Dowiedziałaś się, droga Anielo, że
spędziłem w Belgii tydzień, podczas którego kawiarnie paryskie urządziły
strajk. Nie zrobiłem tego, jak podejrzewasz, z nieumiarkowanej miłości
do belgijskiego piwa, świetnego zresztą, ani aby ulokować w tamtejszych
bankach kapitał, którego nie posiadam. Opowiem Ci kiedyś o tej podróży,
ale najpierw odpowiem na pytanie, jakie mi stawiasz tonem nieco
przestraszonym: „Czy spotkałeś Léona Degrelle’a?” Odnajduję w nim uroczy
brak logiki Twojego serca i umysłu, gdyż co prawda kochasz Front
Ludowy, i chętnie podnosisz w czasie proszonych herbatek swoją małą i
zadbaną piąstkę w geście pozdrowienia proletariackiego, ale jednocześnie
pociągają Cię liderzy, a ten ostatni chyba także bardzo Ci się podoba. A
zatem tak, Anielo, spotkałem się z mężczyzną, o którego pytasz. Gdyby
chodziło o kogo innego, miałbym pewne skrupuły przed opowiadaniem o tym:
Francuzi mówią o sprawach belgijskich dość niezdarnie, przez co bałbym
się pomyłki. Czytałem nawet kiedyś w rubryce satyrycznej dziennika Rex bardzo
złośliwy pastisz: zacytowanie wywiadu, jakiego Léon Degrelle udzielił
któremuś wielkiemu dziennikowi paryskiemu. Wierz mi, że nie chciałbym
być w skórze tego dziennikarza. Widziałem zatem Léona Degrelle’a w dzień
jego trzydziestych urodzin – dokładnie 15. czerwca. Trzeba przyznać, że
ten młody wódz nie wygląda na wiele ponad dwadzieścia pięć. Przebywając
w towarzystwie dynamicznego chłopaka, otoczonego takimi samymi
rówieśnikami, nie mogłem się opędzić od gorzkiej melancholii. Zwykło się
wyśmiewać Rex nazywając go ruchem smarkaczy. Dziś wokół
Degrelle’a są ludzie w każdym wieku a jedyna młodość, która jest
wymagana, to młodość ducha. Tym niemniej to właśnie ta prawdziwa
młodość, fizyczna młodość działaczy gra tutaj główną rolę i przebija się
na zewnątrz. Ech, moja droga Anielo, kiedy doczekamy się we Francji
ruchu smarkaczy?
Starszym obserwatorom pobyt w siedzibie Rexu mógłby się wydawać uciążliwy, tak jak pobyt w siedzibie dziennika Le Pays Réel,
gdzie udam się za chwilę, aby zakupić kilka broszur oraz znaczek
reksistowski, za pomocą którego mam zamiar szokować paryskich
przechodniów. Ujrzałem tam bowiem dyżurnych studentów –
nieuporządkowanych, żywych, nieustannie żartujących, nieustannie w
dobrym humorze. A potem powiedziano mi, że ci studenci mają za sobą
tysiące ludzi, którzy ich słuchają, że oni mogą wiele osiągnąć i że
możemy się od nich sporo nauczyć.
I o to zbliża się do mnie ten młody,
zręczny człowiek o solidnej posturze i oczach błyszczących na tle pełnej
twarzy. Mówi do mnie tubalnym głosem, jakim przemawia się do tłumów:
głośnym, ale naturalnym. Nie wiem jeszcze, co mi powie, czego jest wart:
wiem jedynie, że emanują z niego radość i miłość życia, a jednocześnie
pragnienie przekazania tego uczucia innym; wola walki, co samo w sobie
jest już godne podziwu. Nie sądzę, droga Anielo, aby byli na świecie
wielcy przywódcy pozbawieni tego typu zwierzęcej mocy, fizycznego
promieniowania. Nie wiem na tym etapie, czy Léon Degrelle ma inne zalety
– tę z całą pewnością.
Później dowiaduję się, że ma również inne, równie osobliwe.
