W tym tygodniu byłem na filmie "Wołyń" w reżyserii Wojciecha
Smarzowskiego. Idąc na ten film, miałem już pewne informacje, często
sprzeczne, na temat jego fabuły. Jedni twierdzili że film jest bardzo
słabej jakości, że za długi wstęp, że wątki zbyt chaotyczne, że za mało
pokazane, że główna rola żeńska kiczowata, że to negatywna, bo z
Ukraińcem, bo przed ślubem, bo męża zdradzała... Inni zaś twierdzili że w
filmie zbyt dużo jest okrucieństwa, zbyt dużo krwi. Albo też że jest
nieobiektywny, że pokazuje obraz wyłącznie z polskiej strony.
Muszę przyznać, że film zaskoczył mnie i to bardzo pozytywnie. Otóż
został nakręcony, moim zdaniem, fachowo i profesjonalnie. Nie wiem jak
niektórzy, ale ja cały czas doskonale łapałem się w fabule, i wiedziałem
co w danej chwili się dzieje, i dlaczego. Film jest właściwie
jednowątkowy, pokazuje historię konkretnej osoby, głównej bohaterki, i
wszystko cały czas kręci się wokoło niej... Jest to pokazanie następstw
wydarzeń, od początku wojny. Przeskoki o kilka miesięcy są łatwo
wyczuwalne i naturalne. Fabuła jest wręcz nad wyraz prosta i zwięzła.
Bohaterka jest po prostu zwykłą osobą. Nie jest to jakaś postać
historyczna, którą należało by pokazać jako czystą i idealną, pokazując
wyłącznie jej heroiczne cnoty. Jest to postać fikcyjna, która ma nas po
prostu przybliżyć w epokę, pomóc nam wczuć się, i postawić na jej
miejscu... Dlatego jest ona zwykłą, normalną osobą, taką jak my wszyscy,
która jak każdy błądzi, grzeszy, żyje i po prostu zwyczajnie chce
przeżyć w tych jakże ciężkich czasach. Pokazanie w takim filmie osoby
sztucznie wyidealizowanej mijało by się całkowicie z celem.
Wyjątkowo dobrym posunięciem reżysera było pokazanie tak długiego
wstępu, jakim jest wesele. Te wszystkie zwyczaje, symbole, relacje
między ludzkie, doskonale wprowadzają nas w tamte lata. Pokazują jak
pięknie przed wojną funkcjonowały Polskie Kresy, i jednocześnie jak
wielkie były dążenia wśród dużej części Ukraińców aby ten ład i harmonię
zburzyć... Jak wiele było powtarzanych kłamstw, pomówień, siania
nienawiści między ludźmi... Jednocześnie widzimy Polskie, katolickie
duchowieństwo wzywające do miłości i pojednania, do wspólnego trwania
obydwu nacji obok siebie, tak jak to było od wieków...
Dalsza część filmu rozwija cały wątek, pokazuje kolejne etapy
podjudzania konfliktu, najpierw przez sowietów, a potem przez Niemców
(którzy jednak jak widzimy byli znacznie bardziej cywilizowani od
banderowców). Ostatecznie dochodzi do eskalacji nienawiści, i rzezi na
masową skalę, którą widzimy w ostatniej scenie. Ale i tam widać, że
wśród Ukraińców zdarzały się jednostki, nieliczne wyjątki potwierdzające
ogólną regułę, które pomagały Polakom, ratowały ich, często z
narażeniem własnego życia. Podobnie wśród grekokatolickiego
duchowieństwa byli banderowcy, którzy święcili kosy i widły, oraz
prawdziwi Duchowni Kościoła Katolickiego, wzywający do pojednania.
Film pozostaje obiektywny, pokazując także odwetowe akcje dokonywane
przez Polaków na ludności ukraińskiej, jednakże pokazuje jasno, że skala
tych aktów zemsty była nieporównywalnie mniejsza, do ilości zbrodni
ukraińskich, podobnie jak skala ich okrucieństwa. Nie jest to więc, jak
twierdzą ukraińcy, tragedia obu narodów, tylko jest to wyłącznie
zbrodnia ludobójstwa dokonana przez ukraińców na Narodzie Polskim, za
którą do dziś dnia nie usłyszeliśmy nawet zwykłego słowa "przepraszam".
Jakkolwiek nie oceniać by tego filmu, to był on niezmiernie potrzebny.
Pokazuje bowiem cienką granicę między cnotą Nacjonalizmu - czyli miłości
do własnego Narodu, a szowinizmem, czyli chorą nienawiścią do innych
nacji. Tam gdzie brakuje Boga i jego Prawa, tam najczęściej rodzi się
nienawiść - nazizm, komunizm, czy szowinizm. W dzisiejszych czasach, gdy
chaos i lewactwo święci swój tryumf, głosząc prawdziwą "mowę
nienawiści" wobec wszystkiego co prawdziwie Polskie i Katolickie,
odrzucając przy tym wszelkie prawa Boskie, moralne i naturalne,
szczególnie należy o tym pamiętać i innym przypominać.
Prawdziwy Polak i prawdziwy Katolik nie chce zemsty. Naszym celem nie
jest zniszczenie nacji ukraińskiej. My chcemy po prostu usłyszeć słowa
"Przepraszamy. Tak to było ludobójstwo. Jest nam wstyd i prosimy o
wybaczenie.". Wtedy, i tylko wtedy, możemy mówić o jakimkolwiek
pojednaniu. Oczywiście za taką deklaracją muszą też iść konkretne czyny,
inaczej będą to tylko puste słowa. A więc po 1. Ukraińcy musieliby
całkowicie zaprzestać kultu wobec oprawców Polaków, musieliby zburzyć u
siebie wszystkie pomniki Bandery i innych morderców, oraz potępić
banderyzm i wszelkie ruchy neo-banderowskie. Po 2. musieliby uznać, że
Kresy Wschodnie, a więc dawne województwo lwowskie, stanisławowskie,
tarnopolskie i łuckie, to ziemie Polskie, i dążyć do ostatecznego zwrotu
tych ziem, zawłaszczonych przez związek radziecki, Polsce, lub
przynajmniej, w okresie przejściowym, do zagwarantowania wszelkich praw
mniejszości Polskiej na tych ziemiach. Po 3. musieliby oczywiście zrzec
się wszelkich roszczeń terytorialnych wobec Polski.
Możemy raczej wątpić że to nastąpi, bo wszelkie głosy i znaki mówią nam
że jest dokładnie przeciwnie. Ukraińcy nie tylko nie chcą zaprzestać
kultu Bandery i banderyzmu, ale i posuwają się do roszczeń
terytorialnych wobec Polski [sic!] a nawet plotą o "konieczności
zburzenia Cmentarza Obrońców Lwowa"! Jest to całkowitą kpiną z ich
strony i splunięciem nam, Polakom, w twarz. Nie dość wspomnieć, że po
obejrzeniu filmu "Wołyń" młodzi Ukraińcy stwierdzili, że "są dumni że
swojej historii"...
Oby ten film otworzył oczy jak największej ilości naszych rodaków,
zwłaszcza tych zaślepionych pro-ukraińską i rusofobiczną retoryką
syjonistycznego PiSu, którzy liczą na pojednanie z Ukraińcami, bez
wcześniejszego rozliczenia win... Ci którzy to głoszą, są zdrajcami
polskiej racji stanu, zasługującymi tylko na to, aby ich powiesić na
szafocie! "Wołyń" można różnie oceniać, ale ten film był nam potrzebny. I
uważam, że każdy prawdziwy Polak powinien go zobaczyć!
Michał Mikłaszewski