Telewizja, media, politycy jak jeden mąż głoszą:
„możesz być bogaty i szczęśliwy jeśli…” oraz „wszyscy jesteśmy równi”.
Niemal od razu ludzie wierzą w te słowa, bo kto z nas nie chciałby
widzieć na swoim koncie, za jakąś cyferką, sześciu kolejnych zer? Kto z
nas nie chciałby z uśmiechem na twarzy wstawać do pracy i z nie
mniejszym uśmiechem zasypiać? Kto z nas nie chciałby widzieć świata,
gdzie nie jesteśmy gorsi od innych, gdzie nasze poczucie własnej
wartości nigdy nie byłoby zachwiane przez szefa, przełożonego, czy po
prostu bardziej zdolnego kolegę z pracy?
Oczywiście, że każdy z nas pragnie tych wszystkich
rzeczy nawet na najbardziej prymitywnym poziomie, na poziomie
podświadomości. Ten fakt, że ich pragniemy, nie zmienia jednak
rzeczywistości. Polityczne kłamstwa, medialny zalew manipulacji
nakłaniających nas do określonego sposobu bycia zbiera swoje żniwo. Dziś
nie tylko Amerykanie wierzą w „American Dream”. W Deklaracji
Niepodległości Stanów Zjednoczonych Ameryki znajdujemy ogromnej wagi
kłamstwo, które ukształtowało właśnie naszą zachodnią mentalność, a
brzmi ono następująco: „wszyscy ludzie stworzeni są równymi”.
To kłamstwo, które wielu ludzi bierze za pewnik, tylko dlatego, że inni
w nie wierzą i nie wypada się sprzeczać z większością.
Prawda jednak
jest nieco bardziej skomplikowana, jak to zwykle bywa z uogólnieniami
wszelkiego rodzaju. Aby naprostować to kłamstwo na tory prawdy,
musielibyśmy dopisać, że równi jesteśmy w oczach Boga. Bo faktem jest,
że choć rodzimy się różni, z różnymi predyspozycjami, z różnymi
możliwościami rozwojowymi i różnymi rodzinami, to jednak w oczach Boga
nasza wartość jest jednakowa. Skoro jednak jesteśmy równi w oczach Boga,
to czemu ludziom wmawia się, że są równi wobec siebie? Bo takie
postępowanie rodzi w ludziach pychę, chyba najbardziej podstępny ze
wszystkich grzechów. Podstęp polega na tym, że patrząc na siebie
nawzajem z boskiej perspektywy, zaczynamy się oceniać, wartościować i
sądzić. To z kolei nadaje nam kolejny rząd boskich praw, jakimi jest
wtrącanie kogoś do piekła lub wynoszenie do nieba, jak gdyby nigdy nic.
Większość z nas, jak na ironię, nie posiada ni cienia kompetencji, by
dokonywać jakichkolwiek ocen nawet poszczególnych uczynków innych osób, a
co dopiero do oceniania danej osoby. Nie widzimy tego, co Bóg i nie
mamy zdolności pojmowania rzeczy takimi, jakie są w rzeczywistości, więc
patrząc na drugą osobę, powinniśmy uwzględniać to, że nasza perspektywa
jest subiektywna, ludzka i ograniczona. Nasze sądy powinny służyć
wyłącznie próbom zrozumienia drugiej osoby i dostrzeżenia jej w całej
okazałości bez prób oceniania.
