Cudzoziemiec, zajmujący się z daleka
losami Polski a nie znający nas bliżej, musi nas sobie wyobrażać, jako
naród twardy, żyjący ciągłą troską o byt, naród, dla którego walka stała
się żywiołem. Tymczasem my jesteśmy w istocie jednym z najmiększych,
najłagodniejszych narodów w Europie, najbardziej skłonnym do życia bez
troski, nie tylko marzącym o „spoczynku na łonie wolnej ojczyzny”, ale
spoczywającym bez ceremonii na łonie zakutej w kajdany, narodem, mającym
głęboki wstręt do walki, chętnie załatwiającym się z wrogami… „czapką,
papką i solą”.
Pochodzi to stąd, że podstawą naszego
charakteru jest bierność. Pozyskiwała nam ona już nieraz miano „narodu
kobiecego”, a występowała dotychczas jako ogólna i stała wada nasza oraz
zdawała się nieodłączną od naszego typu rasowego. W ostatnich wszakże
czasach coraz więcej mamy sposobności przekonywać się, że nie jest ona
ani tak stałą, ani tak nieodłączną od polskiego typu rasowego, że raczej
jest ona wytworem historycznego typu naszych stosunków społecznych.
Jak już mówiłem wyżej, po doprowadzeniu
do upadku miast, zrujnowaniu mieszczaństwa i zastąpieniu go w życiu
ekonomicznym narodu żywiołem, nie należącym ani kulturalnie, ani
politycznie do społeczeństwa, mianowicie żydami, społeczeństwo polskie
składało się prawie wyłącznie z dwóch warstw, z których żadna nie
potrzebowała walczyć ani o byt ekonomiczny, ani o wpływ polityczny.
Szlachcic-pan miał byt łatwy: potrzeby jego obficie zaspakajała ziemia i
chłopi-poddani lub, w braku tych, lekka służba u magnata; o wpływ
polityczny nie potrzebował walczyć, bo nikt się z nim nie miał prawa
współubiegać, zresztą w końcu tak politycznie zwyrodniał, że mu
wystarczała fikcja tego wpływu, przy przelaniu istotnej roli politycznej
na rodziny magnackie. Chłop-poddany miał byt prosty, potrzeby tak
zmniejszone, a zaspokojenie ich tak uzależnione od sił wyższych, iż
wysiłek w kierunku zdobyczy materjalnych nie był dla niego ani możliwy,
ani potrzebny; co do polityki, to nie miał nawet przeczucia, że będzie
kiedyś w tej dziedzinie grał rolę. Zarówno tedy w sferze ekonomicznej,
jak w politycznej, pierwszy nie potrzebował walczyć, bo wiele miał bez
trudu, drugi — bo niewiele albo nic nie potrzebował. Po za nimi zaś
prawie nic w społeczeństwie nie było, a przynajmniej to słabe
mieszczaństwo, które istniało w większych miastach, niezdolne było
wpłynąć na zmianę ogólnego typu stosunków.
W tych warunkach życie społeczeństwa
było to życie bierne, bez wielkiej troski o jutro, bez walk i wysiłków. W
tym życiu utrzymywał się bierny, miękki typ charakteru jednostek, a
natomiast dla natur twardych i czynnych nie było miejsca. O ile się
natury takie zjawiały, to w braku pola dla siebie i szkoły dla swej
energii zużytkowywały ją w dziwactwach i wybrykach. Zdaje się, że więcej
dzięki tej głębokiej zmianie w charakterze społeczeństwa, niż
chwilowemu stanowi moralnemu, potomkowie walecznej i miłującej wolność
szlachty polskiej pozwalali się w czasie konfederacji barskiej pędzić
Moskalom jak barany przez całą niby wolną jeszcze Polskę na Sybir.
W życiu prywatnym szlachcic nasz
wyrodniał niemniej, niż w publicznym, stając się coraz bierniejszym,
coraz mniej zabiegliwym. W końcu doszedł do tego, iż niezbędnym jego
dopełnieniem stał się żyd-faktor, opłacany stale za to, żeby we
wszelkich możliwych interesach był mózgiem pańskim. Ten żyd dla
zgnuśniałego, zachwaszczonego duchowo potomka twórców potężnego państwa z
czasem stał się nawet jedynym źródłem wiadomości politycznych z
szerszego świata. Instytucja tego doradcy, pełnomocnika, a w znacznej
mierze kierownika szlacheckiego w chałacie doszła do niesłychanego
rozwoju i władzy w najcięższej dla szlachty chwili, po zniesieniu
pańszczyzny, a przetrwała po dziś dzień na całym prawie obszarze ziem
polskich. Dziedziczna zaś wiara w głowę żydowską i skłonność do
oddawania się pod jej kierownictwo długo jeszcze będzie wybitnym
znamieniem szlacheckiej z pochodzenia części społeczeństwa.