Nie jestem teoretykiem polityki, mówi z
mocą. Polityka to coś, co się czuje, to instynkt. Jeżeli jest się tego
instynktu pozbawionym, to nie ma się tutaj czego szukać. Ale naturalnie
trzeba pracować, potrzebny jest wysiłek. Staramy się dać poznać ludziom
od dłuższego czasu. Lato nie przychodzi w ciągu jednego dnia.
To zdanie wydaje się do niego pasować,
pojmowanie polityki niczym pory roku, zdolność wyczucia skąd wieje wiatr
i konkretne pojmowanie rzeczywistości. To właśnie dzięki tym cechom
Léon Degrelle poruszył tak umysły Belgów i stał się znany nawet poza
granicami kraju.Rex skrystalizował nie tyle idee, ale pewne
tendencje. Tendencje, które można wyłożyć w sposób znacznie bardziej
precyzyjny niż mogłoby się wydawać. Rex odnosi sukcesy właśnie
dzięki temu, że nie ufa abstrakcji i zamiast tego przywołuje szczegóły:
szczegóły naszego codziennego życia, a nie życia w ogóle. Wydaje mi się,
droga Anielo, że kobiety powinny to łatwo zrozumieć.
Nie potrafiły tego pojąć, mówi mi,
zarówno francuskie jak i belgijskie partie prawicowe. Mają program
społeczny, ale nie potrafią wcielić go w życie. Nie znają życia. Jedyną
klasą społeczną, która posiada wychowanie polityczne – dobre lub złe –
jest klasa robotnicza: jako jedyna uczestniczy w zebraniach, czyta
gazety, potrafi wyartykułować swoje żądania. Partie prawicowe wykluczyły
się z oddziaływania ludu na życie społeczne. Ale co możemy osiągnąć bez
udziału ludu?
To właśnie dlatego trzeba wpierw
zrozumieć. „Nasz ruch ma charakter ludowy. Nie należy wierzyć, że
socjaliści zrobią coś dla robotników. Czterdziestogodzinny tydzień
pracy? Od dwóch lat istnieje we Włoszech. Od przyszłego roku Niemcy
zamierzają organizować swoim robotnikom trzytygodniowe rejsy statkiem na
Wyspy Kanaryjskie lub na Azory. To reżimy autorytarne ustanawiają
święta pracy i propagują godność robotnika. Teraz kolej na nas.”
I zaczyna się nagle śmiać z tą młodzieńczą energią, która nigdy go nie opuszcza.
Ach, komuniści są wściekli! Nie mogą już
organizować zebrań, gdyż muszą zajmować się zakłócaniem naszych!
Czerwona flaga? To nasza flaga! Front Ludowy? Jest taki w Belgii: „Front
Ludowy Rex”. Międzynarodówka? Śpiewamy ją innymi słowami.
Strajki? Popieramy żądania robotników. Zamierzam złożyć projekt ustawy w
sprawie podwyższenia pensji o 10%. Ale bez demagogii: należy
jednocześnie dążyć do analogicznego zwiększenia przychodów.
Następnie spoważniał i dodał:
Ważna jest intencja, z jaką się do tego
dąży. Po katastrofie w naszej kopalni, król Albert zapytał się pewnego
robotnika: „Czego żądacie?” A robotnik odpowiedział: „Domagamy się
szacunku.” W tym tkwi problem. Tego nigdy nie zrozumieją partie
prawicowe – ani u nas ani u was.
Léon Degrelle począł maszerować po swoim
biurze. Złości go na swój sposób ta ignorancja ludzi prawicy, ludzi
lewicy, te wszystkie głodne kawałki, które złoszczą w tym samym czasie
tylu młodych ludzi w każdym kraju. Chaotycznie tłumaczy mi swoje
projekty stanowiące przedziwną mieszankę nowoczesnego korporacjonizmu i
zasad chrześcijańskich. Chce stworzyć społeczną służbę kobiet: wysyłać
młode mieszczanki do chorych i młodych matek, chce, aby wszyscy
pracujący pokochali swoją pracę. Specjaliści pewnie mogliby debatować
nad niektórymi kwestiami ekonomicznymi. Ja specjalistą nie jestem, więc
się w dyskusję nie wdaję. Tak samo nie mam zamiaru dyskutować (czy
miałbym do tego prawo?) na temat specyficznie rozumianej polityki
belgijskiej Léona Degrelle’a: flamandyzującej we Flandrii i
walonizującej w Walonii. Kto wie, czy to właśnie ona nie ocali Belgii?