Kolejną opcją skorygowania fałszywego
zdania z Deklaracji Niepodległości Stanów Zjednoczonych Ameryki jest
zamienienie słowa „równymi” na „różnymi”. W końcu stwierdzenie, że
jesteśmy „równi” wymagałoby jakiejś weryfikacji. Jeśli zapytamy ludzi,
na ile we własnych oczach są wartościowi, to usłyszymy różnorodne
odpowiedzi. Jeśli sami postaramy się sprawdzić, czy wszyscy są równi, to
zobaczymy, że część społeczeństwa ma większe prawa niż inni, a część
społeczeństwa ma również o wiele większe możliwości od innych. W końcu,
gdy zaczniemy rozpatrywać temat równości, przyjdzie nam zapytać w czym
mamy być równi? Równi jesteśmy na poziomie wartości naszego życia, które
dla Boga jest zawsze tak samo wartościowe, jak inne życia. Jeśli jednak
popatrzymy ludzkimi oczyma i postaramy się dokonać wartościowania,
które co wrażliwszych może zniesmaczyć, to dostrzeżemy, że ludzie nie są
równi w swej wartości dla społeczeństwa. Podejście eugeniczne jest
jednak podejściem do cna zepsutym i nie możemy rozpatrywać wartości
ludzkiego życia w myśl darwinizmu społecznego. Nasi zachodni sąsiedzi,
zarówno jak USA, już dokonywały podobnych ocen i prób wartościowania
życia z wiadomym skutkiem. To, że jednak ich próby były nieetyczne i
nieudane, nie powinno nas wprowadzać w drugą skrajność każącą zamykać
oczy na różnice międzyludzkie, mówiąc, że jesteśmy równi. Życie ludzkie
jest tak samo wartościowe jak inne, ale nasze zasługi i przydatność dla
społeczeństwa sprawiają, że powinniśmy być doceniani adekwatnie do nich.
Ci, którzy więcej dają od siebie, powinni także więcej otrzymywać. Ci,
którzy się poświęcają pracy dla Narodu, powinni przez Naród być bardziej
doceniani niż ci, którzy dla niego nie robią zupełnie nic. Ci, którzy
dają coś od siebie dla innych, od innych powinni coś otrzymywać, a z
kolei ci, którzy próbują innym zabierać, winni sami tracić. Niestety
takie podejście już nie jest tak wygodne jak paradygmat równości. W
końcu jeśli jesteśmy różni, to nie otrzymamy nic za to, że po prostu
„jesteśmy”, a na swój sukces musimy zapracować. Jeśli będziemy lepsi, to
otrzymamy więcej niż gorsi. Skoro uznajemy, że możemy być lepsi/gorsi,
to powinniśmy starać się określić swój poziom umiejętności i dążyć do
rozwoju, by stać się jak najlepszym człowiekiem. Nikt nigdy nie będzie
lepszy od wszystkich we wszystkim, więc należy o tym pamiętać, by nie
wpaść w pychę, gdy będziemy się zbliżali do mistrzostwa, a na gorszych
od nas nie patrzeć z pogardą, a ze wsparciem i pomagać im dostać się
wyżej. Naturalnie jednak ludzie czują opór przed podziałem na lepszych i
gorszych. Wynika to z prostego faktu, że zwykle lepszy wie, że jest
lepszy, a gorszy, że ma niższe umiejętności i stwierdzenie tego faktu na
głos zdawałoby się wskazywać na pychę, gdyby wyszło z ust lepszego, a
na kompleksy i zaniżoną samoocenę, gdyby wyszło z ust gorszego. Więc w
milczeniu godzimy się na stan, jaki jest, bo poprawność polityczna i
wrażliwość moralna nie pozwalają nam na stwierdzenie stanu
rzeczywistego. Fakty wyglądają jednak tak, że zawsze osoba lepsza w
jednej rzeczy, będzie gorsza w innej od osoby drugiej. Jeśli więc
zaakceptujemy wzajemne różnice i dokonamy wzajemnej kategoryzacji,
będziemy mogli wspólnie z innymi dążyć do doskonałości w wybranych
dziedzinach. Dzięki takiemu podejściu dwie osoby o odmiennych
umiejętnościach są w stanie podzielić się doświadczeniem bez oporów i
traktowania drugiej osoby z wyższością wynikającą z bycia lepszym czy z
uniżeniem z uwagi na bycie gorszym. Każdy z nas ma lepsze i gorsze
strony, lecz nie jest to powodem do wstydu, a powodem do pracy nad sobą.
Powinniśmy odrzucić równość i stwierdzić, że jesteśmy różnorodni w
piękny sposób, bo właśnie to czyni nas ludźmi. Są lepsi i gorsi, ale nie
ma ludzi doskonałych.