Stan szlachecki dostarczył głównego
materiału, z którego się wytworzyły warstwy inteligentne Polski
porozbiorowej, nic więc dziwnego, że najcięższy okres naszego życia,
wymagający od nas największych wysiłków, zastał nas społeczeństwem tak
biernym, tak niezdolnym do działania, nawet do myślenia o sobie.
Wprawdzie klasy te zasilane są szybko nowymi żywiołami, wychodzącymi z
warstw zepchniętych dotychczas z widowni życia polskiego, w ostatnich
czasach w coraz większej liczbie ze stanu włościańskiego, co
niewątpliwie szybko zmienia charakter naszych klas inteligentnych, ale
sam ten fakt nie usuwa jeszcze głównej jego wady — bierności.
Wystąpienie na widownię żywiołów inteligentnych pochodzenia chłopskiego
wprowadza w życie nasze nowe pierwiastki bardzo cenne, ale samo przez
się nie jest zdolne przerobić tego życia na czynny typ nowoczesny.
Chłop we wszystkich krajach, zwłaszcza
tam, gdzie niedawno została zniesiona pańszczyzna, odznacza się
biernością duchową, ciężkością, brakiem przedsiębiorczości i inicjatywy w
rozszerzaniu sfery życia i działania, co mu nie przeszkadza objawiać
zdrowego instynktu samozachowawczego, żywotnego egoizmu, który mocno
trzyma to, co posiada, nie mówiąc o tym, że z powyższymi właściwościami
idzie w parze brak miękkości, sentymentalizmu, będących tak powszechnymi
wadami naszego społeczeństwa szlacheckiego. Inteligentne żywioły
wychodzące z ludu wnoszą w życie polskie pierwiastki, będące zadatkami
siły, ale pierwiastki surowe, z których dopiero ćwiczenie życia
współczesnego, przeważnie więcej niż w jednym pokoleniu, wytworzyć może
silny, czynny, zdolny do intensywnego życia typ umysłu i charakteru.
Jeżeli życie społeczeństwa szlacheckiego
w dawnej Polsce musiało wytworzyć bierność naszego charakteru, która
jest taką jego plagą, to upadek Rzeczypospolitej nie przyniósł sam przez
się warunków, zmuszających do życia czynniejszego. Można śmiało
powiedzieć, że po dziś dzień życie przeciętnego Polaka nie obejmuje
nawet połowy tych zabiegów, trosk i wysiłków, co życie przeciętnego
Francuza, Anglika lub Niemca. Nie jesteśmy przez to szczęśliwsi od
tamtych, bo dla nas, wyobrażających sobie szczęście, jako stan bierny,
jako spoczynek bez troski, wszelki wysiłek jest powodem niezadowolenia,
gdy dla tamtych stał się on nieodłączną treścią życia. Gdy dla nas
potrzeba czynu jeszcze dziś jest smutną koniecznością, dla innych czyn
jest warunkiem szczęścia.
Ustrój życia polskiego po upadku
Rzeczypospolitej i stosunek społeczeństwa do obcych rządów, jaki się od
razu wytworzył, a potem nieprędko i w części tylko zmienił, nie
przeszkadzały bujnej wegetacji natur biernych. Ani warunki życia
ekonomicznego przez długi czas nie zmieniły się zasadniczo, ani
polityczne zachowanie się społeczeństwa, polegające na apatycznym
znoszeniu obcych rządów lub co najwyżej na odczuwaniu krzywd bez reakcji
na nie, nie wymagały wysiłków, poważnych przejawów energii, nie
otwierały pola dla natur czynnych. Na periodycznie powtarzające się
powstania można z pewnego punktu widzenia patrzeć, jako na instytucję
ochronną narodowej bierności: zabierając co pewną ilość lat wszystkie
jednostki energiczniejsze, mniej zdolne do wegetacji w niewoli,
pozwalały one reszcie wytrwać bez przeszkody w ustalonym systemie
narodowego życia.
My nie zdajemy sobie nawet w części
sprawy z tego, do jakiego stopnia nasz pogląd na życie różni się od
poglądu przeciętnego cywilizowanego człowieka. Wyraża się on we
wszystkich dziedzinach — w wychowaniu, w stosunkach rodzinnych, w
sposobie zdobywania środków do życia i używania życia, w stosunku naszym
do potrzeb i instytucyj publicznych, w zachowaniu się względem rządów
panujących nad nami, względem innych narodowości i t. d.
Wychowanie moralne dzieci i młodzieży
naszej, o ile nie polega na demoralizacji, przygotowuje z nich
niedołęgów w życiu prywatnym i publicznym.
