Ci, ktόrzy w młodości dali się pochłonąć
czarowi akcji politycznej często prόbują szukać politycznych właśnie
rozwiązań dla ratowania walącej się starej cywilizacji europejskiej. Są
oni zbuntowanymi i oszołomionymi świadkami katastrofy. Staje przed nimi
wiecznie aktualne pytanie “Co robić?”.
Jaką naukę może nasza epoka wyciągnąć ze
wzorów i z niepowodzeń niegdysiejszej europejskiej “radykalnej
prawicy?” Z całą pewnością nie mogą to być schematy walki politycznej.
Nie powrόci już to, co owa “prawica” swego czasu przezywała, tak samo
jak nie wróci już wiek Ludwika XIV czy dynastii Hohenstaufόw. Nigdy już
nie nastanie w Europie , jak w 1917 roku, “Wielki Wieczόr”, nigdy nie
będzie już “rewolucji ogromnej i czerwonej” na faszystowską modłę. To
wszystko nie tylko skończone, ale dziś wiemy rόwnież, że nadzieja
pokładana w tych rewolucjach często okazała się zwodnicza i że najlepsze
intencje na ogόł prowadziły do koszmaru i do katastrofy.
W naszej pamięci na zawsze pozostanie
prawda o tym, że wielkie przedsięwzięcia nacechowane ogromną dozą woli
mocy prowadzą niejednokrotnie do wynikόw sprzecznych z intencjami.
Nadzieja wolności wzbudzona w 1789 roku wydała Terror, a pόzniej
dyktaturę Napoleona. Nadzieja komunistycznej, egalitarystycznej
rewolucji zaowocowała masakrami stalinowskimi, a wreszcie straszliwą
klęską 1989 roku. Wiara w lepsze jutro nowego stanu rycerskiego obecna w
faszyzmie i w narodowym socjalizmie poczęła rzeźnie drugiej wojny
światowej i całkowitą zagładę pewnej cywilizacji.
Cόż więc powiedzieć?
To co z dorobku “radykalnej prawicy”
jest trwałe do dziś, to wspomnienie heroicznego zrywu pragnącego
wydostać się spod przygniatającego ciężaru materializmu, spod ciężaru
“praw ekonomii”, jak mawiali “odtrąceni” Ernsta von Salomona. Byliśmy
świadkami poetyckiego rozpędu ku wielkości i pięknu. I to właśnie on
może nadal żyć w żarliwych sercach, nie po to, żeby naśladować to, co
już nie wrόci, ale po to żeby zapłodnić nową energię. W obliczu
przepaści, ktόrą mamy pod naszymi stopami, w obliczu szalonej
drapieżności systemu finansowego, co w takim razie czynić aby położyć
temu stanowi rzeczy kres, nie powracając jednocześnie do błędόw i
potworności realnego socjalizmu jakim był stalinizm?
Nie ma na to jasnej odpowiedzi… Brakuje
jej dlatego, ze istnieje mało realnych ripost politycznych, społecznych
czy ekonomicznych na szaleństwo o nieograniczonych wymiarach.
Przewidywalne katastrofy nie poddają się
łatwo analizie politycznej. Wiem, że takie postawienie sprawy sprawi
przykrość tym, ktόrzy odczuwają potrzebę marzenia o jakimś doskonałym
systemie, tym rόwnież ktόrym marzy się jakaś nowa utopia. Nie wątpię
zresztą, że mogą pojawić się znόw kolejne utopie, choć z drugiej strony
Europejczycy wyprόbowali już wszystkie złudzenia , ktόre wyszły między
XVI a XX wiekiem z ich pełnego fantazji mόzgu .
Jednakże nigdy nic nie wiadomo.
Zapominalscy wskrzeszą prawdopodobnie tu i όwdzie jakiś “Front Lewicowy”
pragnący nowego 1917 roku, albo jeszcze jakiś “Front Prawicowy”
wyobrażający sobie “męski humanizm”, jak go nazywali rekruci roku 1960.
Powiem może inaczej aby być lepiej
zrozumianym. Kiedy ma się do czynienia z systemem, ktόry się postrzega
jako nie do zniesienia lub jako katastrofę, podstawowy odruch buntu i
zdrowia prowadzi do wyobrażania sobie dwojakich rozwiązań. Wydaje się
wtedy, że możliwe jest albo rozwiązanie systemowe albo rozwiązanie
duchowe. Zwolennicy pierwszego rozwiązania wyobrażają sobie inny system
polityczny i społeczny, możliwy dzięki rewolucji.
Drugie rozwiązanie polega na pragnieniu
przekształcenia ludzi poprzez upowszechnienie innej wizji życia, innej
duchowości lub innej filozofii. To ostatnie było właśnie dziełem
stoicyzmu w Cesarstwie Rzymskim i – pośród elit chińskich – dziełem
konfucjanizmu. Tego samego dokonało rόwnież chrześcijaństwo, kiedy stało
się religią państwową Cesarstwa Rzymskiego.
Następstwa nie zawsze wspόłgrały z
zamierzeniami, choć np. stoicyzm miał długotrwały wpływ na pewną cząstkę
wychowania chrześcijańskiego, a pόźniej zaś także świeckiego i nie
stracił nic ze swej mocy formacyjnej. Świadczy to o sile “reform
intelektualnych i moralnych” kiedy odpowiadają one na autentyczne
zapotrzebowanie. Jest oczywiste że wspόłczesna Europa błaga o głęboką
reformę intelektualną i moralną. Ale czy wystarczy, aby się zreformować,
oburzać się i pisać pamflety ku uciesze burżuazyjnej bohemy? Wątpię.
Czy w takim razie rozmach i energia, ktόrymi owiani byli kiedyś najlepsi
synowie “radykalnej prawicy”, nie mogłyby właśnie przyczynić się do
zrealizowania takiej reformy? Można sobie zadać to pytanie.
Dominique Venner
“La Nouvelle Revue d’Histoire“.