Patrzę
na złotą Księgę w granatowej oprawie. Prezent, z którego cieszyłam się
jak małe dziecko. Otwieram ją powoli, z szacunkiem i czcią. Tak cenna,
tak delikatna. Tak ważna. Nie chcę Jej zniszczyć, chcę się w Niej
zagłębiać każdego dnia. Siadam z Nią w cichym pokoju, kładę na kolanach i
czytam, czytam, czytam. Uczę się Jej, chcę mieć Ją nie tylko w pamięci,
ale i w sercu. Chcę Nią żyć.
Patrzę
na małe perełki, przesuwam je wolno, zaplatam wokół palców. Ciągle
czekam na tą jedną perełkę, tą wyjątkową. Póki co wystarczają mi te,
które mam. Biorę je do ręki, malutkie, niepozorne. Prezent z Rzymu,
pamiątka. I najpotężniejsza broń w walce o dobro. Towarzyszą mi podczas
spaceru po lesie, ukryte w dłoni, kołyszące się w rytm mych kroków.
Patrzę
na małego człowieka. Na jego drobne rączki, kruche i aksamitne. Adoruję
go, jego uśmiech, błękitne oczy i malutkie stópki. Jest w nim coś
tajemniczego, coś niespotykanego. Bezbronny, całkowicie zdany na
dorosłych. Kim będzie, jak dorośnie? Jaka czeka go przyszłość? Nie wiem.
Ufam, że będę mogła być jej częścią.
Patrzę
w lustro. Jestem kobietą. Mówi mi o tym nie tylko mój wygląd, nie tylko
mój rozum. Mówi mi o tym moje przeznaczenie, zaszczepione głęboko w
moim sercu. Przeznaczenie do obrony życia. Do dawania go, chronienia i
adorowania. Dlatego traktuję Pismo Święte z największą czcią, mając w
pamięci fakt, że jest to Księga Życia. Dlatego codziennie trzymam w ręku
różaniec z nadzieją, że moc płynącej z niego modlitwy może zmienić
świat. Dlatego patrzę na dziecko i widzę potencjalnego świętego. Widzę
człowieka.
Jestem
kobietą. Katoliczką. To zobowiązuje. Dlatego piszę. Dlatego nazywam
aborcję zabójstwem. W każdym wypadku. Aborcja to zabicie człowieka. I na
tym zakończę. Jako kobieta, jako katoliczka chcę opowiadać się za
życiem, nie śmiercią. I choć tak wiele rzeczy boli, tak wiele budzi
gniew i złość, przemilczę to. Maryja milczała podczas Drogi Krzyżowej,
więc jak ja, tak wielka słabość, mam rościć sobie prawo do krzyku i
siania złości? Wolę z pokorą stanąć przy Najświętszej i otulona jej
płaszczem modlić się i ratować życie.
Pewne
rzeczy należy nazywać po imieniu, nie bać się zabrać głosu. Mam
wrażenie, że trochę się w tym świecie pogubiliśmy, nie mówimy głośno o
tym, co nas boli, unikamy niewygodnej prawdy, oszukujemy samych siebie.
Ciężko się w tym nie zagubić. Sama się gubię, ale są rzeczy, co do
których mam pewność. Zastanawiam się więc głośno, z miłością, jak to
jest, że jeden człowiek zabija drugiego człowieka i mówi, że to jest
dobre? Bez żadnego ale. Dlaczego nazywamy zabójstwo dobrem? Nie
rozumiem.
Nie
pierwszy, nie ostatni raz, tylo powiem: zabójstwo jest złe. Zabijanie
dziecka rozwijającego się w łonie matki jest złem. W każdym wypadku.
Zabijanie drugiego człowieka słowem, spojrzeniem, myślą jest złem – Mt
5, 21-26. Zabijanie własnej duszy poprzez wchodzenie w grzech ciężki
jest złem. I mam odwagę o tym pisać, bo znam swoją marność i wiem, jak
trudne jest wypełnianie przykazań Bożych. Ale muszę o tym napisać, tak
jak muszę zabrać dziecku z ręki nóż. Bo jestem kobietą. Bo wierzę w
Tego, który mówi nie zabijaj, Który mnie stworzył, Który oddał za mnie
życie i nakazał mi oddać moje życie za drugiego – J 15, 12.
Aleksandra Morozowicz