System świadomej demoralizacji młodszego
pokolenia, wynikający z filozofii biernego bezwzględnie używania życia i
rozpowszechniony zwłaszcza w sferach zamożnych, szlacheckich i
mieszczańskich, polega na cynicznym zachęcaniu synów do szukania na
każdym kroku niższych przyjemności bez poczuwania się do jakichkolwiek
obowiązków względem społeczeństwa. Dzięki temu stopień zepsucia naszej
młodzieży majętnej, w stosunku do intensywności jej życia jest stanowczo
o wiele większy, niż w innych krajach. O gangrenie moralnej, jaka toczy
te warstwy w młodszym pokoleniu, szerszy ogół zaledwie słabe ma
pojęcie. Trzeba widzieć tych gagatków, drwiących sobie po prostu z
wszelkich szlachetniejszych popędów, z wszystkiego, co tworzy duchowy
postęp człowieka, ażeby zrozumieć jakiego plugastwa dostarczają u nas
przeważnie społeczeństwu w swym młodym pokoleniu warstwy zamożniejsze,
te właśnie warstwy, które mają odpowiednie środki do starannego
wychowania swych synów.
Wśród warstwy średnio zamożnej i
ubogiej, o ile istnieje system wychowania moralnego, to polega on
wyłącznie prawie na kształceniu moralności biernej, wyrażającej się w
zdawkowej szlachetności lub sentymentalizmie. Uczy się dzieci, czego nie
należy robić, tylko się ich nie uczy, co robić trzeba. W dbałości o ich
przyszłość materialną co najwyżej myśli się o postawieniu ich przy
jakimś żłobie, zaopatrywanym stale w obrok, dającym pewność, że tego
obroku nie zabraknie, że nie trzeba będzie użyć wysiłku do szukania
innego. O tym, żeby kształcić odwagę do życia samodzielnego, energię,
rzutkość, inicjatywę, żeby wyrabiać ludzi uczciwie umiejących brać z
życia, co im się należy, a nie czekających, aż im będzie dane, o tym w
wychowaniu naszym jeszcze mowy niema. O ile kształcimy jakie cnoty w
młodzieży, to nie takie, które dadzą jej realną wartość, jako ludziom
dojrzałym, ale które służą tylko do prezentowania się dobrze, w naszym,
naturalnie, rozumieniu.
To samo jest w zakresie wychowania
umysłowego — mówię o pozaszkolnym, bo szkoła nie od nas zależy.
Zdolności, które wyrabiamy w dzieciach, wiadomości, jakie im dajemy i
jakie one później dorastając same w duchu ogólnego kierunku zdobywają, w
połowie nawet nie mają żadnej wartości w życiu realnym. Wychowanie
umysłowe u nas robi takie wrażenie jakby nauka miała służyć tylko do
ozdobienia życia, którego istota bez niej się tworzy.
Dzięki temu jesteśmy, pomimo wysokiego
pojęcia o sobie pod tym względem, jednym z najgorzej wychowanych narodów
w Europie. Mamy ogromnie dużo ludzi zdolnych, ale niesłychanie mało
uzdatnionych, bardzo dużo miłych w „towarzystwie”, ale nadzwyczaj mało
umiejących postępować z ludźmi tam, gdzie interesy w grę wchodzą. Gdy
jest posada ze stałą pensją i szablonowymi obowiązkami, zgłaszają się na
nią dziesiątki i setki kandydatów, ale gdy trzeba samodzielnego
kierownika przedsięwzięcia, nawet bez fachowej wiedzy, dobrego
administratora i t. p., można całą Polskę przejechać i odpowiedniego
człowieka nie znaleźć. Tym bardziej niema ludzi, umiejących dawać
początek nowym gałęziom wytwórczości i zarobkowania, dla których tyle
pola jest w naszym kraju. Wychowanie nasze jest takie, że u nas
inteligentni i wykształceni ludzie nie mają pojęcia o porównawczej
wartości pracy, o istocie handlu, o obrotach bankowych, prawie
wekslowym, o elementarnej buchalterii i t. p. rzeczach, o które w życiu
ciągle się muszą ocierać; ci sami ludzie nie umieją w rozmowie o
interesach utrzymać się przy przedmiocie, ściśle się wyrażać, pisać, ba,
nawet adresować listów. Nawet w życiu towarzyskim, wbrew ustalonej
opinii, jesteśmy niesłychanie mało giętcy, w tym znaczeniu, że
wywołujemy niepotrzebne konflikty lub, co się o wiele częściej zdarza,
niepotrzebnie ustępujemy, a nie umiemy przystosować się do otoczenia i
warunków bez uszczerbku dla naszej indywidualności i godności osobistej.
Bierność naszego charakteru i kultura
tej bierności w wychowaniu nadaje specyficzny układ naszym stosunkom
rodzinnym i społecznym. W żadnym kraju tak jak u nas żony nie rządzą
mężami, dzieci rodzicami, a młodzież społeczeństwem. Bez przesady
przecie można powiedzieć, że lwią część naszej historii w XIX stuleciu
zrobiła młodzież.