Kolejnym elementem, którym jesteśmy mamieni przez
polityków, coach’ów i innych ludzi zajmujących się motywacją czy reklamą
jest stwierdzenie, że „każdy może być bogaty jeśli…”. Na końcu tego
zdania wystarczy dopisać odpowiednią końcówkę, powiedzieć zdanie z
przekonaniem i mamy tłum ludzi w kieszeni. Niestety prawda, jak zwykle,
okazuje się bardziej złożona. Jeśli założymy, że istnieje jeden
skuteczny i sprawdzony sposób na osiągnięcie bogactwa, to staniemy w
momencie, w którym każdy człowiek może zostać milionerem. Jeśli
hipotetycznie przyjmiemy, że tak się stanie, to w jaki sposób zadziała
rynek? Wartość pieniądza dramatycznie spadnie. Prawa ekonomii są
bezduszne i brutalne, ale zawsze bogaci będą stanowili pewną elitę
społeczeństwa, która będzie sobie mogła pozwolić na więcej niż inne
warstwy społeczne. Prawda jest taka, że nie ma żadnego sposobu na
wcielenie w życie komunistycznej utopii, bo w świecie, gdzie istnieje
pieniądz, istnieją również prawa ekonomii. Te sprawiają, że wartość
pieniądza reguluje się sama i niemożliwe jest, żeby nagle każdy człowiek
na świecie mógł pozwolić sobie na zakup Ferrari. Gdyby wszyscy naraz
stali się milionerami, to milion miałby pewnie wartość równą
współczesnemu banknotowi 100-złotowemu, a zatem na powrót mielibyśmy
sytuację, gdzie na Ferrari pozwolić sobie może tylko wąska, elitarna
grupa ludzi. To, co możemy zrobić z takimi przemowami, to potraktować je
jako swego rodzaju motywator. W końcu każdy z nas czasami traci energię
i siłę do jakiegokolwiek działania. Korzystając jednak z takich
motywatorów należy pamiętać, że nie mówią one o rzeczywistości, a o
ideach, które są nierealne. Gdy więc poczujemy ten przypływ energii i
chęci do działania, stawiajmy przed sobą małe, realne i terminowe cele,
które przybliżą nas choćby o kroczek do upragnionego celu. Żadna
przemowa ani teoria nie uczyni z nas geniuszy od razu, ani od razu nie
napełni naszych portfeli czy nie wskaże sensu życia. Jednak szansa na
osiągnięcie takich celów pojawia się w sukcesywnej, wytrwałej i
długotrwałej pracy.
Wiele młodych osób po studiach, stając na rynku
pracy, wierzy w szczytne ideały, jakie wpojono im w procesie edukacji.
Pełni marzeń, energii i pomysłów stają niepewnie w obliczu poszukiwania
pracy. Ich pierwsze kroki nieśmiałe, jak kroki niemowlaka, zwykle kończą
się wylądowaniem tyłkiem na podłodze. Zawsze bowiem znajdzie się ktoś
lub coś, co sprowadzi takich „niepoprawnych marzycieli” na ziemię. Czy
będzie to szef pomiatający podwładnymi, czy trudności w znalezieniu
pracy, czy po prostu zajęcie nieprzystające do kompetencji; motywacja
człowieka jest największa właśnie w momencie skończenia edukacji. Tę
potężną ilość energii zwykle się tłamsi, miast wykorzystywać i młodzi
inżynierowie, lekarze, prawnicy tracą swój idealistyczny zapał na rzecz
przyziemnego pragmatyzmu. Rzeczywistość, która wcześniej wyglądała
kolorowo w efekcie propagandy mówiącej „osiągniesz wszystko, czego
pragniesz, jeśli tylko będziesz chciał”, okazuje się wyglądać zupełnie
inaczej. Aspiracje, które powstały na gruncie takich tekstów poprzez
swoje niezaspokojenie rodzą frustrację. Żebyśmy jednak nie żyli w
ciągłym stresie i niezadowoleniu, co jest już niemal naszą cechą
narodową, powinniśmy nie dać omamić się mowami motywacyjnymi. Warto
uważać na popadanie w drugą skrajność i zwalczanie tego typu przemówień,
bo mają one swoją istotną cechę. Niezależnie od tego, czy są realne,
potrafią dodać nam energii i motywacji, jeśli tylko się do nich nie
zantagonizujemy. Zatem używajmy ich i oglądajmy, ale wykorzystując je,
jako narzędzia, a nie podpowiedzi życiowe. Ograniczajmy swoje aspiracje
do realiów rzeczywistości, to będziemy mogli żyć pełnią życia i
jednocześnie osiągać maksimum siebie.