To, co mnie porusza, to tytuł dzisiejszego wydania Pays Réel:
„Pracujący wszystkich klas łączcie się!” – można przeczytać. To jest
właśnie nowy sposób oddziaływania, nowy słownik tej partii smarkaczy.
Można myśleć co się chce – czujemy, że są nam bliscy.
Poza tym, Rewolucja Léona Degrelle’a
jest Rewolucją moralną. Nie może być inaczej: Degrelle chce przywrócić
stare uczucia miłości króla, miłości narodu, pomocy rodzinie, zbliżenia
klas pracujących, w miarę możliwości, do ziemskiego dobrobytu. To samo
zrobili Mussolini i Salazar. Nic dziwnego, że zbiera się wokół nich tyle
nadziei i tyle nienawiści. Potem rozmawiamy jeszcze o Francji i o jej
kulturze, wobec której odczuwa tak duży dług, o ludziach i o pragnieniu,
aby nasz kraj wyszedł poza swoje zużyte formuły i niebezpieczne iluzje.
Wiem, że nasze partie nie mówią niczego, co wydawałoby się ważne temu
młodemu, gwałtownemu i bezpośredniemu mężczyźnie. „Na waszej prawicy
jest tylko jedna partia, która wie, czego chce – to Akcja Francuska.” I
dodaje: „Naturalnie, wszyscy czytaliśmy Maurrasa.” Następnie mówi o
swoim pragnieniu czynu, o ogromnych wiecach, planach, które rozpalają
ten wielki umysł. Potem zatrzymuje się i znowu powraca do Francji, aby
rzucić w moją stronę: „Wydaje mi się czasami, że we Francji jest tylko
jedna osobowość polityczna – to Doriot.”
Nie mam zamiaru ukrywać przed Tobą,
droga Anielo, że opuszczałem Léona Degrelle’a z poczuciem goryczy. W
następnym tygodniu uczestniczyłem w zebraniu partyjnym naznaczonym
konfliktem pokoleniowym. Należałoby jeszcze długo nad pewnymi kwestiami
dyskutować i z pewnością wiele rzeczy w reksizmie pozostaje niewiadomą,
nawet gdy przeczyta się działa młodych doktorów tego ruchu. Nie mam
zamiaru wystawiać na obecnym etapie żadnych ocen. Ale nie tylko książki
są na świecie. Tej młodzieży (oraz ludzi młodych duchem), tego
zgromadzenia młodych ludzi, którzy czerpią radość z projektowania nowego
świata i którzy pracują gorliwie, rozmawiają, piszą, biją się, bez
przerwy przemieszczają samochodami i kolejami, zatrzymują w
najmniejszych wioskach, śpią dwie, trzy godziny na dobę, nigdy nie
opuszcza radość życia. Pytam się, dlaczego? Dziwię się i smucę. Czy z
tych wszystkich pomieszanych tendencji, które wstrząsają Francją, nie
dałoby się wykrzesać odrobiny młodości?
Nie wiem, co zrobi Léon Degrelle – nie
jestem, w przeciwieństwie do p. Bluma, prorokiem. Ale wierz mi, droga
Anielo, to rzecz niezwykle emocjonująca zatrzymać się u progu czegoś, co
ma się rozpocząć, czemu jeszcze grozi wiele niebezpieczeństw, ale co
daje nadzieję. Nawet gdyby nie wszystkim miało się podobać to, co stanie
się z tym ruchem w przyszłości, trudno powstrzymać się od uczucia
zazdrości.
Robert Brasillach
Je Suis Partout,20 VI 1936Za: https://www.nacjonalista.pl/2017/11/11/robert-brasillach-wizyta-u-leona-degrellea/