Jeżeli się głębiej zastanowimy nad
istotą pojęć politycznych, najbardziej rozpowszechnionych w naszym
społeczeństwie, to dojdziemy do przekonania, że w nich najlepiej bodaj
wyraża się ta bierność naszego charakteru. Najpopularniejsze u nas
hasło: „nie drażnić wrogów” — jest hasłem narodu, pragnącego sobie
zapewnić spokojną wegetację, nie życie, bo wszelkie przejawy naszego
życia, naszej energii czynnej z natury rzeczy najsilniej tych wrogów
drażnią. Przecie, chcąc zastosować się do programu, według którego nie
trzeba dawać powodów do prześladowań, nie trzeba dostarczać wrogom
argumentów, a natomiast postępowaniem swoim pozyskać zaufanie obcych
rządów, chcąc być z niemi w zgodzie, nie należałoby żadnej pracy
narodowej prowadzić. Ogół nasz w głównej swej masie tego właśnie
programu przestrzega. Oceniając postępowanie naszych wrogów, główną mamy
do nich pretensję za to, że nie są tacy bierni, jak my, i przejawy ich
energii narodowej potępiamy na równi z gwałtami i bezprawiem, nie
umiejąc nawet odróżnić pierwszych od ostatnich. Chętnie np. złorzeczymy
Niemcom za działalność Schulvereinu i usiłujemy ustanowić zasadę, że
bezprawiem z ich strony jest kulturalne podtrzymywanie grup niemieckich
po za granicami Niemiec. Robimy zaś to dlatego, że uznanie takiej
działalności za zdrowy przejaw poczucia narodowego u Niemców
obowiązywałoby nas do robienia czegoś podobnego na rzecz Polski, na to
zaś nasza bierność nie pozwala. Naszym ideałem jest, żeby narody
nawzajem szanowały swoje terytoria, żeby sobie nie wkraczały na nie
nawzajem, żeby każdy mógł spokojnie spać na swoim. Wymyśliliśmy sobie
nawet teorię, że rola pobitych jest piękniejszą od roli zwycięzców.
Tak to monstrualność naszego rozwoju
dziejowego po dziś dzień mści się na nas, wypaczając nasz charakter i
nasze poglądy na życie.
Natomiast twarda rzeczywistość dzisiejsza zaczyna swój wpływ wywierać w odwrotnym kierunku.
Upadek państwa polskiego zamknął nam
pole do rozwoju samoistnego życia narodowego, ale nie odebrał nam
możności narodowej wegetacji. To sprzyjało naszemu przetrwaniu bez
zasadniczej zmiany charakteru społeczeństwa. Dopiero w ostatnim okresie,
który nastąpił po r. 63, warunki z gruntu się zmieniły.
Wrogowie nasi postanowili położyć tamę
nawet wegetacji naszej, postanowili nas doszczętnie wytępić i rozpoczęli
system energicznej eksterminacji.
Pod tym względem w doskonałych względem
nas warunkach znaleźli się Prusacy. Mając pod swym panowaniem część
Polski najsłabszą, najbardziej niejednolitą pod względem narodowym, bo
skolonizowaną silnie przez żywioł niemiecki, a po swej stronie
posiadając wyższą kulturę techniczną, silną organizację społeczną,
zdrowe podstawy ekonomiczne i świeżo złączone a narodowo jednolite
państwo, mogli oni spodziewać się, że uda im się wytępić żywioł polski,
zajmujący niesłychanie ważne dla przyszłości politycznej Prus
terytorium. Postanowili więc użyć do tego jak najkrótszej procedury, jak
najskuteczniejszych środków, wymierzając jednocześnie ciosy we
wszystkie interesy polskości.
Odłam społeczeństwa naszego w zaborze
pruskim znalazł się w tym położeniu, że na bierną wegetację Prusacy mu
nie pozwalali, że pozostawała mu walka albo śmierć. Warunki życia w
najstarszej dzielnicy polski w krótkim czasie zasadniczo się zmieniły:
społeczeństwo polskie zostało zmuszone do walki o język, o wiarę, o
ziemię, nawet o chleb wobec organizacji walki ekonomicznej ze strony
miejscowych Niemców. W tych warunkach natury bierne, niedołężne musiały
padać, ustępować z pola: rujnować się materialnie, tracić ziemię i
jeżeli nie wynaradawiać się, to przynajmniej schodzić na ostatni plan w
życiu społecznym; natomiast otworzyło się pole dla charakterów czynnych,
energicznych, dla jednostek, których nie nuży nieustanne pasowanie się,
codzienna walka z wrogiem. I zaczął się przerabiać charakter narodowy:
ma się rozumieć, nie tyle w ten sposób, że niedołęgi przerabiają się na
dzielnych ludzi, ile w ten, że niedołęgi idą w kąt, a ludzie dzielni
biorą przewagę, bogacą się materialnie i umysłowo, zdobywają stopniowo
przewodnie stanowiska i prowadzą społeczeństwo.