Współcześnie możemy zaobserwować pewien trend, który
powstał w odpowiedzi na kłamstwa tego typu. Trend do aspirowania na
szczyty ludzi, którzy nie mają nawet cienia predyspozycji do tego, by
pełnić funkcje kierownicze czy inne istotne stanowiska związane z
prestiżem. Nadwyżka ludzi z wykształceniem wyższym powoduje, że załamuje
się rynek pracy i brakuje ludzi, którzy po najzwyklejszej w świecie
zawodówce wiedzieliby, z której strony trzyma się młotek i potrafili się
nim fachowo posłużyć. Zamiast tego mamy rzeszę ludzi, którzy mają
wykształcenie „zbyt wysokie”, by kazać im operować młotkiem, a z kolei
zbyt mało miejsc pracy, by mieli oni szansę na znalezienie jej w swoim
zawodzie. Wyłączając telewizję, każdy z nas powinien rozejrzeć się w
rzeczywistości lokalnej. Czego dotyczą ogłoszenia o pracę, jakich
kwalifikacji i jakich predyspozycji wymaga regionalny rynek pracy. W
końcu Polska nie potrzebuje nadwyżki mądrych bezrobotnych, lecz ludzi,
którzy będą potrafili także pełnić te najzwyklejsze funkcje, bez których
współczesne życie byłoby niemożliwe. Czy będą to sprzątaczki, piekarze,
kasjerki czy też robotnicy. Wszystkim im należy się szacunek taki sam,
jak lekarzom i prawnikom, o ile swoją pracę robią z zaangażowaniem i
oddaniem. Uczciwa i solidna praca powoduje nie tylko wzrost gospodarczy,
ale także nowe miejsca pracy oraz pomaga budować rzeczywistość na
wyższym poziomie ekonomicznym. Nadeszły czasy, kiedy Polska nie
potrzebuje już ludzi wykształconych, a ludzi czynu. Fachowców, którzy
będą wiedzieli jak robić swoje na najbardziej podstawowym poziomie.
Powróciły czasy, kiedy zwykły człowiek odzyskuje swoją wartość
niezależnie od zawodu jaki pełni. W końcu świat bez robotników i
piekarzy nie byłby tak kolorowym i przyjemnym miejscem.
Aby uniknąć tego wielkiego oszustwa należy spojrzeć
szerzej na rzeczywistość, która nas otacza i dostrzec sposób, w jaki
powiązane są wszystkie zawody tworzące nasze miasta i nasze państwo.
Należy odciąć się od pragnienia „życia z ekranu”, które jest fałszywe i
powoduje chorobliwy nadmiar ambicji. Powinniśmy umieć dostrzec piękno w
tym wielkim dziele, jakim jest budowa społeczeństwa nawet na najmniej, z
pozoru, istotnym stanowisku. Rzeczywistość jest diametralnie różna od
lansowanej w telewizji mody i od propagowanego stylu bycia. Cel życia
proponowany wszystkim nie jest celem jednostki, jest celem manipulatora
stojącego po drugiej strony ekranu. Musimy więc włączyć swoje myślenie,
by wynurzyć się powoli z zalewu tego fałszu, który nas otacza i postarać
się ujrzeć rzeczywistość w oderwaniu od mediów i wpływów innych ludzi,
czego sobie i wam życzę.
CWP!!!