadal przejawia tendencje
imperialistyczne, jednak w obecnej sytuacji może być dla Chińczyków
najwyżej słabszym wspólnikiem, a nie równorzędnym graczem.
Polityka zagraniczna obecnych polskich
władz zasadza się na szukaniu bezpieczeństwa w NATO, czyli najprościej
rzecz ujmując u Amerykanów, oraz poszukiwaniu możliwości nowych
rozwiązań gospodarczych, wbrew dotychczasowemu ukierunkowaniu na Niemcy i
w mniejszym stopniu na Rosję. Rozmowy z Chińczykami czy wyjazdy
prezydenta Andrzeja Dudy do Etiopii wpisują się w ten schemat i nie ma w
tym nic złego. Jakkolwiek w przypadku Afryki ewentualne korzyści są
wątpliwe, to współpraca z Chinami może nam przynieść korzyść. Wśród
przedstawicieli naszych władz głosy są jednak różne. Głównym oponentem
zaangażowania Polski w chińskie projekty gospodarcze wydaje się być
minister obrony Antoni Macierewicz. Jego zdaniem Nowy Jedwabny Szlak
jest częścią planu zakładającego „zlikwidowanie Polski, jako
niepodległego podmiotu”, w związku ze zmniejszeniem wpływów USA w naszym
regionie. Widać tu wyraźnie pokładanie zbyt dużej nadziei w czynniku
amerykańskim, co mnie w ogóle nie dziwi, ponieważ PiS w ewidentny sposób
kultywuje czołobitność wobec Waszyngtonu. Dziwi mnie za to
zaangażowanie w rozmowy z Chińczykami. Widać polscy decydenci nie
dostali jeszcze reprymendy od Wielkiego Brata. Niewątpliwie, gdy tylko w
USA połapią się, o co w tym chodzi, nadejdą instrukcje i udział Polski w
Jedwabnym Szlaku stanie pod znakiem zapytania. Chińczycy dogadają się z
kimś innym, a my zostaniemy z ręką w nocniku i kilkoma amerykańskimi
żołnierzami na pocieszenie. Irytuje mnie nieustanne pokładanie wiary w
tego, czy innego możnego patrona, zamiast budowania suwerennej polityki i
siły własnego państwa.
Macierewicz ma oczywiście pod pewnymi
względami rację i wiele argumentów na korzyść jego stanowiska w kwestii
chińskiej już w tym tekście padło. Nie zgadzam się tylko, co do istoty
formułowanych obiekcji. Wycofywanie się Amerykanów z Europy nie jest dla
nas dużym zagrożeniem, tym bardziej, że za prezydentury Obamy proces
ten de facto postępował. Europa wyszła z kręgu zainteresowania USA wraz
ze wzrostem siły Chin, będących dla Amerykanów głównym konkurentem.
Teraz, wraz z chińskimi projektami ekspansji na rynek europejski, uwaga
Stanów Zjednoczonych znowu skupi się na Europie. Oni też chcieliby z
nami bezproblemowo handlować. CETA, TTIP, to wszystko są próby
gospodarczej kolonizacji, z tym, że zza Oceanu. Tak samo Chiny
skolonizują nas, jeśli nie postąpimy mądrze. Sądzę, że w tym przypadku
bardzo ważna byłaby solidarność państw Europy, jednak będąc realistą,
ciężko mi w to uwierzyć. W każdym razie obecne poczynania rządu premier
Szydło w kwestii chińskiej nastrajają pozytywnie. Co prawda niczego
jeszcze nie wywalczyła, ale sam fakt poszukiwania nowych szans dla
Polski, odbieram z zadowoleniem. Niezadowolony za to jestem z braku
konkretów i rzeczowej, publicznej dyskusji na ten temat. Wydaje mi się,
że kwestia współpracy z Chinami może zaważyć na naszym losie na długie
lata. Źle rozegrana nie wróży zaś niczego dobrego.
Jarosław Gryń
[i] Sytuacja Gospodarcza Chin, http://www.pekin.msz.gov.pl/pl/wspolpraca_dwustronna/wspolpracagospodarcza/sytuacja_gospodarcza_chin/
[ii] Tamże.
[iii] Tamże.
[iv] Tamże.
[v] Deepen the China-EU Comprehensive Strategic Partnership for Mutual Benefit and Win-win Cooperation, Strona internetowa MSZ Chińskiej Republiki Ludowej, http://www.fmprc.gov.cn/mfa_eng/wjdt_665385/wjzcs/t1143406.shtml
[vi] Tamże.
[vii] Tamże.