Proces ten w pewnej mierze odbywał się w
zaborze pruskim od dawna. Od dawna już, niezależnie od stosunku
politycznego między Niemcami a Polakami, ekonomiczne życie w tej
dzielnicy przedstawiało większe trudności skutkiem udziału we
współzawodnictwie żywiołu niemieckiego, posiadającego wyższą kulturę
techniczną, lepszą organizację i większą przedsiębiorczość. W ostatnich
atoli czasach, gdy względy narodowo-polityczne zaczęły regulować
wszelkie stosunki, gdy dążenie do bezwzględnej eksterminacji Polaków
wystąpiło silnie i w dziedzinie ekonomicznej, gdy na przechodzenie ziemi
z rąk do rąk zaczęły wpływać potężne instytucje rządowe, dążące przy
pomocy setek milionów marek do wywłaszczenia Polaków, gdy do stosunków
handlowych i kredytowych wniesiono zasadę narodowego i politycznego
bojkotu, gdy powstał szeroko rozgałęziony związek Niemców, mający między
innymi za zadanie niszczyć ekonomicznie ludzi za to, że są Polakami,
stosunki zmieniły się z szybkością rewolucyjną. Jeden z
najbierniejszych, najbardziej miłujących spokój narodów znalazł się w
takich warunkach wytężonej, nie ustającej ani na chwilę walki, jakich
przykładu nigdzie indziej w chwili obecnej znaleźć nie można. Skutkiem
tego proces odrzucania lub wycofywania na tyły jednostek niezdolnych do
walki, a wysuwania na front dobrych bojowników zaczął się posuwać z
niesłychaną szybkością.
Polacy z innych dzielnic, spotykając się
z Poznańczykami, przykro bywają nieraz dotknięci ich poglądami na
życie, ich odmiennymi wprost zasadami etycznymi, razi ich suchy realizm,
twardość i nawet w pewnej mierze nielitościwość w pojmowaniu spraw
życia. Tłumaczą to sobie zazwyczaj krótko, uważając wszystko za skutek
zniemczenia gdy tymczasem obok pewnego, znacznego, co prawda, wpływu
kultury niemieckiej działała tu o wiele silniej zmiana typu życia,
konieczność przystosowania się do warunków nieustannej walki.
Ta przeróbka charakteru polskiego w
pruskiej dzielnicy jest dopiero w pierwszej połowie swej drogi. Wśród
żywiołów, dotychczas przewodzących społeczeństwu, bardzo mało znalazło
się materiału czynnego, zdolnego ostać się, wykazać niezbędną energię i
zdolność do walki. Ten materiał wydobywa się szybko z warstw świeżych,
pozostających dotychczas na tylnym planie, nie korzystających wiele z
dóbr duchowych narodu, ale i nie wyjałowionych kulturą narodowej
bierności. Skutkiem tego nowy, czynny typ Polaka w zaborze pruskim tym
surowiej się przedstawia, tym mniej jest zrozumiały dla szlacheckiej
inteligencji innych dzielnic, tym więcej razi ją niezdolnością do
idealizowania sprawy narodowej, co mu nie przeszkadza przewyższać jej
wyrobieniem obywatelskim; warunki bowiem życia zmusiły go do traktowania
nawet spraw codziennych z punktu widzenia narodowego a potrzeba
łączenia się w walce przeciw idącemu ławą wrogowi wyrobiła silne
poczucie narodowej solidarności. Ci szermierze w walce narodowej są
żołnierzami bez odpowiednich przywódców — nie zdołali ich jeszcze
wytworzyć, a dotychczasowe sfery przewodnie zbyt są przesiąknięte
tradycyjnym duchem bierności. Dlatego to z pośród tego czynnego
społeczeństwa, dla którego walka stała się już żywiołem, które
znakomicie w jej zgiełku żyje, odzywają się tak często głosy tęsknoty za
spokojem, dlatego tak niedawno mieliśmy próby łagodzenia Prusaków
uległością, których echa jeszcze dziś się odzywają, dlatego słyszymy
stamtąd tak liczne westchnienia w kierunku Moskali, którzy w swoim
zaborze nie pozwalają nam wprawdzie żyć, ale jeszcze nie są w stanie
czynić silnych zamachów na naszą wegetację i tolerują ją, zwłaszcza
jeżeli im się okupić pieniędzmi, zaparciem się godności osobistej,
abnegacją polityczną lub narodowymi ustępstwami.
