W ostatnich tygodniach Libijska Armia Narodowa pod dowództwem
generała Chalify Haftara straciła sporą część terytoriów, które
wcześniej zdobyła podczas walk z islamistycznym Rządem Jedności
Narodowej. Sojusznicy Haftara są tym wyraźnie zaniepokojeni, dlatego
Egipt nie wyklucza wysłania swoich wojsk w celu interwencji u swojego
sąsiada.
Jeszcze przed pandemią koronawirusa wydawało się, że Libijska Armia
Narodowa (LNA) jest bliska zwycięstwa w toczącej się od prawie sześciu
lat wojnie domowej w Libii. Uznawany na arenie międzynarodowej
islamistyczny Rząd Jedności Narodowej (GNA) kontrolował w tamtym czasie
już tylko Trypolis, a także część pól naftowych znajdujących się na
pustyni w południowej części kraju.
Sytuację w Libii zmieniło znacząco militarne wsparcie dla GNA ze
strony Turcji. Od połowy maja islamiści prowadzą więc ofensywę, która
wypchnęła LNA nie tylko od granic samego Trypolisu, ale zaczęła posuwać
się w głąb kraju w stronę strategicznego miasta Syrta.
To właśnie ta miejscowość ma stanowić „czerwoną linię graniczną”,
której przekroczenie może według egipskiego prezydenta Abda al-Fattaha
as-Sisiego spowodować interwencję wojskową jego kraju. Wczoraj wizytując
jedną z baz wojskowych przy granicy egipsko-libijskiej, as-Sisi
stwierdził wprost, że ewentualne bezpośrednie zaangażowanie Egiptu w
Libii stałoby się uzasadnione na arenie międzynarodowej.
Od paru tygodni Egipt naciska jednak na podjęcie dialogu politycznego
pomiędzy uczestnikami libijskiego konfliktu, jednak GNA sprzeciwia się
podejmowaniu rozmów z Haftarem. Tymczasem negocjacje proponowane przez
Egipt cieszą się poparciem Departamentu Stanu USA. Z kolei wojskową
interwencję Egiptu w Libii popierają między innymi Zjednoczone Emiraty
Arabskie i Arabia Saudyjska.
Za: http://autonom.pl/?p=32007