Prusacy, chcąc nas wytępić doszczętnie,
wyświadczyli nam usługę dziejowej doniosłości, mianowicie wytworzyli w
swym zaborze warunki przyśpieszonego przekształcania nas na
społeczeństwo czynne, pełne energii bojowej, zdolne do zdobywania sobie
bytu w najcięższych warunkach. Zmusili oni i zmuszają coraz bardziej
zachodni odłam naszego narodu do wydobycia z siebie tych zdolności, tych
sił, które są nie tylko potrzebne do istnienia dzisiaj, ale które
jedynie umożliwią nam w przyszłości zdobycie samoistnego bytu
politycznego i utrzymanie żywotnego, silnego państwa polskiego.
Gdy się patrzy na swój naród nie z
punktu widzenia jego marzeń o spokojnej wegetacji w chwili obecnej, pod
panowaniem trzech rządów obcych, ale z myślą o zdobyciu w przyszłości
pełnego życia narodowego w niepodległym państwie polskim, wtedy nie
wpada się w rozpacz wobec konieczności walki, wobec bankructwa wszelkich
prób przejednania wroga, czy to w Prusach, czy w Rosji, ale przeciwnie
patrzy się na tę walkę w znacznej mierze, jako na dobroczynny ogień,
przez który musi przejść nasz miękki „kobiecy” naród, ażeby się
zahartować, wydobyć z siebie męskie cnoty, energię czynu, wytrwałość
walki — te zasadnicze właściwości, bez których nie tylko nie będziemy
mogli zdobyć sobie własnego państwa, ale i utrzymać go, gdyby nam je
dano.
Położenie społeczeństwa polskiego w
zaborze rosyjskim jest całkiem przeciwne. Tu wróg nie posiada w kraju
siły liczebnej, kulturalnej i ekonomicznej Niemców, i przy największych
po temu chęciach nie może skutecznie podkopywać elementarnych podstaw
bytu ludności polskiej. To ułatwia społeczeństwu trwanie w tradycyjnej
bierności, którą w dziedzinie stosunków politycznych podniesiono nawet
do zasady. Najpopularniejsza w tym społeczeństwie polityka mówi: znosić
cierpliwie zamachy rządu na narodowość, religię, swobodę myślenia i
działania nawet w dziedzinie zupełnie prywatnej, nie dopominać się swego
nawet tam, gdzie się można oprzeć o ustawę, nie reagować na gwałty,
siedzieć spokojnie, by swym postępowaniem rządu nie drażnić, nie dawać
mu powodu do nowych aktów ucisku. Pomimo, że najoczywistsze fakty
dowodzą, iż takie zachowanie się najlepiej zachęca rząd do
przyśpieszenia tempa akcji rusyfikacyjnej, pogląd ten trzyma się uparcie
wśród masy społeczeństwa, bo ta nie wyciąga dla siebie wskazówek z
wolnego sądu, opartego na doświadczeniu, ale myśli i czyni przede
wszystkim to, co jej biernemu charakterowi najlepiej dogadza. Człowieka
leniwego żadna perswazja nie zmusi do pracy, społeczeństwa biernego
żadne argumenty nie wprowadzą na drogę czynu; tamten zawinie rękawy
dopiero wtedy, gdy mu głód w oczy zaświeci, to zdobywa się na czyn,
szereguje do walki, gdy mu zabronią mówić i modlić się po polsku, gdy mu
zechcą chleb od ust odjąć, jak to usiłują zrobić Prusacy w swoim
zaborze.
Nie trzeba dowodzić, jak z wyłuszczonego
wyżej stanowiska, z punktu widzenia pedagogii narodowej przedstawia się
takie postępowanie polityczne. Przez nie społeczeństwo utrwala się w
starych wadach, nie wychodzi ze stanu bierności, pozostaje niezdolnym do
zdobycia sobie lepszego bytu. Co więcej, nie dając pola działania
naturom energiczniejszym, naraża się ono, na to, że w chwili większego
ich nagromadzenia w młodszej części społeczeństwa, nastąpi wyładowanie
tej energii bez planu, w pierwszym lepszym kierunku, bez obliczenia
następstw. Z tego punktu widzenia prowadzona w ostatnich latach, acz
postępująca powoli, w zaborze rosyjskim organizacja czynnej polityki
narodowej i systematycznej walki z rządem ma potrójną doniosłość: z
jednej strony utrudnia ona akcję rządową, powstrzymuje postępy
rusyfikacji i demoralizacji politycznej, zmusza nawet rząd do cofania
się na różnych punktach, na których zaszedł za daleko w swoim kierunku; z
drugiej — dając odpowiednie, przez rozum polityczny wskazane pole
działania jednostkom energiczniejszym, chroni kraj od żywiołowych,
bezplanowych wybuchów narodowej energii, mogących przynieść największe
klęski; wreszcie, co może najważniejsza, wychowuje ona powoli
społeczeństwo, wyciąga je z bagna bierności, zaprawia stopniowo do
czynu, przerabia — co prawda, bardzo powoli — jego charakter w tym
kierunku, który mu jedynie może dać lepszą przyszłość. Niema ofiar,
którymi by nie było warto okupić tej ostatniej korzyści. Narodowe
niebezpieczeństwo otwartej systematycznej walki z rządem w zaborze
rosyjskim widzi tylko tchórzliwa bierność: jeżeli mniejszy, słabszy
ekonomicznie i wobec silniejszego wroga postawiony odłam naszego narodu w
zaborze pruskim w ogniu walki hartuje się, zdobywa siłę charakteru, a
nawet liczebnie i materialnie się wzmaga, to tym bardziej spodziewać się
tego można w zaborze rosyjskim, gdzie społeczeństwo posiada o wiele
większy zapas sił fizycznych i materialnych.
Gdy w zaborze pruskim stosunki
polityczne przeobraziły w krótkim czasie życie miejscowego społeczeństwa
polskiego, zmuszając je do wytężonej walki na wszystkich polach, w
Królestwie stosunki te dotychczas nie zdołały wycisnąć tak silnego
piętna na sposobie życia społeczeństwa, ażeby to aż miało się odbić na
charakterze narodowym, wywołując w nim głębsze zmiany. Co najwyżej można
tu mówić o wpływie na usposobienie, na humor, wreszcie na zdrowie
duchowe społeczeństwa, które pod wpływem ucisku politycznego zatraciło
spokój, równowagę, zdolność do stałego zadowolenia w życiu, odznacza się
zdenerwowaniem, bojaźliwością, przygnębieniem.
Natomiast ogromny tu wpływ na życie
wywarły stosunki ekonomiczne. Zniesienie pańszczyzny i ściślejsze
uzależnienie rolnictwa naszego od rynków światowych, z drugiej zaś
strony polityka ekonomiczna rządu rosyjskiego, świadomie dążąca do
zrujnowania szlachty polskiej, wyrzuciły tysiące rodzin szlacheckich z
ziemi na bruk miejski, zmuszając niezaradnych, niezdolnych do
samoistnego poruszania się na nowym gruncie ich przedstawicieli do
szukania chleba na drodze, wymagającej większego niż dotychczas wysiłku.
Jednocześnie pomyślne warunki rozwoju przemysłu miejscowego, mającego
otwarte rynki wschodnie, i coraz ważniejsze stanowisko handlowe
Warszawy, dążącej do stania się pierwszorzędnym ogniskiem handlu
międzynarodowego, otworzyły szerokie pole do zdobywania majątku drogą
inicjatywy, przedsiębiorczości i energii osobistej. Wytworzyło to na
dłuższy czas nienormalne, dziwne położenie: z jednej strony otwarte pole
do zdobywania nie tylko chleba, ale i majątku dla jednostek czynnych, z
drugiej — legion ludzi potrzebujących chleba, zmuszonych skutkiem
degradacji społecznej do obniżenia swych potrzeb, ale ludzi biernych,
zdolnych od biedy chodzić w zaprzęgu, jeść ze żłobu, ale niezdolnych
sięgnąć dalej, wyszukać leżącego częstokroć niedaleko pola działania,
stworzyć sobie samemu sposobów życia i źródeł zarobku. W tych warunkach
nowe formy wytwórczości krajowej zaczęły tworzyć żywioły obce, wolne od
tradycyjnej bierności polskiej, przede wszystkim Niemcy i żydzi, a
zdeklasowana inteligencja szlachecka korzystała tylko z tego, że tamci
dla niej tworzą gotowe posady. Żywioł polski wziął bardzo skromny, zrazu
nieznaczny udział w tej samoistnej, twórczej działalności ekonomicznej,
udział ten wszakże powiększał się coraz bardziej, a dziś już rośnie
szybko, z jednej strony skutkiem wybijania się nowych jednostek z warstw
niższych, z drugiej skutkiem stopniowego przerabiania się byłej
szlachty, dostarczającej coraz więcej ludzi, zdolnych wedrzeć się na
nowe pole działania.
Przemiana tedy stosunków ekonomicznych w
Królestwie już się do pewnego stopnia odbiła na charakterze
społeczeństwa. Pod jej wpływem już się wytwarza tam nowy typ Polaka —
typ czynny, przedsiębiorczy, w zakresie ekonomicznym zdobywczy. Pod
względem politycznym nie przedstawia on przeważnie żadnej wartości, bo,
wyciągnięty na widownię przez warunki, nie mające nic bezpośrednio
wspólnego z polityką, pozostał ślepym na sprawy w jej zakres wchodzące, a
zresztą, jako początkujący w walce ekonomicznej, zbyt zaprzątnięty jest
myślą o niej, ta myśl zbyt opanowuje całą jego świadomość, zresztą zbyt
jest materialistyczny, ażeby był zdolnym do poświęceń, których polityka
w tej dzielnicy wymaga. Z czasem, gdy się ten typ utrwali, gdy się
wyrobi i wewnętrznie zharmonizuje, gdy uzyska przewagę w życiu duchowym
społeczeństwa sięgnie on niewątpliwie w dziedzinę polityczną i
przeniesie w nią swój sposób myślenia i postępowania. Wtedy
społeczeństwo zrozumie, że naród tak jak jednostka sam przede wszystkim
swą przyszłość urabia, że to tylko ma, co własną pracą i walką zdobywa,
że zginie, jeżeli będzie biernie czekał „sprawiedliwości” lub uległością
i ustępstwami starał się na nią zasłużyć.
Dziś jeszcze przeważający wpływ na
opinię polityczną a stąd i na polityczne zachowanie się społeczeństwa
mają te sfery, które i w życiu prywatnym przechowują tradycję narodowej
bierności, sfery ziemiańskie i inteligencja zawodów wolnych, żyjąca
częstokroć nawet bardzo pracowicie, ale idąca w zarabianiu na chleb
utartymi kolejami, bez potrzeby wysiłku moralnego, przedsiębiorczości,
inicjatywy, nie zmuszona do walki z silnym współzawodnictwem. Nic
dziwnego, że te sfery i w polityce zajmują stanowisko bierne, że tylko
jednostki wyjątkowe z pośród nich, zdolne do szczególnych poświęceń,
kosztem przeważnie nadmiernego wysiłku nerwowego organizują walkę
przeciw rządowi i usiłują ogół społeczeństwa do niej pociągnąć.
Te same zmiany, które utrudniły
ogromnie położenie szlachty i wiele rodzin szlacheckich wyrzuciły z
ziemi na bruk miejski, w życiu chłopa wywołały innego rodzaju rewolucję.
Zrobiły go one samodzielnym gospodarzem, mogącym dorabiać się i tracić
to, co ma, w zależności od warunków zewnętrznych, a przede wszystkim od
przymiotów osobistych. Pod wpływem tych zmian śród ludu zaczęły się
szybko wybijać jednostki dzielniejsze, bystrzejsze umysłowo, pracowitsze
i bardziej przedsiębiorcze. W chwili dzisiejszej typ chłopa polskiego,
jeżeli nie w masie ogólnej, to przynajmniej w jednostkach, wybijających
się na wierzch, bardzo szybko się przerabia — traci stopniowo
przysłowiową ociężałość, nieruchawość, a natomiast zadziwia częstokroć
swą ruchliwością, przedsiębiorczością i giętkością umysłową, pozwalającą
mu nadzwyczaj szybko przystosowywać się do wszelkich zmian w życiu.
Jeżeli słusznym jest twierdzenie, że dzisiejsze społeczeństwo polskie z
biernego przekształca się na czynne, to przemiana ta najszybciej na
pewno odbywa się wśród ludu wiejskiego we wszystkich dzielnicach kraju,
skutkiem tego, że w jego życiu przez zniesienie pańszczyzny nastąpił
większy przewrót, niż w innych warstwach, a przemianę tę często
przyśpiesza wychodztwo za zarobkiem do obcych krajów, gdzie chłop nasz
przechodzi zwykle bardzo szybko szkołę współczesnego życia.
Ważnym przejawem wydobywania się
pierwiastków czynnych ze społeczeństwa jest w Królestwie ruch
ekonomiczny, wypowiadający walkę żydom w drobnym handlu. Bez względu na
to, czy występuje on tylko w postaci dodatniej, w organizacji
samoistnego handlu chrześcijańskiego, czy towarzyszy mu cały aparat
zawodowego niejako antysemityzmu, grającego na niższych instynktach mas,
widzieć w nim należy przede wszystkim obudzenie się w społeczeństwie
zdrowej potrzeby opanowania przez swojski żywioł jednej z ważniejszych
funkcyj społecznych, z drugiej zaś mnożenie się w naszej warstwie
średniej jednostek czynnych, usiłujących zdobyć opanowane przez żywioł
obcy pola zarobkowe.
Zarówno tedy wśród ludu i warstwy
średniej w Królestwie, jak wśród klas oświeconych, pod wpływem przemian
społecznych i nowych warunków życia ekonomicznego, niezależnie od
systemu politycznego rządu rosyjskiego, odbywa się głęboka przemiana
moralna, wyciągająca na widownię nowy typ polski, uposażony bardziej od
dawniejszego w instynkt samozachowawczy, w zdolność do walki o byt, typ
zdolny do czynu i czujący potrzebę czynu. Gdy typ ten się pomnoży, gdy
zapanuje w życiu i uspołeczni się, gdy swoje właściwości, kształcone
dziś na innych polach, ujawni i w polityce, wtedy społeczeństwo zacznie
samo urabiać swą polityczną przyszłość.
Roman Dmowski